Nie wiem czy jestem, ale staram się być eleganckim mężczyzną i gdy komuś coś zawdzięczam, robię co mogę by się odwdzięczyć. Marcin pokazał mi swoją miejscówkę na wilka, więc ja Jemu pokazałem swoją i do tego Go tam zabrałem, tak jak i On mnie do siebie. Dziś dokładnie. Wybraliśmy się o 4.30, bo przecież trzeba się wyspać, nikomu ojca nie zabiliśmy! Szczerze mówiąc można równie dobrze wyjechać o 3.30 i też będzie dobrze. Ale co tam, takie śpiochy jak my, walają się do 4.00 i dopiero jadą.;)
O tej godzinie ilość światła w lesie raczej nie oślepia, ale ja to kocham i tyle. Tylko o tej porze można złapać te niebieskie pełzające mgiełki.
Jeszcze na dobre nie weszliśmy w głąb Puszczy, a komitet powitalny już czekał! ;)
Gdy słońce wdrapało się ponad linię drzew, rozpoczął się ten krótkotrwały, unikalny spektakl świetlny.
Na tej samej polance obszczekał nas kozioł "rozpuszczony we mgle".
Jak widać wkłada sporo wysiłku w pokrzykiwania :)
Tak lubię.
Zwierzyna niby jest, ale jakoby jej nie było :) Wszystko gdzieś poutykane, pochowane, jakby przestraszne ... czyżby?!?
Nawet towarzyska zwykle czubatka ostro zhisteryzowała! :)))
Po chwili obserwujemy fajnego kozła.
Wolę go jednak w wersji zacienionej ... wiadomo, jak to ja :)
A co my tu mamy?!? :)
Koleżka tak bardzo "odpłynął w rozkoszy się drapania", że mało brakowało, a wywaliłby się na grzbiet :)))
Między wsiami taka scena. Obraz p.t. "polujący wśród kwiatów".
Po drodze na najpyszniejszą kawę w leśniczówce u Państwa Różańskich, Pan Gąsiorek zaszczycił nas pozując niczym na okładkę magazynu.
Nie byłbym sobą, gdybym oddał się wyłącznie piciu kawy. Ogród "u Różalków" na to nie pozwala :)
Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że ona stara się oderwać tą gałązkę :)))
Wybaczcie te dziwne kadrowania, ale chciałem pokazać kończyny ... nieprawdopodobne!
Spojrzeliśmy sobie w oczy! Ktoś ma wątpliwości?!? No! :) Tak gwałtownie skierowała głowę w moją stronę, że miałem wrażenie, iż zajrzała mi w sam środek duszy! :)
Może ma te odnóża nieco kosmate, ale trzeba przyznać, że długie! :)))
Na koniec okazało się, że gdy tak oddałem się "iściu bezmyślnemu" i się rozglądaniu też oddałem się, to Marcin wziął i zrobił mi zdjęcie! Bardzo jestem Mu wdzięczny, bo niezbyt często mam okazję, by ktoś mnie utrwalił :)
Wprawdzie idę jak przetrącona czapla po nieudanym lądowaniu, ale za to okoliczności przyrody są piękne! ;)
Zdjęcie środowiskowe! Całe szczęście, że nie atlasówka:))) Oby Marcin nie opisał, że sfocił kolejnego jelenia! ;) :)))
Dla formalności dodam, że tropów wilków widzieliśmy sporo, wilków znacznie mniej, w zasadzie to była ilość obserwacji statystycznie nieistotna, konkretnie bliska zeru. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle nie widzieliśmy, bo Marcin widział ... a że potem wilk zamienił się w kozła ... to kozła problem! Mógł przecież się nie zamieniać. Marcin dostał emocje, a o co w tym wszystkim chodzi? O emocje. Krótko mówiąc skoro Marcina mózg przeżył emocje spotkania z wilkiem, to czym to się różni od spotkania z wilkiem, skoro to ten sam rodzaj emocji? Jak zwykle namotałem :)))
Marcin! Dziękuję za rewelacyjną niedzielę! :)
niedziela, 31 lipca 2016
sobota, 30 lipca 2016
wilk w korze!
Nazwiska Marcina nie podam, bo ustawa o ochronie danych osobowych mi nie pozwala ale też z paru innych względów, których po lekturze opowieści, nie będzie trzeba wyjaśniać. Marcin jest naprawdę unikalnym egzemplarzem rodu ludzkiego i jakby tego nie było dość, jest też dotknięty tą samą chorobliwą pasją do przyrody, co nieskromnie rzec biorąc ja. Jego unikalność to rzadki rodzaj przyjaznej osobowości i otwartości. Fentoypowo nie wygląda, ale musi być ze wschodu :) Marcin od jakiegoś czasu jest w posiadaniu interesującej wiedzy na temat lokalizacji nory lęgowej wilków i terenów ich aktywności. Z tego właśnie powodu Jego dane powinny podlegać ochronie i u mnie ma to jak w banku. Ponad pół roku temu podzielił się ze mną tą wiedzą. Za moralną zgodą Marcina pojawiałem się od czasu do czasu w tych okolicach. W okolicach dodam, doskonale mi znanych, jednak w świetle tej wiedzy, jakby nowych :))
Widywałem tam tropy wilków, świeże odchody itd. ale samych Ich Najjaśniejszych Mości nie.
Do przedwczoraj!
Marcin miał urlop, ja wiadomo, wolny ptak, więc umówiliśmy się, że pójdziemy razem poszukać wilków. Znacie mój stosunek do przebywania w lesie z kimś jeszcze. To jak zabieranie żony na wycieczkę do Tajlandii :)
Ale to Marcina teren, Jego wiedza i Jego zaproszenie. Skorzystałem.
Umówiliśmy się na 4.30 na obrzeżach miasta. Od mniej więcej roku tak mówię na Olsztyn ... miasto.
Wcześniej miałem spore wątpliwości.
Wita nas las mokry, las stary i ciągle pogrążony w szarościach. Aparat przy ISO 1000 sugeruje 1/25 sekundy. Świetnie! myślę, mam nadzieję, że spotkany wilk na nasz widok zbetonieje i w tej pozycji pozostanie niezmiennie przez chociaż pół sekundy. To stworzyłoby jakąś minimalną szansę na pokazanie czegoś innego niż szarawa plama wymuszająca usilne tłumaczenie, że to był wilk właśnie.
Idę grzecznie za Marcinem, to w końcu On wie dokąd idziemy. Pierwszy raz od lat ktoś mnie prowadzi przez las, a ja nie realizuję własnych decyzji. W pełni akceptuję tę nową dla mnie sytuację.
Kiedy doszliśmy do celu i powolutku obieraliśmy kierunek powrotny, siłą rzeczy do głosu doszedł moment dekoncentracji. To naturalne. Właśnie przeciskaliśmy się przez zachaszczoną dróżkę, która stanowiła ciasny, ciemnawy korytarz wśród krzewów i drzew. Każda gałązka każdy listek pokryty wodą niedawnego deszczu. Buty klasycznie mokre. Spodnie też. I właśnie wtedy, dokładnie w sytuacji, w której wykonanie zdjęcia było z wielu powodów niemożliwe, dziesięć metrów przed nami przeszedł wilk! Wbrew nadziejom nie zbetoniał.
No żesz szlag by to itd. i sami wiecie co i to też @$^!!*@^@$*%#*!
Wilk został utrwalony wyłącznie w naszej ... korze mózgowej.
Mi najwyraźniej utkwiły w pamięci jego "portki", te chorągiewki sierści na tylnej części ud i opuszczony ogon. Głowę niósł nisko. Może to był stary basior - hunołs?
Przemknął jak duch. Bezgłośnie. Zresztą podszyt był mokry, my też szliśmy cicho.
Kilkanaście sekund po obserwacji usłyszałem - Q... to był wilk!
Tak to był wilk ... Emocjonalne piękno tej sytuacji pozostanie z nami na lata! Pokazać Wam jednak tego nie mogę.
Czy to dziwne, że dziś byłem tam o tej samej porze? Musiałbym stracić nogi, żeby tam nie pójść.
Od razu mówię, wilka dziś nie widziałem, ale zobaczcie jak wygląda wilczy las.
Jeszcze nie raz tam wrócimy, trzeba wierzyć. Mam już trzy miejscówki na wilka. To się prędzej czy później wydarzy ;)
Mgła w godzinie wschodu była niesamowita.
Jeszcze długa droga przede mną :)
Zawsze się zastanawiam jak ta wielka gwiazda, która oświetla tyle planet, potrafi trafić tak wybiórczo w jedno drzewo :))
Tylko momentami mgła jakby odpuszczała ale to było złudne.
Budzi się dzień.
Warmińskie Sherwood :)
Niezwykłe drugie plany. Ten "klimacik" lubię najbardziej.
Las był nasycony wilgocią jak ... jak ... jak sam nie wiem co!
To dla wtajemniczonych znawców Puszczy może być pewna podpowiedź.
Czas płynął, a mgła ... jak drut!
Jelenie totalnie przepłoszone. Las robi wrażenie pustego. Wychwycenie tej łani graniczyło z cudem!
Wilki grasują!
Widywałem tam tropy wilków, świeże odchody itd. ale samych Ich Najjaśniejszych Mości nie.
Do przedwczoraj!
Marcin miał urlop, ja wiadomo, wolny ptak, więc umówiliśmy się, że pójdziemy razem poszukać wilków. Znacie mój stosunek do przebywania w lesie z kimś jeszcze. To jak zabieranie żony na wycieczkę do Tajlandii :)
Ale to Marcina teren, Jego wiedza i Jego zaproszenie. Skorzystałem.
Umówiliśmy się na 4.30 na obrzeżach miasta. Od mniej więcej roku tak mówię na Olsztyn ... miasto.
Wcześniej miałem spore wątpliwości.
Wita nas las mokry, las stary i ciągle pogrążony w szarościach. Aparat przy ISO 1000 sugeruje 1/25 sekundy. Świetnie! myślę, mam nadzieję, że spotkany wilk na nasz widok zbetonieje i w tej pozycji pozostanie niezmiennie przez chociaż pół sekundy. To stworzyłoby jakąś minimalną szansę na pokazanie czegoś innego niż szarawa plama wymuszająca usilne tłumaczenie, że to był wilk właśnie.
Idę grzecznie za Marcinem, to w końcu On wie dokąd idziemy. Pierwszy raz od lat ktoś mnie prowadzi przez las, a ja nie realizuję własnych decyzji. W pełni akceptuję tę nową dla mnie sytuację.
Kiedy doszliśmy do celu i powolutku obieraliśmy kierunek powrotny, siłą rzeczy do głosu doszedł moment dekoncentracji. To naturalne. Właśnie przeciskaliśmy się przez zachaszczoną dróżkę, która stanowiła ciasny, ciemnawy korytarz wśród krzewów i drzew. Każda gałązka każdy listek pokryty wodą niedawnego deszczu. Buty klasycznie mokre. Spodnie też. I właśnie wtedy, dokładnie w sytuacji, w której wykonanie zdjęcia było z wielu powodów niemożliwe, dziesięć metrów przed nami przeszedł wilk! Wbrew nadziejom nie zbetoniał.
No żesz szlag by to itd. i sami wiecie co i to też @$^!!*@^@$*%#*!
Wilk został utrwalony wyłącznie w naszej ... korze mózgowej.
Mi najwyraźniej utkwiły w pamięci jego "portki", te chorągiewki sierści na tylnej części ud i opuszczony ogon. Głowę niósł nisko. Może to był stary basior - hunołs?
Przemknął jak duch. Bezgłośnie. Zresztą podszyt był mokry, my też szliśmy cicho.
Kilkanaście sekund po obserwacji usłyszałem - Q... to był wilk!
Tak to był wilk ... Emocjonalne piękno tej sytuacji pozostanie z nami na lata! Pokazać Wam jednak tego nie mogę.
Czy to dziwne, że dziś byłem tam o tej samej porze? Musiałbym stracić nogi, żeby tam nie pójść.
Od razu mówię, wilka dziś nie widziałem, ale zobaczcie jak wygląda wilczy las.
Jeszcze nie raz tam wrócimy, trzeba wierzyć. Mam już trzy miejscówki na wilka. To się prędzej czy później wydarzy ;)
Jeszcze długa droga przede mną :)
Zawsze się zastanawiam jak ta wielka gwiazda, która oświetla tyle planet, potrafi trafić tak wybiórczo w jedno drzewo :))
Tylko momentami mgła jakby odpuszczała ale to było złudne.
Budzi się dzień.
Warmińskie Sherwood :)
Niezwykłe drugie plany. Ten "klimacik" lubię najbardziej.
Las był nasycony wilgocią jak ... jak ... jak sam nie wiem co!
To dla wtajemniczonych znawców Puszczy może być pewna podpowiedź.
Czas płynął, a mgła ... jak drut!
Jelenie totalnie przepłoszone. Las robi wrażenie pustego. Wychwycenie tej łani graniczyło z cudem!
Wilki grasują!
czwartek, 28 lipca 2016
zintegrowane systemy pokarmowe! ;)
Dziś niedzielne continuum, czyli obiecane sceny z momentu karmienia, podejrzane w kolonii kormoranów.
Fotografowanie kormoranów wcale łatwe nie jest, bo nie dysponuję zbyt wielką ogniskową, raptem 420 mm. Te ptaki na wyspie, siedzące na drzewach, wcale nie są takie nieostrożne. Gdy podpływa się zbyt blisko, reagują masową ucieczką. A ja chciałem coś ciekawszego niż kormoran w locie.
No niby fajnie, można się tak dłużej pobawić i "wyjechać" kartę do zera, kormoranami w różnych lotnych pozach. Tak zresztą zrobiłem, ale ile można? :)
Zachowałem zatem stosowny dystans i zatrzymałem kajak w cieniu olch.
Kormorańce wyraźnie się uspokoiły i ich życie, w tym rytuały, wróciły do normy.
Dostałem to, na co czekałem. Wprawdzie miałem nadzieję, że karmienie odbędzie się nieco bliżej mnie, ale sądzę, że to co miało być widać - jest widoczne. :)
Matka wezwała głodomorka :) Notabene nie mniejszego od niej samej.
Głodomorek w pełni podekscytowany i ja go w pełni rozumiem! :)
Jeszcze chwila i dojdzie do "integracji systemów pokarmowych" :)
iiii ... jest - "szybkozłączka" zadziałała jak zwykle nienagannie. To taka sytuacja gdy dwa kormorany mają jedną parę oczu i żadnego funkcyjnego dzioba ... :)
Staranne dogrzebywanie z zachyłków wola :)
Tu niemalże gastroskopia! Przegląd treści żołądka :)))
Na koniec może coś jeszcze skapnie?
Tęskne spojrzenie za odlatującą stołówką :) Za chwilę nastąpi cudowne, w mniemaniu młodego, samosięnapełnienie "michy" ;)
Taka chwila, wszystko trwało kilkanaście sekund. Warto było poczekać.
Gdy wracałem do auta, w nadbrzeżnych iglakach wypatrzyłem młodą piegżę.
Dorzucam do tej opowiastki, bo czemu miałbym nie dorzucić, skoro mogę? ;)
p.s.
Niezastąpiony ornitolog, najlepszy z najlepszych, Krzysiek Jankowski pomógł mi sklasyfikować to maleństwo. Krzysztof - dziękuję! ;)
Fotografowanie kormoranów wcale łatwe nie jest, bo nie dysponuję zbyt wielką ogniskową, raptem 420 mm. Te ptaki na wyspie, siedzące na drzewach, wcale nie są takie nieostrożne. Gdy podpływa się zbyt blisko, reagują masową ucieczką. A ja chciałem coś ciekawszego niż kormoran w locie.
No niby fajnie, można się tak dłużej pobawić i "wyjechać" kartę do zera, kormoranami w różnych lotnych pozach. Tak zresztą zrobiłem, ale ile można? :)
Zachowałem zatem stosowny dystans i zatrzymałem kajak w cieniu olch.
Kormorańce wyraźnie się uspokoiły i ich życie, w tym rytuały, wróciły do normy.
Dostałem to, na co czekałem. Wprawdzie miałem nadzieję, że karmienie odbędzie się nieco bliżej mnie, ale sądzę, że to co miało być widać - jest widoczne. :)
Matka wezwała głodomorka :) Notabene nie mniejszego od niej samej.
Głodomorek w pełni podekscytowany i ja go w pełni rozumiem! :)
Jeszcze chwila i dojdzie do "integracji systemów pokarmowych" :)
iiii ... jest - "szybkozłączka" zadziałała jak zwykle nienagannie. To taka sytuacja gdy dwa kormorany mają jedną parę oczu i żadnego funkcyjnego dzioba ... :)
Staranne dogrzebywanie z zachyłków wola :)
Tu niemalże gastroskopia! Przegląd treści żołądka :)))
Na koniec może coś jeszcze skapnie?
Tęskne spojrzenie za odlatującą stołówką :) Za chwilę nastąpi cudowne, w mniemaniu młodego, samosięnapełnienie "michy" ;)
Taka chwila, wszystko trwało kilkanaście sekund. Warto było poczekać.
Gdy wracałem do auta, w nadbrzeżnych iglakach wypatrzyłem młodą piegżę.
Dorzucam do tej opowiastki, bo czemu miałbym nie dorzucić, skoro mogę? ;)
p.s.
Niezastąpiony ornitolog, najlepszy z najlepszych, Krzysiek Jankowski pomógł mi sklasyfikować to maleństwo. Krzysztof - dziękuję! ;)