Powiem tak ... w końcu!
Od 10 dni nie widziałem jeleni i jak pisałem na Fb budziły się we mnie odczucia zbliżone do histerii.
Objawiało się to wzmożonym gadulstwem, apetytem i niechęcią do treści dziennika telewizyjnego.
Piłem więcej kaw i częściej układałem pasjansa!
W sytuacji skrajnej, targany emocjami, postanowiłem nie używać klapek!
Przyznacie extrim!
Postanowiłem walczyć z tą oczywista autodestrukcją.
Spędziłem piątkowy wieczór na wygwizdowie, czyli na środku pola na którym co i rusz przewalały się deszczowe nawałnice.
Wiało jak w tunelu do testów aerodynamicznych, tylko medium nie była smuga barwionego dymy, a woda ... deszcz znaczy :)
Czy jelenie się pokazały? NIEEE!!!
Czy można w taką pogodę zrobić interesujące zdjęcie? NIEEE!!! Chyba, że szukamy motywu na okładkę książki "Depresja na niedzielę".
Wyglądało to mniej więcej tak:
I ja tam gdzieś jak za karę ...
Dzień późnej postanowiłem zrobić coś więcej.
Zrobiłem!
Zrobiłem kilkanaście kilometrów i ... NIC!
Co za czort z tymi jeleniami. Sytuacja zrobiła się niefajna, bo każdy ze znajomych zgłaszał podobne obserwacje czyli brak obserwacji. Marcin dorwał jakiegoś "przypadka".
Wiadomo, że o tej porze nie jest łatwo. Las wypełniony Januszami i Helkami, którzy z częstotliwością kałasznikowa "drą japy" zadając do znudzenia to samo pytanie - "gdzie jesteś?"
Mam dla nich świetną propozycję!
Powinni się qrna ciągać na sznurku. Wprawdzie utrudni to omijanie drzew, w konsekwencji będą musieli chodzić gęsiego, ale przynajmniej w lesie zapanuje cisza.
Oczywiście gdy sznurek nie będzie zbyt długi ... ech.
W niedzielę rano ... nic.
Na szczęście o dziesiątej miałem arcy fajne spotkanie śniadaniowe w Leśniczówce Gaja, podczas którego opowiadałem o jeleniach, ich zwyczajach i w ogóle.
Przyjechało zaskakująco dużo osób, było naprawdę wyśmienicie.
Naładowany taką energią, co chyba nikogo nie zaskoczy, udałem się na wieczór do lasu.
Po drodze spotkałem taką rodzinkę.
A w samym lesie grzyby.
Pyszną kanię!
I przerośniętego prawdziwka.
Co chwila ktoś/coś patrzyło na mnie z góry!
Ten też zastygł w jakimś "odchyle" i obserwował mnie kątem oka.
No i gdy już zapadł zmrok, a moje nadzieje sięgały dna, pojawił się jeleń.
Nawet nie bardzo mogę o nim napisać byk, bo jeszcze dwa lata będzie robił w młodzieżówce, ale to zawsze jednak jeleń!
Radocha.
Z tytułu panujących ciemności ISO powędrowało na 2500, a czas pracy migawki spadł do 1/25 sekundy!
Można? :)
Tak go ujrzałem i musiałem mocno zredukować zoom, by go objąć w całości.
Zdjęcie, z którego jestem baaardzooo zadowolony, zrobiłem gdy mnie zauważył.
Trudno żeby nie, skoro staliśmy od siebie w odległości 10 metrów!
Dla tej foty warto było czekać do nocy!
Potem, gdy już wracałem do samochodu, zrobiłem jeszcze jednego i jeszcze jednego byczka ale póki co nie chcę pokazać tych zdjęć.
Ale to ostatnie mogę:
Uwierzcie mi, tam już nie było światła! Noc.
I fajnie. Noc nie noc, ale jest.
OdpowiedzUsuńsą chwile w życiu mężczyzny, że liczy się sztuka i nie ma, że to czy tamto! ;)
UsuńFotki fajne! Te ''Janusze i Helki'' to są prawie wszędzie. Jedynie tam gdzie jest totalny bałagan, ''krzaczory'' itp. ich nie ma. Chodź teź się trafiają. Częściej ich słyszę niź widzę ;)
OdpowiedzUsuńja natychmiast uciekam w drugą stronę, ale tam też już są ... gotowi w każdej chwili się rozedrzeć :)
UsuńMoże te "Janusze i Helki" w tym roku zamiast byków się drą ... ;-)
OdpowiedzUsuńpóki co, wszystko na to wskazuje :)))
Usuńpowiem tak....w końcu ! :D w końcu mogę pisać i wylewać zachwyty nad Twoim NIC nie zaobserwowaniem :) wiewióra urocza, jeleń wystęskniony...ale jako "Helka' zachwycę się k a n i ą !:D Od razu nabrałam chęci wyjść do lasu... ;)
OdpowiedzUsuńKalinko :)))
Usuń