Tyle było dni do utraty sił, do utraty tchu, tyle było chwil ...
Niezapomniane słowa wyśpiewane przez Marka Grechutę, artystę do którego trzeba dorosnąć.
Gdy byłem pacholęciem, wydawał mi się dziwny i niezrozumiały, w podstawówce wolałem Suzi Quatro i Garego Glittera.
Po latach, gdy uzbierały się własne przemyślenia, dorosłem do Grechuty. Słucham Go do dziś.
Cytowane słowa pasują jak ulał do tego co chcę dziś napisać.
Do tego, że spędziwszy tak wiele czasu czasu w lesie, po ostatnich krwawych przeżyciach, chciałem odetchnąć spokojną i jasną Warmią.
Udałem się zatem na łąki pola, nad rozległą krainę, która tego zimnego poranka pokazała się w kolejnej, niezwykle interesującej odsłonie.
Zimowe szaty dodają widokom jakiegoś wyzwania, budzą zew wędrownika. Wymagająca i chłodna kraina, zdaje się być obojętna na nasze zachwyty. Tkwi w cierpliwym letargu, powolniejsza, zdystansowana, pozbawiona typowej zalotności. Jakby mówiła, "chcesz to mnie zdobądź, ale ja ci tego nie ułatwię. Brnij przez śnieżne muldy, skręcaj nogi na zamarzniętych kępach traw, wpadaj w okryte pod śniegiem niezamarznięte błoto. Twój wybór, ja się nie proszę!"
Wiatr rozpędzał chmury odkrywając wciąż chłodne słońce. Słońce latem cieszy, ale w przeciwieństwie do zimy, nie wydaje się być cudem!
Północne zbocza moren będą najdłużej czekały na "odpuszczenie". Są chłodniejsze, znacznie rzadziej utkane siecią gryzoniowych kanałów, krecich kopców i owadzich siedzib.
Wschodzące słońce oglądane zza północnego wzniesienia moreny zawsze wydaje się objawieniem, źródłem nadziei i pięknym zjawiskiem.
Wzdłuż horyzontu długo trzymała się warstwa nieprzeniknionych chmur. To bardzo "schładzało widok". Warmia zdawała się nie oddychać, zamrożona w zimowym letargu.
Na szczęście gdy człowiek przyjrzy się nieco czujniej, okazuje się, że zimowe życie trwa.
Nisko pracujące słońce emituje dużo czerwonego widma, co na zdjęciach daje efekt czerwonawego śniegu oraz podkreśla brązy.
Ta sarna długo stała z głową wsuniętą w krzew i jestem pewny, że niczym struś z głową w piasku, niczym lin z głową w glonach, uznała, że jest niewidoczna :)
Południowe stoki moren pełne były saren. Te 2-3 stopnie więcej to bardzo dużo dla naszych najmniejszych jeleniowatych. Sarny są bardzo wrażliwe na przechładzanie. Dla nich wilgotny, zimny i porywisty wiatr jest największym zagrożeniem pogodowym.
Kucnąłem nad rzeką i doczekałem się tej oto gromadki.
Para łabędzi krzykliwych z młodymi i jeden niemy, którego na tym zdjęciu nie ma.
W czasach studiów gdy byłem na obozie ornitologicznym na Pogubiu Wielkim, z niezwykłym zainteresowaniem obserwowaliśmy losy pary; samicy krzykliwej i samca niemego.
Zastanawialiśmy się czy dojdzie do krzyżówki między tymi gatunkami. Niestety obóz trwał tylko 2 tygodnie i efektu tej miłości się nie doczekaliśmy. Ale nawet gdyby, to potomstwo, jak zwykle w przypadku bastardów, czyli krzyżówek międzygatunkowych, byłoby niepłodne.
Nie sposób się nie zachwycać kolorem ich dziobów. Perły zimowego krajobrazu!
Siedziałem nad lustrem wody, poniżej nadbrzeżnej skarpy. Nogi z każdą chwilą zatapiały się błocku.
Tyle zdołałem ujrzeć gdy wzbiły się w powietrze.
Widok nadlatujących na mnie łabędzi to zawsze przeżycie. Nie tylko wzrokowe, także odsłuchowe.
Wtedy człowiek modli się o jedno ostre zdjęcie ...
Gdy są tuż nad głową ich prędkość kątowa jest tak ogromna, że ciężko nie tylko z ostrością, ale w ogóle z uchwyceniem ich w kadr.
Szału nie ma, ale jako tako się udało :)
Myślałem, że nie wejdę już tego dnia do lasu ale głowa odpoczęła na otwartej przestrzeni i o 9.30 przekroczyłem bramy Puszczy.
Ale o tym w środę albo w czwartek.
Muszę się wziąć za pracę :)
Miałam okazję odwiedzić Olsztyn w ten weekend, zateskniłam za śniegiem i Warmińskim krajobrazem. Dlatego dla mnie poniedziałek jest tym bardziej bolesny. Wschód słońca nad polami piękny, a krzykliwe zawsze wzbudzają we mnie ciepłe uczucia.
OdpowiedzUsuńno ale to należało się kawę wypić, no wiesz coooo :)
UsuńMają skrzydła jak anioły, a jak lecą, to powietrze gra:-)
OdpowiedzUsuńMożna jeszcze "przestrzenią karmić serce", jak w jednej piosence z turystycznych klimatów:-)
Nie wiedziałam, że sarnom szkodzi mroźny wiatr, może dlatego nie widać ich w te dni na otwartych polach, albo leżą gdzieś w zagłębieniach.
Pozdrawiam serdecznie.
tak, wiatr to ich największy wróg pogodowy. Wtedy ich na polu nie znajdziesz :)
UsuńNiezwyczajny jest ten wpis ale bardzo potrzebny Tobie i nam, oglądającym i czytającym Twój blog.
OdpowiedzUsuńo, w końcu zrobiłem coś pożytecznego ;)
UsuńNiezwyczajny wpis... Taki, no, że... ech... serce się wyrywa, żeby lecieć gdzieś tam z tymi łabędziami...!
OdpowiedzUsuńA foty takie, że aż się chce to malować! Kolejna inspiracja! - żeby tylko tak umieć pędzlem dorównać przyrodzie i mistrzowi obiektywu! Ale może... kiedyś :).
No ale! - z tym dorastaniem do Grechuty to poważnie? - bo ja właśnie w liceum najbardziej byłam zauroczona jego tekstami! Hmmm, no cóż, podobno dziewczyny jakoś wcześniej dorastają :).
Wiesz, w podstawówce jak pisałem, w liceum totalnie ciężki rock, Black Sabbath, Deep Purple, Led Zeppelin itd. No i fakt, dziewczyny dojrzewają szybciej :)
UsuńTrochę "podokazywałeś" jak śpiewa Grechuta, którego można słuchać i słuchać. Pokazałeś las i życie w nim, które z daleka szarobiałe z bliska piękne żółte dzioby i szum skrzydeł, który jest zawsze poruszający, sarna chowająca głowę 'w piasek", kolory które wyzwala ledwo przebijające się słońce. Jest pięknie.
OdpowiedzUsuńtaki dzień :)
UsuńWitaj ! Dziękuję za tę wędrówkę po bezdrożach - chociaż tak... Mam ja i swoje bezdroża, ale nie zawsze się wypuszczam. Ostatnio na skraju lasu postawione były tablice ostrzegawcze o polowaniu, więc siłą rzeczy zrezygnowałam.
OdpowiedzUsuńWidok łabędzi - niezwykły i cudny !!! Pozdrawiam :))
W ogóle to chyba witaj jako Gość tego miejsca :) Zawsze mi miło zabierać na wspólne wyprawy :)
UsuńTu żadnej pory roku oprócz zimy nie ma.,.
OdpowiedzUsuń