środa, 3 maja 2017

czy dziki są groźne?

To chyba najczęściej zadawane mi pytanie.
Do dziś, mimo przeżytego trzy lata temu szturmu lochy, mówiłem, że nie, że trzeba być po prostu czujnym.
Bywałem w różnych odległościach od loch i odyńców, przelatów i wycinów, zawsze jednak górę brał ich rozsądek i odejście.
Nie zawsze było to odejście z pokorą, bo bywały lochy prowadzące, które wyraźnie dawały mi do zrozumienia, kto rządzi lasem i kto jest w czyich "rękach".

Bywało, że w różnych sytuacjach dochodziłem do adekwatnych wniosków, najczęściej do takiego otóż, że jestem albo głupi albo w najlepszym przypadku nieźle pomerdany.

Dziś to wszystko się zmieniło, a przynajmniej moje na mój temat przemyślenia.
Znalazłem się w sytuacji, w której pierwszy raz i to całkowicie szczerze powiedziałem sobie co następuje:
"Mikunda, skończony idioto, tym razem przegiąłeś, żarty się skończyły!"

Potem padło wiele niecenzuralnych przymiotników, ale ich nie przytoczę, bo Agatek czyta te opowieści dzieciom na głos, a nie chcę lojalnej Czytelniczki narażać na wielką improwizację. :)
I tak wiem jak często musi kreować - przepraszam :)

Ale zanim to:


wrócę do początku dnia.

A ten zaczął się całkiem sympatycznie. O piątej świat wyglądał tak:


Kwadrans wcześniej było znacznie ciemniej.
Trawy wychwyciły jakieś fiolety ledwo jaśniejącego nieba.  Efekt ciekawy, sam się zdziwiłem.


Plan na dziś przewidywał dziki i w tym celu odpękałem swoje nad tym uroczym babrzysko-kąpieliskiem.
Bez efektu.

Gdy jednak dotarłem do pewnej polanki, moje uszy zarejestrowały nieznośnie niskotonowy pomruk.
Źródło dźwięku wyglądało tak:
 I tak się zaczęła moja przygoda, bo o naiwności człowiecza, uznałem, że są tu dwie lochy z małymi, a jedna z nich jest duża.
Zresztą niepotrzebnie mieszam w to "człowieków", to wyłącznie moja naiwność miała tu najwięcej do powiedzenia!
Co zrobiłem?
Postanowiłem je podejść!
Oczywiście, a cóż to takiego podejść dwie raptem lochy - wielkie pchi!

Lochy zniknęły w gęstwinie, więc po odczekaniu chwili ruszyłem w ich stronę.
Wiedziałem, że będzie "ciasno" w gąszczu ale pierwszego zauważyłem pasiaka trącego tyłkiem o pień drzewa.
Widoczek przyznacie słodki i rozluźniający.

Niestety warchlaczki nie bywają same! To nie to samo co sarnie koźlęta, tym bardziej, że mamuśki widziałem chwilę wcześniej.


Nagle obwieszczając swoją obecność groźnym fukaniem z niedwuznacznym impetem wybiega coś takiego!
Coś takiego jest mocno wkurzone i chyba nie przepada za mną ... :)
Bynajmniej nie były to radosne podskoki z uśmiechem na ustach :)))


 Locha z nastroszonym monstrualnie chybem, wiedziała o mnie!
Podbiegła do młodych i pierwsze co zrobiła, to złapała mnie wzrokiem!


 Podeszła kilka kroków ...


i ponownie krok w moją stronę.

Nie robiłbym  z tego ambarasu lecz sekundę wcześniej zrozumiałem, że to nie są dwie lochy.
To było całe stado loch. Nie wiem ile ich było wszystkich ale widziałem sześć. Żeby było jasne - na własne oczy! No! :)
Trzy z nich wyszły z gęstwiny i podchodziły w moją stronę.
W tym momencie padły wspomniane na wstępie samoprzemyślenia, coś na kształt psychoautoanalizy ... :)

W tej sytuacji robienie zdjęć zajmowało mi najmniej czasu.
Znacznie więcej poświęciłem na kontrolowanie gwałtownie pogarszającej się sytuacji.
Druga z mamusiek wyraźnie miała mnie dość!

 W tym czasie gdy byłem pod kontrolą, inna odprowadzała młode nieco dalej, ale fukała jak najęta.


Najgoręcej było w tym momencie, który drżącą ręką uwieczniłem poniżej:
Stała za ażurem świerkowych gałęzi ale w mojej ocenie była w najwyższej gotowości bojowej :)


To jeszcze inna mamka, która nie myślała o mnie najlepiej, a jak widać również wrzuciła mnie na celownik.
Jak one się mogły w takim tempie mnożyć?!?
Ile jeszcze wkurzonych mamek kryły te chaszcze????
Żałuję, że nie wykonałem jakieś panoramy, która ukazałaby jak byłem otoczony! Wkurzona mamuśka z każdej strony!

Powiem Wam tak, ja naprawdę nie boję się zwierząt, ani dzików, ani wilków ani niczego, ale dziś przeżyłem fajną ale i mocną adrenalinę.
Szczerze nie wiedziałem czy będąc w takiej przewadze nie odważą się na szturm.
W grę wchodziła już psychologia tłumu, a ja wciąż byłem jeden! :)))

Mimo wszystko udało się porobić jeszcze wiele zdjęć.
Te które z różnych powodów uznałem za fajne, pokazuję poniżej.

 Jump!


 Zawahanie.


 Śliczności :)


Ten uniesiony ogon ... złość. :)


Niby do niczego nie doszło, ale dziś poczułem, że to może się wydarzyć, że to jest możliwe. Było bardzo blisko. Bliżej niż kiedykolwiek, nie licząc sytuacji, gdy było! :)

35 komentarzy:

  1. To spojrzenie....twarda babka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ha, ha ,ha Krzysiek jakbym przy tym był, sytuacja zabawna, śmieszna a zarazem groźna, wręcz nawet niebezpieczna. Wystarczyło kwiknięcie przestraszonego lub potniętego o coś warchlaka i atak gotowy. W takich przypadkach z góry należy obmyślać taktykę odwrotu. jeż nie ma możliwości wskoczenia na coś niezbyt wysokiego to lepiej nie ryzykować. Dzik ze względu na swoją specyficzną sztywną budowę karu
    gwizdem nie dosięgnie. Pozdrawiam Jasio Kotliński.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całkowicie się z Tobą zgadzam, przy takim stadnym napięciu, wystarczyłby pisk młodego i pozamiatane :) Ciągle ufam swojej sprawności ale z każdym rokiem modlę się, żeby jakaś sytuacja nie zweryfikowała tego zaufania :)))

      Usuń
  3. Nawet czytając poczułam adrenalinę a co musiałeś Ty przeżywać tam na żywo, mogę sobie wyobrazić. Mimo to gratuluję spotkania i świetnych fotek!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tętno to miałem pewnie w okolicach 120 po części z emocji, po części z czegoś mimo wszystko podobnego do strachu ;)

      Usuń
  4. Oczywiście nie wzięły cię za agresora ale jak pisze poprzednik, gdyby nie daj borze jakiś sygnał od warchlaka... dziwnie mogłoby się to skończyć. Zostałeś ostrzeżony abyś nie zbliżał się bardziej. Wbrew wszystkiemu dzik nie jest świnią a mądrym stworzeniem. Nauczka dla ciebie aby nie starać się zbliżać do loch prowadzących młode. Zawsze staram się ustąpić jeśli mam taką możliwość. Choć czasami bywam mało rozsądny a ciekawość i chęć dobrego ujęcia bierze górę. Fajna przygoda nie ... a może zazdroszczę . Zawsze może to być ostatni ze stopni ciekawości. Zwierzę choć rozsądne i mądre nie jest w stanie przewidzieć ani ciebie ani ty jego. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zgadzam się, większość reakcji i zdarzeń jest nieprzewidywalna. Nieskromnie jednak wydaje mi się, że zebrałem stosunkowo dużo doświadczeń, które pozwalają mi zbliżać się coraz bardziej do granicy błędu i obym tej granicy nigdy nie przekroczył ;)

      Usuń
  5. Rewelacja. Kilka lat wcześniej w okolicach drugiego co do wielkości rezerwatu puszczy napiwodzko-ramuckiej napatoczyłem się na podobne stado z pasiakami. Dziki były w sosnowym młodniaku (ponad dwadzieścia), na pagórku. Ja na dole z Kodakiem w ręku. Chciałem im robić zdjęcia z dołu. Padła bateria. Przykucnąłem,żeby wymienić. Wtedy najpotężniejsza z loch zaczęła na mnie fukać. Kilka kroków w moją stronę. Znowu kilka kroków... Pomruk. Pomyślałem: - Zasłonię się rowerem. Po chwili: - Jak machnie gwizdem, to roweru nie będzie i mnie poszarpie. Wtedy przyszła mi do głowy scena z filmu "Bogowie są szaleni". Tam mały pigmej przykładał do głowy kawał płata kory, żeby szakalom wydawać się większym. Działało. Kory nie znalazłem, za to obok był wysoki pniak po ściętym świerku. Wskoczyłem nań. Locha, która już już zbierała się w sobie, co by uczyć mnie rozumu, kiedy tylko zobaczyła, jak urosłem, dała w tył z donośnym kwikiem, a całe stado zaraz za nią. Co się strachu najadłem, to moje... Dziki i świnie to jednak niezwykłe mądrale. Ale cokolwiek by nie mówić, Jan Brzechwa chrzanił, wymyślając bajeczkę o dziku, że dziki i zły i że kto zobaczy w lesie dzika, to na drzewo wnet umyka. Wystarczy zachować święty spokój, to nie zaatakują, choćby nie wiem co. Zwykły po prostu ochraniać swoje potomstwo i tyle. Za to samo spotkanie zawsze robi wrażenie. Jeden z odcinków Dzikiej Polski był poświęcony dzikom z pogranicza Warmii i Kurpiów. Leśniczy - bohater tego odcinka - opowiadał o swojej komitywie z dzikami w swoim rewirze. Jedna z loch tak go polubiła, że znosiła mu naręcza świeżych gałęzi i ziół, nie mówiąc o tym, że podprowadzała swoje warchlaki do oglądania. Myśląc, o tym, jak często usiłujemy kogoś obrazić, porównując do świni, odnoszę wrażenie, że czynimy afront temu stworzeniu. Amen z pozdrowieniami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piotr o matko przenajświętsza, nie wiem co piłeś, jadłeś wciągałeś czy cokolwiek, ale po serii Twoich emotikonicznych komentarzy obawiam się, że po tym eseju teraz przez rok niczego mi nie skomentujesz i już się martwię :)A co do rzeczy samej - zasłonięcie się rowerem to dobry pomysł. Lochy rzadko powtarzają atak. Ugryzłaby ramę i raczej odpuściła. Ale nerwy byłyby oj były :)No i chciałbym żeby jakaś locha w końcu mnie polubiła :)))

      Usuń
  6. Uch... Ale opowieść. Jak dzisiaj przeczytam chłopakom to spać nie będą mogli ;). Bardzo Ci dziękuję za rozważne branie pod uwagę młodych słuchaczy, którzy z konieczności oglądania zdjęć, również widzą tekst czytany i to i owo na bank by swym bystrym oczkiem wyłapali z treści :D
    Mąż pyta się czy kiedyś zostałeś zaatakowany przez dzika i odniosłeś rany?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zostałem zaatakowany ale szczęśliwie szturmująca locha nie wiedzieć czemu zatrzymała się dwa metry przede mną i okropnie fukając zaniechała dokończenia ataku. Nie mam pojęcia czy nie zdeprymował jej fakt, że do końca robiłem zdjęcia. Może to wyszło jak ignorancja albo odwaga. Nie wiem, ale ostatecznie finał był OK. :)
      Ran nigdy nie odniosłem. Kiedyś zaatakowała mnie sfora wałęsających się psów. Wśród nich jeden wilczur. Sytuacja wyglądała bardzo groźnie i poważnie. Jednak podobnie jak w przypadku lochy, psy w ostatniej chwili odpuściły. Myślę, że ma to związek z moim typem reakcji, bo ja się boję dopiero po fakcie - taki rodzaj ociężałości intelektualnej :))) One chyba nie czując strachu nie atakują ... czy coś :)

      Usuń
    2. Bardzo interesujące i warte zastanowienia. Jesteś niesamowity z tym fotografowaniem. Mnie by do głowy nie przyszło aby robić zdjęcie dzikowi biegnącemu ku mnie. W twoim genach chyba płynie krew Tarzana :D
      Zajrzyj proszę do mnie ;)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Tarzana raczej nie ale jestem półkrwi tatarem i to być może ma jakieś znaczenie :)

      Usuń
    4. To wszystko wyjaśnia :) Wędrówki, co by nie nazwać szwędanie, jest we krwi murowane :D

      Usuń
  7. Ja bym wolała o takich zdarzeniach nie czytać, bo jeśli kiedyś przez trzy dni nic się na Twoim blogu nie pojawi, to będzie znaczyło, że przegiąłeś :))
    PS
    Początek dnia na 2 i 3 pięknisty i fota dzika brykającego przez pień też.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grażynko, po 3 dniach jeszcze bez paniki, ale po 5 dniach warto ruszyć w moje tereny, poszukać aparatu - jest całkiem fajny, a dziki go raczej nie ruszą ;)

      Usuń
    2. Bardzo trafne spostrzeżenie. Mam nadzieję, że za każdym razem przed wyprawą asekurujesz się jakoś w razie tfu tfu... i przybędzie z pomocą.

      Usuń
    3. Liczę na to, że choćby dla samego aparatu ktoś jednak będzie mnie szukał ;)

      Usuń
    4. No jesteś niemożliwy :)))))))))))))))))))))))))))))))))))))

      Usuń
  8. Ale historia! No cóż, lochy są po prostu bardzo opiekuńcze, i tyle ;). Dobrze jednak, że nie przyszło im do głowy mocniej wyrazić swoje niezadowolenie z powodu wtargnięcia obcego na ich teren...

    Mimo wszystko - piękne kadry.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sesja z emocją :)Lochy to jedne z najlepszych matek na świecie i to jest fakt. Nawet gdy mnie kiedyś zaatakują, nie będę miał o nic żalu.

      Usuń
  9. Super! Nie ma co się bać. Tu mam na myśli wilki, jak i dziki. Locha nie atakuje od razu. Ale... nie nazwę tego nawet atakiem. Moim zdaniem może ewentualnie przegonić kilka metrów, ale to w ostateczności. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oj Mateusz, żartujemy tu sobie ale dzik potrafi zaatakować, uwierz mi :)

      Usuń
  10. maluch ocierający się o drzewo dupcią skradł moje serce :) Taka tam loszka... wygląda jak miś koala, ale nie wiem czy chciałabym stanąć jej na drodze :) Sama jestem Matką, wiem na co stać wściekłą matkę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. miś koala powiadasz :) to ja Cię muszę zabrać i pokazać te koale z bliska ;)

      Usuń
  11. Krzysztof Mikunda jesteś szalony! Mam przyspieszone tętno czytając Ciebie. High Adventure! Great photos! Dziękuję za jazdę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Allan, jak miło Cię tu widzieć :) Moi Klienci rzadko tu się ze mną spotykają ;)Dziękuję!

      Usuń
  12. Igrasz Leśny, igrasz i .....Nie życzę Ci oczywiście tego wielokropku (aż boję się napisać by tfu tfu się nie sprawdziło). Ale pokazałeś jak wygląda wściekła dzicza mać. Imponująco muszę przyznać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tym razem to nie było do końca świadome igranie. tzn. lazłem za nimi, to fakt, ale miały być tylko dwie, a nie całe stado! ;)

      Usuń
  13. ... niebezpiecznie piękny świt! :)

    sprytnie Cię osaczyły...czytam, czytam i przyspiesza mi tętno.. prawie jak na wspomnienie Twojej sugestii, żebyśmy poszły za odyńcem w krzaki, przeżyć przygodę życia ;)

    super sesja, pełna emocji..... z pozytywnym zakończeniem 'w podskokach' ... i do tego przeuroczy pasiaczek :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, wtedy Was wysłałem i modliłem się, żeby nic się nie wydarzyło ale ponieważ sam tak łażę, to liczyłem, że najwyżej Was ofuknie i odejdzie :) Ale drugi raz bym Was tam nie wysyłał :)))

      Usuń
    2. wiesz, wtedy dziki omijałyśmy szerokim łukiem, ale teraz byśmy weszły w zagajnik z czystą ciekawością :D

      Usuń
  14. ok, co prawda nie winko ale Karmi popijam i niemal czuję twoje emocje. Długo bym potem odczuwała zdenerwowanie.

    OdpowiedzUsuń