Ten prosty acz niemal wyczerpujący podział stanowił o tym, którym gatunkom od zawsze działo się dobrze, a którym wręcz fatalnie.
Ale nie przejmujmy się, to nie zwierzęcy szowinizm czy coś, bo sami siebie traktujemy identycznie.
Nie od dziś wiadomo, że pięknym i przystojnym jest w życiu lżej, a ci poza kanonem piękna gdy nie są mądrzy mają przechlapane.
Ja ... ja nie mam przechlapane i nie mieszczę się w kanonie piękna ;)
Wracając do zajęcy.
Niezwykłe to zwierzęta lecz ich życie wbrew naszym powszechnym poglądom, mimo pozornie radosnych podskoków, lekkie nie jest. Są przysmakiem wielu drapieżników i ich codzienność przebiega w stałych lękach. Natura wyposażyła je w fenomenalne narzędzia ochrony, świetny słuch i kończyny, których dynamika i zwrotność potrafią zgubić niejednego.
Do tego zanikająca bioróżnorodność, zanikanie zbawiennych dla ich życia remizek śródpolnych, gigapowierzchnie monoupraw, chemizacja, zaburzona mała retencja, zanikające nieużytki i środowisko pocięte drogami oraz cały stek innych przyczyn, powodują kłopoty z utrzymaniem populacji na właściwym poziomie.
Czynione są ogromne starania łącznie z zasiedlaniem sprowadzonych zajęcy spoza Polski.
Niestety efektywność nie jest zadowalająca.
Miałem szczęście spotkać je w pierwszych promieniach słońca. O tej porze roku wschodzące słońce przez chwilę ale jednak, ma dużo widma czerwonego.
Stąd niezwykła kolorystyka zdjęć, którą i tak stonowałem, bo trudno byłoby uwierzyć w aż tak czerwone zdjęcia.
Najpierw obserwował mnie ten bliżej mnie. Łypiąc okiem zza zieleniny wydawał się zabawny.
Gdy pierwszy spuszczał mnie z oczu, drugi zdawał się przejmować kontrolę :)
Scena trwała dobre kilka minut i mimo, że nie poruszyłem nawet powieka w tym czasie, ten bliżej mnie postanowił się podnieść.
Zgodnie ze swoja strategią miały wybór między letargicznym rozpłaszczeniem się i udawaniem skiby ziemi, a ucieczką. Wybrały ten drugi wariant choć w wersji niespiesznej.
Po odkicaniu kilkunastu metrów zatrzymały się wykonując synchroniczny rzut dwóch par oczu w prawo ...
... po chwili równie synchronie spojrzały w lewo :)
Rozejrzawszy się niczym dobrze przygotowane do samodzielnego dotarcia do szkoły dziecko, ruszyły przed siebie.
To zdjęcie zrobiłem już dawno, gdy tylko się pokazały i miałem nadzieję być pierwszym publikatorem tegorocznego maku (przed Ewą Rubczewską, a to nie lada wyzwanie) ale zapomniałem i teraz to już musztarda po obiedzie :)
Impresja warmińska.
Na koniec dotarłem do lasu ... życie! W końcu znalazłem się w baśni.
No jak to ... macie tam u siebie czteroskrzydłe żurawie?
OdpowiedzUsuńKiedyś na Węgrzech gps wyprowadził nas na rzepakowe pole, co tam się nie działo, parkoty zajęcy, i wcale nie zwracały na nas uwagi w tym amoku; pozdrawiam serdecznie.
Ha ha, chyba nie byłam pierwsza w tym roku :-)
OdpowiedzUsuńA zające fajne są! Przypominają mi przedpotopowe stwory. Ostatnio i ja widuję ich więcej.
Cudowne zdjęcia zajęcy. U mnie kiedyś były i biegały po łące ale ... ochrona lisów swego czasu wytępiła je całkowicie. Fajnie, że mogłam sobie na nie popatrzeć u Ciebie :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam leśne spacery <3 Ostatnio zapragnęłam mieć kawałek lasu we własnym ogrodzie. Kupiłam geoborder ogrodowy, żeby wydzielić tę leśną strefę. Zasadziłam roślinki i myślę, że efekt będzie zniewalający.
OdpowiedzUsuń