Nie mogła się spodziewać, że siedzę tak blisko. Ja również nie spodziewałem się, że dziki wyjdą na śniadanie akurat w miejscu mojego odpoczynku. Zrobiło się ciekawie. Wzajemnie niespodziewana bliskość i to podczas posiłku, wywołała szereg konsekwencji oraz interakcji między nami, niekoniecznie przyjaznych :)
Nie mogę powiedzieć, że to spotkanie było efektem jakiegoś przemyślanego podchodu. Szczery przypadek. Zasiadłem na pniaku, a z prawej strony, ze ściany lasu wyskakują dziki, jeden po drugim, jak gdyby nigdy nic.
Puszcza tego dnia wyglądała imponująco.
Zupełnie niechcący zostałem uczestnikiem śniadania rodzinki Dzikowskich.
Początkowo tylko obserwowałem, ale ...
postanowiłem zaryzykować i krok, po kroku podchodziłem bliżej.
Pierwsza faza jedzenia, liczyłem na mniejszą czujność.
Między mną, a nimi, rosły stare sosny, więc podchodziłem od pnia do pnia, chowając się w trawach.
Nic nie trwa wiecznie! Gdy pokonywałem kolejny metr, sucha gałązka ukryta w trawie, chrupnęła.
Mamusia w ciągu sekundy namierzyła źródło dźwięku! ... fajnie, nie ma co, pomyślałem. Wokół tylko stare sosny, których pnie nie mają zbyt wiele wspólnego z drabiną, schodami, czymkolwiek rozsądnym!
Ostentacyjnie pokazała się ze swojej największej powierzchniowo strony. Okropnie się przestraszyłem, omal nie pokazałem jej swojego boku! :))) Powstrzymała mnie jedynie chęć kontynuowania sesji.
Muszę przyznać, że była odważna. Już wiedziała kim jestem (przedstawiłem się ;) ) a mimo to, nie uciekła! W zamian za to, ciągle miała mnie na oku.
No tu może się nieco poirytowała. Co miałem zrobić, noga mi zdrętwiała, musiałem się poprawić. Niestety mój ruch nie przypadł Jej do gustu.Warknęła, czy co one tam robią. Trudno nazwać ten dźwięk. Niskotonowy pomruk, warknięcie i głębokie westchnięcie w jednym.
Ufff ... to oznaka uspokojenia. Zaczęła się zachowywać jak na damę przystało, chociaż zaproszenia na wspólne śniadanie, do końca się nie doczekałem.
Co znowu?!? Ja pierniczę, miałem wrażenie, że ona chce, abym w ogóle się nie poruszał! Ustawiła się tak dynamicznie i przyjęła pozę byczka Fernando, prawą racicą niemal stukając w ziemię! Zgłupiałem, przecież siedzę w jednym miejscu, nie ruszam się!
OK, to chyba była podpucha, albo może uznała, że nerw był niepotrzebny, bo w swoisty sposób podarowała mi kwiatka ... przynajmniej tak to odebrałem.;)
A ta znowu swoje! Podeszła trzy kroki w moją stronę i gapi się jak dzik na fotografa! Już miałem przystąpić do moich słynnych negocjacji, proponować utworzenie linii demarkacyjnej, obiecać ziemniaki na dzień następny, ale odwróciła się i odeszła wraz z czeredą dzieciaków do lasu.
Zobaczcie co to znaczy opieka rodzicielska. Spotkanie trwało ponad dwadzieścia minut, a żaden malec, ani przez sekundę nie wiedział o zagrożeniu. W przeciwieństwie do matki, która przez każdą z tych sekund kontrolowała sytuację. To świetna matka, zachowała zimną krew. Z pewnością nie jest histeryczką. Pełna kontrola! :)
I znowu Krzyśku miałeś super spotkanie z dzikami . Fajna seria zdjęć i opis całej sytuacji. Pozytywnie zazdroszczę :))
OdpowiedzUsuńno jakoś tak ... mam farta! ;)
UsuńMasz farta albo nasz kraj dzikami, jeleniami, wiewiorkami i inszymi takimi bogaty...znajduja do zycia przyjazne warunki? chyba tak! bardzo fajne spotkanie z Dzikowska.
OdpowiedzUsuńtak, to było spotkanie z próbą zaoznania się. Mam nadzieję, że nastęnym razem mnie rozpozna. Za trzecim razem pozwoli do siebie podejść :)
UsuńCzyż nie od tego jest mama? Wyborne ujęcia, a maluchy rozkoszne :). I pomyśleć, niedługo będą "strasznymi" dzikami! Hi, hi.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Kasia z Olsztyna.
no chyba właśnie do tego są mamy. Wszyscy wychowaliśmy się dzięki Nim w poczuciu beztroski i bezpieczeństwa :)
UsuńDzikowska posiada bok zaiste imponujący ;-) No i fajne te dziczki! Ale ta puszcza! aaaaa! ;-)))
OdpowiedzUsuńTe światła błądzące po paprociach przywowały mi na myśl Avatara ... oczywiście. Warchlaki w rzeczy samej fajne, bo dziwnie, szczególnie atrakcyjnie umaszczone :)
UsuńJak ja Ci zazdroszczę tych zasiadek na pniaku i następujących zaraz potem historii. Dzikowska bardzo wypielęgnowana i na twarzy - 8 i na całości -9 i fajne drapanie kopytkiem na ostatnim. To świetna obserwacja, że tylko ona wiedziała co może sie stać i pozwoliła dzieciom spokojnie jeść.
OdpowiedzUsuńGrażynko, ten pniak, to jakiś ... czakram! Tam zawsze coś się wydarza - serio! ;)
UsuńKrzysztofie jestem pod niesamowitym wrażeniem Twoich spotkań z dzikami, świetne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńMarcin, serdecznie dziękuję, do dzików i jeleni mam rzeczywiście niepojętego farta :)
UsuńMnie w podobny sposób, jak Ciebie ta dzicza mama, potraktowała wczoraj kotka, która do ogrodu jakiś czas temu przyprowadziła kocie maleństwo. Także znam ten ból ;-).
OdpowiedzUsuńFajne masz te leśne spotkania, choć osobiście raczej bym uciekła cichaczem przed spotkaniem z rodziną Dzikowskich.
w lesie skłonność do ucieczki wywołałby we mnie tylko i wyłącznie ... człowiek :) Ale ponieważ jedynym człowiekiem jakiego zdarza mi się spotykać jest Tomek Bałdyga, raczej nie uciekam :)))
UsuńTo ja już nie kumam. Zjadłeś w końcu to śniadanie, czy nie? PS. Fajnie podrosły te maluchy :)
OdpowiedzUsuńojej, no jest coś takiego jak "przenośnia literacka" czy jak tam zwał! Tytuł był potrzebny i już, a ja spędziłem czas śniadania z dzikami, ale śniadania jako takiego z nimi nie zjadłem, ba, nawet nie zostałem na nie zaproszony! :) A jak podrosły nie wiem, bo tę akurat damę widzę po raz pierwszy. Zapamiętałbym umaszczenie tego miotu, bo jest nietypowe. :)
Usuńaaa i nie chcę Cię wqrzać, ale wczoraj ponownie robiłem czubatki! One tam po prostu są ... zawsze :)
UsuńAd.1. Przenośnia, rozumiem, Ad.2. Wqrzyłeś!
UsuńDzikowska ma świetny makijaż na twarzy. Nawet zastanawiałam się czy to nie na proszone śniadanie taka wystrojona. Ale skoro Cię nie zaprosiła - to chyba jest taką elegentką nawet w papciach. A tak w ogóle, to bardzo ładnie upasione całe to stadko i mateczka też. Widać, że na bogato stół zastawiają. I tylko Dzikowska trochę z manierami nie tęgo, gdy z pełną buzią informowałą Cię co masz zrobić. Więc nie myśl, że kwiatki w paszczy to znak pokoju Ludzie.
OdpowiedzUsuńno i czar zalotów prysł jak bańka mydlana :)))
UsuńJeśli chodzi o sikorki to właśnie do kolekcji brakuje mi tylko czubatki:)
OdpowiedzUsuńmam wyraźny nadmiar, chętnie się podzielę. W rozliczeniu barterowym przyjmę ... rysia w trakcie ataku, chyba nie przesadziłem? ;)
UsuńJakkolwiek by na nią nie spojrzeć, to Pani Dzik ma coś takiego w pysku (i to z każdej strony!), że wygląda mi jak nieco bardziej opasły mrówkojad ;)
OdpowiedzUsuń:))) no rzeczywiście tak jest!, One latem, gdy tracą zimowe szatki, wyglądają zupełnie inaczej niż zimą, są nieco komiczne - fakt :)
UsuńA ja widzę kapibarę
Usuńto ja jakiś bez wyobraźni chyba jestem, widzę dzika! ;)))))
OdpowiedzUsuń