Odkupując wczorajsze "późnowstanie", dziś zerwałem się o 4.00. Nie ma żartów, albo rybki albo akwarystka ... czy jak to leciało. Pierwsza przygoda była zanim w ogóle dotarłem do lasu. Jadący przede mną samochód zabił dzika. Nie widziałem zdarzenia, ale dzik był ciepły, więc musiało się to wydarzyć chwilę wcześniej. Zatrzymałem się, bo leżał na środku drogi. Ściągnąłem go na pobocze przynajmniej z dwóch powodów, pierwszy żeby ktoś na niego nie wpadł, bo ważył ok. 80 kg.!
Drugi, niestety z wyrachowania, żeby kruki go zbyt szybko nie wypatrzyły, bo wtedy nici z mojej zasiadki:) Ptaki informują się na kilometry o takiej stołówce. Wyruszyłem w dalszą drogę. Nie dochodząc do lasu zauważyłem łanię i pasącego się obok niej cielaka. Zdjęcie wykonałem ze stosunkowo sporej odległości, ale coś w kolorycie tego porannego kadru spodobało mi się.
Zmrożona szronem trawa oświetlona tą ciepłą smugą. Można by rzec - impresja ... no coś na kształt, bo skromnym trzeba być;)
Wczoraj nieco się spieszyłem, więc nie poświęciłem wystarczającej uwagi cudownemu zjawisku jakie zachodzi w tym miejscu. Nie ukrywam, że sam mam po dziurki w nosie wszelkich wschodów, a szczególnie zachodów słońca nad jeziorem. To tak zajechany temat, że nie pamiętam kiedy odważyłem się zrobić takie zdjęcie po raz ostatni :) Tu jednak nie ma jeziora, a zjawisko wydało mi się niepretensjonalne.
Co ciekawe, wczoraj zająca nie było widać na zdjęciu, ale przyjrzyjcie się uważnie tej fotografii.
Ten lis próbował podejść żurawie! Twardziel :)
Po niespełna godzinie dotarłem na miejsce. Na szczęście jeszcze przed krukami, bo wczoraj mi się to nie udało. Rzecz w tym, by nie zdążyły zauważyć, że wchodzę do kryjówki. Gdyby tak się stało, to rozpaplają po całym lesie " ... kraaa, a tam siedzi Krzysiek .. kraaa, czeka na frajerów ..." kraaa i tak godzinami. Można sobie wówczas darować siedzenie, będzie nieefektywne. Ale dziś ... proszę, jaki czarny książę zawitał.
Na szczęście nie zwracając uwagi na ich zachowanie, przyszły, dziś już mogę to powiedzieć - jak zwykle - żurawie! Urok tych ptaków sprawia, że nigdy nie przestaną mnie zachwycać.
Syciłem oczy takimi widokami przez przynajmniej kwadrans.
Pisałem już, że uwielbiam Myszołowy. Dziś odwiedził mnie jeden. Długo na niego czekałem.
Jak widać zbiera materiał na gniazdo. Odleciał tak po prostu, na 100% go nie wystraszyłem.
Dziś tak się zabunkrowałem pod świerkiem, że nie było opcji by mnie wypatrzył.
Cudo!
To ta sama polanka, do której po dwóch spotkaniach z Jego Mością Bielikiem, postanowiłem "się przytulić" na dłużej. I to była słuszna decyzja! Spójrzcie, ten posiłek, na który zaprosiłem Króla, kosztował w Tesco 5,40 zł. Warto było :)
p.s.
a właśnie, komentarz syna uświadomił mi, że nie dopowiedziałem jednej rzeczy. Ten Bielik ... On usiadł w ósmej godzinie zasiadki!!! Wyobrażacie sobie, co oznacza siedzenie w bezruchu 8 godzin! Naprawdę wracałem jak połamany :) Dodaję tę informację, żeby nie było, że wystarczy pójść do lasu, rzucić ochłap i przysiąść na 15 minut.