Zaczęło się jak zwykle w słoneczny dzień lutego. No, może z tym jednym wyjątkiem, że kiedy jak kiedy, ale w lutym zwykle bywała tu ... zima. Mimo pewnego oporu, skłaniam się by w przypadku tej zimy, używać koniecznie przymiotnika "astronomiczna". W ostatnich czasach samo stwierdzenie, że jest zima, nie wystarcza, a wręcz zakłamuje pewną rzeczywistość. Termin "astronomiczna zima" od razu ustawia nas w relatywnej interpretacji zimy. Wyczuwamy, że mamy do czynienia z czymś jakby ... teorią zimy, z założeniem, że ona trwa, a nie ze stwierdzeniem faktu jej rzeczywistej obecności. Obecności rozumianej jako śnieg, lód i mróz. Przymiotnik "astronomiczna" ma w tym wypadku dwa znaczenia. W drugim z nich, staje się jakby cudzysłowem, mówi o pewnej niedosłowności zwyczajowego znaczenia wyrazu zima.
Kiedy powiemy, że na Warmii właśnie jest astronomiczna zima, wiemy, że niekoniecznie oznacza to, że jest ZIMA. I tak zdjęcia wykonane w niedzielę, piękną i słoneczną, nie do końca może ilustrują zimę, ale niezaprzeczalnie ilustrują astronomiczną zimę ;)
Tak się budził ten piękny, astronomiczno-zimowy, dzień.
Jeziora jeszcze "pamiętają" 12 mgnień zimy, czyli 12 dni, w których Ona była nie tylko astronomiczna! Niestety po lodzie już widać, że będzie to pamięć krótka, a wręcz krótkotrwała!
Słońce jeszcze nie wszędzie dotarło ...
Tu widać pierwsze słoneczne języki nieśmiało docierające do ziemi. Oczywiście sarnie lusterka wyłapały je jako pierwsze!
To właśnie w niedzielę zrobiłem te poniższe zdjęcia. Mimo tego, że drugiemu poświęciłem odrębny, poprzedni post, pokazuję je razem, by porównać dwie perspektywy prezentacji tego samego zjawiska.
Miała miejsce jakaś koszmarna sytuacja! Słońce już całkiem dzielnie operowało, a asfalty wszystkich dróg pokryte były niewiarygodnie śliską zmarzliną. Jechało się fatalnie. Mimo wszystko, gdy zrobiło się nieco jaśniej, czmychnąłem do lasu.
Chciałem zrobić jakąś selekcję zdjęć, ale ... nie umiałem. Wśród zdjęć, gdzieś ukryta jest łania. Kto ją znajdzie, otrzymuje tytuł czeladnika-tropiciela ;) Miłej zabawy i przyjemności z oglądania uroków ... astronomiczno-zimowej Puszczy!
Wiewiórkę znalazłam od razu, a łania prawie mi uciekła ;-)
OdpowiedzUsuńco tu dużo gadać ... mi też! ha ha ha haha ha
UsuńMuwisz o 17 zdjęciu? Ja widzę tam dwa kopytne. I co? Czeladnik do 2
OdpowiedzUsuńBeatko, mówię o 17-ym ale ... o tej godzinie już widzisz dwa?!? :)))
UsuńTzn. może są tam dwa, ale jeżeli są, to obniżam sobie o jeden stopień poziom rzemiosła! ;)
Ludzie możesz sobie obniżać co chcesz, bylebyś mi podwyższył na czaladnik do 3
Usuństopniowanie w karierze mistrzowskiej jest takie:
Usuń1. czeladnik,
2. mistrz,
3 mizior,
4. kizior,
5. zyzior!
Zyzior to już ktoś, kto nie stąpa po ziemi, On lewituje!
Najpierw był Zyzior, a dopiero potem urodził się Bóg! ;)
No nie będę aspirowała do Zyziora (kiepsko w CV wygląda z powodu brzmienia),ale mizior??? Brzmi nieżle i tak jakoś walentynkowo:)
UsuńZgadza się 17 zdjęcie jest łania cudowne kadry serdecznie pozdrawiam
OdpowiedzUsuńwzajemnie :) dziękuję!
UsuńCudownie tutaj :) .... ehhhh .. Rozmażyłem się :)
OdpowiedzUsuńdzięki Grzechu! marzenia są dobre i ... się spełniają ;)
Usuń10 i tunel na 12 piękne wyjątkowo. Jak się jest kolejnym komentującym, to po zabawie z łanią, można tylko dodać komentarz do Pani Beaty, dwa kopytne, ale w którym rzędzie?
OdpowiedzUsuńoj, fajnie Grażynko, że wyłowiłaś ten tunel :)
UsuńPiękne, świetlne ujęcia, a jeśli chodzi o prognozy zimowe to zapraszam na mojego bloga:)Tam wszystko się wyjaśni...:)
OdpowiedzUsuńChyba sobie sprowadzę z Kanady świstaka! ;)
UsuńNo i mnie masz. Ta wiewiórka jest naprawdę super! Tym razem (ale tylko tym) odszczekuję tę Basię!
OdpowiedzUsuńNie gadaj, bo mam tez dwie złapane w locie :)
Usuń