Marcina poznałem stosunkowo niedawno. Marcin "Warmiński". Fotograf przyrody, pasjonat.
Ujął mnie nietuzinkowym charakterem i chyba wciąż reglamentowaną w Polsce, przyjazną osobowością.
Z tytułu wykonywanego zawodu mam raczej skłonności do limitowania spotkań z innymi ludźmi. Stąd las, samotne wyprawy ... odpocząć żeby.
A tu proszę, poczułem sympatię do człowieka, zaskakując się sam sobą.
Tego dnia wybraliśmy się na wspólną wyprawę. Marcinowi obiecałem jakiś podchód, On, że postara się sfotografować mnie "przy pracy".
Udało się!
Podchodziłem do dzików, by zrobić m.in. to zdjęcie:
Marcin zrobił co zaplanował.
Tak powstało jedno z nielicznych zdjęć "Leśnego" w czasie "tyrki" :)))
Dzięki talentowi Marcina, powstało też jedno z najciekawszych "moich" zdjęć ... "człowiek duch".
Chociaż Marcin twierdzi, że jestem "pół-jeleniem" ... muszę to przemyśleć, nie wiem do końca co ma na myśli haha ah aha haaah
Dziki mimo hałaśliwego podszytu, wykazały jako taką chęć współpracy. To był wariacki poranek, wiatr gnał chmurska po niebie i raz robiłem w półmroku szare zdjęcia, raz zaświeciło i zdjęcia dostawały kolorków.
Przeszło mi przez głowę, że ten koleżka powyżej ruszy do szarży. Podbiegał w moją stronę tak rączo, że aż się zdziwiłem.
Na szczęście wybrał jedyny słuszny kierunek, pozwalając się uwiecznić wraz z trzema innymi dzikami w dość malowniczy sposób.
Tym razem panoramowanie wyszło tak jak sobie tego życzyłem :)
Ta pleśń ozdobiona tryliardem mikroskopijnych kropelek wydała się interesująca. Oczywiście nie byłbym sobą, gdybym na drodze do wiecznego zgłębiania tajemnic lasu, nie sprawdził na czymże urosło to cudo.
I wiecie co?
Czasami lepiej nie interesować się każdym spotkanym zjawiskiem!
To była ... kupa! Pękaliśmy ze śmiechu :)))
Zdjęcie powyżej ... no cóż, takie są uroki leśnej fotografii :)) Coś śmignęło między drzewami. I już.
Poniżej podobny efekt, ale las był tu tak piękny, że postanowiłem to pokazać.
Dla lasu, nie dla jeleni.
Niewyobrażalna ilość pożytku w takim pomniku dawnej świetności. Niewyobrażalna!
Kilka dni temu zapytałem Marcina czy pomoże posprzątać śmieci na babrzysku.
A jakże, pomoże.
Pan Piotr, przesympatyczny leśniczy tego terenu, chciał to sam posprzątać, ale dał się przekonać, że to dla nas szczera przyjemność, wydał worki i przyjął zebrane śmieci.
Dziękujemy Panie Piotrze! Porządny z Pana człowiek!
Zobaczcie co zastałem tu dwa tygodnie temu:
A w bezpośrednim sąsiedztwie babrzyska taki las ...:
Jak można było to zostawić? Nie można było! A jak można było tak to zniszczyć? Nie wypowiadam się.
Marcin ma zacięcie reporterskie. Chciał nagrać filmik z akcji i nagrał. Jeszcze nie wyrównaliśmy oddechów po akcji, a On przestawia kamerę w moją stronę i zadaje pytania kręcąc z tego materiał.
Łaaaa, ogarnąłem się w miarę, upierniczone na czarno łapska schowałem nonszalancko do kieszeni i ... hejaaa zatem, pytają to odpowiadam. Grzecznym trzeba być ;)
Kto jeszcze nie widział filmiku na FB, zapraszam pod ten link:
https://www.youtube.com/watch?v=uX80C28_4Xw&feature=youtu.be
No ... wariat jestem! Tyle z tego filmiku zapamiętałem :)))
Jakby co dzieło filmowe z akcji oczyszczającej babrzysko jest tu:
https://www.youtube.com/watch?v=SmqNQCBSB9I&feature=youtu.be
Marcin - DZIĘKUJĘ!
poniedziałek, 28 listopada 2016
sobota, 26 listopada 2016
Ludzka twarz Leśnego!
Grey może miał 50 twarzy, może nie miał, a może każdy ma po prostu 50 twarzy.
Nie wiem, nie jestem pewny, ale ja poza twarzą Leśnego, najwyraźniej mam też tą zwykłą, ludzką, którą las co jakiś czas obnaża, a dziś zrobił to z całą stanowczością.
Ludzka twarz jest tu pewnego rodzaju przenośnią służącą podkreśleniu faktu, że nie zawsze jest tak, że idę lasu, robię zdjęcia, czynię obserwacje i w ogóle jest cacy.
Las uczy pokory co wielokrotnie podkreślałem.
Od tej soboty wiele oczekiwałem. Miała być nagrodą po ciężkim i udanym tygodniu pracy.
Ale z tym wszystkim jest prawdopodobnie jak ze szczęściem w kartach i miłością. Jak w robocie extra, to weekend musi być do chrzanu.
To znaczy może niekoniecznie do chrzanu, bo obserwacji miałem sporo, zdjęcia niestety nie wyszły.
Pierwsze jelenie spotkałem po około dwóch kilometrach.
Licówkę zauważyłem już między chabaziami.
Wszystko wskazywało na to, że się uda, że mnie nie zauważą ...
Niestety jak widać powyżej ona też mnie wypatrzyła!
Ogromna chmara odeszła. Ruszyłem za nimi, by je podejść.
Zrobiłem to zbyt skutecznie, nie było mowy o zrobieniu zdjęć :)))
Przebiegły bardzo blisko mnie, autofocus zwariował zupełnie. Poniżej pełne kadry!
Miałem nadzieję na spanoramowanie ich, niestety zaskoczenie było zbyt duże. Obiektyw najwyraźniej odzwyczaił się od robienia zdjęć z bliska. ;)
Poszedłem dalej. Znalazłem fenomenalny kompleks babrzysk! To moja największa satysfakcja z dnia. Wiem, że powstanie tu sporo wartościowego materiału. Niemal spod nóg zerwały się trzy dorodne dziki. Zdjęcia ... nie powstały!
Kiedy zbliżałem się do podmokłej brzeziny ponownie przebiegło przede mną stado jeleni. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale tym razem również spaprałem foty. Co za dzień!
Jak widać szóstak też był wśród nich.
Pomyślałem, że skoro nic mi dziś nie wychodzi, sfotografuję spokojny, statyczny las.
Gdy robiłem to konkretne zdjęcie, ech (!), pięć metrów za mną przebiegła sarna. No cóż, taki dzień.
Na koniec (chociaż to!) zapozowała sikora sosnówka.
Pożegnalna scena.
Jutro ... zobaczymy co jutro :)))
Nie wiem, nie jestem pewny, ale ja poza twarzą Leśnego, najwyraźniej mam też tą zwykłą, ludzką, którą las co jakiś czas obnaża, a dziś zrobił to z całą stanowczością.
Ludzka twarz jest tu pewnego rodzaju przenośnią służącą podkreśleniu faktu, że nie zawsze jest tak, że idę lasu, robię zdjęcia, czynię obserwacje i w ogóle jest cacy.
Las uczy pokory co wielokrotnie podkreślałem.
Od tej soboty wiele oczekiwałem. Miała być nagrodą po ciężkim i udanym tygodniu pracy.
Ale z tym wszystkim jest prawdopodobnie jak ze szczęściem w kartach i miłością. Jak w robocie extra, to weekend musi być do chrzanu.
To znaczy może niekoniecznie do chrzanu, bo obserwacji miałem sporo, zdjęcia niestety nie wyszły.
Pierwsze jelenie spotkałem po około dwóch kilometrach.
Licówkę zauważyłem już między chabaziami.
Wszystko wskazywało na to, że się uda, że mnie nie zauważą ...
Niestety jak widać powyżej ona też mnie wypatrzyła!
Ogromna chmara odeszła. Ruszyłem za nimi, by je podejść.
Zrobiłem to zbyt skutecznie, nie było mowy o zrobieniu zdjęć :)))
Przebiegły bardzo blisko mnie, autofocus zwariował zupełnie. Poniżej pełne kadry!
Miałem nadzieję na spanoramowanie ich, niestety zaskoczenie było zbyt duże. Obiektyw najwyraźniej odzwyczaił się od robienia zdjęć z bliska. ;)
Poszedłem dalej. Znalazłem fenomenalny kompleks babrzysk! To moja największa satysfakcja z dnia. Wiem, że powstanie tu sporo wartościowego materiału. Niemal spod nóg zerwały się trzy dorodne dziki. Zdjęcia ... nie powstały!
Kiedy zbliżałem się do podmokłej brzeziny ponownie przebiegło przede mną stado jeleni. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale tym razem również spaprałem foty. Co za dzień!
Jak widać szóstak też był wśród nich.
Pomyślałem, że skoro nic mi dziś nie wychodzi, sfotografuję spokojny, statyczny las.
Gdy robiłem to konkretne zdjęcie, ech (!), pięć metrów za mną przebiegła sarna. No cóż, taki dzień.
Na koniec (chociaż to!) zapozowała sikora sosnówka.
Pożegnalna scena.
Jutro ... zobaczymy co jutro :)))
czwartek, 24 listopada 2016
Wstąpiłem do lasu, po drodze mi było :)
Dziś, dokładnie w dniu dzisiejszym jechałem na spotkanie z Klientem. Z Klientem ze Szczytna!
Czy muszę coś jeszcze mówić?
Droga do Szczytna to nic innego jak północne skraje Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej.
Czy zabrałem aparat?
Domyślacie się, że to pytanie nie ma sensu - wziąłem! :)))
Wracając o godzinie czternastej, nie mogłem odpuścić. Hajda w las!
Wiadomo, że miałem maksymalnie godzinę światła. Ale nie mogłem się powstrzymać.
Pierwszą spłoszoną łanię spaprałem.
Drugą łanię, która przebiegła przed poniżej pokazanym cielakiem, niestety też.
Cielaka już udało mi się spanoramować.
Gdzieś w tym leśnym prześwicie zagrały resztki zachodzącego słońca. Fajnie.
No, jeszcze dwa odbicia i będę bezpieczny :)
Dwa kilometry dalej (i wiele luxów ciemniej) udało się podejść dwie łanie i cielaka.
Poniżej łanie w wersji "z arafatką" :)
Ale co ciekawe, przyjrzyjcie się jak ustawiła się ta pierwsza łania ...
... a teraz spójrzcie na zdjęciu poniżej, jak ustawiła się po chwili kolejna.
No szok!
Przecież to wygląda tak, jakby tam były jakieś zatrzaski na racice dokładnie w tym jednym miejscu :) Identycznie spoglądają ponad tą gałęzią. Rozbawiło mnie to setnie :)
Przyroda jest nieprzewidywalna i zaskakująca w każdej odsłonie.
Że też zawsze mi się coś przytrafi ;)
Szedłem przez las w eleganckiej koszuli, takimże obuwiu i ryłem sam z siebie. Na szczęście kurtkę miałem camo i brązowe spodnie, resztę zawsze wożę w samochodzie. W sumie nie było tak źle z ubraniem. :)))
Czy muszę coś jeszcze mówić?
Droga do Szczytna to nic innego jak północne skraje Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej.
Czy zabrałem aparat?
Domyślacie się, że to pytanie nie ma sensu - wziąłem! :)))
Wracając o godzinie czternastej, nie mogłem odpuścić. Hajda w las!
Wiadomo, że miałem maksymalnie godzinę światła. Ale nie mogłem się powstrzymać.
Pierwszą spłoszoną łanię spaprałem.
Drugą łanię, która przebiegła przed poniżej pokazanym cielakiem, niestety też.
Cielaka już udało mi się spanoramować.
Gdzieś w tym leśnym prześwicie zagrały resztki zachodzącego słońca. Fajnie.
No, jeszcze dwa odbicia i będę bezpieczny :)
Dwa kilometry dalej (i wiele luxów ciemniej) udało się podejść dwie łanie i cielaka.
Poniżej łanie w wersji "z arafatką" :)
Ale co ciekawe, przyjrzyjcie się jak ustawiła się ta pierwsza łania ...
... a teraz spójrzcie na zdjęciu poniżej, jak ustawiła się po chwili kolejna.
No szok!
Przecież to wygląda tak, jakby tam były jakieś zatrzaski na racice dokładnie w tym jednym miejscu :) Identycznie spoglądają ponad tą gałęzią. Rozbawiło mnie to setnie :)
Przyroda jest nieprzewidywalna i zaskakująca w każdej odsłonie.
Że też zawsze mi się coś przytrafi ;)
Szedłem przez las w eleganckiej koszuli, takimże obuwiu i ryłem sam z siebie. Na szczęście kurtkę miałem camo i brązowe spodnie, resztę zawsze wożę w samochodzie. W sumie nie było tak źle z ubraniem. :)))
środa, 23 listopada 2016
... to zła droga, nie idźcie nią!
Czasami chce się zapamiętać jeden konkretny widok ...
Prawdą jest, że każdego dnia jesteśmy inni, mamy inną percepcję i oczekiwania.
Tego dnia, w tamtym miejscu zbiegły się wszystkie krzywe w jednym momencie. Las najwyraźniej dał mi to, czego akurat pragnąłem.
Architektura lasu, jego charakter, światła i cienie, obserwacje, moje samopoczucie, dosłownie wszystko zagrało jedną nutą.
Dlatego i tylko dlatego pokazuję to wybrane zdjęcie. Pozornie nieszczególne, ani lepsze ani gorsze, jednak uzupełnione o ładunek emocjonalny wspomnień, w mojej subiektywnej ocenie - wyjątkowe. ;)
Było mi tam doskonale!
p.s.
Nie dajcie się zwieść pozorom i gdy zakiełkuje w Was przekonanie, że to grafomański tekst, odrzućcie to! To zła droga, nie idźcie nią! :)
Prawdą jest, że każdego dnia jesteśmy inni, mamy inną percepcję i oczekiwania.
Tego dnia, w tamtym miejscu zbiegły się wszystkie krzywe w jednym momencie. Las najwyraźniej dał mi to, czego akurat pragnąłem.
Architektura lasu, jego charakter, światła i cienie, obserwacje, moje samopoczucie, dosłownie wszystko zagrało jedną nutą.
Dlatego i tylko dlatego pokazuję to wybrane zdjęcie. Pozornie nieszczególne, ani lepsze ani gorsze, jednak uzupełnione o ładunek emocjonalny wspomnień, w mojej subiektywnej ocenie - wyjątkowe. ;)
Było mi tam doskonale!
p.s.
Nie dajcie się zwieść pozorom i gdy zakiełkuje w Was przekonanie, że to grafomański tekst, odrzućcie to! To zła droga, nie idźcie nią! :)
poniedziałek, 21 listopada 2016
Jej portret.
Kumpel (całkiem serdeczny zresztą), no dobra, niejaki Marcin N. znany jako Warmiński, podesłał mi filmik p.t. "Kto mi ukradł ser?" lub może ... "Kto ukradł mój ser?".
Film z gruntu szkoleniowy z tzw. morałem. Morał mniej więcej taki, że korzyści czekają na tego, kto oczekując sukcesu, potrafi opuścić swoją strefę komfortu.
Moją strefą komfortu był pewien spory obszar Puszczy, w którym zawsze coś się działo. Niemal nie było wyjścia bez jakiejś ciekawej obserwacji. Oczywiście to, co uznajemy za ciekawe, jest wypadkową otoczenia i naszej kreatywności. To nie musi być za każdym razem jelonek bawiący się z warchlakami! To może być mucha wplątana w pajęczynę, ciekawy liść lub zardzewiałe wiadro! :)
Nie mniej jednak, od trzech tygodni, próba zrobienia czegoś interesującego z jakkolwiek rozumianym ssakiem, była na tym obszarze niczym orka na ugorze. Las przeczesały wilki, zwierzyna przepłoszona skutecznie.
Po rozmowie z leśniczym tego obszaru i za Jego namową, opuściłem strefę komfortu i poszedłem w nieznane, czyli obszar, który mi wskazał. Dziękuję Panu Leśniczemu!
Jest niezwykle serdeczny i życzliwy. Imienia i leśnictwa jednak nie podam, po co Mu problemy z tytułu "kumplowania się" z ekoterrorystą! Przecież inaczej nikt nie postrzega ludzi kochających i fotografujących przyrodę.
Nieznane okazało się niezwykle atrakcyjne. Do tego dochodzi uzależniająca ciekawość tego, co wydarzy się za zakrętem, za drzewem, za wąwozem. Odkrywanie!
To był taki dzień - odkrywczy!
Zaczął się ciekawym wschodem.
To z pewnością najczęściej fotografowana przeze mnie brzoza. Jest po drodze, cóż poradzę :)
Nowe tereny mają to do siebie, że często zdarza się wejść w "ślepą uliczkę".
I wlazłem!
Nie dało się ominąć gospodarstw. Musiałem zawracać. Korzyść jedynie taka, że spotkałem sarnę z koźlętami. Praktycznie w półmroku, co już zapewne nikogo nie dziwi. :)
Koźlę ma bardzo chore oko, co widać na jednym ze zdjęć. Zapytany specjalista lek. wet. stwierdził, że to pourazowe zwłóknienie rogówki. Szkoda mi go, (koźlęcia, nie specjalisty ;) ) ale wierzę, że da sobie radę.
Przemieściłem się samochodem i kilka kilometrów dalej wszedłem we wspomniane nieznane.
Las porasta tu tereny o sporej różnicy wzniesień. W takim pagórkowatym terenie każdy kilometr ma inny wymiar jeżeli chodzi o wysiłek. Przyznać jednak trzeba, że zwierzęta to lubią.
Z daleka zauważyłem łanie z cielakami idące w moją stronę. Wiatr wybitnie mi nie sprzyjał, więc wiedziałem, że spotkanie potrwa bardzo krótko. Było ciemnawo, aparat przy ISO 1000 wskazał 1/40 sekundy. Musiałem się mocno ustabilizować, tym bardziej, że z tytułu ukształtwania terenu, nie mogłem np. klęknąć.
Pani mama wyszła wprost na mnie. Miałem jedną szansę na wykonanie zdjęcia.
Łanie, które znalazły się w tej odległości od człowieka, nie pozują zbyt długo :))
Wszystko się udało. Zdjęcie, jak na tak długie otwarcie migawki, nawet ostre. Ale nie sądzę, że strona techniczna jest tu najważniejsza. Mnie satysfakcjonuje to, co dzieje się w planach zdjęcia oraz oczywiście wspomnienie bliskiego spotkania.
Pyszności! Tym razem nie wybrałem się jednak na grzyby.
Gdy patrzę na drzewa porośnięte ... porostami :) nie mogę oprzeć się porównaniu ze skórą starych waleni. One też są pełne ukwiałów i glonów.
W pewnym momencie usłyszałem groźne fuknięcie!
Piękna, ogromna locha przemknęła tuż przede mną. W 50-60 letniej części lasu panował półmrok, który skutecznie opóźnił pracę autofokusa.
Żeby było jasne, na zdjęciu poniżej jest ta locha. Kto dostrzega jej niezbyt wielki fragment, ten zuch! :)))
Jak widać powyżej, nie była sama :)
Las pożegnał mnie przepiękną sceną. Zawsze naiwnie wyobrażam sobie, że gdy zwierzę tak na mnie patrzy, to uczy się, że nie stanowię zagrożenia i następnym razem nie ucieknie. Głupie to, ale kto mi zabroni tak myśleć?!? :)
Warmia w drodze powrotnej.
Nawet nie przypuszczałem, że za godzinę niebo będzie bezchmurne i dzień zamieni się w słoneczny.
Film z gruntu szkoleniowy z tzw. morałem. Morał mniej więcej taki, że korzyści czekają na tego, kto oczekując sukcesu, potrafi opuścić swoją strefę komfortu.
Moją strefą komfortu był pewien spory obszar Puszczy, w którym zawsze coś się działo. Niemal nie było wyjścia bez jakiejś ciekawej obserwacji. Oczywiście to, co uznajemy za ciekawe, jest wypadkową otoczenia i naszej kreatywności. To nie musi być za każdym razem jelonek bawiący się z warchlakami! To może być mucha wplątana w pajęczynę, ciekawy liść lub zardzewiałe wiadro! :)
Nie mniej jednak, od trzech tygodni, próba zrobienia czegoś interesującego z jakkolwiek rozumianym ssakiem, była na tym obszarze niczym orka na ugorze. Las przeczesały wilki, zwierzyna przepłoszona skutecznie.
Po rozmowie z leśniczym tego obszaru i za Jego namową, opuściłem strefę komfortu i poszedłem w nieznane, czyli obszar, który mi wskazał. Dziękuję Panu Leśniczemu!
Jest niezwykle serdeczny i życzliwy. Imienia i leśnictwa jednak nie podam, po co Mu problemy z tytułu "kumplowania się" z ekoterrorystą! Przecież inaczej nikt nie postrzega ludzi kochających i fotografujących przyrodę.
Nieznane okazało się niezwykle atrakcyjne. Do tego dochodzi uzależniająca ciekawość tego, co wydarzy się za zakrętem, za drzewem, za wąwozem. Odkrywanie!
To był taki dzień - odkrywczy!
Zaczął się ciekawym wschodem.
To z pewnością najczęściej fotografowana przeze mnie brzoza. Jest po drodze, cóż poradzę :)
Nowe tereny mają to do siebie, że często zdarza się wejść w "ślepą uliczkę".
I wlazłem!
Nie dało się ominąć gospodarstw. Musiałem zawracać. Korzyść jedynie taka, że spotkałem sarnę z koźlętami. Praktycznie w półmroku, co już zapewne nikogo nie dziwi. :)
Koźlę ma bardzo chore oko, co widać na jednym ze zdjęć. Zapytany specjalista lek. wet. stwierdził, że to pourazowe zwłóknienie rogówki. Szkoda mi go, (koźlęcia, nie specjalisty ;) ) ale wierzę, że da sobie radę.
Przemieściłem się samochodem i kilka kilometrów dalej wszedłem we wspomniane nieznane.
Las porasta tu tereny o sporej różnicy wzniesień. W takim pagórkowatym terenie każdy kilometr ma inny wymiar jeżeli chodzi o wysiłek. Przyznać jednak trzeba, że zwierzęta to lubią.
Z daleka zauważyłem łanie z cielakami idące w moją stronę. Wiatr wybitnie mi nie sprzyjał, więc wiedziałem, że spotkanie potrwa bardzo krótko. Było ciemnawo, aparat przy ISO 1000 wskazał 1/40 sekundy. Musiałem się mocno ustabilizować, tym bardziej, że z tytułu ukształtwania terenu, nie mogłem np. klęknąć.
Pani mama wyszła wprost na mnie. Miałem jedną szansę na wykonanie zdjęcia.
Łanie, które znalazły się w tej odległości od człowieka, nie pozują zbyt długo :))
Wszystko się udało. Zdjęcie, jak na tak długie otwarcie migawki, nawet ostre. Ale nie sądzę, że strona techniczna jest tu najważniejsza. Mnie satysfakcjonuje to, co dzieje się w planach zdjęcia oraz oczywiście wspomnienie bliskiego spotkania.
Pyszności! Tym razem nie wybrałem się jednak na grzyby.
Gdy patrzę na drzewa porośnięte ... porostami :) nie mogę oprzeć się porównaniu ze skórą starych waleni. One też są pełne ukwiałów i glonów.
W pewnym momencie usłyszałem groźne fuknięcie!
Piękna, ogromna locha przemknęła tuż przede mną. W 50-60 letniej części lasu panował półmrok, który skutecznie opóźnił pracę autofokusa.
Żeby było jasne, na zdjęciu poniżej jest ta locha. Kto dostrzega jej niezbyt wielki fragment, ten zuch! :)))
Jak widać powyżej, nie była sama :)
Las pożegnał mnie przepiękną sceną. Zawsze naiwnie wyobrażam sobie, że gdy zwierzę tak na mnie patrzy, to uczy się, że nie stanowię zagrożenia i następnym razem nie ucieknie. Głupie to, ale kto mi zabroni tak myśleć?!? :)
Warmia w drodze powrotnej.
Nawet nie przypuszczałem, że za godzinę niebo będzie bezchmurne i dzień zamieni się w słoneczny.
sobota, 19 listopada 2016
Czy ona się ze mnie nabija?!?
Nawet nie mogę ponarzekać, że na łyk-end jak zwykle zwaliła się pogoda. Nie mogę, bo pogoda jest zwalona od jakiegoś czasu i dzisiejsza sobota w niczym nie odstępuje od nawykowej listopadowej "kaszany".
Witanie świtu o tej porze roku nie jest najmniejszym nawet osiągnięciem, no chyba, że ktoś lubi przygnieść poduchę do ósmej czy nie daj boże do późniejszej jakiejś ... na przykład ... dziewiątej!
Wtedy to już wiadomo, że ondulację szlag trafił. Człowiek wstaje z grzywką typu "daszek nieudanej altanki", a z tyłu głowy zwykle kreuje się coś na kształt placka obnażającego rzeczywisty kształt płaskawej z tyłu głowy :)))
Ponieważ na głowie mam mniej więcej tyle włosów co na średnio zarośniętym kolanie, omijają mnie te wszystkie niespodzianki, co znacznie skraca czas niezbędny do opuszczenia kwadratu.
O dziewiątej miałem już w nogach pewnie z dychę kilometrów. I co z tego?
Co z tego się pytam, skoro o obserwację było tak trudno, że prawdopodobnie prędzej spotkałbym łosia w mieście.
Wyobraźcie sobie skalę posuchy, skoro skusiła mnie bogatka i to w fatalnym świetle.
Potem w ciekawym otoczeniu dała się sfotografować zięba ... on zięba!
To nie są szaty godowe oczywiście i widać, że fraczek nieco przybladł. Wiosną będzie zdecydowanie lepiej.
Bardzo lubię bezkoncepcyjnie snuć się w taką pogodę. Las śpi i mój umysł śpi. W zasadzie nie narzekałem na brak obserwacji. Skutecznie wyciszyłem się po tygodniu ciężkiej pracy.
Wszystko jest już przygotowane do zimowego snu.
Spotkana wiewiórka była dziś na miarę ... no nie wiem, na wielką była miarę!
Gdy podszedłem jeszcze bliżej, wciąż zachowywała spokój. Napacałem więc kilka razy paluchem w spust migawki i zostawiłem ją na tym świerku.
Następne zdjęcie jest pionowe! Proszę nie kręcić monitorem! Ona nie leży, ona siedzi!!!
Wolałem to napisać, bo to chyba pierwsze pionowe zdjęcie od półrocza ha ha ha aa
Swoją drogą, spójrzcie na wiewiórę - czy ona się ze mnie nabija i trzyma się za brzuch ze śmiechu, czy jednak złapała się za serce, co byłoby całkiem uzasadnione, w końcu wiadomo na kogo patrzy :)
Jeżeli się nabija ruda małpa, to jej reakcja wydaje się zupełnie niezrozumiała! ;)
Na szczęście widok łabędzi krzykliwych ukoił moje rozedrgane, po reakcji wiewióry, nerwy :)
No co mam powiedzieć, las jak ... malowany!
Pod koniec sześciogodzinnej wędrówki doczekałem się jakiegoś większego ssaka!
Ale żeby nie było za kolorowo, najmniejszego z jeleniowatych jakiego mogłem tu spotkać!
Niestety od początku byłem pod obstrzałem. Wilki są tu bardzo aktywne, zwierzyna jest niezwykle czujna.
Pożegnalne spojrzenie.
Synchro :)
Okazało się, że był z nimi koziołek. Szkoda, że wcześniej go nie zauważyłem. Postarałbym się nieco bardziej.
Witanie świtu o tej porze roku nie jest najmniejszym nawet osiągnięciem, no chyba, że ktoś lubi przygnieść poduchę do ósmej czy nie daj boże do późniejszej jakiejś ... na przykład ... dziewiątej!
Wtedy to już wiadomo, że ondulację szlag trafił. Człowiek wstaje z grzywką typu "daszek nieudanej altanki", a z tyłu głowy zwykle kreuje się coś na kształt placka obnażającego rzeczywisty kształt płaskawej z tyłu głowy :)))
Ponieważ na głowie mam mniej więcej tyle włosów co na średnio zarośniętym kolanie, omijają mnie te wszystkie niespodzianki, co znacznie skraca czas niezbędny do opuszczenia kwadratu.
O dziewiątej miałem już w nogach pewnie z dychę kilometrów. I co z tego?
Co z tego się pytam, skoro o obserwację było tak trudno, że prawdopodobnie prędzej spotkałbym łosia w mieście.
Wyobraźcie sobie skalę posuchy, skoro skusiła mnie bogatka i to w fatalnym świetle.
Potem w ciekawym otoczeniu dała się sfotografować zięba ... on zięba!
To nie są szaty godowe oczywiście i widać, że fraczek nieco przybladł. Wiosną będzie zdecydowanie lepiej.
Bardzo lubię bezkoncepcyjnie snuć się w taką pogodę. Las śpi i mój umysł śpi. W zasadzie nie narzekałem na brak obserwacji. Skutecznie wyciszyłem się po tygodniu ciężkiej pracy.
Wszystko jest już przygotowane do zimowego snu.
Spotkana wiewiórka była dziś na miarę ... no nie wiem, na wielką była miarę!
Gdy podszedłem jeszcze bliżej, wciąż zachowywała spokój. Napacałem więc kilka razy paluchem w spust migawki i zostawiłem ją na tym świerku.
Następne zdjęcie jest pionowe! Proszę nie kręcić monitorem! Ona nie leży, ona siedzi!!!
Wolałem to napisać, bo to chyba pierwsze pionowe zdjęcie od półrocza ha ha ha aa
Swoją drogą, spójrzcie na wiewiórę - czy ona się ze mnie nabija i trzyma się za brzuch ze śmiechu, czy jednak złapała się za serce, co byłoby całkiem uzasadnione, w końcu wiadomo na kogo patrzy :)
Jeżeli się nabija ruda małpa, to jej reakcja wydaje się zupełnie niezrozumiała! ;)
Na szczęście widok łabędzi krzykliwych ukoił moje rozedrgane, po reakcji wiewióry, nerwy :)
No co mam powiedzieć, las jak ... malowany!
Pod koniec sześciogodzinnej wędrówki doczekałem się jakiegoś większego ssaka!
Ale żeby nie było za kolorowo, najmniejszego z jeleniowatych jakiego mogłem tu spotkać!
Niestety od początku byłem pod obstrzałem. Wilki są tu bardzo aktywne, zwierzyna jest niezwykle czujna.
Pożegnalne spojrzenie.
Synchro :)
Okazało się, że był z nimi koziołek. Szkoda, że wcześniej go nie zauważyłem. Postarałbym się nieco bardziej.