Dzień obudził się delikatnie mglisty, co przy niemal bezchmurnym niebie gwarantowało przynajmniej kilka nastrojowych zdjęć lasu. Samochód zostawiłem na parkingu i wyruszyłem w kilkunastokilometrową trasę.
Tu i ówdzie świeże ślady bytności dzików, tropy jeleni, lisów i kuny leśnej. Mimo to, pierwsze kilometry upływały bez obserwacji żywego zwierzęcia. Przerażająca ilość drucianych zasiek, czyli obraz konfliktu jaki przeżywają nadleśnictwa, które starają się maksymalizować zyski z każdego aspektu życia lasu. Z jednej strony próbują utrzymać jak najwięcej jeleniowatych, bo jesienią wpadają pokaźne "euraski" za polowania dewizowe, z drugiej ma miejsce próba ocalenia każdego drzewka, bo m.in. chińczyk i pewna skandynawska firma od mebli suto płacą za drewno. Oczywiście my też potrzebujemy drewna, jestem niesprawiedliwy w tych kąśliwościach, ale pamiętam ile pozyskiwaliśmy drewna przed otwarciem handlu międzynarodowego na taką skalę. Zresztą tam pamiętam - wejdźcie na Google Earth i obejrzyjcie archiwa zdjęć satelitarnych z minionych lat - proste!
Nie ma kilometra lasu bez zasiek! Straszne. Pocięte ruty zwierząt, o estetyce nie wspominam. Widać, że wbrew temu co LP wypisuje w raportach o stanie lasów, dla nich istnieje tylko jedna funkcja lasu - gospodarcza.
Funkcja środowiskowa, ekologiczna i społeczna są PR-ową fikcją. Tzn. jest las, który pełni funkcję społeczną ... miejski! :)
Ale OK, zostawmy to, intencja tego bloga jest inna.
Tak jak się spodziewałem las zachwycał świetlnymi subtelnościami wyraźnie różnicując pierwsze i drugie plany.
Wiechy traw niczym motyle powiewały na tle zjawisk świetlnych.
Momentami las fundował też takie kontrasty.
Mocne podziały i plany.
Taki skok mi się trafił gdy zbliżałem się do przepięknej śródleśnej polany.
Tu, na bardzo długim odcinku ciekawych plam światła, mogłem śledzić lot pary żurawi.
Gdy słońce wybiórczo oświetlało drzewa w drugoplanowej ścianie lasu, spektakl wydawał się niemal teatralny.
W końcu dotarłem do zgliszczy leśniczówki Edwarda Gierka - I sekretarza PZPR.
Reżimowi chłopcy, trzeba przyznać, umieli korzystać z ukrytych miejsc Puszczy. Nie chcecie wiedzieć co tu się wyprawiało. Nie dziwię się, że ktoś tę wątpliwej jakości pamiątkę czasów "sodomy i gomory" spalił.
Poszedłem dalej. Mgliste niebieskości zawsze dodają pikanterii.
Zauważyłem lisa niosącego coś sporego w pysku!
Niestety szedł chaszczami, trudno było wykonać jakieś sensowne zdjęcie. Słońce niemiłosiernie waliło w obiektyw.
Ku mojemu zdziwieniu to był dziczy warchlak.
Lis obejrzał się i gdy zobaczył moją przykucniętą sylwetkę, jestem pewny, że uznał iż to szarżująca locha, bo takiej histerii u lisa jeszcze nie widziałem. W sekundę pozbył się ofiary i wystrzelił jak rażony prądem.
Pasiak jeszcze żył. Był mocno poraniony i niestety w agonii. Instynkt nakazywał mu wstać, jednak skala obrażeń nie pozwalała mu na to.
Długo się zastanawiałem co mam zrobić w tej sytuacji. Dobić, zabrać, zostawić ...
Niestety ze względu na ASF i obecną krew dziczka uznałem, że nie mogę go nawet dobić.
Sam przyczyniałbym się do ryzyka rozprzestrzenienia wirusa.
Uznałem też, że nie mi decydować co dla niego i lasu jest lepsze. Tliła się wątła nic nadziei, że matka wróci i go wyliże, choć to mało prawdopodobny scenariusz. Sądzę, że pierwszy przy nim będzie jednak lis. Czułem, że nie odszedł daleko.
Z drugiej strony, lis też ma młode i też chce żyć. Taka jest przyroda. Zastanawiałem się m.in. czy to w ogóle publikować, ostatecznie uznałem, że tak. Przyroda jest bezwzględna, rządzi się twardymi prawami i pokazywanie tylko jej słodkiej lekkostrawnej wersji nie jest fair.
Ten malec prawdopodobnie zapłacił cenę za niesubordynację. Nie trzymał się dość blisko matki.
Zawiódł go instynkt, a drapieżniki żyją dzięki temu, że jakiś malec wyłamie się z reguł gry.
Tak więc las dał mi dziś obserwację pozostająca na antypodach bambizmu.
Może niezbyt łatwą do przyswojenia czy akceptacji ale niezbędną do kompleksowego i właściwego rozumienia przyrody, która potrafi zachwycić ale i przerazić.
Do końca pobytu w lesie cieszyłem się subtelnościami synergii słońca i mgieł.
Spotkałem też jelenie, ale zdjęcia poza udokumentowaniem spotkania nie wniosą niczego interesującego. Wszystko w gałęziowiskach chaszczy. Jedno co mogę powiedzieć, to starsze już nakładają poroże i mają te zabawne czarne "buły" na głowach :)