No bo skoro wczoraj byłem w nowym, nieznanym sobie lesie i podszedłem jelenie, to dziś jadąc do tego samego, ale mimo wszystko, wciąż nieznanego lasu ... no właśnie, spotkam je czy wygra statystyka? W/g niej, nie powinienem, bo zakrawałoby to na tzw. szczęście, a matematyka nie zna parametru o nazwie szczęście. No i zaczęło się marnie. Miałem już za sobą 8-9 kilometrów, zaliczone ugrzęźnięcie w bagnie, totalne przemoczenie w mokrej wysokiej trawie wokół bagna i specyficzne pogubienie się w założeniach co do wybranej marszruty. Musiałem kosztem utraconych 3 kilometrów wycofać się tracąc sporo cennego wczesnoporannego czasu. Na szczęście popełniłem dzięki temu kilka "samograjków" z amboną w roli głównej. Szczerze mówiąc miałem już lekko dość. Dzień układał mi się szczególnie wysiłkowo i nieefektywnie. Zniechęcony wyjątkowymi niepowodzeniami, okupionymi ogromnym wysiłkiem, skierowałem się w stronę samochodu, czyli odwrót! Przede mną jakieś 6 kilometrów drogi. A niech to - nogawki mokre do uda, buty totalnie przemoczone. I gdy tylko miałem oddać wygraną statystyce, ujrzałem dwa, odchodzące w drągowinie, jelenie tyłki! Mogłem zrobić tylko jedno i ... zrobiłem! Wróciłem na polanę pozrębową, którą przed chwilą zostawiłem za sobą, wierząc usilnie, że spłoszone jelenie z jakiegoś powodu wybiorą ją, jako trasę ucieczki. Założenie było w zasadzie nielogiczne, bo one musiałyby zawrócić i biec niemal w moją stronę. Uznałem jednak, że to nie ja je spłoszyłem i to założenie już za chwilę okazało się ze wszech miar słuszne. Pierwsza pojawiła się łania prowadząca. Potem jej cielak. Byk, w zasadzie skurczybyk, stanął ostrożnie za pasmem krzaczorów i czekał. W międzyczasie za łanią wyskoczył szóstak - młodzieniec. A ostrożny jegomość pozwolił mi sfotografować jedynie swoje poroże - łaskawca! Ostatecznie jednak przełamałem statystykę, dzień uważam za bardzo udany. Dowiedziałem się wiele o tej części lasu. Następnym razem osiągnę cele, czyli miejscówki, znacznie mniejszym wysiłkiem. Na tym to polega, żeby poznać topografię danego lasu i poruszać się skrótami. Poznanie ich odbywa się często takim kosztem jak dziś ... kilkanaście kilometrów, z których większość to złożeczenia, przemoczenia i przemęczenia.
Widokowo zaczęło się całkiem uroczo, pomijając fakt, że za chwilę zapadłem się w grząskim torfie!
Mam nadzieję, że widać tą jejmościnę z wyrzuconym w górę tyłkiem!
Gdy się tkwi po kolana w czarnej śmierdzącej breji torfowej, rudzik może osłodzić życie :)
Nareszcie kawałek suchego lasu!
Zawsze się zastanawiam czy w takich miejscach kiedyś była aleja, czy tylko tak wyrosły ... pod linijkę.
No i w końcu są!
Chojny dawca poroża! Tyle miał mi dziś do zaoferowania :)
Mógłbym tu zamieszkać! Opuszczone gospodarstwo idzie w ruinę ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz