Dziś pokazuję dwa zdjęcia czysto reporterskie, niemal dokumentacyjne.
Z tych zdjęć i moich oczywiście obserwacji, jasno wynika, że są w lesie takie miejsca, w których sarna, z tego co widzę każda sarna, musi ... stanąć na głowie. Tak to się potocznie nazywa, ale sami popatrzcie. Nauczyciel logiki powtarzał nam jak mantrę, że jedna przesłanka, to za mało na logiczny wniosek. Ale ja mam dwie przesłanki! Można powiedzieć serię faktów! Miniserię, ale jednak serię! Co o tym myślicie? Podaję prawdopodobne wyjaśnienia zjawiska, wybierzcie to, które wg Was jest najbliższe prawdy:
1. uciekły z cyrku, wiedziały, że są obserwowane i popisywały się!
2. jadły to samo, to mógłby być np. szalej, albo nieodkryte jeszcze zioło ... skoczek nagłównik!
3. w tym miejscu jest silny czakram ziemi i nie daje się tam przejść normalnie,
bo jakaś tajemnicza siła wybija sarnie tyłki w górę!
4. najadły się czegoś silnie gazującego i znalazły metodę na szybsze uwolnienie się od
okrutnych wiatrów!
5. nie znalazły takiej metody, a nagromadzony, podgrzany siarkowodór samoistnie unosi
sarnią okrężnicę do góry!
No tylko mi nie sugerujcie proszę, że była tam jakaś obsceniczna, prozaiczna, zupełnie pozbawiona literackiej finezji gałąź, którą te sarenki musiały przeskoczyć, bo przecież wszyscy wiemy, że równie dobrze mogłyby ją obejść. Na przykład bokiem, że już tak wyczerpująco i ostatecznie zniechęcę Was do trzymania się podstawowej i nudnej logiki ;)
najpierw pierwsza ...
potem druga ...
... gdyby z nimi była trzecia, też by tak skoczyła! Czy ktoś ma wątpliwości?!? ;)
Ja to bym od razu poszła i sprawdziła na sobie, co tam zakłóca grawitację ;-)))
OdpowiedzUsuńHAHAHAHHAHHA doskonały post! Ja myślę, tak jak moja przyjaciółka, która nigdy w lesie nie była, że to jednak bobry, a to, że nóżki mają chudziutkie jak sarenki wcale nie musi oznaczać ze to od razu one. No ale skoro się upierasz, że to sarny, to ja myślę, że to jeszcze inne zjawisko - brak zimy spowodował, że ze stresu zaczęły uprawiać jogę - i tu prezentują figurę DRZEWO :)
OdpowiedzUsuńMnie przekonuje wyjaśnienie nr 3, gdyz mam potwierdzone przez moich sąsiadów relacje o istnieniu takowych miejsc wdłuż drogi między sklepem wiejskim i ich miejscem zamieszkania. Cytuję: Jak trafię na takie miejsce gdzie Bóg mnie doświadcza to nie mam żadnych szans, tak do ziemi mnie przyciska. Koniec cytatu. Nawet mam te miejsca w pamięci i faktycznie coś musi byc na rzeczy szczególnie z jednym, gdyż tam właśnie miałam najbardziej zdumiewające spotkania z przyciśniętymi do ziemi mieszkańcami okolicznych domów. Może sfotografowałeś sarnią dróżkę pątniczą z przystankiem na boskie doświadczanie białych tyłków. A teraz wymyślam własną historyjkę: Na okolicznym drzewie siedzi jakiś stwór, amator Białych Tyłków (podglądacz) i nie mogąc powpatrywać się w te świecące plamy ciska pod nogi przebiegającym dziewczynkom przeszkody, coby się ślicznie wypięły.
OdpowiedzUsuńTo jak nic szpiedzy przebrani za sarny. W (za przeproszeniem) dupach mają zamontowane nadajniki satelitarne i właśnie w trakcie nadawania strzeliłeś im te foty. No i zadarłeś Bra ..., tzn. nigdy mi nie znany i całkowicie dla mnie obcy człowieku, z atomowym mocarstwem. Na Twoim miejscu, kompletnie anonimowa dla mnie osobo, spaliłbym aparat i komputer, spakowałbym co się da i wyjechał jeszcze tej nocy. Najlepiej w kobiecym przebraniu.
OdpowiedzUsuńEkran opluty!
UsuńA ja myślę tak. Tam gdzieś w krzakach siedzi hipnotyzer i wmawia sarnom, że są ludźmi i powinny jak ludzie chodzić na dwóch nogach a drugie dwie mieć opuszczone także jak ludzie wzdłuż tułowia. Tylko coś mu się we łbie popaprało i sarny zamiast na tylnych chodza na przednich.
OdpowiedzUsuńBardzo wdzięczne i zgrabne te stójki skakane, lekkie takie i słoneczko dopisało :) świetna obserwacji dokumentacja.
OdpowiedzUsuńo matko z córką, nie gniewajcie się, że odpowiem wszystkim jednym wpisem, ale czytając Wasze komentarze naraziłem zajady na popękanie, mięśnie brzucha na zakwasy, ekran na fragmenty poobiadowe dynamicznie opuszczjące jamę chłonącą, a rodzinę na zakłócenia w ciszy poobiedniej :)))
OdpowiedzUsuńObsceniczny,prozaiczny, zupełnie pozbawiony literackiej finezji ...rów z wodą, którego sarenki musiały przeskoczyć,bo przecież wszyscy wiemy, że nie mogły go obejść, nawet bokiem, ponieważ z lewego boku jest również rów, który albo jest tym samym rowem i zakręca, albo jest dopływem do rowu,przez którego musiały się przedostać sarenki. Mogły go przejść, ale pewnie nie chciały moczyć nóg w zimnej wodzie. Uff...ciężko było przeprawić się przez ten rów! Jest też druga wersja: ćwiczenia przed wieczornym spektaklem na leśnej polanie z okazji zakończenia sezonu polowań na sarny i kozlęta - 15 styczeń!:))) A tak na marginesie - super post na takie szaro-buro-ponure dni, jak chociażby ten dzisiejszy, kiedy każdy uśmiech, tak jak każdy promyk słońca, jest na wagę złota:) Pozdrawiam:-) Grażka
OdpowiedzUsuńGrażka, a gdzie Cię tu zawiało w tak odległe daty??? :)))
Usuńp.s. Tam nie ma rowu:)
A zawiało, zawiało, jakieś 2-3 tyg.temu,kiedy to szukałam zdjęć i informacji nt. tropów zwierząt leśnych.A jak zawiało, to i zasypało, na amen utkwiłam w tej zaspie i wcale nie mam ochoty się z niej odkopać, podoba mi się tu:D Teraz "jadę z tym koksem" od początku, i nie powiem ...szczęka opada mi z każdym miesiącem coraz niżej, a przede mną jeszcze 2 lata,więc jak dotrę do końca, to pewnie będę ją podnosić z podłogi:))) Od ponad roku szukam informacji nt. jeleni. Wszystkie, na które trfiłam do tej pory, owszem trochę mi pomogły, ale były lakoniczne,oszczędne, bez wyrazu, mało opisowe. NO A TU .......PAAANIE!!!:)))))) Toż to dla mnie kopalnia wiedzy i informacji nt. życia, zwyczajów i zachowań zwierząt leśnych, że o ptakach już nie wspomnę (na tej płaszczyznie, określenie mnie jako "ciemnogród" jest zupełnie na miejscu),jak i również szczegółowy instruktaż dla "podglądaczy" przyrody jak być w lesie niewidzialnym, niesłyszalnym i nieśmierdzącym !!!! Wprawdzie miałam kilka wspaniałych i niezapomnianych przeżyć w lesie np. rykowisko, ale to było raczej zasługą szczęśliwego trafu niż posiadanych umiejętności i wiedzy.Jedyne na co zwracałam uwagę to: wiatr, cisza i bezruch. Teraz w terenie okaże się jaki ze mnie "górnik" i jakiej klasy "urobek" wydobyłam z kopalni pod nazwą "Leśne opowieści":))))))
Usuńp.s. Co do p.s. zostaje zatem wariant drugi - 15 styczeń,koniec odstrzału kóz i kozląt, więc ze szczęścia chodzą na głowie (ukryrty talent?):))))
Noooo, pomijając nieopisaną przyjemność, że zagościsz tu jakbyś zasiadała w wygodnym fotelu przed kominkiem, to gdy przebrniesz przez ponad 500 opowieści, to czekają Cię dwa wyjścia: albo skończysz na kozetce u rodzinnego psychoanalityka :))) albo zostaniesz leśnym specem z tendencjami do odległych dygresji niekoniecznie związanych bezpośrednio z lasem :))) Ogromnie jestem ciekaw czy da się to kolejno czytać jak książkę. Z niecierpliwością wyczekuję Twoich wrażeń. ;) Mocno pozdrawiam!
Usuń