Wszystko co piękne kończy się tak samo szybko, jak wszystko co nie piękne, ale ponieważ zakończenie piękna daje się łatwiej zauważyć, to snujemy takie spostrzeżenia, takie nasze małe malkontencje, podwórkowe filozofie takie :)
Więc powtórzę za pokoleniami - Wszystko co piękne kończy się szybko!
Kolejne rykowisko odeszło do historii.
Zapowiadane temperatury jednoznacznie oddalają mnie od wiary, że coś jeszcze usłyszę.
To, że nie usłyszymy, nie znaczy jednak, że nie zobaczymy!
Jeżeli chodzi o jelenie-byki przed nami jedenaście miesięcy "filmu niemego".
Jak wiecie, one, nie licząc odgłosu przestraszenia, odzywają się tylko w porze godowej. Teraz będą się przed nami przesuwały cicho ale nie mniej majestatycznie.
To oczywiście była dygresja - standard.
Dziś o świcie wyruszyłem zobaczyć, co się dzieje w wyjątkowo ciepły poranek końcówki września.
Las jak zawsze, niezależnie od pogody, mamił mnie i zachwycał. Mimo wczesnej pory, w powietrzu pojawiało się unikalne, ciepłe światło świtu przebijające się przez cienką warstwę chmur. To miłe zjawisko, gdy skupimy się by je dostrzec. To nie jest nic oczywistego, to subtelność optyczna dla wrażliwców, których tym samym pozdrawiam. Gdybym miał to opisać, powiedziałbym, że w powietrzu pojawia się nie tyle światło, co jego obietnica, subtelna zapowiedź, nieśmiała próba.
Taki lekko zawstydzony test z przeprosinami za zmianę ... wiecie :)
Teraz to już sam nie wiem, czy to nie była właśnie dygresja ...
To się okaże na końcu, gdy będzie już wiadomo o czym naprawdę jest ta opowieść:)))
Szedłem niezwykle wolno. Szukałem nawet w głowie jakiegoś numerycznego opisu tempa. Wyszło, że każdy krok zajmuje mi dwie sekundy. Sprawdźcie kiedyś, to naprawdę wolno.
I gdy tak sobie szedłem i o niczym nie myślałem, a nawet jeżeli myślałem i tak się nie przyznam, bo w tym kraju myślących ludzi się nie lubi, a po co mi hejt i banicja towarzyska z powodu przynależności do mniejszości!
Kto oglądał Czterech Pancernych i Psa pamięta, że pierwszy RUDY aby strzelić, musiał się zatrzymać. Nowy RUDY wykonywał już dwie czynności jednocześnie - potrafił jechać i strzelać!
Ja zatem, jak nowy RUDY też wykonywałem dwie czynności jednocześnie - szedłem i nie myślałem!
Oczywiście niemyślenie jest procesem - joginom opanowanie tej umiejętności zajmuje lata, a Polacy rodzą się z tą umiejętnością i już!
I co? Naród wybrany, hę? :))
Nie mam pojęcia czy "iście" i myślenie jest czymś trudniejszym od "iścia" i niemyślenia ale to wciąż tylko dwie czynności, a skoro tak, to po co miałem myśleć, skoro mogłem nie myśleć - wartość bezwzględna ta sama!
I tak wpisałem się w trend narodowy, dokądś zmierzałem, ale nie zaprzątałem sobie głowy ani sensem obranego kierunku ani ceną jaką zapłacę za bezmyślne podążanie.
Z idącej bezmyślności wyrwała mnie miła dla oka obserwacja. Zawsze mówię, że jeżeli to nie ma być przynajmniej czternastak, to niech będzie szpicak. Jest w nich coś nieprzeciętnego, coś z pogranicza dziecka i młodzieńca.
Tu jeszcze nie dowierzał ale obserwował - dwie czynności!
Tu nie dowierzał ale jadł.
Uwierzył ale też zaczął myśleć!
No i wymyślił! A to się nagłowił!!! :)))
Odbiegł kilka kroków i ponownie z niedowierzaniem mnie obserwował. Najwyraźniej trafił mi się szpicak małej wiary :)
Jego mama, czujna obserwatorka zajścia.
Ostatecznie bez większego strachu odeszły prowadzone przez rozsądek, czyli doświadczenie matki.
Nie wiem doprawdy co było treścią zasadniczą, a co dygresją. Dodatkowo muszę Was poprosić o samodzielne wnioski i morały, bo gdy ja to zrobię, blog z przyrodniczego zamieni się w polityczny, a po ostatnich decyzjach ministra "Szyszkina" w Ministerstwie Degradacji Środowiska, nie mam niczego miłego do powiedzenia, a postanowiłem tu nie przeklinać*. ;)
* a lubię ;)
czwartek, 29 września 2016
środa, 28 września 2016
Lis jaki jest, każdy widzi.
Wiatr szybko pędził pierzaste chmury po błękitnym niebie. Wymarzona pogoda dla miłośników pejzażu czy po prostu fotografii plenerowej. Reflektorowe, szybko przesuwające się światła i miękkie cienie potrafią z przeciętnego widoku uczynić cudo. Tu mieszkańcy pogórza mają wielkie fory i przewagi. Pagórkowata Warmia też nie ma się czego wstydzić. Dość poważnie rozpatrywałem, czy tego dnia nie przeprosić się z "szerokim szkiełkiem" i ruszyć w teren szeroki. O podjętej decyzji zadecydował tylko jeden parametr - stabilny kierunek wiatru. To zawsze na mnie działa w jeden sposób - DO LASU!
Taki dość silny i stabilny wiatr daje niespotykaną w inną pogodę szansę na podejście lub spotkanie drapieżnika z niewielkiej odległości. One mają tak wyczulony zmysł powonienia, że potrafią wyczuć człowieka z kilkuset metrów nawet z wiatrem. Ale gdy wiatr jest silniejszy i nie kręci, nasze szanse rosną. Nie mogłem się powstrzymać.
Tego dnia miałem już sporo kilometrów w nogach. Poszedłem w okolice pięknego jeziora. Właśnie zbliżałem się do leśnego prześwitu na granicy dziczej ostoi. Nie mogę tego nazwać polanką, bowiem rozmiar tego "miniplacyku", nie zasługuje nawet na to miano. Po prostu w starym lesie, w jednym miejscu zabrakło kilku drzew :)
Takie prześwietlenie zwykle wystarcza, by okazało się atrakcją dla zwierząt. Więcej słońca, więcej owadów, tym samym ptaków, krótko mówiąc stołówka dla drapoli idealna.
Lis, gdy żyje w spokojnym ekosystemie, nie jest przepłaszany, poluje już od południa. Lubi suche, jasne miejsca. Niezwykle cierpliwie wyszukuje nornic i innych smakołyków. Niedawno publikowałem filmy z polowania lisów, tym razem pokażę zdjęcia jednego z najpiękniejszych psowatych drapieżników Europy. Pogoda była łaskawa, sceneria również.
Szczęśliwie dla dalszych obserwacji, zauważyłem go w porę. To kluczowe w przypadku lisów. Są naprawdę czujne i przebiegłe. Zasiadłem cicho w trawie za osłonę mając szczotkę grabową.
Podobnie jak w przypadku opisywanego niedawno spotkania z łaniami, stwierdziłem tylko, że trawa ma uszy ;)
Chmury gnały jak szalone, więc co i rusz miałem go w słońcu lub cieniu. Mogłem do woli trenować szybką zmianę parametrów zdjęcia :)
Gdy naśladowałem odgłos jego przysmaku, kręcił zabawnie głową "ostrząc słuch" na potencjalną ofiarę. To by się zdziwił :))))
Sprawiał wrażenie wyluzowanego i nie chodzi mi o coś w rodzaju kaczki wyluzowanej, nie :)
Za każdym razem gdy go wabiłem, obserwował czujnie. Na szczęście siedziałem bardzo nisko na ziemi. Falbany traw utrudniały mi wprawdzie fotografowanie ale i on miał kłopot z namierzeniem mojego "nikczemnie kruchego jestestwa" ;)
Uszy "śmiagały mu" za każdym dźwiękiem, ale wzroku nie spuszczał nawet na sekundę!
Drapanko - chwila rozkoszy - przerwa od czujności :)
I ponownie na chwilę w krainie cienia.
Upsss ... co tam się dzieje?!? Lisy są szczególnie wyczulone na pewien rodzaj dźwięku, co dość bezczelnie wykorzystywałem, by wzmagać jego czujność :) Tu już widać irytację na granicy złości. Tzw. ponure spojrzenie, które może zabić :)))
Zajął niezwykle malownicze stanowisko. Na współpracę z nim nie mogę narzekać. Robił co mógł, bym był zadowolony. Był kreatywny i wniósł wiele do tej sesji :)
Schodząc z "wybiegu" niczym rasowa modelka, dokonał ostatniej prezentacji ;)
Dziękuję "lisu" za pozowanie, naturze za pogodę, "aparatu" za bezawaryjność i sobie, że po raz kolejny robiąc za środek transportu aparatu, zaniosłem go w odpowiednie miejsce o odpowiedniej porze. Potem już tylko wycelować w obiekt i wykonać fizyczną presję palcem na spust migawki. ;)
Taki dość silny i stabilny wiatr daje niespotykaną w inną pogodę szansę na podejście lub spotkanie drapieżnika z niewielkiej odległości. One mają tak wyczulony zmysł powonienia, że potrafią wyczuć człowieka z kilkuset metrów nawet z wiatrem. Ale gdy wiatr jest silniejszy i nie kręci, nasze szanse rosną. Nie mogłem się powstrzymać.
Tego dnia miałem już sporo kilometrów w nogach. Poszedłem w okolice pięknego jeziora. Właśnie zbliżałem się do leśnego prześwitu na granicy dziczej ostoi. Nie mogę tego nazwać polanką, bowiem rozmiar tego "miniplacyku", nie zasługuje nawet na to miano. Po prostu w starym lesie, w jednym miejscu zabrakło kilku drzew :)
Takie prześwietlenie zwykle wystarcza, by okazało się atrakcją dla zwierząt. Więcej słońca, więcej owadów, tym samym ptaków, krótko mówiąc stołówka dla drapoli idealna.
Lis, gdy żyje w spokojnym ekosystemie, nie jest przepłaszany, poluje już od południa. Lubi suche, jasne miejsca. Niezwykle cierpliwie wyszukuje nornic i innych smakołyków. Niedawno publikowałem filmy z polowania lisów, tym razem pokażę zdjęcia jednego z najpiękniejszych psowatych drapieżników Europy. Pogoda była łaskawa, sceneria również.
Szczęśliwie dla dalszych obserwacji, zauważyłem go w porę. To kluczowe w przypadku lisów. Są naprawdę czujne i przebiegłe. Zasiadłem cicho w trawie za osłonę mając szczotkę grabową.
Podobnie jak w przypadku opisywanego niedawno spotkania z łaniami, stwierdziłem tylko, że trawa ma uszy ;)
Chmury gnały jak szalone, więc co i rusz miałem go w słońcu lub cieniu. Mogłem do woli trenować szybką zmianę parametrów zdjęcia :)
Gdy naśladowałem odgłos jego przysmaku, kręcił zabawnie głową "ostrząc słuch" na potencjalną ofiarę. To by się zdziwił :))))
Sprawiał wrażenie wyluzowanego i nie chodzi mi o coś w rodzaju kaczki wyluzowanej, nie :)
Za każdym razem gdy go wabiłem, obserwował czujnie. Na szczęście siedziałem bardzo nisko na ziemi. Falbany traw utrudniały mi wprawdzie fotografowanie ale i on miał kłopot z namierzeniem mojego "nikczemnie kruchego jestestwa" ;)
Uszy "śmiagały mu" za każdym dźwiękiem, ale wzroku nie spuszczał nawet na sekundę!
Drapanko - chwila rozkoszy - przerwa od czujności :)
I ponownie na chwilę w krainie cienia.
Upsss ... co tam się dzieje?!? Lisy są szczególnie wyczulone na pewien rodzaj dźwięku, co dość bezczelnie wykorzystywałem, by wzmagać jego czujność :) Tu już widać irytację na granicy złości. Tzw. ponure spojrzenie, które może zabić :)))
Zajął niezwykle malownicze stanowisko. Na współpracę z nim nie mogę narzekać. Robił co mógł, bym był zadowolony. Był kreatywny i wniósł wiele do tej sesji :)
Schodząc z "wybiegu" niczym rasowa modelka, dokonał ostatniej prezentacji ;)
Dziękuję "lisu" za pozowanie, naturze za pogodę, "aparatu" za bezawaryjność i sobie, że po raz kolejny robiąc za środek transportu aparatu, zaniosłem go w odpowiednie miejsce o odpowiedniej porze. Potem już tylko wycelować w obiekt i wykonać fizyczną presję palcem na spust migawki. ;)
wtorek, 27 września 2016
kruki - historia niesamowita!
Nooo, trochę może mnie poniosło z tym tytułem ale ponieważ nieco znam kruki, uznałem, że to co mnie spotkało, zasługuje na miano niesamowitości.
Ale kolejno, Krzysztof, nie wyprzedzaj faktów.
Dziś zaczęło się wczoraj, bo skoro, jak twierdzą fizycy, czas nie istnieje, to nie ma znaczenia, kiedy zaczęło się dziś. Dla mnie wczoraj!
Zmęczony rykowiskiem, które jak sądzę udało mi się dość kompletnie zilustrować, udałem się w zupełnie nowe miejsce. Musiałem nieco odpocząć od jeleni. Poważnie.
Dotarłem do leśnej uprawy, oparłem się o drzewo i stoję w bezruchu lustrując czujnie teren.
Jeżeli jesteście równie czujni, jak ja wczoraj, to jak rozumiem, na zdjęciu poniżej, widzicie przyglądającego się Wam koziołka :)
Jeżeli go nie widzieliście, to był tu - w miejscu, z którego wyskoczył :)
Komary cięły wściekle, więc nałożyłem kaptur. To był błąd!
Po chwili usłyszałem jakiś dziwny dźwięk, łopot ... coś. Przez zakapturzenie receptorów słuchu nie mogłem szybko ustalić źródła więc w sposób charakterystyczny dla amatorów kwaśnych jabłek, wykonałem zwrot całym ciałem. Okazało się, że bielik usiadł na gałęzi, UWAGA - cztery metry nade mną! Z takiej odległości jeszcze "bieliku" w oczy nie spojrzałem. Oniemiałem, emocje odebrały mi władzę nad umysłem i ciałem, więc pierwsze zdjęcie zrobiłem gdy już odlatywał. Uznałem, że skoro miałem go tak blisko i spaprałem sprawę, to zdjęcie z dwudziestu metrów nie zasługuje na publikację. Nie powala jakością, bo monopod ugrzązł w trawie ... aaaa, szkoda słów. Flama to komplement.
Opuszczałem las po zachodzie i na osłodę, oczom mym, ukazał się taki oto warmiński widoczek.
Rano pojechałem w zupełnie inne miejsce. Przeżyłem fajne chwile. Znam kruki. Szczególnie leśne dzikusy. Nie są skore do ufania człowiekowi. Nie mam zielonego pojęcia cóż to dziś miałem za aurę, ale zachowywały się wobec mnie co najmniej niestandardowo. Gdyby to było gdzieś przy padlinie, OK, zrozumiałbym, ale przeszedłem z nimi kilkaset metrów, a one ciągle mnie obsiadały.
Dosłownie siadały na gałęziach bardzo blisko mnie i latały po kilka metrów nad głową, do tego wciąż moją głową!
Pomyślałem, niedobrze Krzysztof, musisz jak nic sprawiać wrażenie padliny!
Nieco się przestraszyłem, bo może one wiedziały, że za moment padnę trupem. Rozejrzałem się, myśliwych nie widzę więc nagła ołowica mi nie groziła. Badam puls, jest OK, serce nie boli ... co jest?!?
Odpowiedzi nie znalazłem ale z przyjemnością podzielę się z Wami obserwacjami. Do tej pory byłem pewny, że fotografowanie kruków z bliska wymaga czatowni. Okazało się, że nie!
Najpierw zdjęcia z cyklu "Błękitny Patrol" ;)
Ten to mi niemal zerwał czapkę z głowy!
Zaskoczony tą bezpośredniością postanowiłem mimo wszystko pójść głębiej w las. Naprawdę niechcący wdepnąłem w ostoję jeleni ...
Nie żebym się uparł na fotografie tego typu, ale ponownie wykonałem "zamaziaj dynamiczny", o innym nie mogło być mowy.
Wszedłem "temu byku" na odcisk, więc gdy ruszył - no sami zobaczcie :)
Chyba sobie ten pastel, walnę na ścianę, serio.
Byłbym zapomniał! Dziś rano, pierwszy raz tej jesieni, fotografowałem efekt przygruntowego przymrozku.
Ale kolejno, Krzysztof, nie wyprzedzaj faktów.
Dziś zaczęło się wczoraj, bo skoro, jak twierdzą fizycy, czas nie istnieje, to nie ma znaczenia, kiedy zaczęło się dziś. Dla mnie wczoraj!
Zmęczony rykowiskiem, które jak sądzę udało mi się dość kompletnie zilustrować, udałem się w zupełnie nowe miejsce. Musiałem nieco odpocząć od jeleni. Poważnie.
Dotarłem do leśnej uprawy, oparłem się o drzewo i stoję w bezruchu lustrując czujnie teren.
Jeżeli jesteście równie czujni, jak ja wczoraj, to jak rozumiem, na zdjęciu poniżej, widzicie przyglądającego się Wam koziołka :)
Jeżeli go nie widzieliście, to był tu - w miejscu, z którego wyskoczył :)
Komary cięły wściekle, więc nałożyłem kaptur. To był błąd!
Po chwili usłyszałem jakiś dziwny dźwięk, łopot ... coś. Przez zakapturzenie receptorów słuchu nie mogłem szybko ustalić źródła więc w sposób charakterystyczny dla amatorów kwaśnych jabłek, wykonałem zwrot całym ciałem. Okazało się, że bielik usiadł na gałęzi, UWAGA - cztery metry nade mną! Z takiej odległości jeszcze "bieliku" w oczy nie spojrzałem. Oniemiałem, emocje odebrały mi władzę nad umysłem i ciałem, więc pierwsze zdjęcie zrobiłem gdy już odlatywał. Uznałem, że skoro miałem go tak blisko i spaprałem sprawę, to zdjęcie z dwudziestu metrów nie zasługuje na publikację. Nie powala jakością, bo monopod ugrzązł w trawie ... aaaa, szkoda słów. Flama to komplement.
Opuszczałem las po zachodzie i na osłodę, oczom mym, ukazał się taki oto warmiński widoczek.
Rano pojechałem w zupełnie inne miejsce. Przeżyłem fajne chwile. Znam kruki. Szczególnie leśne dzikusy. Nie są skore do ufania człowiekowi. Nie mam zielonego pojęcia cóż to dziś miałem za aurę, ale zachowywały się wobec mnie co najmniej niestandardowo. Gdyby to było gdzieś przy padlinie, OK, zrozumiałbym, ale przeszedłem z nimi kilkaset metrów, a one ciągle mnie obsiadały.
Dosłownie siadały na gałęziach bardzo blisko mnie i latały po kilka metrów nad głową, do tego wciąż moją głową!
Pomyślałem, niedobrze Krzysztof, musisz jak nic sprawiać wrażenie padliny!
Nieco się przestraszyłem, bo może one wiedziały, że za moment padnę trupem. Rozejrzałem się, myśliwych nie widzę więc nagła ołowica mi nie groziła. Badam puls, jest OK, serce nie boli ... co jest?!?
Odpowiedzi nie znalazłem ale z przyjemnością podzielę się z Wami obserwacjami. Do tej pory byłem pewny, że fotografowanie kruków z bliska wymaga czatowni. Okazało się, że nie!
Najpierw zdjęcia z cyklu "Błękitny Patrol" ;)
Ten to mi niemal zerwał czapkę z głowy!
Zaskoczony tą bezpośredniością postanowiłem mimo wszystko pójść głębiej w las. Naprawdę niechcący wdepnąłem w ostoję jeleni ...
Nie żebym się uparł na fotografie tego typu, ale ponownie wykonałem "zamaziaj dynamiczny", o innym nie mogło być mowy.
Wszedłem "temu byku" na odcisk, więc gdy ruszył - no sami zobaczcie :)
Chyba sobie ten pastel, walnę na ścianę, serio.
Byłbym zapomniał! Dziś rano, pierwszy raz tej jesieni, fotografowałem efekt przygruntowego przymrozku.
poniedziałek, 26 września 2016
stary cwaniak!
Historia TEGO byka zaczęła się trzy tygodnie temu. To jeden z tych przypadków, który jest karmą i katalizatorem takiej pasji. Cel, którego nie daje się osiągnąć. Wszystkie starania spełzają na niczym, więc do głosu dochodzi syndrom zakazanego jabłka. Nie mogę, czyli coraz bardziej chcę.
Gdy usłyszałem go pierwszy raz, pojawiła się myśl, która była najoczywistszą frazą, jaka mogła zrodzić się w mojej głowie - "muszę Cię mieć!"
W okresie trzech tygodni ten koleżka niesamowicie nabił mi licznik kilometrów.
W tym czasie zrobiłem wiele zdjęć innym bykom, a ten w niewytłumaczalny sposób schodził mi z drogi.
Naprawdę nie mogłem pojąć jak to możliwe, żeby przy tylu staraniach nie móc go chociaż zobaczyć.
Jakby wiedział z której strony nadchodzę. Doszło do takiej paranoi, że zacząłem podejrzewać, że bawi się ze mną w kotka i myszkę. Zgadaliśmy się z kumplem, że również niejednokrotnie i również bezowocnie chodził za nim. Miarka ostatecznie się przebrała.
Tego dnia usłyszałem go z odległości około 800 metrów. Wiedziałem gdzie stoi i wiedziałem, że z tytułu ukształtowania terenu, moje szanse będą niewielkie. Niecka przerzedzonego lasu otoczona wysokimi grabami i świerkami. Ja będę nadchodził z góry, czyli ewentualne zdjęcia i tak będą z "kulawą perspektywą". Będę się musiał tłumaczyć, że nie robiłem ich z ambony. :)
W niepojęty sposób, gdy tylko go ujrzałem, odszedł w chaszcze. Co jest!?! Skąd wiedział, że się zbliżam. Konsekwentnie opuszczał zapadlisko i wspiął się nieco wyżej.
Zawabiłem głosem młodego byka, licząc na jego irytację. Zatrzymał się. Ufff ...
Wtedy powstało jedyne zdjęcie, które jeszcze bardziej mnie nakręciło, by kiedyś się z Nim ostatecznie "rozprawić".
Jeżeli ma kompletne poroże, czyli schodząc od widocznej korony w stronę głowy, będzie opierak, wykształcony nadoczniak i oczniak, to może być szestnastakiem. Niestety mogę tylko gdybać, więc apetyt rośnie :)
Na szczęście zrozumiałem przynajmniej na czym polega Jego przebiegłość.
W Jego chmarze jest niezwykle doświadczona licówka, czyli łania prowadząca.
Wie jak chronić swojego Pana. Tak sprytnie porozstawiała inne łanie, że ten byk ryczy otoczony wianuszkiem czujnych strażniczek. Stąd tyle nieudanych prób podejścia.
Tym razem dostrzegłem kilka z nich poukrywanych tu i ówdzie. Co za strategia!
Oto jedna z nich.
Z taką ochroną, nikt nie zbliży się nawet w Jego okolice, co dopiero do Niego!!!
Gdy podchodziłem do Niego, usłyszałem trzask łamanej gałązki w młodniku. Tam zawsze były dziki i tym sobie to wytłumaczyłem ignorując nieco ten dźwięk. Po chwili okazało się, że to jedna ze strażniczek. Gdy ją zauważyłem, było już za późno. Stado odebrało sygnał ostrzegawczy.
Jeszcze się nie bały, ale już były wystarczająco czujne, by unieruchomić mnie w miejscu.
Oceniłem obrany przez licówkę kurs, postanowiłem je okrążyć i przeciąć im drogę licząc na kolejne spotkanie. W gruncie rzeczy bardziej niż na zdjęciach, zależało mi na ostatecznej ocenie byka - chciałem Go ujrzeć w pełnej krasie.
Ten pomysł kosztował mnie 6 kilometrów okrążenia. Bezowocnego! Po raz kolejny klapa. Mokry jak szczur wyścigowy postanowiłem odpocząć na skraju polany.
Okazało się, że dojście do granicy polanki nie będzie łatwe.
Tu też była strażniczka. Znacznie mniejsza, ale z pewnością nie mniej czujna :)
Dopiero gdy się zbliżyłem, okazało się, że nie jest sama :)
Koziołek był czujny.
Nie odskoczył daleko i jak widać, nie wiedział czego się przestraszył, bo już po chwili głowę miał zaprzątnięta czym innym, co mam nadzieję widać po jego minie :)))
Usiadłem pod świerkiem, odłożyłem aparat i przyglądałem się polującemu w oddali lisowi.
Z marazmu, no może nie z marazmu, a bardziej z błogiego rozleniwienia, wyrwał mnie widok łani tnącej polankę.
I o ile ona wyskoczyła na granicy słońca i cienia, to goniący ją byk, oczywiście musiał już iść kryjąc się skutecznie w cienistej części.
Już tylko dla formalności dodam, że szły dokładnie w stronę drzewa, pod którym regularnie zasiadywałem. Tym razem usiadłem z drugiej strony ... standard - dlaczego mnie to nie dziwi?!? :)
Tego zdjęcia normalnie bym nie pokazał, rozsądne "wydłubanie ich" z tej odległości, w cienistej części polany jest trudne. Ale ponieważ chwilę wcześniej kozioł szedł za sarną, oblizując się na jej widok i ten byczek robi dokładnie tak samo, musiałem to pokazać mimo krytycznie słabej jakości. :)
Zniknęli w ścianie lasu i tyle je widziałem.
Wracałem z mieszanymi uczuciami, pełen niedosytów ale jednocześnie z nieco (połowicznie) zaspokojoną ciekawością dotyczącą pierwszego Jegomościa.
Ta pasja nie może się skończyć ponieważ las bardzo dba o niedopowiedzenia, o dawkowanie i pilnuje swoich tajemnic na tyle skutecznie, że człowiek wracając już się zastanawia co ujrzy następnym razem ;)
Gdy usłyszałem go pierwszy raz, pojawiła się myśl, która była najoczywistszą frazą, jaka mogła zrodzić się w mojej głowie - "muszę Cię mieć!"
W okresie trzech tygodni ten koleżka niesamowicie nabił mi licznik kilometrów.
W tym czasie zrobiłem wiele zdjęć innym bykom, a ten w niewytłumaczalny sposób schodził mi z drogi.
Naprawdę nie mogłem pojąć jak to możliwe, żeby przy tylu staraniach nie móc go chociaż zobaczyć.
Jakby wiedział z której strony nadchodzę. Doszło do takiej paranoi, że zacząłem podejrzewać, że bawi się ze mną w kotka i myszkę. Zgadaliśmy się z kumplem, że również niejednokrotnie i również bezowocnie chodził za nim. Miarka ostatecznie się przebrała.
Tego dnia usłyszałem go z odległości około 800 metrów. Wiedziałem gdzie stoi i wiedziałem, że z tytułu ukształtowania terenu, moje szanse będą niewielkie. Niecka przerzedzonego lasu otoczona wysokimi grabami i świerkami. Ja będę nadchodził z góry, czyli ewentualne zdjęcia i tak będą z "kulawą perspektywą". Będę się musiał tłumaczyć, że nie robiłem ich z ambony. :)
W niepojęty sposób, gdy tylko go ujrzałem, odszedł w chaszcze. Co jest!?! Skąd wiedział, że się zbliżam. Konsekwentnie opuszczał zapadlisko i wspiął się nieco wyżej.
Zawabiłem głosem młodego byka, licząc na jego irytację. Zatrzymał się. Ufff ...
Wtedy powstało jedyne zdjęcie, które jeszcze bardziej mnie nakręciło, by kiedyś się z Nim ostatecznie "rozprawić".
Jeżeli ma kompletne poroże, czyli schodząc od widocznej korony w stronę głowy, będzie opierak, wykształcony nadoczniak i oczniak, to może być szestnastakiem. Niestety mogę tylko gdybać, więc apetyt rośnie :)
Na szczęście zrozumiałem przynajmniej na czym polega Jego przebiegłość.
W Jego chmarze jest niezwykle doświadczona licówka, czyli łania prowadząca.
Wie jak chronić swojego Pana. Tak sprytnie porozstawiała inne łanie, że ten byk ryczy otoczony wianuszkiem czujnych strażniczek. Stąd tyle nieudanych prób podejścia.
Tym razem dostrzegłem kilka z nich poukrywanych tu i ówdzie. Co za strategia!
Oto jedna z nich.
Z taką ochroną, nikt nie zbliży się nawet w Jego okolice, co dopiero do Niego!!!
Gdy podchodziłem do Niego, usłyszałem trzask łamanej gałązki w młodniku. Tam zawsze były dziki i tym sobie to wytłumaczyłem ignorując nieco ten dźwięk. Po chwili okazało się, że to jedna ze strażniczek. Gdy ją zauważyłem, było już za późno. Stado odebrało sygnał ostrzegawczy.
Jeszcze się nie bały, ale już były wystarczająco czujne, by unieruchomić mnie w miejscu.
Oceniłem obrany przez licówkę kurs, postanowiłem je okrążyć i przeciąć im drogę licząc na kolejne spotkanie. W gruncie rzeczy bardziej niż na zdjęciach, zależało mi na ostatecznej ocenie byka - chciałem Go ujrzeć w pełnej krasie.
Ten pomysł kosztował mnie 6 kilometrów okrążenia. Bezowocnego! Po raz kolejny klapa. Mokry jak szczur wyścigowy postanowiłem odpocząć na skraju polany.
Okazało się, że dojście do granicy polanki nie będzie łatwe.
Tu też była strażniczka. Znacznie mniejsza, ale z pewnością nie mniej czujna :)
Dopiero gdy się zbliżyłem, okazało się, że nie jest sama :)
Koziołek był czujny.
Nie odskoczył daleko i jak widać, nie wiedział czego się przestraszył, bo już po chwili głowę miał zaprzątnięta czym innym, co mam nadzieję widać po jego minie :)))
Usiadłem pod świerkiem, odłożyłem aparat i przyglądałem się polującemu w oddali lisowi.
Z marazmu, no może nie z marazmu, a bardziej z błogiego rozleniwienia, wyrwał mnie widok łani tnącej polankę.
I o ile ona wyskoczyła na granicy słońca i cienia, to goniący ją byk, oczywiście musiał już iść kryjąc się skutecznie w cienistej części.
Już tylko dla formalności dodam, że szły dokładnie w stronę drzewa, pod którym regularnie zasiadywałem. Tym razem usiadłem z drugiej strony ... standard - dlaczego mnie to nie dziwi?!? :)
Zniknęli w ścianie lasu i tyle je widziałem.
Wracałem z mieszanymi uczuciami, pełen niedosytów ale jednocześnie z nieco (połowicznie) zaspokojoną ciekawością dotyczącą pierwszego Jegomościa.
Ta pasja nie może się skończyć ponieważ las bardzo dba o niedopowiedzenia, o dawkowanie i pilnuje swoich tajemnic na tyle skutecznie, że człowiek wracając już się zastanawia co ujrzy następnym razem ;)
sobota, 24 września 2016
Jelenie przysmaki (film)
Nie wszystkie jelenie biorą udział w rykowisku. Rykowisko to zajęcie dla jeleni powyżej piątego roku życia. Młodsze jelenie, nawet gdyby fizjologia pozwoliła im podejść do rozrodu, nie mają odwagi stanąć w szranki ze starszym, znacznie silniejszym bykiem. Każdy kto słyszał z bliska byka stadnego, szczególnie tzw. gon, przyzna, że trzeba się dobrze zastanowić, zanim podjęłoby się decyzję o próbie odebrania mu łani. Mimo wszystko młode byki (lecz nie młodsze niż pięcioletnie) próbują, ale na zasadzie cwaniactwa. Do otwartej walki z mocnym bykiem, oczywiście nie podchodzą.
O tym co może czekać byka w czasie fizycznej konfrontacji, niech świadczy to, że byk, którego zastrzelił mój kolega, myśliwy, był dotkliwie zrogowany, miał przebity bok i rozerwaną przeponę.
Czekałaby go i tak śmierć na skutek infekcji, był już w słabej formie, strasznie wychudzony.
Jak widać cena za możliwość pozostawienia swoich genów w populacji, jest czasami bardzo wysoka, by nie powiedzieć najwyższa.
Ale dziś nie o tym, jak zwykle odpłynąłem w jakąś dygresyjkę. Ten blog powinienem nazwać "DYGRESYJKI". Wówczas moja nieogarnięta tendencja do dygresji stałaby się filozofią i stylem, a tak to powtarzając za Andrzejem Mleczką, zdarza mi się po prostu pieprzyć bez sensu ;)
Obiecuję wkrótce opisać wszystkie rytuały godowe jeleni, kiedy dochodzi do walki i czy zawsze dochodzi itd.
Zacznę jeszcze raz, może się uda ...
Nie wszystkie jelenie biorą udział w rykowisku. Młodsze, wiodą w tym czasie spokojne życie. Od czasu do czasu, wiedzione ciekawością, pójdą pokibicować starszym bykom trzymając się lekko na uboczu.
Podczas niedawnego spaceru udało mi się spotkać taki sielski widoczek. Młodziak w drugiej głowie, czyli trzylatek, w towarzystwie łani prowadzącej tegorocznego cielaka, pożywiał się w gąszczu grabów.
Wokół spokój, cisza, stary sosnowy las z bardzo bogatym podszytem, poprzerastany grabami i brzozą.
Beztroska, wolność i miłość. W zasadzie spotkałem jelenich hippisów. Ta grupka sprawiała wrażenie pozbawionej wszelkich trosk i zmartwień. Młodziak z niezwykłą precyzją przebierał w młodych liściach grabu.
Listek po listku z niezwykłą precyzją i spokojem.
Synchro! :)
Ktoś tu widzi drugą parę uszu??? :)
Momentami zlewał się z otoczeniem. Doszedłem do wniosku, że to dla nich bezpieczna forma żerowania.
Wił się i uwijał między drzewami jak skrzydła żurawi na chińskich obrazach (bez sensu!:)
Spojrzeliśmy sobie w oczy. To taki rytuał, który niemal zawsze celebruję z jeleniami, może w końcu się nauczą, że jestem kumplem ;)
Spokojnie powrócił do konsumpcji i tak go już zostawiłem. Odszedłem ciszej niż podszedłem. Spokojnie kontynuowały posiłek.
Nagrałem dla Was filmik poglądowy, byście zobaczyli jak skrupulatnie przebierał w liściach.
FILM TU: https://youtu.be/ExrKqfRU_R0
Miłego oglądania! :)
O tym co może czekać byka w czasie fizycznej konfrontacji, niech świadczy to, że byk, którego zastrzelił mój kolega, myśliwy, był dotkliwie zrogowany, miał przebity bok i rozerwaną przeponę.
Czekałaby go i tak śmierć na skutek infekcji, był już w słabej formie, strasznie wychudzony.
Jak widać cena za możliwość pozostawienia swoich genów w populacji, jest czasami bardzo wysoka, by nie powiedzieć najwyższa.
Ale dziś nie o tym, jak zwykle odpłynąłem w jakąś dygresyjkę. Ten blog powinienem nazwać "DYGRESYJKI". Wówczas moja nieogarnięta tendencja do dygresji stałaby się filozofią i stylem, a tak to powtarzając za Andrzejem Mleczką, zdarza mi się po prostu pieprzyć bez sensu ;)
Obiecuję wkrótce opisać wszystkie rytuały godowe jeleni, kiedy dochodzi do walki i czy zawsze dochodzi itd.
Zacznę jeszcze raz, może się uda ...
Nie wszystkie jelenie biorą udział w rykowisku. Młodsze, wiodą w tym czasie spokojne życie. Od czasu do czasu, wiedzione ciekawością, pójdą pokibicować starszym bykom trzymając się lekko na uboczu.
Podczas niedawnego spaceru udało mi się spotkać taki sielski widoczek. Młodziak w drugiej głowie, czyli trzylatek, w towarzystwie łani prowadzącej tegorocznego cielaka, pożywiał się w gąszczu grabów.
Wokół spokój, cisza, stary sosnowy las z bardzo bogatym podszytem, poprzerastany grabami i brzozą.
Beztroska, wolność i miłość. W zasadzie spotkałem jelenich hippisów. Ta grupka sprawiała wrażenie pozbawionej wszelkich trosk i zmartwień. Młodziak z niezwykłą precyzją przebierał w młodych liściach grabu.
Synchro! :)
Ktoś tu widzi drugą parę uszu??? :)
Momentami zlewał się z otoczeniem. Doszedłem do wniosku, że to dla nich bezpieczna forma żerowania.
Wił się i uwijał między drzewami jak skrzydła żurawi na chińskich obrazach (bez sensu!:)
Spojrzeliśmy sobie w oczy. To taki rytuał, który niemal zawsze celebruję z jeleniami, może w końcu się nauczą, że jestem kumplem ;)
Spokojnie powrócił do konsumpcji i tak go już zostawiłem. Odszedłem ciszej niż podszedłem. Spokojnie kontynuowały posiłek.
Nagrałem dla Was filmik poglądowy, byście zobaczyli jak skrupulatnie przebierał w liściach.
FILM TU: https://youtu.be/ExrKqfRU_R0
Miłego oglądania! :)
piątek, 23 września 2016
trawa ma uszy!
Czasami przebywając w naturze, człowiek dopuszcza do głosu jakąś wyższą wrażliwość (to taki sposób na autokryptodowartościowanie się bowiem w tej formie wypowiedzi domyślnie chodzi o mnie, a w wyrażeniu autokrypto ... bynajmniej nie chodzi o samochód) ;)
Tego dnia tak to właśnie odczuwałem. Nie chciało mi się niczego osiągać ... celów, tematów, jeleni, miejscówek, słowem niczego.
Jedyne czego naprawdę chciałem, to kontemplować każdą sekundę, integrować się z naturą. (UWAGA! dziś może być nieco grafomańsko, czuję, że to się stanie i nic z tym nie mogę zrobić:) )
Przebywanie w środku lasu, w mglisty poranek, nasłuchiwanie ryku godowego jeleni i skrzeczenia sójek przerywanego tu i ówdzie odgłosami pracujących dzięciołów, to wszystko tworzy niezwykle wciągającą aurę współistnienia ze wszystkim co żywe i piękne. W takich razach idę bardzo powoli często zatrzymując się i patrząc gdzieś przed siebie. Przyłapuję się na tym, że nie myślę o czymkolwiek lub, żeby się nie pogrążać z tym niemyśleniem, może lepiej będzie powiedzieć, że myślę wówczas o niczym.
Kiedy tak się stąpa niespiesznie i przemieszcza bardzo powoli, można głębiej przyjąć do siebie dobrodziejstwo życia. Lubię i umiem cieszyć się świadomością, że cud życia i świadomości jego istnienia, został mi dany. Piękne, często nostalgiczne przemyślenie przemijania z jednoczesną radością, że to wszystko w ogóle mogę przeżywać. Dwa miesiące temu rozstawałem się ze swoim ukochanym psem. Odchodził na moich rękach. Obserwowałem cienką granicę jaka dzieli życie i ... nieżycie. Wydaje się, że to jest różnica tylko jednego oddechu. Do ostatniego oddechu moja największa miłość życia była ze mną, a gdy oddech ucichł ... pozostałem sam, bez Niego. Być może od tamtej pory zupełnie inaczej traktuję własne życie. Niewykluczone. Każdy kolejny oddech, chwila, wydaje się być błogosławieństwem, prezentem. Dlatego gdy jestem w lesie przyjmuję energię każdą komórką ciała.
Czerpię z drzew, z obserwacji, zapachów i dźwięków. Naprawdę to doceniam. Las jest kojący i piękny w swoim majestacie.
Ech, jakoś refleksyjnie mi się tu porobiło, a przecież miało być fajnie i w ogóle :)
Zostawmy może te moje osobiste szczerości, wróćmy do lasu, aczkolwiek zachęcam do chwili refleksji nad cudem jakim jest darowane nam życie.
Gdy szedłem cicho, zorientowałem się że tuż obok przygląda mi się i przysłuchuje ... trawa!
Dokładnie tak sobie pomyślałem ujrzawszy tylko trawę i wystające uszy :)
Okazało się, że łania zbudowana głównie z trawy, prowadziła cielaka, podrostka.
Zanim najbliższa nam Gwiazda wzeszła na dobre, spotkałem jeszcze sarenkę. Zjawiła się niczym duch w niebieskiej poświacie.
Świerk, który nas dzielił, stworzył efekt maskownicy. W tej części polanki mgły rozeszły się na chwilę.
Taki ładny fragment wczesnoporannej Puszczy zawierający zwierzęta ;)
Piękne świerki i sarny "podbite" pierwszymi promieniami wspominanej już Gwiazdy.
Gdy tak się zatrzymam i zapatrzę na mój las, to nigdy bym go nie opuszczał. Niestety tzw. proza życia ma ogromną moc. Bezkompromisowo wzywa do siebie. Gdyby świat był zorganizowany w jakiś inny, fenomenalny sposób, a proza życia nie musiałaby oznaczać systemowego zniewolenia, wdepnięcia w mechanizmy uzależnień, kredytów, ZUSów, podatków, pędu do statusów, prestiżu i pozycji, ludzie mogliby żyć zgodnie pasją, uczuciem i miłością, to ja chciałbym wtedy być w lesie.
Piękne proste życie z większą ilością czasu na dostrzeganie piękna na delektowanie się wolnością i niezależnością. Póki co nie mogę narzekać, udało mi się tak poprowadzić swoje życie, że mam ponadprzeciętną możliwość realizowania się w pasji i stosunkowo duży obszar niezależności. Ale wiecie jak jest, człowiek ma palec ... chce rękę ;)
Tego dnia tak to właśnie odczuwałem. Nie chciało mi się niczego osiągać ... celów, tematów, jeleni, miejscówek, słowem niczego.
Jedyne czego naprawdę chciałem, to kontemplować każdą sekundę, integrować się z naturą. (UWAGA! dziś może być nieco grafomańsko, czuję, że to się stanie i nic z tym nie mogę zrobić:) )
Przebywanie w środku lasu, w mglisty poranek, nasłuchiwanie ryku godowego jeleni i skrzeczenia sójek przerywanego tu i ówdzie odgłosami pracujących dzięciołów, to wszystko tworzy niezwykle wciągającą aurę współistnienia ze wszystkim co żywe i piękne. W takich razach idę bardzo powoli często zatrzymując się i patrząc gdzieś przed siebie. Przyłapuję się na tym, że nie myślę o czymkolwiek lub, żeby się nie pogrążać z tym niemyśleniem, może lepiej będzie powiedzieć, że myślę wówczas o niczym.
Kiedy tak się stąpa niespiesznie i przemieszcza bardzo powoli, można głębiej przyjąć do siebie dobrodziejstwo życia. Lubię i umiem cieszyć się świadomością, że cud życia i świadomości jego istnienia, został mi dany. Piękne, często nostalgiczne przemyślenie przemijania z jednoczesną radością, że to wszystko w ogóle mogę przeżywać. Dwa miesiące temu rozstawałem się ze swoim ukochanym psem. Odchodził na moich rękach. Obserwowałem cienką granicę jaka dzieli życie i ... nieżycie. Wydaje się, że to jest różnica tylko jednego oddechu. Do ostatniego oddechu moja największa miłość życia była ze mną, a gdy oddech ucichł ... pozostałem sam, bez Niego. Być może od tamtej pory zupełnie inaczej traktuję własne życie. Niewykluczone. Każdy kolejny oddech, chwila, wydaje się być błogosławieństwem, prezentem. Dlatego gdy jestem w lesie przyjmuję energię każdą komórką ciała.
Czerpię z drzew, z obserwacji, zapachów i dźwięków. Naprawdę to doceniam. Las jest kojący i piękny w swoim majestacie.
Ech, jakoś refleksyjnie mi się tu porobiło, a przecież miało być fajnie i w ogóle :)
Zostawmy może te moje osobiste szczerości, wróćmy do lasu, aczkolwiek zachęcam do chwili refleksji nad cudem jakim jest darowane nam życie.
Gdy szedłem cicho, zorientowałem się że tuż obok przygląda mi się i przysłuchuje ... trawa!
Dokładnie tak sobie pomyślałem ujrzawszy tylko trawę i wystające uszy :)
Okazało się, że łania zbudowana głównie z trawy, prowadziła cielaka, podrostka.
Zanim najbliższa nam Gwiazda wzeszła na dobre, spotkałem jeszcze sarenkę. Zjawiła się niczym duch w niebieskiej poświacie.
Taki ładny fragment wczesnoporannej Puszczy zawierający zwierzęta ;)
Piękne świerki i sarny "podbite" pierwszymi promieniami wspominanej już Gwiazdy.
Gdy tak się zatrzymam i zapatrzę na mój las, to nigdy bym go nie opuszczał. Niestety tzw. proza życia ma ogromną moc. Bezkompromisowo wzywa do siebie. Gdyby świat był zorganizowany w jakiś inny, fenomenalny sposób, a proza życia nie musiałaby oznaczać systemowego zniewolenia, wdepnięcia w mechanizmy uzależnień, kredytów, ZUSów, podatków, pędu do statusów, prestiżu i pozycji, ludzie mogliby żyć zgodnie pasją, uczuciem i miłością, to ja chciałbym wtedy być w lesie.
Piękne proste życie z większą ilością czasu na dostrzeganie piękna na delektowanie się wolnością i niezależnością. Póki co nie mogę narzekać, udało mi się tak poprowadzić swoje życie, że mam ponadprzeciętną możliwość realizowania się w pasji i stosunkowo duży obszar niezależności. Ale wiecie jak jest, człowiek ma palec ... chce rękę ;)