Z nadmiaru szczęścia nie wiedziałem jak chronić zwoje przed euforycznym przegrzaniem.
Żeby nie zwariować, w drodze wyjątku, postanowiłem pójść do lasu :)))
W tak zwanej drodze mijałem rzekę. Łynę znaczy.
Kątem oka zauważyłem, że poprzek nurtu płynie kaczka. Oczywiście ją zignorowałem.
Jadę ci ja jadę, sytuacja niby pożegnana, a mózg jednak analizuje to co widział.
Nagle jakiś wewnętrzny głos rozdarł się na całe gardło - TO NIE BYŁA KACZKAAAAA!!!!!!
Wsteczny i korzystając z wczesnoporannego bezruchu na drodze - cofam, że użyję takiego wyrazu.
Jadę tyłem do tyłu ... nazad czyli.
Kaczka dotarła do brzegu, a wychodząc z wody okazała się sarną!
Nie żebym nie wiedział czy nie widział płynącej sarny ale jest 5.40 rano i temperatura poniżej zera!!!
I to mnie szczerze zdziwiło.
Otrzepuje się właśnie. Nie policzyłem dokładnie ale jakiś pierdyliard kropel latał wokół niej bez końca.
Nawet gdy biegła, krople wciąż tańczyły jej za zadkiem, co mam nadzieję widać. (to efekt nie dla smartfonowców! - przepraszam) ;)
A gdyby mój budzik, wskazany poniżej kopciuszek, popiskiwał minutkę wcześniej, to może widziałbym jak sarna zbliża się do rzeki i od razu wiedział, że to nie kaczka!
Tego mroźnego ale słonecznego poranka wszystko było przekontrastowane!
Naprawdę zrobienie zdjęcia o poprawnej rozpiętości tonalnej graniczyło niemal z cudem!
Tak uzyskałem zdjęcie boćka od Swarowskiego (bokeh)
Chmury malowały piękne pasy na warmińskiej ziemi.
Trawy skrzyły się jak ... skrzyki jakieś!
Tylko błagam nie pytajcie co to skrzyki! Nie wiem :))))
A bociek upolował jakąś ogromniastą rosówę.
Nie zmieściła mu się w dziobie i łykał ja na dwa razy :)
W końcu dotarłem do lasu!
Powitała mnie samiczka zięby.
Ale gdy dotarłem do dziczej części lasu, od strony bagna dotarł do mnie to wyjątkowe, niskotonowe chrapnięcie. Locha fuknęła na mnie dając wyraz pełnej dezaprobaty dla mojej w tym miejscu obecności.
Całkowicie ja rozumiałem ale cóż, złych zamiarów nie miałem, a ona po chwili zdawała się to rozumieć.
Locha najwyraźniej też od Swarowskiego :)))
Portret jej ...
Tuz za jej ogonem ciągnęły pasiaki. Na zdjęcie spomiędzygałęźne załapał się jeden ... tylko.
Czy ja wiem, czy ja na pewno lubię słońce w lesie ...
Upsss ... zwietrzyła mnie!
Zatrzymanie ...
Kichawa w górę i do roboty!
Zaciągnęła powietrze jak słoń wodę i niestety mnie wyniuchała.
trudno żeby nie, zrobiło się ciepło, a ja już po 6 - 7 kilometrach łazęgowania ...
Nawet gdy odeszły, ostatnia wciąż miała na mnie baczenie :)))
Może to wycinek, nie wiem. Jakoś tak wyraźnie ma podniesione "łympy" na wrastającym orężu.
Gdy usiadłem odpocząć w ciemnej części lasu, usiadł blisko mnie samiec zięby.
W bardziej malowniczych okolicznościach niż na tym leśnym bagnie, żurawi jeszcze nie spotkałem.
Wiem, że po drugiej stronie tego bagna mają gniazdo, więc czym prędzej się ewakuowałem z tego miejsca. Mam wielką ostrożność do gniazdujących ptaków.
A tu na podmokłym olsie, w ramach naturalnego odnowienia, wzrasta sobie młodziutki jesion.
Ten pąk zwiastuje siłę i zdrowie.
A ponieważ to jesion z lasu będącego własnością mojego przyjaciela z okolic Lubawy, będę miał niewątpliwą przyjemność obserwować jak sobie jesiony radzą pomiędzy starymi olchami.
Ziemia Lubawska jest piękna, choć lasów tam mało.