W mokrej trawie pełno konarów i gałęzi po których nogi rozjeżdżają się jak kaczce łapy na lodzie.
W koleinach zastoiska wodne, w każdym zgłębieniu terenu babrzysko lub przynajmniej bagienko.
Ogólnie las z tych ponurych. Dzikowisko. Jednak w zeszłym roku w okresie rykowiska, na granicy tego lasu i śródleśnej polanki, starły się tu dwa stare byki. To dorodne jelenie o dużej masie ciała.
Chciałbym zobaczyć Ich poroża 3-4 lata wstecz. Musiały być imponujące.
Dla przypomnienia wrzucam fotki z tamtej w zasadzie nocnej obserwacji. Światła było co kot napłakał, więc zdjęcia nieco "ratowane." Zwróćcie uwagę na tę sarenkę. Za jej plecami miota się ponad pół tony mięśni, a ona ... no nic, po prostu nic - mentalny stoik! Nawet raz się nie obejrzała!
Las był mokry jak Mike Tyson w dwunastej rundzie, jak termofor babci, jak dno dziurawej łódki! Plan zatem miałem prosty - dotrzeć jak najsuchszą stopą do tej polanki i zobaczyć co się dzieje.
Niestety nie działo się nic! Tak nie może być. Postanawiam pójść dalej. I tu zaczyna się mina psychologiczna! Jesteśmy psia krew lojalni wobec podjętych decyzji czy zajętych stanowisk i bronimy ich nawet, gdy już do nas dotarło, że nie mamy racji. Znacie to zapewne z niejednej dyskusji. Tak było i ze mną dziś w lesie.
Gdy spojrzałem na pożal się Boże moje buty i spodnie mokre do uda, uznałem, że powrót mija się z celem. Dalej powinno być już lepiej ... nie było!
Ten cholerny las przypominał jakiś lejek, tylko zamiast prześwitu, zagęszczały się krzewy, krzaczory i chaszcze!!! Jakieś transgeniczne trawy i sterydowe pokrzywy. To musiały być jakieś "pogierkowskie mutanty".
Wszystko mokre, więc w pewnym momencie nie miało już dla mnie znaczenia ile jeszcze litrów wody zasiorbią moje spodnie. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że robię za sorbent oddelegowany do osuszania lasu! Chłonąłem wodę jak próchno w kałuży - całą powierzchnią i skutecznie.
Poranne słońce pięknie grało na lustrach mijanych zastoisk pokrytych ... czymś :) Ale to nie było wystarczającym zadośćuczynieniem.
W momencie gdy już miałem szczerze dość, droga przede mną wyglądała jak widać powyżej.
Gdybym miał czym, to bym się okopał i czekał na późnojesienne obumieranie roślin!
Coś jakby przejaśnienie ...
Piękny stary buk!
Typówka ...
Zobaczyłem prześwit! Rany jaka była radość. Przedwczesna - bagno! Szlag, trzeba było obejść.
Hurraaaaaa dotarłem do drogi :)))) Ogarnął mnie nerwowy śmiech. Przypomniał mi się koszmar wyjścia gdy trafiłem tu pierwszy raz. Taki sam dzień jak dziś. Parno i mokro.
Na szczęście w pewnym momencie przyszła nieoczekiwana nagroda!!! W zasadzie to nie przyszła! Ja do niej dotarłem :)
Wyszedłem jak zwykle bez śniadania, więc nie pytajcie nawet ile zjadłem tych słodkości, po dwóch godzinach brodzenia i meliorowania spodniami każdego mijanego zielska.
Jeżeli chodzi o ilość obserwacji dużych zwierząt, to było moja najgorsze wyjście od bardzo dawna.
W ogóle przez cały czas "mokrobagiennego buszowania" nie spotkałem niczego!
Nie powinno zatem dziwić, że rzuciłem się na napotkane sikory jak pies na michę po przydługim spacerze.
czubatka
czarnogłówka
chyba uboga ...
i do końca - bogatka
Dawno opuszczanie lasu nie kojarzyło mi się z ulgą - dziś tak.
W nagrodę postanowiłem podjechać do mojego ulubionego sklepu w Nowej Wsi i wydać wszystkie pieniądze na śniadanie!
Wiecie ile można kupić za 6,40 ??? (tyle miałem)
1. bułka z przedziałkiem
2. dwa serdelki
3. musztarda
Nie przypominam sobie ostatnio śniadania, które smakowało mi bardziej niż to dzisiejsze - poezja!
Mam w Jeepie taki holder, w który słoik musztardy wchodzi na ciasno. Buła w lewej ręce, serdelek w prawej. I kolejno - wbitka serdelem w słoik z musztą, wbitka w pyniol i buła na zagrychę! W tym czasie jadę wolniutko polną drogą w stronę Dziuch rozglądając się po okolicznościach. Gorący nadmuch ustawiony na mokre kończyny dolne! Kocham takie chwile. Trwaj chwilo, trwaj!
Gdy ze wsi skręcam do nadleśnictwa, mijam mikro-stawek i takie sceny.
Spora sinusoida emocji jak na jeden dzień. Wróciłem do domu "zdziabdziany" i długo nie mogłem odzyskać energii. Woda jednak wyciąga siły z człowieka, a ja dziś zafundowałem sobie trzy godziny wędrownej kąpieli ;)
Czy wrócę jeszcze kiedyś do tego lasu?
... JASNE ŻE TAK :)))
Mam nadzieję że musztarda była jedyną słuszna... Znaczy się z Olsztynka 😀
OdpowiedzUsuńoszywiśśśśie :)
UsuńByło kapitalnie. Tak jak lubię. Tyle że ja słońce przedkładam nad opary pod chmurą.
OdpowiedzUsuńa mi w gruncie rzeczy wszystko jedno, a nawet słońca jak najmniej :)
UsuńPodoba mi się to zdjęcie z chaszczami. To wspaniałe uczucie, gdy myślisz, że za chwilę wyjdziesz na "normalną" drogę, już pójdzie szybciej, bardziej komfortowo. A tu wyłania Ci się kłębowisko zielska z domieszką pokrzyw i kleszczy które już powodują swędzenie. I ta kluczowa decyzja, wracać czy jednak zmierzyć się z zieloną otchłanią, która osaczy Cię z każdej strony:)))
OdpowiedzUsuńMarcin, to jest kluczowy moment każdej wyprawy, która zapada w pamięć. Jeszcze mi się nie zdarzyło zawrócić, ale kilka razy zdarzyło mi się tego żałować. Dziś nie :)
UsuńJesteś moim bohaterem i solidaryzuję się z Tobą - wiem co przeżywałeś:)
OdpowiedzUsuńMarcin, wiem, że to czujesz, byłeś w tej części lasu i wiesz, że łatwo tam nie jest :)
UsuńDawno się tak nie uśmiałam :-) Sarenka zachowała się jak na damę przystało. Jeżyny bardzo apetyczne a śniadanie po prostu boskie :-):-):-)
OdpowiedzUsuńMario, to się bardzo cieszę, nie ma nic przyjemniejszego, niż poprawić komuś humor :)
UsuńDałeś czadu dzisiaj! Czyta się to jak opowieści o Tomku Wilmowski w dzieciństwie. Przyznam, że chyba nigdy nie byłem w "aż takim" lesie. Mokre spodnie nie zachęcają, ale reszta już tak. Szczególnie, kiedy popatrzy się na te zdjęcia walki byków. A takie śniadanie to sobie wyobrażam jak smakowało :-)
OdpowiedzUsuńJa, jak ja, ale las to naprawdę dał mi dziś czadu h aha aha aa Grześ, dziękuję za to porównanie - WIELKI KOMPLEMENT! :)
UsuńJak miło taką opowieścią zacząć dzień :))) świetnie przekładasz emocje na tekst! :) I kolejna czubatka... ;)hehe
OdpowiedzUsuńHaniu, to miło, dziękuję :) Te emocje jakoś tak się same przekłądają ;)
UsuńKawa - jest, fotel - jest, zasiadam I jak zwykle uśmiech w trakcie czytania mam od ucha do ucha :):):) Boskieeee!!!
OdpowiedzUsuńMartyś, dla mnie największa radością jest, że tu zaglądasz :) dziękuję! :)
UsuńNie współczuję, bo wiem ile radochy sprawia taka ilość mokrych ciuchów na sobie ;) gdy każdy następny krok jest coraz cięższy :) a znaleziona droga okazuje się błotną slizgawką. Po zaliczeniu kilku "dzwonów" z radością wracasz w te mokre krzaki i pokrzywy :) a myślami wracasz do wczorajszych Tulawek ;) :)))
OdpowiedzUsuńA ile radochy masz w sklepie gdy wchodzisz, tam kolejka na pół godziny, a wszyscy ciebie przepuszczają :)))
Walka byków piękna :) no i ta blotna droga :)))
:)))) Andrzej, doskonale wiesz jak to jest :) Najpierw gdy zobaczyłem prześwit drogi, pomyślałem NARESZCIE!!! Gdy zobaczyłem, że to kolejny tor testowy dla protektora butów, to mi ręce opadły. W zasadzie ta droga oznaczała, że w dalszym ciągu muszę iść lasem :)
Usuńbłotna droga super, taka kwintesencja Twojej wędrówki, ale fajnie musiało być !:) mokro, ciężko, osaczająco...za to jak te serdelki musiały smakować :D najlepszy zestaw śniadaniowy ... sarenka typowa dama :)
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemnie czyta się Twoje relacje, kipią emocjami :)
:) Zapisku nisko się kłaniam w podzięce za komentarz :)
Usuńbyło fajnie, momentami niezwykle fajnie, ale bywało też za dużo tego wszystkiego, głównie wody :)
nas też wyprowadzisz w takie zakątki ?:)
UsuńKolega napisał kiedyś piosenkę
"...
Droga zniknęła sprzed oczu zdumionych,
zostawiając jej suchości spragnionych.
...
Za nami bagna, przed nami moczary
po lewej woda, po prawej szuwary
Stoimy jak czaple, po kolana w wodzie
..."
:)
o nieee, Wy, jako moi Goście, musicie mieć komfortowo i przytulnie ;)
Usuńa treść piosenki jak najbardziej pasuje do sytuacji i w ogóle jest świetna! :)
Usuńbędę podśpiewywać ;-)
Usuńno tak.... panienki z miasta, trudno żebyśmy się ubłociły ;)
do zobaczenia :)
przypomnę Ci się z tym podśpiewywaniem - zobaczysz :)))
UsuńPamiętam ten post ze starymi bykami którym ciągle jeszcze się chce. Piękne jeżyny i sikory cudne. Ja też dzisiaj byłam w lesie koło 5.00 i nic poza tajemnym chlupotem w trzcinach, ani sikory, ani sarny , ani żadnej rzeczy... Nie wiem gdzie się to wszystko pochowało.
OdpowiedzUsuńLas zagrzybiony i zaludniony. Jelenie siedzą m.in. w trzcinach i na bagnach. Wychodzą dopiero po zmierzchu.
UsuńI proszę dla odmiany chłopięco - martyrologiczna wyprawa! Super blocko i chaszczory. A sikory na deser bardzo piekne. Szczególnie jak zawsze czubatka. Lesny dziś w nocy obczytałam posty z calego tygodnia. Chyba mi się należy nagroda:))))
OdpowiedzUsuńNagroda?!? A już Ci! Czy Ty wiesz ile mi przysporzyłaś zmartwień nieobecnością??? Wszystkie najczarniejsze myśli świata przeleciały mi przez głowę - foch, choroba, ktoś Ci coś na mnie nagadał, angielskie opuszczenie kraju, problem w rodzinie, zaginął pies, dziki wyżarły cały ogródek i głodujesz, odcięli prąd, ZUS naliczył Ci przypuszczalną emeryturę i załamanie nerwowe i wiele wiele innych przypuszczeń. I ja mam Ci dac nagrodę? :) Oczywiście żartuję, Beatko - nagroda została przyznana! Zostajesz uznana "Złotym Komentatorem", bo nie ma wątpliwości, że jesteś najczęściej i najregularniej komentującą Osobą. Otrzymujesz w nagrodę audiobook z moimi opowieściami, bogato ilustrowanymi zdjęciami. To łącznie 6,5 godziny mojego bleblania - cztery pory roku w przyrodzie. Oczywiście z dedykacją! Git? :)
UsuńNajbardziej spodobał mi się powód milczenia w wyniku załamania nerwowego po otrzymaniu wyliczeń emerytalnych ZUS. Jest ono najbliższe prawdy. Otrzymałam takie jakieś dwa miesiące temu i załamanie było. Za tytuł dziękuję. Wpiszę do CV i będę z niego dumna oraz z dedykacji. GIT?
UsuńGit! Oczywiście, że git! ;)
UsuńTym samym oznajmia się, że Szanowna Pani Beata Kurowicka, została uhonorowana uroczystym tytułem "ZŁOTY KOMENTATOR BLOGA LEŚNE OPOWIEŚCI" co skutkuje wręczeniem nagrody w postaci audiobooka autorskiego KLM wraz z dedykacją. Informuje się, że tytuł przyznawany jest tylko raz w danym roku! Gratulujemy! :)
Wręczenie nagrody będzie miało miejsce podczas uroczystej Gali, która odbędzie się podczas rychłego acz pół-spontanicznego spotkania autora i Szanownej Komentatorki ;)
Wow, że się tak mało dwornie wyrażę.
UsuńSama widzisz, sprawa jest poważna ;)
UsuńMiło sie czytalo post zdjecia sliczne pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPrzesyłam zachód słońca
dziękuję Wando, również za zachód słońca, taki ... terapeutyczny :)
Usuń