Abym mógł spokojnie opowiedzieć, co mam dziś do przekazania, muszę zacząć od informacji, że mamy psa - kopova, czyli słowackiego gończego. Poświęciłem mu kiedyś post - http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2014/10/kopov-moja-miosc.html, a teraz wytłumaczę, że kiedy jedno z nas wyprowadza psa, pytamy po powrocie - była jedynka? była dwójka? Otóż w naszym psim kodzie jedynka to siku, a dwójka to kupka. Po tym wyjaśnieniu mogę z czystym sumieniem przystąpić do relacji z mijającej niedzieli, bowiem to kodowanie okaże się niezbędne.
Śnieg był dziś okrutnie hałaśliwy. Zgrzytał pod stopami nie dając szans na jakikolwiek podchód. Tym samym drugi dzień z rzędu zostałem skazany na zasiadkę. Po drodze spotkałem polującego lisa, a dwieście metrów dalej byłem świadkiem ataku jastrzębia na stadko ptaszków, których nawet nie zdążyłem sklasyfikować. To było niesamowite, jastrząb uderzył z taką prędkością, że z trudem zdołałem ogarnąć wzrokiem całą sytuację, o zdjęciach w ogóle nie było mowy. Ostatni kilometr do czatowni upłynął spokojnie, bez obserwacji, nie licząc świeżutkich tropów wilka. Ku mojemu zdziwieniu wczorajsza zanęta leżała nietknięta. Dziwne i lekko zniechęcające. Zawsze znikała. No nic, pomyślałem, co ma być to będzie.
Piękny słoneczny poranek dawał nadzieję na świetne foty, ale oczywiście dopóki świeciło słońce, żadna zaraza nie pofatygowała się przed obiektyw - standard! Po godzinie przyszły ciemne chmury śniegowe. Światło zgasło, zaczęło wprawdzie malowniczo padać lecz zrobiło się ciemnawo. Oczywiście przy tak fatalnych warunkach świetlnych, nie musiałem długo czekać na kruki. Te upiorne, czarne cholery, nawet żerują gdy zrobi się ponuro i ciemno! Ale nie żałuję. Korzystając z faktu, że mam jasne szkło, porobiłem kilka zdjęć o jakich marzyłem. Tę czatownię budowałem dokładnie z myślą o tym, by fotografować ptaki na tle odległej ściany lasu. Padający śnieg zapewnił odpowiedni klimat zdjęć, a brak światła dodał tylko pikanterii. Kruki wpisują się w taką aurę wyjątkowo dobrze. Mogłem w końcu się wyżyć, ponieważ uwielbiam fotografować "cieniem", kocham lekkie niedoświetlenia i limitowane światło. Mam nadzieję, że ta sesja również i Wam przypadnie do gustu. Jest coś w krukach mrocznego i tajemniczego. Wierzę, że udało mi się to pokazać.
A teraz do rzeczy! Kto zimą nie siedzi godzinami w czatowni, ten nie wie, ale najgorszym uniedogodnieniem jest przerażające zimno, które po 3-4 godzinach przeszywa człowieka do szpiku kości. Na taką okoliczność jest termosik z sokiem malinowym ... i owszem. Ale pobieranie płynu plus wychłodzenie generuje kolejny problem - notorycznie, nagminnie, wielokrotnie oraz co chwila i w każdym momencie, chce się wyjść na ... jedynkę (stąd wstęp, bo przecież nie będę się rozpisywał o swoim sikaniu;) ) Dziś starałem się być dzielny, ale po dwóch godzinach kapitulacja - musiałem się wyjedynkować!
Ta akurat czatownia jest szóstą z kolei, więc zawiera elementy wynikające z nagromadzonych przy budowie poprzednich, doświadczeń. Zbudowałem ją w taki sposób, że mogę wstać, zrobić krok za siebie, popełnić jedynkę i wciąż nie być widzianym przez ptaki będące przed czatownią. No więc stoję w omówionej przybudówce i jedynkuję. Oczywiście rozglądam się wokół siebie, bo skupianie się wyłącznie na tak podstawowej czynności jest w okolicznościach przyrody stratą czasu. Co widzę! W trakcie jedynkowania pięć metrów przed moją czatownią przeszły trzy sarenki. Konkretnie dwie sarenki i młody koziołek! Że też akurat w tym momencie uległem słabości i oddałem się liczeniu do jednego!!! Szlag!!! Przepraszam za szczegół, ale nie podciągając garderoby wykonałem zwrot na pięcie by jak najszybciej sięgnąć po aparat. Klęknąłem składając się do zdjęcia i zdążyłem jeszcze uwiecznić koziołka. Całe szczęście, że w tym momencie nikt mi nie zrobił zdjęcia, bo mógłby wyciągnąć ze mnie ostatni grosz za takie kadry :)))
Opowiadam o tym zdarzeniu z taką fozjologiczno-anatomiczną dokładnością, bowiem w tych komicznych warunkach zrobiłem bodaj jedno z moich piękniejszych zdjęć koziołka. Zdjęcie robione poprzez gałęzie kryjówki spowodowały ciekawy efekt cienistej kurtyny, a koziołek szczęśliwie zatrzymał się w miejscu, w którym mogłem go uchwycić przez szczelinę między gałązkami. Dopiero w domu zobaczyłem jaką rolę w tych kadrach odegrała ta urocza, rozświetlona trawa! Niewiarygodny zbieg przypadków! Gdybym siedział na zydelku w czatowni, zrobiłbym zdjęcia o wiele lepsze technicznie, a kozioł byłby znacznie bliżej ode mnie. Czy zdjęcia byłyby ciekawsze - nie. Z całą pewnością to miejsce, gra cieni i świateł oraz wyjątkowa trawa złożyły się na końcowy efekt. Wracałem w pełni usatysfakcjonowany. W drodze powrotnej przeżyłem coś niesamowitego ale to wydarzenie zasługuje na odrębny post. Do środy zatem! ;)
Tymczasem oddajmy się dwóm, jakże różnym w nastrojach sesjom kruki vs. koziołek!
Czad. Piękne!
OdpowiedzUsuńwow! dziękuję i witam wśród moich Gości :)
UsuńCzwarte i piąte zdjęcie krucze - moi faworyci! Ech, zazdroszczę obiektywu - każde piórko widać :-)
OdpowiedzUsuńI ostatni koziołek też uroczy - trawki, śnieżek - cuda, panie!
dziękuję Pani Ewo! Szkiełko rzeczywiście niczego sobie - ZUIKO - chyba ostatni producent obiektywów całostalowych. Świetne szkło!
UsuńPierwszy kruk jak z Gotham City w najlepszej animowanej odsłonie. Pozostałe też wstrząsająco nastrojowe.
OdpowiedzUsuńwstrząsająco nastrojowe :))) dobre, bardzo dobre - dziękuję! ;)
UsuńPamiętam z dzieciństwa bajkę o siedmiu braciach w kruki zamienionych, zrobiłeś do niej znakomite fotoilustracje:-)
OdpowiedzUsuńNie dość, że się nie przeziębiasz to w dodatku Twój organizm wie kiedy Cię wyjedynkować żebyć mógł "na gaciach" piękne zdjęcia zrobić. Rozczulające te różki.
tak, pamiętam tę bajkę! Jak będzie wznowienie, to się zgłoszę :)) To prawdopodobnie dwulatek i jego pierwsze poroże. Starsze kozły mają juz całkiem pokaźne parostki, oczywiście w scypule. W tym roku, po takiej lekkie zimie, jeleniowate nałożą piękne poroża.
OdpowiedzUsuńKlimatyczne kruczydła i takaż opowieść o fizjologii człowieka. Znam to niestety, oj znam. Zwykle dopada Cię w chwili, gdy już się pięknie zamaskujesz, przygotujesz sprzęt i na dodatek pojawia się pierwszy obiekt. Zawsze mnie to zastanawiało. Mamy XXI w., cywilizacja w rozkwicie, podbijamy wszechświat, sztuczna inteligencja już kombinuje, jak nas wykończyć, a my ciągle jak zwierzęta!
OdpowiedzUsuńBagienny, z każdym rokiem naszego życia rośnie prawdopodobieństwo zacewnikowania ... może to okaże się rozwiązaniem ;)
Usuń