Targają mną przeciwstawne koncepcje na napisanie tego tekstu. Z jednej strony przerażenie skalą wycinania lasów, z drugiej zachwyt nad tym co udało mi się przeżyć w (póki co) lesie.
Narzekania nikt nie lubi, wybieram wariant drugi, tym bardziej że z mojego punktu widzenia dzień trafił się niezwykły.
Dzień budził się dwoma równolegle o tej porze roku przebiegającymi zjawiskami: wschodem słońca na jednej stronie nieboskłonu ...
... i zachodem księżyca na drugiej
Już sam fakt, że przypadło to na bezchmurny dzień nastrajał mnie niezwykła radością dokarmianą moim "leśnym głodem" gdyż ostatnio wyjść miałem mniej.
Minus pięć stopni Celsjusza pokryło Warmię lodową glazurą. Mokradła, bagna, rowy melioracyjne, zastoiska i jeziora pokryły się lustrem cienkiej tafli lodowej.
W naszej strefie klimatycznej zamarzanie wody jest zjawiskiem niezwykłej rangi dla zachowania dużej i małej retencji wody.
To oczywiste, że lód podlega zjawisku sublimacji, czyli odparowania lecz ten proces przebiega wielokrotnie wolniej niż parowanie otwartej wody. Lód zatrzymuje wodę, która będzie tak bardzo potrzebna w okresie wiosennych roztopów.
Niestety pokrywa lodowa w świetle zmian klimatycznych nie utrzymuje się dość długo.
Z tym większą przyjemnością przyglądałem się zamarzniętej powierzchni mojego ulubionego mokradła.
Czy można przejść obok rozpadających się "pałek wodnych" i ich nie sfotografować? ... Nie można!
Zima jest tak ciepła, że bobry nie przerwały swojej aktywności. Wszędzie ślady ich pracowitości w budowaniu nadwodnej architektury i infrastruktury wodnej.
Ledwo oddaliłem się od tego miejsca, moją drogę przeciął taki widok.
Miałem wiele szczęścia zatrzymując w kadrze cielaka w takiej akurat pozie. Gdyby nie to, trudno byłoby mi wytłumaczyć jak bardzo zabawnie pokonywał trasę.
Wypatrzenie jego mamy wymagało nie lada wysiłku. Dorosłe, czujne łanie wiedzą co to sztuka kamuflażu.
A las tego dnia mamił i wabił mieniąc się odcieniami podświetlonej słońcem wilgoci wciskanej między pnie starodrzewia.
Poniżej mini galeria moich egzaltacji i przeżyć.
Był czas na obserwacje zwierząt.
Spotkałem spore stado jeleni. W tym zarówno łań (oddzielna grupka) jak i stada kawalerów.
Kilkanaście byczków przebiegło przede mną w miejscu, którego lepiej wymarzyć nie mogłem.
Rozświetlony tunel w drugim planie jest marzeniem każdego fotografa.
Ostatni z samców zatrzymał się i długo analizował nieruchomą bryłę jaką stanowiło moje nieproszone jestestwo .
Ileż miałem farta, że leśna sarna ustawiła się akurat w snopie światła. Co za dzień!
Śródleśne polany pokryte szronem pięknie kontrastowały z nietkniętym mrozem wnętrzem lasu.
Bufor termiczny jaki stanowi cieplejsze powietrze ugrzęźnięte między drzewami jest ogromny.
Wprawdzie wewnątrz lasu słońca jak na lekarstwo, ale różnica temperatur jest odczuwalna. Przyczyna tego zjawiska polega również na tym, że na otwartej przestrzeni, którą jest podmokła łąka, odparowanie wody jest większe niż chronionego roślinnością i drzewami runa.
Tak czy siak, jest to bardzo fotogeniczne zjawisko. Obawiam się, że za kilka lat taka oszroniona łąka będzie już tylko wspomnieniem.
A teraz muszę zakończyć pewną refleksją. Lasy w Polsce rosną głównie, nie tylko ale często na tzw. lekkich glebach. Kiedyś, gdy nie było harevesterów, nie kładło się lasu hektarami, oddziałami.
Robiony był szacunek brakarski, na podstawie którego wycinano selektywnie wybrane drzewa. Wiadomo, że ekonomia nie pozwoli już na ten rodzaj gospodarowania lasem ale odkryte hektarowe łachy leśnej, przypomnę często lekkiej gleby powodują gigantyczne odparowanie wody. Piaski i lekkie gleby nie mają czym wiązać wody, a dodatkowo po wyrębie mają spulchnioną, zruszoną strukturę co również przyspiesza parowanie. Serce mi ostatnio pękło, bo wielkopowierzchniowe cięcia odbywają się na terenie NATURA 2000. Niestety pod bezlitosną piłę siłą rzeczy trafiają drzewa gniazdowe i dziuplowe. Cały projekt NATURA 2000 okazał się wielką fikcją, kolejnym politycznym interesem, potrzebą chwili, a nie wieloletnią, świadomą działalnością na rzecz ochrony rzadkich gatunków. Mam coraz więcej problemu z pokazywaniem Wam pięknej przyrody, bo te zdjęcia powstały dzięki temu, że zrobiłem swoisty labirynt między trzema ekipami tnącymi. Po huku broni myśliwskiej, dźwięk pił i ładowanej dłużycy to najgorsze dźwięki jakie mogę w lesie usłyszeć.
Najgorsze ...
Aby nie kończyć pesytekstem, wrzucam fotkę z przeloty gęsiego klucza. Tyle udało mi się wychwycić ze środka lasu - WIOSNA!
poniedziałek, 17 lutego 2020
sobota, 1 lutego 2020
Byłem dziś łanią!
Nie umiem powiedzieć jak bardzo zwariowałem dziś w lesie. Przyczyna wariacji była jedna - głód lasu. Bieg ostatnich zdarzeń wykluczył mnie z możliwości wyjścia do oazy życia i normalności.
Wczoraj sprawdzałem pogodę - słabe opady deszczu. Nic to, nawet gdyby lało poszedłbym. Materializacją mojego wariactwa był jednak ilość zrobionych kilometrów. Szedłem nieprzerwanie przez 5 godzin. Ostatni kilometr przypominał bardziej "robot walking". Grawitacja ze szczególną siłą przyciągała moje buty, a w nich przecież były moje nogi. Ja w zasadzie nie szedłem, ja z najwyższym trudem przestawiałem nogi.
Inną zupełnie sferą wariactwa była nadprzeciętna kontemplacja lasu. Jestem "deszczowy", dziś przynajmniej byłem. W taki dzień, pobyt w lesie jest zupełnie ekstatyczny.
Jestem deszczem, igliwiem, powietrzem ... wszystkim po trosze jestem.
W jakiejś części byłem też łanią. Miała miejsce dziwna sytuacja. W pewnym momencie szedłem równo z łaniami w odległości 10 metrów. Dopiero gdy się zatrzymałem by zrobić im zdjęcie, zorientowały się, że nie jestem jedną z nich. Pomyślałem, że chyba nie robią sobie zdjęć, skoro moja czynność nie spodobała im się, a nawet zaskoczyła. Dopóki jednak szedłem ich tempem, były pewne, że jestem członkiem ich stada ... członkinią.
Mógłbym tam pozostać jeszcze długo ale coś ciągle gnało mnie przed siebie.
Sarny spotykałem dziś kilkakrotnie.
Rodzi się pytanie - ile saren jest na zdjęciu?
Z jeleniami miałem dziś ogólnie problem. Niby ciągle były blisko, a przytomnego zdjęcia nie ma :)
Stary las liściasty to jest to!
Tekstura czy jak zwał.
Rytm.
Dojrzały las.
Wczoraj sprawdzałem pogodę - słabe opady deszczu. Nic to, nawet gdyby lało poszedłbym. Materializacją mojego wariactwa był jednak ilość zrobionych kilometrów. Szedłem nieprzerwanie przez 5 godzin. Ostatni kilometr przypominał bardziej "robot walking". Grawitacja ze szczególną siłą przyciągała moje buty, a w nich przecież były moje nogi. Ja w zasadzie nie szedłem, ja z najwyższym trudem przestawiałem nogi.
Inną zupełnie sferą wariactwa była nadprzeciętna kontemplacja lasu. Jestem "deszczowy", dziś przynajmniej byłem. W taki dzień, pobyt w lesie jest zupełnie ekstatyczny.
Jestem deszczem, igliwiem, powietrzem ... wszystkim po trosze jestem.
W jakiejś części byłem też łanią. Miała miejsce dziwna sytuacja. W pewnym momencie szedłem równo z łaniami w odległości 10 metrów. Dopiero gdy się zatrzymałem by zrobić im zdjęcie, zorientowały się, że nie jestem jedną z nich. Pomyślałem, że chyba nie robią sobie zdjęć, skoro moja czynność nie spodobała im się, a nawet zaskoczyła. Dopóki jednak szedłem ich tempem, były pewne, że jestem członkiem ich stada ... członkinią.
Mógłbym tam pozostać jeszcze długo ale coś ciągle gnało mnie przed siebie.
Sarny spotykałem dziś kilkakrotnie.
Rodzi się pytanie - ile saren jest na zdjęciu?
Z jeleniami miałem dziś ogólnie problem. Niby ciągle były blisko, a przytomnego zdjęcia nie ma :)
Stary las liściasty to jest to!
Tekstura czy jak zwał.
Rytm.
Dojrzały las.
Subskrybuj:
Posty (Atom)