Po kilkunastu kilometrach w głowie rodzi się bezpodstawne przekonanie, że nic już nie może się wydarzyć. Lata spędzone w lesie nauczają czujności do ostatniego metra, ale jak zwykle doświadczenie sobie, a "łeb" sobie. Nie umiem też wyjaśnić, dlaczego uważam, że słoneczna pogoda jeszcze bardziej skraca możliwość porannych obserwacji. Nie skraca.
Przede mną do pokonania pokaźny jar wyścielony wilgotną ziemią. Stare dęby i graby rzucają mocne cienie. W pasiastym leśnym pejzażu trudno jest dostrzec ciemne jak cienie sylwetki dzików ale ponieważ szedłem bardzo wolno, tym razem udało się ich nie spłoszyć.
Wyszły z pobliskiego młodnika na przewietrzenie sierści i świeże pędy ziół.
Szczęśliwie lochy szły dołem i przez jakiś czas cieszyłem się ich nieświadomością mojej obecności.
Nawet podszedłem w ich stronę kilka kroków korzystając z faktu, że powietrze niesie górą mój zapach.
Większość loch była młoda.
Co nie zmienia faktu, że każda była prośna.
Prowadziły kilkadziesiąt młodych, które udało mi się sfotografować jedynie fragmentarycznie.
Przemieszczały się niezwykle szybko chowając się pod każdym zwalonym drzewem, których tu nie brakuje.
Niestety nie wszystkie lochy były młode i niedoświadczone!
Ta mamusia niepostrzeżenie idąc dołem skarpy, obeszła mnie sprytnie.
Z każdym krokiem odległość malała, a jej nozdrza intensywnie pracowały.
Pozostałe również wspinały się na szczyt moreny lecz jakby mniej świadome mojej obecności.
Przechodziły kilkanaście metrów przede mną jedna po drugiej.
To najmłodsza z nich i jedyna niekarmiąca.
Inna locha, znacznie mniejsza od tej, która miała mnie na oku ale już całkiem słuszna, również postanowiła mi przyjrzeć mi się uważniej.
Wszystko wskazywało na to, że lęk jest odczuciem zupełnie jej obcym!
Konsekwentnie szła w moją stronę! Uwielbiam ten moment, emocje i szybko mnożące się niewiadome.
Była już bardzo blisko i nie była zadowolona, a ja robiąc jej zdjęcia zapomniałem zerkać na lochę prowadzącą!
Na szczęście (i w końcu!) zatrzymała się i długo próbowała "wyrobić mi jakieś zapachowe ID".
Gdy zaspokoiła swoją ciekawość, odeszła fukając co 2-3 metry.
Jej odgłosy nie pozostawiały we mnie wątpliwości, że nie zrobiłem na niej wrażenia i to ona postanowiła dać mi spokojnie odejść, a nie odwrotnie. Młode z prowadzącą były już w zagajniku.
Po raz kolejny przekonałem się, że nie ma złej pogody, nie ma złej pory dnia i nie ma złego miejsca na obserwację, która może na dłużej zapaść w pamięć.
Przepiękne spotkanie i obserwacja! Pasiaste warchlaczki w takim sporym stadku niemal jak inwazja stonki - chociaż wolę oglądać dziczkowe przedszkole niż stonkę :). A lochy pewnie dobrze wiedzą, że w kupie siła, co im tam taki jeden Mikunda za krzakiem :).
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że tak właśnie mnie ignorują ale pewnie tak nie jest skoro jednak odchodzą :)
UsuńTeks na czasie - przynajmniej dla mnie, gdyż bohaterowie mojej powieści właśnie zostali pogonieni przez lochę. Nie wiem jak to wygląda na prawdę, ale potrzebowałam właśnie wyjątkowo nerwowej i wojowniczej loszki do rozkręcenia nudnego dialogu.
OdpowiedzUsuńWspaniałe spotkanie i piękne zdjęcia, dobrze wiedzieć że nie wybili wszystkich dzików.
Luna, proszę Cię, nie strasz dzieci zwierzętami! :) Nie, nie wybili ale nigdy do tej pory aż tak ze spotkania z dzikami się nie cieszyłem :)
UsuńTo na szczęście nie książka dla dzieci. A bohaterowie w późniejszym dialogu jasno dają do zrozumienia, że to jakaś anomalia w zachowaniu tego zwierzęcia i pewnie wywołana przez człowieka.
UsuńA czy słyszałeś że we Wrocławiu, przy wielkim centrum handlowym jeleń potrącił motocyklistę?
Usuńnie, nie słyszałem. Codziennie ma miejsce wiele kolizji drogowych. Przy takiej skali polowań i wyrębów i grodzeń kompletnie mnie nie zaskakuje, że zwierzyna opuszcza las. Las zmienił się bardzo, przestaje być atrakcyjny dla zwierząt. Jak wszystkie uprawy są pogrodzone, to pozostaje tylko starodrzew, a jeść trzeba i schronić się trzeba ...
UsuńW obecnych czasach taki widok jest szczególnie miły...
OdpowiedzUsuńbaaardzooo :)
UsuńMasz rację, nie ma złego miejsc. Trzy dni temu uganiałam się przed domem za rudzikami a z leśnej miedzy za stawem wykłusowało stado 28 dzików, wszystkie dorosły. Stałam z opuszczoną szczęką i ręce też niestety nie drgnęły. Niby wiem, że nocują u mnie w końskim oborniku, ale żeby tak w biały dzień, pod nosem. Piękne fotki i nawet rozczulające, że przetrwały:)
OdpowiedzUsuńGrażynko, co do tego, co może się wydarzyć u Ciebie to mam swoją teorię :) Czekam na przemarsz słoni :)))
UsuńTo stado od wczesnej zimy gra na nosie myśliwym a okoliczne łąki i pobocza dróg są tak zryte, że i słonie by tego lepiej nie zrobiły:))
Usuń:))))))))) domyślam się :)
Usuńpięknie...
OdpowiedzUsuńi takoż Ci dziękuję, czyli równie pięknie :)
UsuńPiękne i bliskie, Leśny jakim teraz sprzętem fotografujesz?
OdpowiedzUsuńCały czas OLYMPUS OMD EM1
Usuń