To zawsze rusza nawet moje serce starego leśnego wilka co niejedno już widział.
Błogość na pyszczku malucha, opiekuńczość, troska i oczywista miłość matki ... to musi działać.
Sesja rozgrywała się przy niebywałym świetle wschodu. Ciepłe, niemal czerwone widmo robiło robotę.
Sarna wdzięcznie poruszała się w meandrach warmińskiej skomplikowatości.
A tu kolejne spotkanie, tym razem mama z koźlątkiem.
Ku mojemu zdziwieniu, jakby ignorując moją obecność, na polankę wbiegł kozioł.
Sam nie wiedział z której strony tułowia ma mnie obserwować.
Zupełnie nie rozumiem tej miny ... to raczej nie jest komplement dla mnie :)))
Ale z gałązką w pysku wygląda uroczo.
Nadbiegł, w zaskakujący mnie sposób, od mojej strony i podszedł do kozy, a w zasadzie do jej "stołu".
I tu rozegrały się sceny opisane na wstępie. Zrobiłem im kilkadziesiąt zdjęć, w zasadzie reportaż o czułości i empatii. Z wiadomych powodów pokazuję kilka wybranych.
Malec/malcowa nie pozostawał dłużny matce, odlizywał się z wzajemnością.
Tak pobudza gruczoły mlekowe. Tzn. masowanie tego miejsca prowokuje laktację, a nie że tu są gruczoły :)))
Nie mogłem pominąć! Co za plany, co za kolory, niech żyje poranne słońce i Warmia z całym pogmatwaniem.
A to zdjęcie wieczorne zrobione dwa dni wcześniej. Widać gigantyczną różnicę między zdjęciem gdy światła jest za dużo i gdy jest go za mało. Ci z Was, którzy mnie znają, wiedzą, że wolę ten drugi wariant :)