Dziś przeżyłem coś nieprawdopodobnie wyjątkowego i muszę to opisać.
Poświęcam opowieść zdjęciu, którego ... nie zrobiłem.
Dziś wybrałem się wzdłuż Łyny. Zacząłem od Rusi, minąłem słynne fragmenty mostu we wspomnieniach Sójki i pokonałem jeszcze wiele kilometrów dochodząc niemal do Ustrychu.
Trasa piękna, ale dziś wyjątkowo trudna. Cała ścieżka wiodąca urwistym przełomem rzeki pokryta była lodem. Drobiłem jak gejsza w przyciasnym kimonie. Pośladki napięte jak dwa ząbki czosnku, nogi lekko ugięte w kolanach. Męczarnia to dla tego wysiłku poważny komplement.
Jeszcze przed Rusią spotkałem krzykliwe.
Dotarłem do miejsca, w którym Łyna tworzy fragmentaryczną odnogę. Ponieważ znalazłem tu bardzo świeże zgryzy, postanowiłem zasiąść na czas jakiś.
Po 30 minutach zacząłem się z nudów wygłupiać z aparatem. Ustawiłem samowyzwalacz na 12 sekund opóźnienia, oparłem go o drzewo i robiłem zdjęcia z 7-io sekundowym otwarciem migawki.
Stare chwyty, takie trochę disco-polo fotografii ale co miałem robić?
Oczywiście woda się "zwaciła" i o to w tej zabawie chodzi.
No i teraz wyobraźcie sobie taką scenę:
Aparat zaczął odliczać do 12-stu sekund. Nagle za odległym zakrętem rzeki pojawia się sylwetka nadlatującego w moją stronę dorosłego bielika, który leci stosunkowo nisko nad rzeką. (10sek) Tło do tej niezwykłej sceny stanowi ciemna ściana starych drzew. (8 sek) Zjawiskowa chwila, bielik ciężko pracuje skrzydłami, widzę wszystko jak w zwolnionym tempie. (6 sek) Gdy mnie zauważył, był nie dalej niż 40 metrów ode mnie! (4 sek) Rozpoczął odhamowywanie z nawrotem. Tułów ustawił w pionie, skrzydła pracowały w odwrotną stronę odpychając się od wilgotnego powietrza, błysnęły śnieżnobiałe sterówki - poezja! Malowniczość, której nie da się opisać. (2 sek) Samowyzwalacz wciąż odlicza, bielik znika - migawka! Siedem sekund otwarcia ... bielika nie ma w kadrze.
W trakcie całego zajścia nie mogę skorzystać z aparatu!!! Wyobrażacie to sobie?
To było jak zły sen. Bardzo zły sen. Gdybym to sfotografował, miałbym prawdopodobnie fotę życia. A już na pewno w kategorii bielik.
Oczywiście te kadry długo pozostaną w mojej głowie, pokazać ich jednak nie mogę.
Mocno zdegustowany ale pełen pokory i zrozumienia, podnoszę się.
Robię kilka kroków i okazuje się, że gdybym jednak pozostał jeszcze chwilę, miałbym koziołka, który szedł w moją stronę.
Ale przynajmniej nagrałem dla Was jego poirytowane szczekanie, co będzie świetnym uzupełnieniem do zapisu dziwnego głosu młodego koźlaka zamieszczonego w poprzedniej opowieści.
Scena poniżej zrobiła na mnie wrażenie.
W tym leżącym drzewie jest coś czego nie umiem opisać, jakiś szczególny dramatyzm.
Może to przez te korzenie wyraźnie kojarzące mi się z kończynami.
Jak widać poniżej kowaliki też mają swoje rozdroża :)
Tenże kowalik po chwili usiadł na suchym konarze. Zdjęcie zrobiłem, bo ... no sami zobaczcie:
Konar niczym Derwisz porwany mistycznym tańcem trzymający kowalika w prawej dłoni!
Widzę pochyloną w transie głowę, rozrzucone ramiona, tułów naprężony w szaleństwie.
Qrcze, mam nadzieję, że nie tylko ja to widzę :)))
W objęciach ...
Kto zna naszą Puszczę, pozna ten granit i będzie dokładnie wiedział, gdzie byłem :)
Udało mi się spotkać spore stado jak sądzę dzwońców. Imponujące. Żałowałem, że w tak ciemny dzień. Gdyby dostały nieco słońca, wyglądałyby bajecznie.
Tu się dzieje :)
Deficyt żywiołków spowodował desperackie uwiecznienie tej pary. Przecież są piękne.
Wracając zauważyłem spory rudel saren w dość ciekawej scenerii.
Trudny, bardzo ciemny dzień. Ale zawsze coś tam, coś tam ;)
Nie wyobrażam sobie.... ja dokładne wiem jak to jest!!! hehehe :) bywa i tak... ale za to, co się napatrzyłeś to Twoje :))a z opisu to się uśmiałam do łez :)))) no potrafisz oddać emocje!!! oj potrafisz :) Podziwiam spostrzegawczość połaczoną z kreatywna wyobrażnią :))) no i ta ostatnia fota.... ehhh poezja... i do tego wyglada jak stara fotografia....
OdpowiedzUsuńfakt faktem, dzięki temu, że nie miałem aparatu przy oku, mogłem detalicznie obserwować całe zajście. Gdy robimy zdjęcia, jednak wiele rzeczy ucieka :) Ostatnie zdjęcie ma klimacik z tamtych lat, to prawa :) Dziękuję!
UsuńMiewałam już takie nieuwiecznione fotografie w moim, prawie 70. letnim życiu, więc rozumiem Cię doskonale :-) Niesamowite są te drzewa przybierające ludzkie kształty. Kaczuchy śliczne a saren wyjątkowo dużo.
OdpowiedzUsuńJasne, Mario, każdy z nas ma ich pewnie więcej niż tych uwiecznionych, ale dzisiejszy obraz był z tych nie do powtórzenia :)
UsuńBo w życiu liczą się te zdjęcia które dopiero zrobimy lub te które mamy w głowie:)
OdpowiedzUsuńto prawda, to zdjęcie pozostanie w mojej głowie na długo :)
UsuńOjej, ale sie zdenerwowalm, ze nie udaloCi sie z tym bielikiem, a nie mozna bylo wylaczyc aparat, wlaczyc i zrobic zdjecie normalnie? a ja dzisiaj widzialam cudownego kolibra o dlugim ogonie na kwiatku na ogrodzeniu mojego domu w Andach i polecialam po aparat fotograficzny do tegoz domku...zdjecia jednak pokazac sie nie da, bo to byl sen, a ja jestem w zimowej Warszawie.
OdpowiedzUsuńGrażynko, wyłączenie aparatu nie zmienia ustawień samowyzwalacza. Aby to zmienić trzeba wejść w ustawienia i popryciać. Słowem nic by to nie dało. Twój sen :))) dobre :)
UsuńPrzynajmniej w Twoich wspomnieniach ten bielik pozostanie :). Wielka szkoda, ale co zrobić. Jeszcze dużo udanych kadrów życzę! ;)
OdpowiedzUsuńPati, to właśnie takie i podobne sytuacje wyciągają nas z domów :)
UsuńA jakie skutki niewidzialnej fotografii przewidujesz? Wybierz prawidłową odpowiedź: a. Atak depresji leczony opróżnianymi pollitrowkami, b
OdpowiedzUsuńSiądę pod tym drzewem i niech mnie szlag jeśli nie dopadne drania ponownie c. Zakupię drugi aparat zupełny automat co będzie zapisywal wszystko żeby nie dało się utracić żadnego zwierzaka w polu widzenia i trudno plecy jakoś wytrzymają, d. A w d
... mam bieliki
:))) od opróżniania półlitrówek są lepsi - odpadam :) B i C to całkiem rozsądne rozwiązania i pewnie jedno i drugie się zrealizuje :) Na D mnie nie stać, nie umiem, w zasadzie niczego nie mam w dupie, a często chciałbym ;)
UsuńOsobiście obstawialam odpowiedź C No to chyba dobrze się już znamy
Usuńsłuszny wybór :)
UsuńNo to fajnie, fajnie, od razu przypomniały mi się moje ręce w kieszeni zeszłego roku jak wielki jak szafka nocna bielik usiadł na śniegu kilkanaście metrów ode mnie. I co, było szalone bicie serca, ściskanie w żołądku. Co tam, pięknie to opisałeś, a przecież mogłeś przysnąć z nudów i tego wszystkiego nie zobaczyć. Wobec tego mimo braku foty i tak zazdroszczę.
OdpowiedzUsuńPamiętam tę Twoją sytuację :) Tzn. opis. To co widzieliśmy jest nasze i tak trzeba do tego podchodzić.
Usuńwędrowałyśmy dzisiaj po Puszczy Białowieskiej, jak zwykle w najmniej wyszukanym momencie zaczełyśmy dyskutować..a tu jeden byk, drugi, jedna łania, druga hyc przez drogę.. i tak nam obrazy w pamięci pozostały :) Ważne co widziałeś...a jak pięknie opisałeś, wyobraźnia sama maluje kadry :)
OdpowiedzUsuńza to kowalik na rozdrożu.... :)))
Masz rację, te najbardziej wartościowe obrazy zostają w głowie na lata. Miałyście bardzo udane wyjście! Stały skład? Pewnie tak :)
Usuńoczywiście :D
UsuńFantastyczne zdjęcie bielika! A przynajmniej po Twoim opisie wnoszę, że takie powinno być :-) Sytuacja pewnie dobrze znana każdemu miłośnikowi fotografii i przyrody. Ja miałem w czasie wakacji dwa razy podobną, tyle że... z samolotami - ale o tym napiszę już niedługo u siebie. Zdjęcia lasy świetne jak zawsze - te mchy, tajemnicze kształty. Derwisza widzę wyraźnie, ale jak dla mnie to trzyma kowalika w lewej dłoni :-)
OdpowiedzUsuńGrześ ... takie powinno być :))) Co do Derwisza, to ja go widzę odwróconego plecami do mnie, wówczas kowalik jest w prawej dłoni. Tzn. tam fizycznie siedzi, a to że drzazgi na lewej gałęzi również przypominają kowalika, to inna sprawa ;)
UsuńCóż. Bywa i tak.
OdpowiedzUsuń