niedziela, 12 kwietnia 2020

Przyroda w mieście.

Napiszę to z wielką niechęcią ale jakiś ślad po paranoi, która się dzieje, chcę pozostawić.
Nie zajmuję się komentowaniem polityki i ocenianiem poczynań tej czy innej partii, ale na skutek niepojętych przesłanek rząd zabronił wchodzenia do lasu. Panuje pandemia wirusa. Wprowadzono wiele restrykcji. Pewnie jako naród przyjęlibyśmy ograniczenia swobód obywatelskich lepiej, gdyby wprowadzono stan wyjątkowy. Niestety partia rządząca dla własnych korzyści czyli aby nie przekładać wyborów prezydenckich póki mają poparcie, nie chce tego zrobić. Tym samym część ograniczeń automatycznie jest wbrew prawu i to budzi bunt w narodzie. Długo przyjmowałem kolejne ograniczenia rozumiejąc ich powód. Zakaz wstępu do lasu niestety spowodował organiczny sprzeciw, tym bardziej, że reprezentanci rządu w pełnej pogardzie dla wprowadzonych przez siebie decyzji, zgromadzili się licznie przy pomniku upamiętniającym katastrofę smoleńską. Dodam, że nie założyli masek, nie mieli rękawiczek, nie zachowywali bezpiecznych odległości między sobą. Na co może liczyć taki rząd, na jaki posłuch? Ano nie może. Autorytet mają żaden, więc wprowadzili kary do kilkunastu tysięcy za łamanie ograniczeń. Typowo zamordystyczny styl, państwo z dnia na dzień zrobiło mi się totalitarne. Muszę jednocześnie do czegoś się przyznać. Z tym zakazem wstępu do lasu mam typowy dysonans poznawczy! Otóż z jednej strony trafia mnie szlag na nieprawność i niezasadność tego zakazu, z drugiej strony cieszę się, że przyroda w tak kluczowym okresie (gody) odpocznie od naszej obecności.
Dlatego i wyłącznie z tego powodu, wbrew swojej naturze, odstąpiłem od demonstracyjnego wyjścia do lasu.
Pokręciłem się rano w przydomowej okolicy i też było pięknie i też było ciekawie. Miasto jeszcze spało, więc była cisza, samochodów znacznie mniej niż kiedykolwiek, to i powietrze było czyste. Spacer zaliczony :)

 W środku miasta, gdy to jeszcze śpi ...



 Ona (kwiczołowa) trzyma w dzióbku materiał na gniazdo, wiadomo kobieta, a on (kwiczoł) w tym czasie ją ... no wiadomo, facet. To trochę jak seks podczas gdy kobieta gotuje czy sprząta. Oczywiście nie mówię nie, wręcz przeciwnie, super! ;)



 Widać przygotowane do kwintesencji miłości narządy rozrodcze.
Wybaczcie nieco słabą jakość ale były naprawdę wysoko.


 Korelacja kolorystyczna dziobu i ogrzanego barwami wschodzącego słońca otoczenia - marzenie.


 Poziom czujności spadł mu tak bardzo, że mogłem podejść bliżej niż zwykle.


 Od świtu wszystko co fruwa było dziś aktywne.
Wrony, a to znosiły materiał na gniazdo, a to kopulowały.

 Takie mam widoki przed oknem :)


 Z elementem industrialnym.


 Samiczka kosa skoncentrowana na nasłuchiwaniu śpiewu samca.


 We wczesnoporannych barwach.


 Pod słońce.


 I mirabelka sfotografowana w stylu azjatyckim.


poniedziałek, 6 kwietnia 2020

Wypluwki i inne takie ...

Wyjątkowo piękny sobotni poranek sprowokował mnie do poszukania czytelnych oznak wiosennego przebudzenia. Tym razem moim celem nie były leśne ssaki co nie oznacza, że ich nie widziałem. Pierwsze dni kwietnia, nawet jak tegoroczny słonecznego kwietnia, charakteryzują się tym, że przed świtem jest przerażająco zimno, po wschodzie słońce irytująco długo oślepia z niskiego pułapu nie dając ciepła, a potem jest równie irytująco zbyt gorąco, ponieważ nie wiadomo co robić z nadmierną ilością ubrań. Przynajmniej o kurtkę jest za wiele.
Otwartego słońca nie lubię, o tej porze roku jest niefotogeniczne. Kontrastowe i oślepiające.
Tym bardziej skupiłem się na poszukiwaniach innych niż zwykle.

Rudnice pracują już pełną parą odbudowując powierzchniowe zniszczenia mrowiska po zimie. Nie wiem kto tam czuwa nad rozdzielnikiem zadań i porządkiem, ale to wszystko ma sens. Organizacja pracy mrówek to wciąż wielka tajemnica przyrody. Niepojęty mechanizm pozwala tysiącom osobników realizować jakiś większy plan.

Udało mi się sfotografować jedną z mniejszych polskich ważek - straszkę pospolitą. To o tyle ciekawy gatunek, że nie dość, że zimuje z dala od zbiorników wodnych, to potrafi wykazywać aktywność nawet w mroźną zimę. Trudno było ją dostrzec w otoczeniu idealnie zgodnym z jej barwami ochronnymi.

Nawet mi nie sugerujcie, że trudną ją zauważyć! :))) Dla uświadomienia Wam wielkości tej błonkoskrzydłej kruszyny, patyk w dolnej części kadru to w rzeczy samej złamana igiełka sosnowa!


Największe zaskoczenie tego dnia - rusałka żałobnik!
Powyżej portret, poniżej akt ;)


Poniżej wypluwki.
Niewtajemniczonym uprzejmie donoszę, że ptaki drapieżne ale nie tylko, wypluwają niestrawione resztki pokarmu. Sierść, kości, chitynę itp. elementy są formowane w wolu i wypluwane.

 To jak sądzę wypluwka puszczyka.


A powyżej w kolejnej wypluwce wyraźnie widoczne kości długie zjedzonego gryzonia. I tu się zawahałem czy to na pewno puszczyk, bo sowy połykają ofiary w całości. Nie wykluczam jednak, że w czasie ataku kruche kostki mogły popękać. Trochę obstaję przy sowie, ponieważ znalazłem kilka wypluwek w jednym miejscu, a to typowe gdy znajdziemy miejsce, w którym sowa odpoczywa lub czatuje.

Jelenie spotkałem mimo woli gdy przemierzałem podmokły ols. Nawet za nimi nie poszedłem.

Żuraw - jedno z nielicznych stworzeń, które można znaleźć na surowej ziemi.

Tuż po wschodzie obserwowałem je przeszukujące podmokłe trawy wokół rzeczki.