Po południu wymyśliliśmy spacer rodzinny. Żona, ja i oczywiście nasz najukochańszy pies - gończy słowacki. Wiedziałem od razu, że to zestaw nieperspektywiczny w rozumieniu szans na zrobienie fajnego zwierzo-zdjęcia. W związku z tak przebiegłą dedukcją, aparat zostawiłem w domu. Ponieważ spędziłem dziś w lesie sześć godzin, uznałem, że jestem fotonasycony i poświęcę się rodzinie, a niech tam :) Zaproponowałem, że pokażę żonie jedno z moich ulubionych miejsc, ostatnio odkryte uroczysko, moja mekka. Wiedziałem, że tak będzie i ... tak było, czyli gdy tylko podeszliśmy do śródleśnej polany, ujrzeliśmy łanię i sarnę. Łanię! Od świtu nie spotkałem nawet jeleniego cienia, a teraz gdy nie zabrałem aparatu proszę! Los już tak ma, że kręci jak diabeł ogonem. Cieszyłem się, że mogłem miłości mojego życia pokazać fragment tego co mnie tak trzyma w lesie. Okolica tak mocno zachwyciła Violę, że uznała, że mogłaby tam zamieszkać. Wiecie co ... to nie był ostatni wspólny wypad do lasu! :))) A teraz dzielę się z Wami efektami dwóch wcześniejszych wyjść, w tym dzisiejszo-porannego. Sarny są bezwzględnie jednymi z bardziej fotogenicznych zwierząt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz