poniedziałek, 17 listopada 2014

Jego Mość Pan i Władca!

Nie umiem wytłumaczyć, skąd w sercu Świętego Huberta ale Fotografa, tyle łaskawości do mnie. Najwyraźniej wybrał sobie mnie do obdarowywania spotkaniami, które są w moim życiu takie ważne. Nie mam też pojęcia jakie siły ma w swoim władaniu, bowiem kilka ostatnich razy pod rząd wydarzały się historie, które nie miały prawa się wydarzyć. Za pierwszym razem postanowiłem uznać, że to przypadek, że fart, że precedens. Było to po 5-ciu godzinach zasiadki. Niespecjalnie efektywnie spędzony czas pod parasolem gałęzi starego świerku w oczekiwaniu na lisa lub kruki. Zmarznięty, zrezygnowany, opuściłem kryjówkę i stojąc w słońcu, pazernie wychwytywałem niemal niewyczuwalną różnicę, między temperaturą w cieniu i słońcu. Mimo wszystko po 5-ciu godzinach zasiadki w zacienionej części lasu, czułem każdą dziesiątą część stopnia. Gdy krew zaczęła już krążyć, pomału ruszyłem przed siebie. To był bardzo chłodny, choć słoneczny dzień. Diabła bym się prędzej spodziewał, niż jeleni w samo południe, na otwartej przestrzeni w tak jasny dzień. A jednak. Skrzętnie skorzystałem z okazji, fotografowałem, a przez głowę przemknęło mi uczucie wdzięczności do Św. Huberta za tą nagrodę. Gdy następnym razem, po jeszcze bardziej bezowocnym czasie spędzonym w kryjówce, wracając tym razem w pochmurny, równie zimny dzień, wszedłem na zastygłe w bezruchu sarny w środku lasu. Po raz kolejny pomyślałem o zaskakującej nagrodzie. Uśmiechałem się do siebie robiąc tym ślicznotkom zdjęcia. Ciągle nie miałem w planie sugerowania czegokolwiek w postach. W głowie rodziło się już przekonanie o braku przypadkowości tych zdarzeń. Apogeum miało miejsce wczoraj! Z każdym dniem moja każdorazowo rozbudowywana kryjówka wyglądała coraz poważniej. Aktualnie to już szałas co się zowie. Następnego dnia spędziłem w nim upokarzające ponad SIEDEM kolejnych, zimnych, bezowocnych godzin. Mój pierwotny podziw do kruków niedługo przerodzi się w jakąś obsesję! To niepojęte skąd one wiedzą, że ja tam siedzę?!? Wyobraźcie sobie, że zwiadowca nie mogąc mnie dostrzec z odległości, podleciał do szałasu i trzepocząc skrzydłami zawisł w powietrzu 2 metry ode mnie i tak się przyglądał, że w końcu coś tam dostrzegł!!! Niewiarygodne, ale naprawdę tak zrobił. Ręce mi opadły jak jesienne liście. Zostałem upokorzony, zgnębiony moralnie, ośmieszony i wykpiony! Kocham te czarne cholery i wiem, że w próbie sfotografowania ich z bliska jestem gotów w szwy moich ubrań wciskać podłoże do sadzonek i rozpocząć uprawę mchów by jeszcze lepiej się zamaskować! Zarośnięty mchem, w bezruchu, a w tym mam tyle godzin doświadczeń, że mógłbym dostać certyfikat pierwszego bezruchowca kraju (tylko proszę bez nadinterpretacji tej samooceny) miałbym większe szanse. Ale wczoraj tak nie było. Nabrać się nie dały. Zmarzłem tradycyjnie jak pies. Skapitulowałem, gdy dreszcze nie pozwalały się już opanować. Wyszedłem z szałasu o 13.30! Dzień zrobił się ponuro-pochmurny. O tej porze naprawdę nawet cuda się nie zdarzają. Gdy z daleka ujrzałem na ścianie lasu ciemną plamę byka, nie mogłem wprost uwierzyć, że to możliwe o tej porze dnia. Mimo przemarznięcia i jednak zmęczenia, postanowiłem go podejść. Nie miałem z daleka pojęcia co to za byk. Pokonałem sporą polanę, dwa rowy melioracyjne, podmokły odcinek lasu, nieco jeżyn i krzaków, by schować się za świerkiem. Gdy zobaczyłem oręż na jego głowie, ręce zaczęły mi się trząść i tym razem już nie z zimna. Okazał się być dorodnym, dorosłym bykiem w imponującym porożu. Czternastak, nieregularny, obustronnie koronny 3/4. Nadoczniaki bardzo blisko oczniaków i jeden z nadoczniaków szczątkowy. To przyszłościowy byk. Piękny pięciolatek. Fotografowanie go było prawdziwą przyjemnością. Tym bardziej, że podszedłem do niego niezwykle blisko. Widać na zdjęciach jak próbuje mnie zwietrzyć. Bezskutecznie. I jak ja mam nie myśleć, że Św. Hubert ale Fotograf wybrał mnie i nagradza? No jak, skoro nagradza?  Pozostaję wdzięczny za to jak las mi darzy. Przypadki nie istnieją. Kocham las i On mi się odwdzięcza.









4 komentarze:

  1. Wow, Szczęściarz, "pozytywna" zazdrość ciągnie mnie do lasu, w moich okolicach "grasuje" stadko łosi, muszę "zapolować"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Leszek, jesteś jedyną osobą, która skomentowała jeden z moich najwartościowszych postów!
      Serdecznie Ci dziękuję - poprawiłeś mi humor :)

      Usuń
  2. Mam dreszcze na plecach jak widzę te zdjęcia. Od razu przychodzą mi na myśl nasze nocne wyprawy na rykowiska. Czasami sobie myślę - igramy z losem... ale jak tam jestem z Tobą, nic więcej od życia nie odczekuję. Te emocje, których nie da się opisać buzują we mnie cały rok w oczekiwaniu na kolejny "wrzesień" - jakże istotny miesiąc w moim życiu :) Znowu czekam, bo w tym roku los nie był na tyle łaskawy, żeby spędzić tam więcej czasu. W 2015 nie dam się zwieść. Zapowiadam się już teraz. Proszę wpisać mnie w swój leśny grafik :*
    Trudno opisać te wspaniale zdjęcia gdy mówią one dużo więcej dla mnie niż to co widzą inni... Są po prostu częścią mnie :) - Tobą :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Martyś, oczywiście rykowisko, jak od lat, przeżyjemy razem :)

      Usuń