Dziś o 4.30 byłem już w Puszczy. Niestety na nic się zdało moje wczesnowstanie, bo do 6.30 nie wydarzyło się nic ... absolutnie nic, że pozwolę sobie zanucić Sojkę. Wracając z nieudanej zasiadki i takiegoż podchodu, zatrzymałem się w jakimś chaszczowisku. Po kilkunastu minutach oczekiwania, zauważyłem koziołka, który ciasną dróżką szedł prosto na mnie. Cak, cak i kilka fotek udało się wykręcić z tego beznadziejnego poranka.
Wykorzystajmy zatem to co mamy, do pogłębienia wiedzy o sarnie.
To, że na zdjęciu jest samiec, raczej nie budzi wątpliwości. Samca sarny nazywamy rogaczem lub kozłem.
Ocena wieku kozła jest najprecyzyjniejsza na podstawie oceny uzębienia żuchwy.
Ocenie podlega wówczas stopień starcia uzębienia na podstawie tzw. pasków zębiny, rejestrów oraz oceny wewnętrznej i zewnętrznej krawędzi zębów.
Ale my mamy do czynienia z żywym kozłem, więc sprawa nieco się komplikuje.
Pozostaje nam ocena pokroju i oczywiście parostków.
Jak widzicie, możdżenie i tym samym parostki są od siebie mocno odsunięte. U młodych kozłów są bardzo blisko siebie. Z każdym rokiem kości czaszki powiększają się, tym samym możdżenie oddalają się od siebie.
Dodatkowo, mamy tu piękny przykład parostków w redukcji, czyli są uwsteczniające się.
To zjawisko zachodzi u starszych osobników. Nie nakładają już kompletnego, silnego poroża.
Parostki stają się chudsze, słabiej uperlone, dochodzi do deformacji/redukcji grotów.
Dodatkowo siwizna pyska i pokrój świadczą o jego "poważnym" wieku.
Tzw. plamka wietrznikowa (kępka ciemniejszej sierści) na pysku jest już tak rozjaśniona siwizną, że prawie nie ma po niej śladu. U młodych osobników znajduje się nad nozdrzami (wietrznikiem), z wiekiem przemieszcza się ku górze pyska. Jeszcze później (jak w tym przypadku) przerasta siwizną i zlewa się z umaszczeniem pyska.
Gdy patrzymy na głowę z profilu, kąt między linią czołową, a linią żuchwy (kąt klina pyska) u starszych osobników zwiększa się. Głowa staje się przez to masywniejsza, optycznie krótsza.
Wy tego nie widzicie na zdjęciach, ale ja to widziałem, jedna z istotniejszych cech pokroju - kąt opadania zadu, był również typowy dla starszych osobników.
Aby nie narazić Was wyłącznie na moją wiedzę, skonsultowałem wiek tego rogacza z bardzo doświadczonym myśliwym, człowiekiem, który przyjął leśną edukację - Piotrem Potocznym.
Zatem wiek tego kozła, to najprawdopodobniej 8 lat! Jak dla mnie, to niesamowite trofeum!
piątek, 31 lipca 2015
czwartek, 30 lipca 2015
w ciemnej Puszczy!
Wczoraj pojechałem w nowe miejsce. Było późno, ale o to mi właśnie chodziło. Chciałem zostać na zasiadce do zmroku, a zawsze gdy zasiądę nieco za wcześnie, cierpliwość i tak kończy mi się po 30 minutach. Do lasu wchodziłem o 19.30. Na pierwszej prostej, gdy jeszcze nawet nie zdążyłem "wejść" w klimat terenu, ze zdziwieniem stwierdziłem, że 30 metrów przede mną, stoi czteroletni byk i przygląda mi się. Nawet nie próbowałem robić zdjęcia. Piękne odbicie z tylnych kończyn, widowiskowy skok przez szerokość leśnej drogi i ... pozostało fajne wspomnienie.
Zdążyłem zauważyć, że jest całkowicie wytarty.
Do polanki doszedłem bez kolejnych obserwacji. Na bezowocnej zasiadce spędziłem ponad 30 minut. Zrobiło się ciemno. Gdy wracałem, zza rogu leśnej przesieki usłyszałem szmer. Skradałem się cichutko i moim oczom ukazał się piękny byk. Przez sekundę spojrzeliśmy sobie w oczy z odległości maksymalnie 15-u metrów. To był dorodny sześcio-siedmiolatek z pięknym porożem. Również wytartym. Czmychnął w gęstwinę i tyle go widziałem.
Słyszałem jednak, w którą poszedł stronę, więc udałem się w tym kierunku. Zdążyłem tylko obejrzeć jego piękne susy, które sadził, przeskakując leśną dróżkę. Nie spodziewałem się tego, ale za nim wyskoczył kolejny! Tego już za wiele! Trzy byki, cztery spotkania i ani jednego zdjęcia! Niestety tak bywa bardzo często. Zdążyłem się przyzwyczaić. Nagle dotarł do mnie dźwięk zwierzęcia, przedzierającego się przez gęstwinę, którą miałem za plecami. Zastygłem w oczekiwaniu. Wiedziałem, że wyjdzie na drogę blisko mnie. Cierpliwie czekałem. Nie miałem pojęcia co to będzie. Uwielbiam takie momenty. Delektowałem się chwilą. Godzina 21.15, pochmurne niebo. To w lesie oznacza tylko jedno - jest noc! Fotograficzna noc. Zieleń nie ma już koloru, zacierają się szczegóły drugich planów. Czułość 1600 ISO, przysłona 4.5, czas ... 1/40 sekundy! Wiecie co można zrobić z takimi parametrami ... nic! Ale mnie takie zdjęcia kręcą coraz bardziej. Wręcz je uwielbiam.
Poniżej efekt współpracy księżyca w niemal pełni, resztek poświaty nieba i mojego nieoddychania w czasie naciskania na spust migawki :)
Zdążyłem zauważyć, że jest całkowicie wytarty.
Do polanki doszedłem bez kolejnych obserwacji. Na bezowocnej zasiadce spędziłem ponad 30 minut. Zrobiło się ciemno. Gdy wracałem, zza rogu leśnej przesieki usłyszałem szmer. Skradałem się cichutko i moim oczom ukazał się piękny byk. Przez sekundę spojrzeliśmy sobie w oczy z odległości maksymalnie 15-u metrów. To był dorodny sześcio-siedmiolatek z pięknym porożem. Również wytartym. Czmychnął w gęstwinę i tyle go widziałem.
Słyszałem jednak, w którą poszedł stronę, więc udałem się w tym kierunku. Zdążyłem tylko obejrzeć jego piękne susy, które sadził, przeskakując leśną dróżkę. Nie spodziewałem się tego, ale za nim wyskoczył kolejny! Tego już za wiele! Trzy byki, cztery spotkania i ani jednego zdjęcia! Niestety tak bywa bardzo często. Zdążyłem się przyzwyczaić. Nagle dotarł do mnie dźwięk zwierzęcia, przedzierającego się przez gęstwinę, którą miałem za plecami. Zastygłem w oczekiwaniu. Wiedziałem, że wyjdzie na drogę blisko mnie. Cierpliwie czekałem. Nie miałem pojęcia co to będzie. Uwielbiam takie momenty. Delektowałem się chwilą. Godzina 21.15, pochmurne niebo. To w lesie oznacza tylko jedno - jest noc! Fotograficzna noc. Zieleń nie ma już koloru, zacierają się szczegóły drugich planów. Czułość 1600 ISO, przysłona 4.5, czas ... 1/40 sekundy! Wiecie co można zrobić z takimi parametrami ... nic! Ale mnie takie zdjęcia kręcą coraz bardziej. Wręcz je uwielbiam.
Poniżej efekt współpracy księżyca w niemal pełni, resztek poświaty nieba i mojego nieoddychania w czasie naciskania na spust migawki :)
środa, 29 lipca 2015
od świtu do zmroku!
Coraz bardziej ciągnie mnie do robienia zdjęć w trudnych warunkach. Przynoszą mi znacznie więcej satysfakcji, są takie nieoczywiste. Może chodzi o to, że utrwalają spotkanie ze zwierzęciem w warunkach, w których to spotkanie jest z natury rzeczy ciekawsze, bardziej emocjonujące.
Łania w ciągu dnia ... fajnie, ale łania o zmroku, po zachodzie słońca ... nawet koziołek staje się jakby innym bytem.
Dzień zaczął się malarsko.
W Puszczy usiadłem na jakimś kolejnym, przypadkowym pniaku i ku mojemu zaskoczeniu, na drzewie kilka metrów przede mną wylądował dzięcioł średni. Jak miałem nie skorzystać z okazji?
Ale wieczór był równie udany.
Uwielbiam zdjęcia na leśnych drogach.
Jeszcze bardziej lubię takie.
To zdjęcie zrobiłem, gdy już było naprawdę grubo po zachodzie. Szczerze mówiąc było szaro-ciemno. Możliwości tego aparatu stale mnie zaskakują.
Łania w ciągu dnia ... fajnie, ale łania o zmroku, po zachodzie słońca ... nawet koziołek staje się jakby innym bytem.
Dzień zaczął się malarsko.
W Puszczy usiadłem na jakimś kolejnym, przypadkowym pniaku i ku mojemu zaskoczeniu, na drzewie kilka metrów przede mną wylądował dzięcioł średni. Jak miałem nie skorzystać z okazji?
Ale wieczór był równie udany.
Uwielbiam zdjęcia na leśnych drogach.
Jeszcze bardziej lubię takie.
To zdjęcie zrobiłem, gdy już było naprawdę grubo po zachodzie. Szczerze mówiąc było szaro-ciemno. Możliwości tego aparatu stale mnie zaskakują.
wtorek, 28 lipca 2015
Grafika jest wszędzie!
Ten blog prowadzę konsekwentnie, czyli staram się prezentować szeroko rozumiane życie lasu i jego otoczenia. Prezentuję gatunki zwierząt, czasami widoczki, ot takie tam ... różne. Dziś postanowiłem nieco, ale tylko nieco, odejść od głównego tematu. Pokazuję Puszczę jako inspirację do poszukiwania dodatkowych, innych wrażeń. Nie mogę dookreślić ich jako wrażenia estetyczne, bo byłby to szczyt zarozumialstwa, w końcu ilustruję to swoimi zdjęciami.
To czy zdjęcia są fajne czy nie, pozostawiam Waszej ocenie, natomiast jako "amator-wychowanek" Profesora Wiesława Bieńkuńskiego, mojego mentora i przyjaciela, gdzie mogę, widzę grafikę.
Prof. Wiesław Bieńkuński zajmuje się grafiką warsztatową i na tym polu osiągnął baaaardzo wiele.
Jest autorem wielu wystaw, laureatem rozlicznych nagród (rozmaite biennale, triennale itd.) i w swojej profesorskiej karierze wychował wielu zdolnych grafików.
Jestem wyłącznie naturszczykiem, nieudolnym "poborcą" fragmentów Jego mądrości i talentu, ale prawa do własnej filozofii i ideologii nikt zabrać mi nie może :)
W latach ciężkiej komuny czerpałem co się dało z rozmów kończących się nad ranem, a dało się wiele.
Wiesław został obdarzony niezwykłą łatwością przekazywania mądrości w sposób nienachalny, lekki, bez niewygodnego dla słuchacza odczucia przemądrzania się. Do tego pokazał mi świat grafiki - pięknej dumnej damy, której próby zrozumienia dają ten sam efekt, którym kończy się próba zrozumienia kobiety.
Kiedy starałem się pojąć grafikę, szczególnie opartą o techniki klasyczne: akwafortę, suchą igłę czy kamienioryt, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w jakiejś części, dzieło jest efektem przypadku. Zadałem Mistrzowi pytanie:
"Wiesław, kiedy praca staje się dziełem? Przecież ta rzucona na papier farba po machnięciu pędzlem, mogła się rozchlapać zupełnie inaczej?!? Nie miałeś wpływu na wszystko co wydarzyło się na papierze!"
Wtedy Wiesław, jak zwykle niewzruszony moim "entuzjastyczno-wówczasmłodzieńczym" stosunkiem do odkrywanej prawdy, powiedział:
"praca staje się dziełem w momencie akceptacji twórcy!"
Esencjonalność i niepodważalna prawda tych kilku słów, ścięły mnie z nóg. Do dziś wybrzmiewają w mojej głowie.
Nie jestem szczęśliwie artystą, nie czuję odpowiedzialności za część "art" tego co pokazuję, ale na to też mam mądrość przekazaną mi przez Mistrza. Otóż gdy uczył mnie malarstwa, przylatywałem do Niego rozentuzjazmowany kolejną bazgrołą i zachwycony właśnie co opanowaną umiejętnością. Wiesław, nie wiedział chyba jak mi powiedzieć, że to co pokazuję, nie zasługuje na aż taki entuzjazm, powiedział:
"Bardzo Ci zazdroszczę jednej rzeczy. Jako amator masz nieosiągalną dla mnie umiejętność cieszenia się swoim dziełem, dla Ciebie, wszystko co zrobisz, jest skończone i dobre. Ja tego już nie potrafię ... ."
Gdy zauważył mój wzrok tęskniący za zrozumieniem tej kwestii dodał:
"Bagaż wiedzy i doświadczeń powoduje, że widzę też wady, wiem co można było zrobić lepiej, co już w momencie kończenia pracy, zrobiłbym inaczej"
Tak. No cóż. Dziś wiem, że każde prezentowane przeze mnie zdjęcie, można byłoby zrobić znacznie lepiej. To nie kokieteria, ani też nie manipulacyjna próba przekonania Was, że właśnie zostałem profesjonalistą.:) Nie jestem nim. Wiem, że można lepiej, że gdybym robił te zdjęcia raz jeszcze, zmieniłbym wiele rzeczy.
Ale ja wg mojej filozofii życia gnam, doświadczam, rwę się do kolejnego i kolejnego procesu poznania tej i następnej prawdy. Nie mam czasu ani ochoty cyzelować jednego tematu, nie chcę być artystą jednego utworu. Ja w ogóle nie chcę być artystą! Być może z tego powodu wiele rzeczy traktuję nieco powierzchownie, ale chęć pokazania potęgi przyrody, jej potencjału, nieskończoności źródeł inspiracji, traktuję zupełnie poważnie. Może to za duże słowa przy prezentacji tych dwóch zdjęć, ale niech te słowa odnoszą się do wybranych zdjęć całego bloga, do każdego kilometra, który mam w nogach, na drodze poznawania przyrody, na drodze do pokory.
Poniżej foto-grafiki w mojej interpretacji:
Inspiracja - leśna kałuża
Technika - zdjęcie
Obróbka - obrót o 90 stopni zdjęcia zrobionego wcześniej do góry nogami (ktoś nadąża? :))
i więcej nic!
Sugestia dla Artystów, którzy mają więcej czasu - użyć Fotoszopa i doskonalić, doskonalić...
Podpowiedź ode mnie - natury nie trzeba poprawiać, wystarczy czasami na nią inaczej spojrzeć ;)
To czy zdjęcia są fajne czy nie, pozostawiam Waszej ocenie, natomiast jako "amator-wychowanek" Profesora Wiesława Bieńkuńskiego, mojego mentora i przyjaciela, gdzie mogę, widzę grafikę.
Prof. Wiesław Bieńkuński zajmuje się grafiką warsztatową i na tym polu osiągnął baaaardzo wiele.
Jest autorem wielu wystaw, laureatem rozlicznych nagród (rozmaite biennale, triennale itd.) i w swojej profesorskiej karierze wychował wielu zdolnych grafików.
Jestem wyłącznie naturszczykiem, nieudolnym "poborcą" fragmentów Jego mądrości i talentu, ale prawa do własnej filozofii i ideologii nikt zabrać mi nie może :)
W latach ciężkiej komuny czerpałem co się dało z rozmów kończących się nad ranem, a dało się wiele.
Wiesław został obdarzony niezwykłą łatwością przekazywania mądrości w sposób nienachalny, lekki, bez niewygodnego dla słuchacza odczucia przemądrzania się. Do tego pokazał mi świat grafiki - pięknej dumnej damy, której próby zrozumienia dają ten sam efekt, którym kończy się próba zrozumienia kobiety.
Kiedy starałem się pojąć grafikę, szczególnie opartą o techniki klasyczne: akwafortę, suchą igłę czy kamienioryt, nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w jakiejś części, dzieło jest efektem przypadku. Zadałem Mistrzowi pytanie:
"Wiesław, kiedy praca staje się dziełem? Przecież ta rzucona na papier farba po machnięciu pędzlem, mogła się rozchlapać zupełnie inaczej?!? Nie miałeś wpływu na wszystko co wydarzyło się na papierze!"
Wtedy Wiesław, jak zwykle niewzruszony moim "entuzjastyczno-wówczasmłodzieńczym" stosunkiem do odkrywanej prawdy, powiedział:
"praca staje się dziełem w momencie akceptacji twórcy!"
Esencjonalność i niepodważalna prawda tych kilku słów, ścięły mnie z nóg. Do dziś wybrzmiewają w mojej głowie.
Nie jestem szczęśliwie artystą, nie czuję odpowiedzialności za część "art" tego co pokazuję, ale na to też mam mądrość przekazaną mi przez Mistrza. Otóż gdy uczył mnie malarstwa, przylatywałem do Niego rozentuzjazmowany kolejną bazgrołą i zachwycony właśnie co opanowaną umiejętnością. Wiesław, nie wiedział chyba jak mi powiedzieć, że to co pokazuję, nie zasługuje na aż taki entuzjazm, powiedział:
"Bardzo Ci zazdroszczę jednej rzeczy. Jako amator masz nieosiągalną dla mnie umiejętność cieszenia się swoim dziełem, dla Ciebie, wszystko co zrobisz, jest skończone i dobre. Ja tego już nie potrafię ... ."
Gdy zauważył mój wzrok tęskniący za zrozumieniem tej kwestii dodał:
"Bagaż wiedzy i doświadczeń powoduje, że widzę też wady, wiem co można było zrobić lepiej, co już w momencie kończenia pracy, zrobiłbym inaczej"
Tak. No cóż. Dziś wiem, że każde prezentowane przeze mnie zdjęcie, można byłoby zrobić znacznie lepiej. To nie kokieteria, ani też nie manipulacyjna próba przekonania Was, że właśnie zostałem profesjonalistą.:) Nie jestem nim. Wiem, że można lepiej, że gdybym robił te zdjęcia raz jeszcze, zmieniłbym wiele rzeczy.
Ale ja wg mojej filozofii życia gnam, doświadczam, rwę się do kolejnego i kolejnego procesu poznania tej i następnej prawdy. Nie mam czasu ani ochoty cyzelować jednego tematu, nie chcę być artystą jednego utworu. Ja w ogóle nie chcę być artystą! Być może z tego powodu wiele rzeczy traktuję nieco powierzchownie, ale chęć pokazania potęgi przyrody, jej potencjału, nieskończoności źródeł inspiracji, traktuję zupełnie poważnie. Może to za duże słowa przy prezentacji tych dwóch zdjęć, ale niech te słowa odnoszą się do wybranych zdjęć całego bloga, do każdego kilometra, który mam w nogach, na drodze poznawania przyrody, na drodze do pokory.
Poniżej foto-grafiki w mojej interpretacji:
Inspiracja - leśna kałuża
Technika - zdjęcie
Obróbka - obrót o 90 stopni zdjęcia zrobionego wcześniej do góry nogami (ktoś nadąża? :))
i więcej nic!
Sugestia dla Artystów, którzy mają więcej czasu - użyć Fotoszopa i doskonalić, doskonalić...
Podpowiedź ode mnie - natury nie trzeba poprawiać, wystarczy czasami na nią inaczej spojrzeć ;)
niedziela, 26 lipca 2015
to rozumiem!
Mam nadzieję, że pamiętacie niedawny post p.t. "Paprak", w którym nieco kokieteryjnie łajam się za zmarnowaną okazję sfotografowania dzików pod światło, w środku puszczy. Tam pod koniec wpisu pada takie stwierdzenie:
"Ale ja wiem, co chciałem pokazać i wiem, że to nie wyszło tak jak miało. Ale znam moją Puszczę, ona mi pozwoli to jeszcze kiedyś poprawić :)"
Wyszło na to, że znam moją Puszczę, długo czekać nie musiałem :)
Już w drodze, do Puszczy, około 4.30, działo się. Odebrałem to jako dobry znak, oczywiście :)
Fajne było to, że sarenki zrobiłem jeszcze po ciemku, a chwilę później, na zbożach zrobiła się naturalna solaryzacja. Wyszło coś takiego :) Poranne słońce filtrowane chmurami czyniło cuda.
Mogłem się tak bawić dłużej, ale coś gnało mnie do lasu, wiadomo nawet co ;)
Od początku było ciekawie. Już "w drzwiach" przywitał mnie młody jeleń. Bardzo młody.
Pokazuję go w ujęciach środowiskowych, bo Puszcza, w tym miejscu, jest tak piękna, że nie wiem co jest ciekawsze.
Portale pogodowe zwiastowały 100% zachmurzenia przez całą sobotę ... świry!
Już o 6.30 świeciło jak jasna cholera.
Dziki zauważyłem ze sporej odległości. Wyglądało to mniej więcej jak na zdjęciu. Mam nadzieję, że również je znajdziecie :)
Ruszyłem w las. Krok po kroku, krok po kroku ... zbliżałem się.
Musiałem zachować ostrożność. Wokół były wyłącznie stare sosny, a spora locha prowadziła młode.
Słońce było szczególnie agresywne. Każda zmiana kąta, zmieniała nasycenia i charakter kolorystyczny zdjęcia. Ciekawe doświadczenie.
To spojrzenie wytrzymałem w bezruchu ... darowała mi nachalność! :)
To mój faworyt - jeżeli w ogóle wypada mi go wybierać spośród własnych zdjęć :)))
Tym razem powiedziała co o mnie myśli. Zastanawiałem się czy w razie ataku, adrenalina pozwoli mi wspiąć się na gołą sosnę?!? Jakby co, miałem jedną na oku :) Szczęśliwie dla mnie, one jakoś mnie już chyba akceptują. Pochrumkała, pochrumkała, zebrała ferajnę podrostków i odeszła. Ufff ... ;)
"Ale ja wiem, co chciałem pokazać i wiem, że to nie wyszło tak jak miało. Ale znam moją Puszczę, ona mi pozwoli to jeszcze kiedyś poprawić :)"
Wyszło na to, że znam moją Puszczę, długo czekać nie musiałem :)
Już w drodze, do Puszczy, około 4.30, działo się. Odebrałem to jako dobry znak, oczywiście :)
Fajne było to, że sarenki zrobiłem jeszcze po ciemku, a chwilę później, na zbożach zrobiła się naturalna solaryzacja. Wyszło coś takiego :) Poranne słońce filtrowane chmurami czyniło cuda.
Mogłem się tak bawić dłużej, ale coś gnało mnie do lasu, wiadomo nawet co ;)
Od początku było ciekawie. Już "w drzwiach" przywitał mnie młody jeleń. Bardzo młody.
Pokazuję go w ujęciach środowiskowych, bo Puszcza, w tym miejscu, jest tak piękna, że nie wiem co jest ciekawsze.
Portale pogodowe zwiastowały 100% zachmurzenia przez całą sobotę ... świry!
Już o 6.30 świeciło jak jasna cholera.
Dziki zauważyłem ze sporej odległości. Wyglądało to mniej więcej jak na zdjęciu. Mam nadzieję, że również je znajdziecie :)
Ruszyłem w las. Krok po kroku, krok po kroku ... zbliżałem się.
Musiałem zachować ostrożność. Wokół były wyłącznie stare sosny, a spora locha prowadziła młode.
Słońce było szczególnie agresywne. Każda zmiana kąta, zmieniała nasycenia i charakter kolorystyczny zdjęcia. Ciekawe doświadczenie.
To spojrzenie wytrzymałem w bezruchu ... darowała mi nachalność! :)
To mój faworyt - jeżeli w ogóle wypada mi go wybierać spośród własnych zdjęć :)))
Tym razem powiedziała co o mnie myśli. Zastanawiałem się czy w razie ataku, adrenalina pozwoli mi wspiąć się na gołą sosnę?!? Jakby co, miałem jedną na oku :) Szczęśliwie dla mnie, one jakoś mnie już chyba akceptują. Pochrumkała, pochrumkała, zebrała ferajnę podrostków i odeszła. Ufff ... ;)
środa, 22 lipca 2015
autoportret ... ;)
Każdy niemal malarz, miał taki imperatyw i sądząc po ilości powstałych autoportretów, był to imperatyw kategoryczny, by obrazem coś o sobie powiedzieć.
Ja mimo tego, że nieco obrazów namalowałem, zrobiłem jeden portret, najważniejszy, a tematem był niezwykle ważny w moim życiu człowiek - Włodzimierz Puchalski!
Siebie nie namalowałem, bo nigdy nie miałem tyle farby i wystarczająco dużego płótna, a na małym formacie, nie oddałbym przecież takich detali, jak blizna na czole po rozdrapanej ospie.
Odrabiam zatem straty i korzystając z dostępnego narzędzia - tekstu i zdjęcia, tworzę coś, co można nazwać autoportretem mieszanym. A ponieważ za moment mój blog zaliczy dzięki Wam, 50 tysięcy wejść, chcę zrobić coś innego niż zwykle. Będzie to raczej autoprezentacja filozofii fotografii. Prędzej czy później część ludzi coś takiego pisze. Tak najczęściej powstaje "żenada roku", bo to głupie pisać o sobie. Ale skoro mus, to mus, lecimy!
Do autoprezentacji folozofii fotografii posłużę się zdjęciem, które zrobiłem specjalnie na to konto, lub które mnie do tego wyznania zainspirowało. Proszę wybrać wygodniejszy wariant.
To jest jedna z takich fotografii, które uprawiałbym najchętniej. Mam wrażenie, że wszystko już było, a dzisiejsza fotografia została zdominowana przez technologię. Zdjęcia są "wylandrynione na maksa" w Fotoszopie, rzygać mi się chce od panoszącej się hiperdoskonałości, a 80% zdjęć to "wikipedówki" czy też "atlasówki", zrobione szkłami powyżej 600 mm.
Obowiązkowo rozmyte tło do gładkiej apli i centralnie ustawiony obiekt! Poddaję się. Raz na jakiś czas, gdy rzeczywiście coś wejdzie pod obiektyw, trudno nie zrobić portretu. Ale żeby tak ciągle? Na swoje wytłumaczenie tego typu zdjęć, mam tylko jeden argument - ja do tych zwierząt podchodzę! Ja chyba w ogóle nie uprawiam fotografii, a jedynie dokumentuję przeżyte w lesie chwile. To różnica, to nie to samo co uprawia "jechany" w ostatnich postach i komentarzach ... Piotra Syn ... jeden;)
Czasami popełnię coś aspirującego do estetyki, ale gdy trafi mi się okazja na zrobienie zdjęcia jak to poniżej, jestem w pełni usatysfakcjonowany. Pokazywałem takie zdjęcia wielokrotnie i dziękuję Wam, że spotkały się akceptacją. To mnie nieco uspokaja :)
Napisałem w harcerskim skrócie co chciałem, a teraz autoportret w postaci zdjęciowej!
pierwsze p.s.
Oglądających uprasza się o nie dotykanie ekranu oraz wyłącznie o szczere i tylko pochlebne komentarze, ponieważ krytyka będzie odebrana osobiście. Przypominam, to jest autoportret! ;)
drugie p.s.
Piotra Syn - Peterson
trzecie p.s.
taki autoprtret to żenada, ma coś z deklaratywności, coś z protestsongu ... słabe ... raczej to jest, ale takie oczyszczające! :)))
czwarte p.s.
Oglądających uprasza się by w trakcie oglądania skupili się na zdjęciu, na chwili, na pięknie przyrody! Zabrania się wspominania przeczytanego przed chwilą tekstu!!!
To zdjęcie nie może "zginąć" w interpretacjach powyższego tekstu, bo ten tekst na to nie zasługuje!
piąte p.s.
... czy Ktoś mnie w ogóle rozumie ?!? :)))
Nie chciałbym się źle czuć z tym swoistym się obnażeniem, więc proszę Was, napiszcie o swoich preferencjach, filozofii fotografii, którą uprawiacie. Zamieszamy nieco w komentarzach, niech pojawią się inne słowa niż "cudowne", "piękne", "jak zwykle super" ... ;)
Ja mimo tego, że nieco obrazów namalowałem, zrobiłem jeden portret, najważniejszy, a tematem był niezwykle ważny w moim życiu człowiek - Włodzimierz Puchalski!
Siebie nie namalowałem, bo nigdy nie miałem tyle farby i wystarczająco dużego płótna, a na małym formacie, nie oddałbym przecież takich detali, jak blizna na czole po rozdrapanej ospie.
Odrabiam zatem straty i korzystając z dostępnego narzędzia - tekstu i zdjęcia, tworzę coś, co można nazwać autoportretem mieszanym. A ponieważ za moment mój blog zaliczy dzięki Wam, 50 tysięcy wejść, chcę zrobić coś innego niż zwykle. Będzie to raczej autoprezentacja filozofii fotografii. Prędzej czy później część ludzi coś takiego pisze. Tak najczęściej powstaje "żenada roku", bo to głupie pisać o sobie. Ale skoro mus, to mus, lecimy!
Do autoprezentacji folozofii fotografii posłużę się zdjęciem, które zrobiłem specjalnie na to konto, lub które mnie do tego wyznania zainspirowało. Proszę wybrać wygodniejszy wariant.
To jest jedna z takich fotografii, które uprawiałbym najchętniej. Mam wrażenie, że wszystko już było, a dzisiejsza fotografia została zdominowana przez technologię. Zdjęcia są "wylandrynione na maksa" w Fotoszopie, rzygać mi się chce od panoszącej się hiperdoskonałości, a 80% zdjęć to "wikipedówki" czy też "atlasówki", zrobione szkłami powyżej 600 mm.
Obowiązkowo rozmyte tło do gładkiej apli i centralnie ustawiony obiekt! Poddaję się. Raz na jakiś czas, gdy rzeczywiście coś wejdzie pod obiektyw, trudno nie zrobić portretu. Ale żeby tak ciągle? Na swoje wytłumaczenie tego typu zdjęć, mam tylko jeden argument - ja do tych zwierząt podchodzę! Ja chyba w ogóle nie uprawiam fotografii, a jedynie dokumentuję przeżyte w lesie chwile. To różnica, to nie to samo co uprawia "jechany" w ostatnich postach i komentarzach ... Piotra Syn ... jeden;)
Czasami popełnię coś aspirującego do estetyki, ale gdy trafi mi się okazja na zrobienie zdjęcia jak to poniżej, jestem w pełni usatysfakcjonowany. Pokazywałem takie zdjęcia wielokrotnie i dziękuję Wam, że spotkały się akceptacją. To mnie nieco uspokaja :)
Napisałem w harcerskim skrócie co chciałem, a teraz autoportret w postaci zdjęciowej!
pierwsze p.s.
Oglądających uprasza się o nie dotykanie ekranu oraz wyłącznie o szczere i tylko pochlebne komentarze, ponieważ krytyka będzie odebrana osobiście. Przypominam, to jest autoportret! ;)
drugie p.s.
Piotra Syn - Peterson
trzecie p.s.
taki autoprtret to żenada, ma coś z deklaratywności, coś z protestsongu ... słabe ... raczej to jest, ale takie oczyszczające! :)))
czwarte p.s.
Oglądających uprasza się by w trakcie oglądania skupili się na zdjęciu, na chwili, na pięknie przyrody! Zabrania się wspominania przeczytanego przed chwilą tekstu!!!
To zdjęcie nie może "zginąć" w interpretacjach powyższego tekstu, bo ten tekst na to nie zasługuje!
piąte p.s.
... czy Ktoś mnie w ogóle rozumie ?!? :)))
Nie chciałbym się źle czuć z tym swoistym się obnażeniem, więc proszę Was, napiszcie o swoich preferencjach, filozofii fotografii, którą uprawiacie. Zamieszamy nieco w komentarzach, niech pojawią się inne słowa niż "cudowne", "piękne", "jak zwykle super" ... ;)
wtorek, 21 lipca 2015
zaskoczenie!
Niespodziewanie na drogę, którą szedłem, wybiegł młody zając. Spotkanie było nieplanowane, spontaniczne i to było w nim najpiękniejsze. Zastygłem w bezruchu ... dobra decyzja. Zając niespecjalnie przejmując się moją obecnością pozował jak rasowy model.
Stroił różne minki, rozglądał się, byłem pewny, że za chwilę zwieje.
Jakież było moje zdziwienie, gdy podbiegł do mnie jeszcze bliżej.
Z tej odległości mogłem go bez wachania portretować.
Na tym zdjęciu doskonale widać tajemnicę bezgłośnego poruszania się.
Powolny odwrót. Nieco żałowałem, że sesja odbyła się na drodze. Tuż obok była taka piękna zieleń.
Już prawie żegnałem się z modelem, gdy ten zawrócił i jakby na moją prośbę wskoczył na kwiecistą łachę obok drogi. Tego mi brakowało do pełni szczęścia :)
Ostatnie zdjęcie jest niezbyt ostre, ale uznałem, że jego swoista komiczność rekompensuje tą niedoskonałość :))
Stroił różne minki, rozglądał się, byłem pewny, że za chwilę zwieje.
Jakież było moje zdziwienie, gdy podbiegł do mnie jeszcze bliżej.
Z tej odległości mogłem go bez wachania portretować.
Na tym zdjęciu doskonale widać tajemnicę bezgłośnego poruszania się.
Powolny odwrót. Nieco żałowałem, że sesja odbyła się na drodze. Tuż obok była taka piękna zieleń.
Już prawie żegnałem się z modelem, gdy ten zawrócił i jakby na moją prośbę wskoczył na kwiecistą łachę obok drogi. Tego mi brakowało do pełni szczęścia :)
Ostatnie zdjęcie jest niezbyt ostre, ale uznałem, że jego swoista komiczność rekompensuje tą niedoskonałość :))
poniedziałek, 20 lipca 2015
Warmia skąpana we mgłach.
Niedzielny świt był bajeczny. Z tego właśnie powodu, już na wstępie przepraszam za ilość zamieszczonych zdjęć - zróbcie sobie kawę, przed lekturą tego posta :)
Przysięgam, że robiłem eliminatkę i z różnych powodów, nie umiałem już dłużej odrzucać zdjęć.
Zostało dwa razy za dużo, mam nadzieję, że nie pozasypiacie w trakcie ich oglądania :)))
Pierwsze pod tytułem "Czapla". Jak mogłem go nie pokazać?!? Jak rozumiem, wszyscy widzicie tytułową czaplę? No! ;)
Było tajemniczo, było gęsto i świetliście ...
drzewa filtrowały światło, poprzez liście ...
mgły się snuły i gęstniały,
tylko górki przejaśniały!
Moreny, polodowcowe rozmaitości, mgły w dołkach, światło na szczytach, Warmia jest jedyna!
Właśnie fotografowałem snujące się po trwach pajęczyny, gdy w plan kadru wkroczył miłośnik Republiki. Jeżeli ktoś wymyślił fotografię kolorową, to z pewnością nie z powodu bociana :)
Nie byłbym sobą, gdybym objazdówki nie zakończył w Puszczy, przecież wiecie :)
Przysięgam, że robiłem eliminatkę i z różnych powodów, nie umiałem już dłużej odrzucać zdjęć.
Zostało dwa razy za dużo, mam nadzieję, że nie pozasypiacie w trakcie ich oglądania :)))
Pierwsze pod tytułem "Czapla". Jak mogłem go nie pokazać?!? Jak rozumiem, wszyscy widzicie tytułową czaplę? No! ;)
Ponieważ słońce niezmiernie rzadko trafia na moje kadry w sposób bezpośredni, więc musiałem.
Podoba mi się ta paranoja, mgły, słońce, żuraw ... droga na Ostrołękę ... ;)
I nieco w innej, ale podobnej wersji. No OK, tej foty mogło nie być ...
Kto choć raz w życiu odmówił sobie zrobienia takiego ... czegoś? :)
Albo takiego?
Zdjęcie z cyklu "w drodze". Kocham warmińskie drogi. Jak widać, nie wszędzie było aż tak mgliście.
Poranne pola przechwytują od wschodzącego słońca jakiś niesamowity koloryt. Lubię to.
Na zakręcie we wsi Silice, pojawiło się drzewo rodem z Sherwood, ale Robina nie spotkałem ;)
Było tajemniczo, było gęsto i świetliście ...
drzewa filtrowały światło, poprzez liście ...
mgły się snuły i gęstniały,
tylko górki przejaśniały!
Moreny, polodowcowe rozmaitości, mgły w dołkach, światło na szczytach, Warmia jest jedyna!
To może dziwne, czas płynął, słońce się podnosiło, a udało mi się znaleźć jeszcze i takie miejsce. Żurawie pogrążone we mgle.
Pamiętacie tego koleżkę z poprzedniego posta w wersji ciemno-czarnej? Za dnia, gdy zobaczyłem amoniakowe nacieki na murach rudery, zrozumiałem, że to jego wieża widokowa :)
Buszujące w zbożu!
Usiadłem przy leśnej drodze i nie żałuję. Gość przybył po chwili, którą spędzałem na oganianiu się od moich ulubionych strzyżaków :)
Pozowała jak umiała najlepiej. Zrobiłem jej kilkadziesiąt śmiesznych fotek. Mam nadzieję, że te dwa mi wybaczycie.
Halooo, pobudka, koniec przydługawej historii ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)