Właśnie! Jak przeżyć taki dzień jak dzisiejszy?
Wstałem nieco zbyt późno ale gdy tylko wyszedłem z domu, pożałowałem, że w ogóle wstałem.
To było jasne, że wilgotny klej zamiast powietrza nie zwiastuje łatwej wyprawy.
Dwadzieścia minut po opuszczeniu pieleszy słońce było jak widać wysoko.
Widać też z jakim trudem przedostawało się przez mglistą mątwę oparu.
Już w pierwszych sekundach leśnego iścia znalazły mnie strzyżaki. To prawdziwa zmora.
Po godzinie bezowocnej wędrówki miałem wrażenie, że przebijam się przez zawiesinę zbudowaną z wilgoci i rozpuszczonych w niej owadów. Ogromne płaty mglistych tafli z poukładanymi na nich strzyżakami co i raz otulały mnie nie pozostawiając wolnego miejsca. Gdyby nie mieszkający we mnie uparty cham (chamski upór musi mieć jakąś przyczynę ... źródło jakieś) słowo daję zawróciłbym.
Po dwóch godzinach sytuacja zaczęła mnie bawić. Nic nie spotkałem, niczego nie widziałem, byłem mokry jak nowojorski humit i oklejony niestworzoną ilością strzyżaków.
W głowie układała mi się opowieść, w której zapraszam Was do jednej z najbardziej beznadziejnych wypraw i nawet mi się ten pomysł spodobał. Niby dlaczego macie ze mną przezywać tylko przyjemności? :)
Niestety stanęła przede mną kuna i zepsuła nicniewidzenie!
Ale po chwili uznałem, że ciągle jest do dupy, przecież jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Mijała trzecia godzina łazęgi.
Wszystkie strzyżaki świata zdążyły już sobie przekazać, że po lesie łazi duży frajer i starczy na nim miejsca dla wszystkich.
W końcu zauważyłem byka ale tak długo nie wierzyłem w to co widzę, że ...
Ta pierwsza po prawej plama, to on ... byk!
Tak jak wczoraj pisałem, ta pasja to głównie gotowość do akceptacji niepowodzeń.
Dziś byłem cały zbudowany z tej akceptacji, a po tej przygodzie w zasadzie byłem kwintesencją niepowodzenia. Można było mnie zabrać z lasu, zawieźć do Sewr pod Paryżem i ustawić na półce jako wzorzec niepowodzenia.
Wyobraźcie sobie, że cała ta beznadzieja, ku również mojemu zaskoczeniu, obudziła we mnie jakąś determinację.
Postanowiłem przejść dwa, trzy tzw. pewniaki, miejsca, w których najczęściej spotykam jelenie.
Efekt był taki, że w tych miejscach jest naturalna koncentracja latających wszy.
Koszmar to zbyt łagodne słowo.
Mój prawy łokieć od roku jest w przewlekłym stanie zapalnym od wieloletniego noszenia aparatu,
a lewa ręka lepiej radzi sobie ze zdejmowaniem strzyżaków z karku. Siłą rzeczy aparat musiał pozostać w chorej łapie.
Częstotliwość zdejmowania owadów była taka, że ostatecznie natarłem boleśnie skórę karku.
Kiedy już opuściły mnie nadzieje, że coś ulegnie zmianie w tym upadłym poranku, po czterech godzinach łażenia widzę koleżkę, który bacznie mi się przygląda.
Oczniaki, że szok!
Wąchał niepotrzebnie angażując aż taki wysiłek. Po tylu kilometrach w stęchle mokrej otulinie mikstury wodno-owadziej, czuć mnie było z kilometra.
Mało tego, gdy tylko ręce zająłem aparatem, mój kark pokrył się qwa rojem tych latających gówien!
Musiałem machnąć łapą, nie dałem rady.
Efekt jak widać - ucieczka.
Czujnie zostałem w tym miejscu dłużej.
Instynkt łowcy mnie nie zawiódł.
Po chwili przyszedł następny młodziak.
Raptem o rok starszy.
Cały scenariusz bliźniaczo się powtórzył.
Udało mi się go dorwać w gąszczu i ...
... w prześwicie.
Można powiedzieć, otarłem łzy.
Nie są to byki, a jedynie ich etykiety zastępcze, protoplaści, zwiastuny czy jak zwać, ale zawsze to więcej niż nic :)
Ale byczusie <3 W taki upał cierpią nie tylko przyrodnicy ale i wszystkie zwierzęta, (poza krwiopijcami). Ja więc w tym tygodniu przenioslam się na spacery wzdłuż Wisły - trochę chłodniej od wody, brak strzyżaków, ale i ptaki gdzieś się pochowały. Czy ktoś wymyśli w końcu repelent na strzyżaki???
OdpowiedzUsuńz repelentem kłopot,mam wrażenie, że DEET je wręcz przyciąga :)
UsuńA ja właśnie chciałam pytać jak Pan sobie radzi, Panie Krzysztofie, z tymi cholernymi muchami jeleniowatymi. Też mi to nie pozwala na swobodne przechadzki po lesie, nie mówiąc o robieniu zdjęć..Kiedyś doczytałam w necie o jakiś tam maściach myśliwskich. Ma Pan na te gnojostwo sposób, czy raczej na zasadzie "trudno, trzeba się jakoś przyzwyczaić"?
OdpowiedzUsuńniestety nie radzę sobie. Nie mam pomysłu na to cholerstwo i przyznaję, że są w stanie zepsuć wyjście.
UsuńKuna stojąca słupka zarąbista, a zdjęcia byków to, moim zdaniem jedne z Twoich najlepszych. Nie narzekaj, bo się zwierzaki dowiedzą,schowają się i zostaną Ci... strzyżaki:))
OdpowiedzUsuńGrażka, dziękuję, miło, miło, choć osobiście uważam, że te zdjęcia nie łapią się do pierwszej setki :)
UsuńRewelacyjne zdjęcia byków! Jestem ci wdzięczny, że się tak poświęcasz abyśmy mogli takie zdjęcia oglądać ... ja poczekam aż się ochłodzi ...
OdpowiedzUsuńdzięki Maćku. Na miano byków, będą musiały jeszcze poczekać :)
UsuńA myślałam, że będzie bardziej surwiwalowo, choć w dzisiejszych czasach raczej hasło: "Jak przeżyć bez lasu?" byłoby bardziej na czasie. Poza tym doszłam dopiero teraz do wniosku, że kuna też jest szczególnie piękna.
OdpowiedzUsuń:) masz rację, może powinienem kiedyś napisać taki surwiwalowy tekst i masz też rację, że powinien dotyczyć pytania jak przeżyć bez lasu :)
UsuńPięknie opisane, wspaniałe zdjęcia... Co do napastników.. Próbowałeś REPEL 55% DEET? No i podstawa ubierać się jak najjaśniej. Jak nie podziała przynajmniej będziesz miał czyste sumienie, że próbowałeś haha. Pozdrawiam i obiecuję tu częściej zaglądać. P.S Strzyżaki jakoś dziwnie kojarzą mi się z myśliwymi.. Bo też często mylą człowieka z dzikiem czy jeleniem..😉
OdpowiedzUsuńdziękuję :) deet na strzyżaki w ogóle nie działa, a w takich stężeniach robi się niebezpieczny dla skóry i oczu.
Usuńdziękuję :) deet na strzyżaki w ogóle nie działa, a w takich stężeniach robi się niebezpieczny dla skóry i oczu.
Usuń