Tak czy siak, dla tej wersji mnie, która akurat dziś rano funkcjonowała w tej rzeczywistości, czyli tym świecie, było bardzo rano. Jechałem do lasu po czterech godzinach snu i teraz gdy piszę opowieść, mdli mnie z niewyspania.
Motywacja do wstania była jednak silna gdyż dzień budził się przepięknie.
Momentami nie było mgły i zdjęcie powstawało ... normalne takie, bez szału. Ot taka dokumentacja ze spotkania. Łania można by powiedzieć stoi i patrzy się. Szoku nie będzie, nie powstanie też żadna historia :)
Coś by się chciało "urodzić" ale ...
Lecz gdy udawało się znaleźć inne stado, a przestrzeń osnuta była mgłą wciskającą się między kolejne plany kadru, ooo wtedy miało to sens. Matka Ziemia sapała wilgocią w sposób wyjątkowo fotogeniczny.
Podobne lecz zupełnie inne stadko, niestety morena wyniosła je ponad mgły i ... fota jak fota, tyle że jak to 1 czerwca bywa, sporo dzieciaków.
Zanim w ogóle dotarłem do jeleni, miałem zaskakujące spotkanie z lochami.
Niestety deficytowe ilości światła nie dawały poszaleć.
ISO powędrowało wysoko, czas chlapnięcia migawki długi, efekt jak widać - ostrość pozostała w strefie niezrealizowanych życzeń.
Żurawiowi mgła roztarła cele i nie bardzo wiedział dokąd się udać. Wszystko wyglądało podobnie, czyli mgliście.
Ostatecznie podjął próbę. Lot w niewiadomym kierunku był lepszym rozwiązaniem niż asystowanie Mikundzie.
Warmia była dziś Irlandią, była Tybetem i Nową Zelandią, miała tajemnicę i wszystkie atuty, by wrażliwców wyrwać z łóżek.
Po godzinie otwartoprzestrzennej inhalacji, dotarłem do lasu, a tu znowu łanie!
Długo mi się przyglądała.
Las czarował albo był zaczarowany. Nie jestem pewny, który wariant był bliższy prawdy. Ja w każdym bądź razie czułem się jak w baśni.
Momentami nawet było widać tarczę naszej Gwiazdy. Pięć i pół tysiąca stopni Celsjusza przedarło się przez chmury.
Pan Zięba w kolorystycznie idealnie wybranym miejscu. Wypatrzyłem go z najwyższym trudem!
I już nie wiem po raz który dziś spotykam łanie, tym razem z żurawiami w tle. (na tym kadrze widać jednego)
Reflektorowe, typowo teatralne oświetlenie. Ktoś w boskim orszaku zdaje egzamin na operatora świateł.
Nie mam siły na wymyślanie tytułu, sami coś zaproponujcie.
Tytuł powinien być adekwatny do dzisiejszego święta - "Dziecięca wyobraźnia...".
OdpowiedzUsuńSapiąca Matka Ziemia, Irlandia, Tybet i Nowa Zelandia, zaczarowany las, "Pięć i pół tysiąca stopni Celsjusza" i jeszcze parę stworzeń do kompletu... I to wszystko znalazło się w jednej chwili na tym małym skrawku Polskiej Ziemi. Dziecięca wyobraźnia...
świetny tytuł! Dobrze, że nie zdziecinniała ;)
UsuńDziwię się temu żurawiowi ... ja bym asystował :-)
OdpowiedzUsuńSą bardzo płochliwe i tak poczułem się nagrodzony tym "dopuszczeniem" :)
UsuńPo sobocie spędzonej na IV piętrze wirtualny spacer w lesie sprawił mi wiele radości. Cudne fotografie obrazujące wspaniałe spotkania pozostaną na zawsze. Dziękuję, Krzysztofie!
OdpowiedzUsuńMaria przecież wiesz, że zawsze zabieram Cię z najwyższą przyjemnością :)
UsuńNo, wiem :-)
UsuńJak zawsze klasa w opisie...być może się do niego nie przykładałeś ale wyszedł super...
OdpowiedzUsuńDziękuję! Przykładałem się ale na tyle na ile mi pozwoliło niewyspanie :)
UsuńFinezyjny opis, jak zawsze u Ciebie; niech będzie bez tytułu:-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
No i niech tak zostanie ;)
UsuńUwielbiam z rana wybrać się na spacer do lasu i obserwować jak natura budzi się do życia. Pamiętam jak podczas jednej z takich wycieczek miałem okazję obserwować jak pracuje nadzór saperski. Bardzo ciekawa praca.
OdpowiedzUsuń