Chyba nie sądziliście, że ze względu na wyraźny opad atmosferyczny, pozostanę w domu! Co to, to nie! Nie ma "mnientkiej gry", więc postanowiłem, że nie "wymnientkne" i pójdę do lasu choćby nie wiem co. I poszedłem.
Mało tego, wybrałem zupełnie nowy, nieznany mi teren. Zakochałem się w tej okolicy. Nieprawdopodobnie atrakcyjne miejsca. Trasa wprawdzie długa i trudna ale z ogromnym potencjałem. Ogromne zróżnicowanie terenu oraz biotopów. Są lasy mieszane, bór suchy sosnowy, sosnowo-świerkowy, grądy i olsy, lasy liściaste, młode uprawy i drągowiny. Tereny podmokłe i bagienne, cuda Panie, cuda! Słowem wszystko. Rosną tu chyba najstarsze i najpotężniejsze olchy jakie widziałem w życiu!
Niestety w znakomitej części trasy, las porośnięty jest największym wrogiem podglądacza zwierząt - młodziutką grabiną. Te cholernie twarde i sztywne chaszczaki przyjmujące najczęściej postać pojedynczej gałązki wyrastającej z ziemi, strzelają o nogawki całkowicie bezpardonowo i skutecznie. Skuteczność ich polega głównie na tym, że po niefortunnym kroku, a wystarczy chwilowa utrata równowagi, mamy gwarancję, że jeleni nie uświadczymy w promieniu 500 metrów!
Dzień zaczął się upiornie mokro i ciemno.
Po sforsowaniu wąwozu, zejściu po stromiźnie i powtórnym wejściu, gdy serce szukając łatwiejszego dostępu do tlenu, próbowało wyskoczyć mi z klatki, napatoczyłem się na dziki.
Lochy prowadzącej nie zdążyłem sfotografować, a szkoda, bo chodziła w mojej wadze - kawał sztuki!
Przelatek wyszedł jak wyszedł, ale coś przecież pokazać muszę!
Nie wiem jak to się dzieje, ale raniuszki spotykam wyłącznie w taką pogodę i z taką mi się kojarzą.
Poza nimi, podchód uprzyjemniały mi inne sikory.
Tu sikora uboga skrzętnie przeglądająca największy spichlerz lasu - ściółkę!
Bardzo aktywne były również pełzacze leśne. To bardzo precyzyjni poszukiwacze smakołyków ukrytych w zakamarkach kory.
Miedziano-złote liście grabów są naprawdę urocze. Skąpane w kroplach zimowego deszczu wydały mi się godne fotografii.
Gdy znalazłem tę oto świeżynkę, świadczącą o "przedchwilnej" obecności jeleni, postanowiłem zajrzeć do pobliskiej drągowiny. Jeleń pozostawia takie właśnie walcowate bobki o wielkości:
+/- szerokość 10 mm x 20 - 25 mm długości. W dotyku twardawe, kolor jak na zdjęciu, smak lekko kwa ... aaa ;)
Zwykle tego nie robię, szanując dzienne ostoje jeleni, raczej do nich nie wchodzę, ale dawno ich nie fotografowałem i ... tym razem niestety - musiałem! :)
Ale przysięgam, że ich nie spłoszyłem! Zrobiłem co do mnie należało i nie podchodziłem bliżej.
Zostawiłem je tam, gdzie zastałem, a zdjęcia wykonane w gąszczu drągowiny wydały mi się nawet bardzo ciekawe, takie środowiskowe.
Początkowo zobaczyłem coś takiego ... dwa byki. Jeszcze nie wiedziałem, że jest ich tam około dziesięciu!
Normalnie podchód w drągowinie jest praktycznie niemożliwy, ale przy takiej wilgotności, udało mi się nieco podejść. Mokra ściółka jest cichsza, a gałązki łamią się nie tak głośno jak zwykle, gdy są suche.
Ten stał na warcie, a w drugim planie przechodziły kolejne i kolejne samce.
Tu już widać przynajmniej trzy byki.
Ilość satysfakcji rosła, ale wciąż nie mogłem pokazać wielkości tego kawalerskiego stada, typowej zimowej formacji byków.
Było ich sporo, ale nie odważyłem się płoszyć stada z powodu chęci zrobienia kolejnych zdjęć.
Te, które wykonałem, całkowicie mi wystarczają jak na nowy teren i tak paskudną pogodę.
Wracałem naprawdę spełniony. Wiem, że ta okolica odkryje przede mną jeszcze wiele swoich tajemnic! Oczywiście wszystkimi się z Wami podzielę :)
Wszystkie zdjęcia zrobione przy ISO 1250, przysłona 4.0, czas od 1/60 do 1/80 sek.