wtorek, 23 października 2018

Gena nie oszukasz!

To wyjście ze względu na rodzaj obserwacji jest w rzeczy samej kontynuacją nieprzewidzianie snującej się opowieści, cyklu naprzemiennych spotkań tych samych zwierząt i innych zaskakujących sytuacji. Jeszcze dwa takie wyjścia i wydam Sagę rzeki! :)

Ze względu na fakt, że wybrałem się z synem, wyjście okazało się dla mnie czymś emocjonalnie wyjątkowym.
Nie powiem nowym, bo bywaliśmy na leśnych spacerach, ale to była druga taka prawdziwa wyprawa.
Część ojców, szczególnie tych ambitnych, którym nie udało się osiągnąć sukcesu w jakiejś dyscyplinie, wywiera presję na synach, wierząc, że to im uda się zrealizować niespełnione marzenia ojca. To typ rodzica, który wywiera presję nie tylko na dziecku, ale też poucza trenera, nauczyciela, każdego w kogo ręce trafi potomek, dziedzic niczego, spadkobierca niespełnionych marzeń. To ci ojcowie antagonizują się z rodzicami konkurentów syna obciążonego ambicjami ojca. Są chodzącą definicją roszczeń, a o kontuzji czy zdrowiu dziedzica skrzętnie poinformowani zostają wszyscy zstępni, wstępni, sąsiedzi, znajomi króliczka i okoliczne wsie. Taki ojciec opowiada o kontuzji dyskredytując po drodze wszystkich lekarzy, którzy mieli cokolwiek wspólnego z nogą czy ręką albo przywodzicielem uda.
No więc jak już "przejechałem się" po ojcach-mentorach-trenerach-wyroczniach, pozostaje mi powiedzieć, że nigdy taki nie byłem.
Więc mówię - nigdy taki nie byłem. Chciał tańczyć, tańczył, chciał trenować taekwondo, trenował, a gdy chciał zostać frontmanem zespołu rockowego, został. Każdą z wymienionych i inne pasje przerwał tak jak zaczął, czyli gdy tylko zechciał.
Uwierzcie mi, że nawet niespecjalnie zachęcam syna do czytania bloga, w zasadzie nie więcej niż 3-4 razy zapytałem czy może widział na blogu to czy owo.
Jest typem wielkomiejskim. Jak większość za młodu. Centra, szum, zgiełk i sasajeti. Wiadomo. Tym bardziej chęć syna na wspólną wyprawę była dla mnie czymś niebywale zaskakującym.
Nie miałem pojęcia jak będzie. Nigdy tego nie wiem gdy idę sam, tym bardziej nie wiedziałem idąc we dwójkę. Byłem ciekaw czy uda nam się coś zobaczyć ale najbardziej interesowało mnie jak Paweł to przeżyje, czym dla Niego będzie wyjście z ojcem "do jego świata".
Szczęśliwie bór obdarzył nadspodziewanie dobrze. Było co oglądać, były emocje, będą zatem wspomnienia. W moim wieku mam prawo uznać, że wspomnienia pozostające w głowach dzieci są ważniejsze niż terabajty zdjęć.

Z pewnością nie da się zapomnieć spotkania z samcem dzika. To był naprawdę solidny okaz! Rosnące szable znacznie podniosły już wargi, a wzrok miał posępny jak polska polityka.


Zobaczyliśmy go z pewnej odległości.
Wtedy nie mogłem przypuszczać co się wydarzy. Na odgłos dzika zareagował jak wytresowany. Ruszył w moją stronę.


Gdy zatrzymał się kilka dosłownie metrów przede mną, obróciłem się, by wiedzieć gdzie jest syn. Z premedytacją szedł w naszym kierunku! Zakładałem, że ruszy na nas. Takiego zachowania jeszcze nie widziałem. Czułem się lekko zaskoczony.
Jestem daleki od lęków, ale nie byłem sam, a rodzicom nie muszę tłumaczyć, że własne zdrowie nie ma najmniejszej wartości, gdy chodzi o dzieci. Syn jest wprawdzie mężczyzną, ale to ciągle syn.
Z podwórkowych lat pamiętam, że wszelkie potyczki wygrywa ten, kto pierwszy zaatakuje.
Ruszyłem na dzika. Tylko to mi przyszło do głowy. Czekanie na jego decyzję jakoś mnie nie przekonywało.
Była to o tyle słaba taktyka, że gdyby dzik nie zareagował, po wykonaniu 3-4 kroków dotknąłbym go nogawką spodni.
Ruszył, niestety pierwotnie w naszą stronę i tak powstało moje ulubione zdjęcie z tego spotkania ...

Dopiero po chwili odwinął zmieniając kierunek.
Ufff ... 

- Paweł robiłeś mu foty?
- Nieee, komórę schowałem do kieszeni, by mieć wolne ręce ... jakby co.
- Jakby co ... chciałeś się z nim bić?!?
- ... no tak.
- Wolne ręce przydałyby Ci się tylko w jednym celu - by jak najszybciej się wspiąć na drzewo, co przy tej odległości i tak skazane byłoby na niepowodzenie :)

Jeszcze kwadrans po odejściu dzika, pozostawałem pod wrażeniem jego nietuzinkowego zachowania.
Miałem wrażenie, że gdybym klęknął, podszedłby na pół metra. Raz coś takiego przeżyłem 7 lat temu. Nie ma się wtedy pewności co do intencji osobnika. Tamten był jednak o rok młodszy.


 Ojcom nie muszę tłumaczyć, czym był dla mnie widok syna na "moim terenie" w moich ubraniach.
Wiem, jestem sentymentalny, ale co poradzę. Jestem jaki jestem, jak powiedział pewien filozof :)

Leśne polanki nie szczędziły nam prezentów.

Ale nie tylko polanki!
W pewnym momencie obserwowaliśmy odchodzące przesieką stado łań.
Było szarawo i dopiero po jakimś czasie Paweł zwrócił uwagę, że korowód zamyka byk.
To był ... ON!
Nieprawdopodobny byk, którego przecież tydzień wcześniej fotografowałem. Słabo widoczny na tle brązowych liści.

  Postanowiłem jakiś czas iść za nim.

 Tak jak pisałem o nim za pierwszym razem - był bardzo czujny i cwany, Inna sprawa, że suche liście nie pomagają w podchodzie :)


Ostatecznie ustawił się jak na zmówienie. Jeszcze ta sójka ...
Dał się zapamiętać ze swojej "najlepszej strony" :)
W końcu na lewej tyce ma dziewięć odnóg. Dwie nie są w pełni rozwinięte, ale to wciąż przyszłościowy byk. Chciałbym go spotkać w przyszłym roku i zobaczyć co też sobie nabuduje na głowie.


Jakby tego nie było dość, w drodze powrotnej spotkaliśmy liszkę.
Początkowo przyglądała nam się z pewnej, acz malowniczej odległości.


 Za chwilę podeszła nieco bliżej. Kompletnie się nas nie bała. Ba, wręcz wzbudzaliśmy jej zainteresowanie!
Ja to rozumiem, przyzwyczaiłem się, ale "Warszawiak" ??? :)))

Zachodziła nas raz z prawej, raz z lewej.

Niby się nami nie interesowała, ale było oczywiste, że wyłącznie nami :)

Ostatecznie podeszła do mnie i ... powąchała obiektyw!
Mój syn to nagrał, jak prześle, opublikuję.

 Coś jest na rzeczy ... gena, jak mawia moja córcia, nie oszukasz!

20 komentarzy:

  1. Chyba pierwsza jestem dziś:) Po pierwsze to zazdroszczę tych emocji Twojemu synowi, bo dla ciebie to nie nowość i niemal codzienność. Gdybyś był moim ojcem, to i dla mnie nie byłoby to nowość, tworzylibyśmy taką dziwną parę włóczącą się po lasach, ale mój tata nigdy nie był przyrodnik, raczej matematyk, a ja znowuż do tego przedmiotu nie zapałałam miłością nigdy. Nie ważne, wybacz tę dziwną wycieczkę w nieistniejące koligacje.
    Zdjęcie byka i sójki, epickie, na początku myślałam że to liść, dobrze,żeś wyjaśnił.
    Ja się na FB już pytałam o prawo do wykorzystania zdjęć więc jeśli się zgadzasz to prosiłabym na maila dwa pierwsze z lisem i ostanie, ok?
    Mój mail: maria.kotlarz@gmail.com
    I bardzo dziękuję i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. sójkę opisałem w ostatniej chwili :) foty wysłałem! pozdrowionka Luna!

      Usuń
  2. Piękne zdjęcia, czuje się wręcz tę jesień,opowieść rodzinna z refleksjami ojca , odyniec , który przypomniał kto jest w lesie ważny a na koniec przyjazna lisica!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dzik ok! ale lisica ! jaka sliczna, ciekawska i chyba przyjazna...az prosilo sie, by ja poglaskac! co za pyszczek, jakie barwy! ojej, nie moge sie nie zachwycac..

    OdpowiedzUsuń
  4. Na odgłos jakiego dzika zareagował ten dzik i tak na ciebie ruszył?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. na mój, tzn. ja wydałem ten odgłos i już za chwilę nie byłem pewny czy to był najlepszy pomysł :))))

      Usuń
  5. Fantastyczna przygoda - i to wyjście z synem i spotkanie z dzikiem! Tak jak piszesz, to więcej warte niż milion zdjęć. Ale foty też cudne! Lisica - no chyba ma "parcie na szkło", że tak idealnie Ci zapozowała :))).

    OdpowiedzUsuń
  6. Krzysztof. Odnoszę wrażenie, iż w tym roku dotknęła Ciebie kumulacja szczęścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiągnąłem optymalny stan emocjonalny. Jestem uświadomioną częścią Wszechświata. Okruchem wprawdzie ale pełnym pokory i zrozumienia dla praw przyrody. :)

      Usuń
  7. Mikuś, od dziś jesteś dla mnie Pan Sasajeti ( mam nadzieję że nie uraziłem Cię, nie znam tego słowa :) dla mnie jest cool ), mający „posępny wzrok jak polska polityka” :):):) ubawiłem się widząc Małego Mikiego z dużym Miki w opisanych sytuacjach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodzi, byście się m.in. ubawiali czytając i o to chodzi :)

      Usuń
  8. Krzysztofie, ojcem jesteś idealnym, jak widać. Oby dzieci to doceniły. Spacer obfitował w silne i piękne emocje. Byk wybrał idealne miejsce do pozowania. Też chciałabym zobaczyć go w przyszłym roku. Lisi pyszczek uroczy! Fotografie ciekawe i piękne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do ideału wiele mi brakuje, ale kochamy się i wspieramy. Wiele rzeczy nam po prostu się udało. Doceniają :)

      Usuń
  9. przepiękne spotkania i jeszcze ta wścibska dzikość dla utarcia nosa... chyba teraz 'warszawski' gen zawita częściej do Twojej Narnii ? nie sposób nie dać się oczarować :) Zazdroszczę ciepło i życzę kolejnych takich spacerów - bez konieczności uciekania na drzewo ...ewentualnie z goPro na czole ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja bym na drzewo nie uciekał, jestem pewny, że w krytycznym momencie przystąpiłbym do negocjacji :)))

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. I dzik i byk po byku!!! No proszę Pana, Pan przesadza trochę:)

    OdpowiedzUsuń