poniedziałek, 1 października 2018

Prezent od losu ... lasu!

Niedziela ... dzień, w którym moje oczekiwania obserwacyjne są poniżej stanów średnich.
Gdy do tego jest piękna pogoda, szczególnie nie budzę w sobie nadziei na cud obserwacji.
To dzień spacerowy. Las wypełnia się nie tylko fotografami, grzybiarzami czy rowerzystami, ale w pielesze lasu wpełzają również kłopotliwe "poimprezowe rodziny". Rozhukani wczorajszą libacją kuzyni, stryjkowie i pociotki czynią wiele ambarasu. Jak większość ludzi na kacu, są obciążeni świętym przekonaniem o wyjątkowości tego co mają do powiedzenia, więc mówią to szczególnie głośno, wybuchając co chwila gromkim śmiechem. Towarzyszące im dzieci, dzień wcześniej nie były ważniejsze od kieliszka, nikt ich nie słuchał, więc dziś, w trakcie spaceru starają się zwrócić uwagę wytęsknionego wujka. Naturalne, że robią co w mocy, by przedostać się przez barierę dźwiękową obniżonych libacją odgłosów, więc ... drą się. Z tego powodu, w niedzielę, zaszywam się szczególnie daleko. Możliwie najdalej, choć zdziwilibyście się bardzo, w jak niewyobrażalnie odległych okolicznościach spotkałem mamę z dzieckiem na ręku i tatusia, który starał się zbierać grzyby i utrzymywać równowagę równocześnie.
Jak nic wjechali samochodem najdalej w las jak mogli. Życie.

Mając co powyższe na względzie, zaszyłem się i w tym przypadku nie chodzi o esperal!

Zimno.
W zacienionych miejscach zamarznięta trawa przybierała niebieskawy odcień.
Z utęsknieniem wyczekiwałem na wschód, ale póki co, udało się przeżyć pierwszą obserwację.
Przedefiladowała przede mną spora chmara łań.



A jak to o tej porze roku bywa, korowód spacerowy zamykał piękny byk.

Mocne tyki, długie opieraki i uroczo wywinięte oczniaki wyglądały imponująco.

Nie szedłem za nimi. Tych kilka zdjęć uznałem za wystarczające udokumentowanie spotkania.
Wracały z żeru, ze znanej mi polanki i szły w stronę ostoi. Przed nimi jeszcze kilka kilometrów spaceru. Na miejscu będą gdy słońce zacznie już dobierać się do wnętrza lasu. Niech idą. W końcu po  spotkaniach z nami, w przeciwieństwie do tych z "karabinieri" każdy ma szansę je jeszcze kiedyś spotkać, zobaczyć.


Wniknąłem w pewną gęstwinę i mimo trudnych warunków do fotografowania, postanowiłem tu zostać przez chwilę.
Usiadłem na ziemi i ... siedzę, a w zasadzie marznę. Cholerka, jest zimno i wilgotno zarazem, a to zawsze trudna kombinacja dla zasiadki.  Bezruch nie sprzyja generowaniu ciepła.
Dostrzegam jakiś ruch w zaroślach.
Wytężam zmysły, sprawdzam, czy siedzę dość dobrze, by móc bezgłośnie skręcać się i manewrować aparatem, gdyby zwierzę szło w innym niż przewidziany kierunku.
Gdy noga monopodu zaplącze się w korzenie, patyki lub trawę ... ech, uwierzcie, to może pokrzyżować plany.

Z chaszczy wyłania się piękny byk!
O mało nie wypadłem z butów, gdy okazało się, że to bohater sesji z rzeki! Ten sam, który dostał łomot i koił się w rzecznym chłodzie.
Moje serce podskoczyło do góry!
Więc jest, żyje i ma się dobrze. Kręgosłup wyprostowany, garb wywołany bólem zniknął. Ufff.
Ale w dalszym ciągu jest sam, szkoda. Tak piękny byk, powinien zostawiać swoje geny i nawet powinien to robić jak najhojniej.


 Powyżej widzicie, że wciąż jest w fazie podniecenia. To szybkie wystawianie języka jest typowym zachowaniem godowym.
Niczym wąż "zbiera na język dane z okolicy". Robił to mimo tego, że nie było przed nim rujnej łani.

 W momentach, w których podnieta i wigor opuszczały go choć na chwilę, było widać zmęczenie rykowiskiem. Przymykał oczy i kroczył jakby w półśnie.

 Po wykonaniu kilku wolt, po których uważałem, że już go nie zobaczę, nagle ujrzałem go kroczącego w moją stronę.
Poprzeplatany między brzezinowymi pniakami wydał mi się szczególnie uroczy.

 Gdy jednak stanął blisko mnie, utkwił precyzyjnie i na długo wzrok w środku mojego mózgu, dotarła do mnie jego bezkompromisowa potęga! To król! Bezwzględny król tego lasu! Potężny kark, ogromny korpus, silny, masywny oręż i bijąca pewność siebie, stworzyły estymę jakiej dawno nie czułem patrząc na dzikie stworzenie. Odszedł z niewzruszonym spokojem manifestując swoją wyższość. Dał mi do zrozumienia, że mnie widzi, wie kim/czym jestem i że mimo wszystko ma to w nosie! Nawet przez sekundę nie widziałem oznak lęku czy zawahania.

Pozostałem z takimi przemyśleniami i tak się w nich zanurzyłem, że nie zauważyłem gdy obok mnie przeszedł młodszy byk.

 Uchwyciłem go między brzozami z najwyższym trudem.

Cóż to była za niespodzianka, gdy już miałem się podnieść, a tu "mój byk" przechadza się ze swoimi wybrankami!
O rany jak się ucieszyłem.
A więc mimo tamtej porażki zbudował chmarę! Całe szczęście.

 Gdy wszedł w ścianę gęstego lasu, dotarły do mnie odgłosy walki. Musiał stoczyć jeszcze jeden pojedynek. Trwał krótko ale był bardzo zdecydowany.
W tej części godów, byki już nie ryczą ale nic nie zwalnia ich z konieczności obrony swoich zdobyczy.




Ponieważ ponownie pokazał mi się z łaniami, wiedziałem, że tym razem konkurent otrzymał łomot.
 Dostrzegłem wprawdzie świeżą ranę, ale to nie było nic groźnego.

Po chwili wyszedł sam. Jakby specjalnie tylko po to, by ostatni raz spojrzeć na mnie i dać do zrozumienia, że wie, że ja tam ciągle jestem, że nie było momentu, w którym On, władca tego terenu, o tym zapomniał.

Cała ta historia wydarzyła się ok. 1, 5 km. od miejsca słynnego już spotkania nad rzeką.
Możliwość powtórnego ujrzenia "mojego bohatera" traktuję jako niezwykły, nadzwyczajny dar losu. Do końca dnia w zasadzie lewitowałem ze szczęścia.
Otrzymałem niezwykły prezent i ja to szanuję! :)




23 komentarze:

  1. Eee to może wcale tak bardzo nie oberwał podczas rzecznego spotkania? Szczególnie, że wydawało mi się iż przez rzekę przeszedł za łaniami. Może to właśnie jego łanie i tylko miał ciężkie stracie w ich obronie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. oberwał mocno, to bez wątpienia ale rzucasz ciekawe światło na fakt, że wprawdzie długo po nich, ale jednak przeszedł za łaniami. To mi nawet bardziej odpowiada, bo jakoś go polubiłem :)

      Usuń
    2. Mi też wydawało się, że wtedy przeszedł przez rzekę za łaniami.

      Usuń
    3. No to przez aklamację uznajemy, że "mój byk" wygrał tamtą walkę i nie może być inaczej, skoro to ... "mój byk" ! :)))

      Usuń
  2. Ze szczerym wzruszeniem czytam opowieści i oglądam te zdjęcia. Wzruszenie potęguje odległość połowy świata od tych 'rodzinnych' lasów, do których ciągnie coś, co ciężko nazwać. I mimo, że gdybyśmy przypadkiem spotkali się w niedzielny poranek na którymś z leśnych szlaków zapewne wpadłbym do opisywanej wyżej szufladki, to nic. Ważne, że są ludzie, którzy pokazują zwykłym ludziom to, co przed nimi ukryte. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mariusz, gdybyś wyglądał jak człowiek, czyli wiesz, ubranie maskujące, krok miękki, plecy lekko przygarbione i wzrok czujny jak ważka, to nie, nie wpadłbyś do tej szufladki :)))

      Usuń
  3. Gratuluję ponownego spotkania i życzę kolejnego!

    OdpowiedzUsuń
  4. Krzysztofie, teraz to już nie jest tylko "Twój byk" ale wszystkich nas, którzy śledzą Twoje posty. Jest niezwykle piękny i dostojny ale też pewny swojej siły. Poza tym wie, że z Twojej strony nic mu nie grozi. Zdjęcia są cudne i wiele mówiące. Dziękuję za pozytywne emocje :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale cudownie się wpisałaś z tym, że to byk nas wszystkich! Dziękuję Mario :)

      Usuń
  5. Cudowne zwierzę, piękne, dostojne, zwróciłam uwagę, jaką ma grzywę na karku; to się nazywa mieć farta ... albo może nawet nie farta, tylko Ty znasz zwyczaje tych zwierząt, ich szlaki wędrówki, ale żeby spotkać znowu tego króla puszczy:-) ...
    Dziś rano jeszcze słyszałam z lasu nad potokiem porykiwania, jakby cichsze i bardziej krótkie odgłosy, znaczy że i mój znajomy tylko ze słyszenia przeżył, widziałam go parę dni temu z daleka, przez lornetkę, jak przechodził z lasu do lasu przez łąkę, prawie czarny w umaszczeniu, a pasące się nieopodal sarenki były już rude; przechodził, potem znowu zawrócił; oglądaliśmy go z mężem, wyrywając sobie nawzajem lornetkę; oglądać z daleka, to nie to samo, co z bliska, jak Ty, i ten błysk męskiego porozumienia w oczach:-) pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. z tym męskim porozumieniem ... coś w tym jest, coś w tym było! :)

      Usuń
  6. Fajnie mieć w lesie swojego ulubieńca. To spaja więź! Trafiłem kiedyś w sieci na pewną historię w temacie, którą pozwolę sobie przytoczyć: https://www.youtube.com/watch?v=qK5A46jRy8g pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. piękna opowieść o byku i jego losach w lesie. Niech mu się wiedzie jak najlepiej a jego główny obserwator i co tu dużo gadać przyjaciel niech go często spotyka i maluje nam te obrazy, których sami nie widzimy bo nie jesteśmy wystarczająco "leśni" choć bardzo się staramy


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bardzo miły komentarz - pozdrawiam serdecznie i dziękuję :)

      Usuń
  8. Jestem w stu procentach pewien i wcale się nie zdziwię kiedy któregoś dnia opiszesz i okrasisz fotografiami spotkanie z baśniowym Jednorożcem ... bo kto jak nie ty mógłby go spotkać :-) Chociaż prawdę powiedziawszy ... dla mnie każda twoja opowieść jest spotkaniem baśniowym :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no widzisz, a mogłem w tytule bloga napisać np. "Opowieści z baśniowego lasu" :) Dzięki Maciej, dzięki, że tu zaglądasz Pozdrawiam!

      Usuń
  9. Dziękuję za fotkę tego gościa z rzeki. Zamieściłem ją na końcu swojego wpisu o Kośnie we wrześniu jako podsumowanie z prośbą (linkiem) do twojego bloga, żeby nie próbować pławić się w świetle cudzej, naprawdę uzasadnionej chwały, ale nadal nie mogę wyjść z podziwu. To zdjęcie dla kogoś z wyobraźnią to nie jeleń w wodzie. To cała historia lasu. Masz na pewno kolejną fankę warszawiankę swojego bloga, której pokazałem twoje wilki i tego mistrza z rzeki. Mimo nawału pracy, nie mogła oderwać oczu od fotek. Cieszyłem się tak, jakby to były moje sukcesy. Krzysiek. Trwaj w pasji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. fajnie, extra, już "lecę" czytać :) Im więcej fanek w stolicy, tym lepiej :)

      Usuń
  10. Bardzo się różni kobieta od mężczyzny, bo ja jestem skłonna przypuszczać, że przyszedł do Ciebie, pokazał Ci się i z łaniami, potem sam bo kolejnej walce bo martwiłeś się o niego. Według mnie to on Ciebie odnalazł i chciał Ci pokazać, że jest ok i że da sobie radę.
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. o, no i też pięknie :) chyba jestem pół-kobietą, bo Twoja interpretacja bardzo mi się podoba :)))

      Usuń
    2. Raczej tak tak wcześniej napisałam - jesteś częścią lasu i czujesz to :)

      Usuń