Obiecałem, że pokażę Wam czatownię. Gdy robiłem te zdjęcia, zdałem sobie jednak sprawę, że trudo jest pokazać moją kryjówkę, bowiem powstawała z zamysłem, by nie było jej widać ... trudna sprawa. :) Ale sięgnąłem po rysunkową część GIMPA i przy pomocy odręcznych opisów, jakoś poszło. Z opisem jakoś poszło, natomiast nie przypominam sobie bardziej bezowocnego dnia od dzisiejszej soboty. Nie wiem, czy wczorajsza impra u szwagra przytępiła moje zmysły, czy ogólnie dzień był szaronijaki, ale dzisiejszy las był dla mnie nietykalny. Dodatkowo, gdy tylko podjechałem w okolicę gospodarstwa, wybiegło do mnie dwóch lokalnych braci, poznanych dwa posty temu (o ile dobrze pamiętam). To Ci, którzy uraczyli mnie ciepłem swojego ogniska. "Prosę pana, prosę pana, my chcemy iść z panem i tes zobacyć zwierzęta." No wiecie, musiałem wspiąć się na Ewerest dyplomacji, obiecać batony następnym razem i w ogóle przyjaźń dozgonną, by odstąpili od zamiaru. Skwapliwie poinformowali mnie, że wiedzą, gdzie jest mój szałas ... . W zasadzie to wyznanie uratowało mi tyłek, ponieważ najszczerzej jak umiałem, zaprosiłem Ich do szałasu, lecz gdy tylko go opuszczę. Nawet podałem precyzyjną godzinę planowanego aktu opuszczenia go ... szałasu mego. Jakież było moje zdziwienie, gdy pół godziny od momentu, gdy sam w nim zasiadłem, ujrzałem sylwetki obu chłopców dziarsko przemierzające polanę w moją stronę! To ponad dwa kilometry od ich domu! Dobiegła do mnie Ich teatralnie szeptana rozmowa. "Siedzi tam? Nie wiem, jeszcze nie widać, pewnie polazł dalej. Zajrzyj!" I po chwili w wizjerze kryjówki pojawia się zaciekawiona twarz młodego lokalersa. Fajnie, pomyślałem, naprawdę fajnie, wszystko układa się dziś po mojej myśli!!! Chłopcy, proszę, nie kręćcie się tu - wystękałem siląc się na z trudem odnalezioną życzliwość. Po ponad 4-ech godzinach, na skutek chłodu i scenariusza odwiedzin, miałem dość. Oczywiście w momencie gdy postanowiłem opuścić szałas, nadleciał kruk i zakołował nade mną triumfalnie kracząc. Mam Cię kraaaaa, widzę Cię kraaaaa, nie dam się nabrać kraaaa ... i tak dwa razy nad moją wciąż wczorajszą głową. Jak ja go dziś nienawidziłem, kruka tego! :) Jedynie sójka zlitowała się nade mną i pomogła wyjaśnić, kto jest przyczyną jesiennej migracji liści i kto odpowiada za ich przedzimową dyslokację! SÓJKI to robią! Nie wierzycie? Przyjrzyjcie się uważnie ostatniemu zdjęciu. Oczywiście poza wyjaśnieniem tej frapującej od lat głowy naukowców zagadki, samo zdjęcie jest dodatkowo świadectwem mojego dzisiejszego refleksu lub raczej jego braku. Może i lepiej, że nic ciekawego nie przemknęło przed wizjerem szałasu ... może i lepiej ;)
widok od strony południowej.
widok od strony północno-zachodniej
widok od strony lasu, widać właz po prawej stronie
i samo wejście
a oto wyjaśnienie jednej z większych zagadek świata nauki ... przyczyny późnojesiennej dyslokacji liści ...;)
Brakuje mi widoku z lotu ptaka. Niech Pan kruka poprosi... ;-)))
OdpowiedzUsuńPani Ewo, z lotu ptaka to się jeszcze da złatwić, dobrze, że Pani nie pomyślała o kretach :)))
UsuńCzatownia jak się patrzy! Misternie utkana, faktycznie idealnie w tło wtopiona :-).
OdpowiedzUsuńKiedy czytałam fragment z chłopcami w roli głównej, skojarzyło mi się to z opisami przygód bohaterów "Jeżycjady" Małgorzaty Musierowicz :-).
Ja dziś planowałam w teren ruszyć, ale jak zobaczyłam, że wyczekiwanego szronu brak, to sobie odpuściłam. Ale pewnie niedługo pójdę szukać mchu i szyszek na stroiki bożonarodzeniowe.
o, to fajne skojarzenie, dzięki.:) Ja nie rozróżniam pogody, do lasu idę ... zawsze :)
UsuńHahahha no wspaniały ten opis. Można go czytać jak bestsller :) aż się chce więcej i więcej. Rozbawiłeś mnie do łez. Czatownia profeska. Sójka wspaniała, aż się chce ją dotknąć. Buziaki
OdpowiedzUsuńojojojojoj kto tu się mi wpisał cudownie. :))) dziękuję!
UsuńObcowanie nie tylko z przyrodą uczy cierpliwości. Chyba przyjdzie Ci "zmienić lokal", bo chłopcy nie odpuszczą :)Tekst jak zawsze świetny, aczkolwiek wyczuwa się pewną nutkę zniecierpliwienia i irytacji. To zrozumiałe, a wiesz dlaczego? Hmmm, bo nie lubisz tracić czasu, a ten czas chyba uważasz za stracony. Tylko że ten czas nie jest straconym, a dlaczego? Bo jesteś bohaterem dla tych dwóch braci, będą Ciebie pamiętać na pewno i w przyszłości, może tej dalszej, będą wspominać jak skradali się do Twojego "lokum". I to będzie wersja opowieści "a pamiętasz jak ...". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńLaryssa, masz rację, część zdarzeń naszego życia jest jednocześnie częścią zdarzeń kogoś innego. Dodatkowo, ta druga osoba widzi to zdarzenie z własnej, innej perspektywy :)
UsuńSzałas tak fachowo zrobiony, że możesz śmiało nosić przydomek Wikłacz. Widok od frontu super, nikt by nie podejrzewał, nikt oprócz kruka.
OdpowiedzUsuńno właśnie ... nikt oprócz kruka :)))
UsuńNo to po czatowni! Chłopaki mają nową metę na palenie fajek, więc raczej musisz wybudować sobie coś innego, chyba że lubisz chwać się w pogorzelisku. Sójki jako odliściacze lasu, to ciekawa koncepcja i zdecydowanie warta pogłębionych badań naukowych.
OdpowiedzUsuńniestety masz raczej rację :( mam na tej polanie drugą czatownię, ta jest nie do znalezienia. Trzeba przeskakiwać przez rów melioracyjny i w ogóle ... nawet ja za każdym razem się dziwię, że on tam jest! :)))
UsuńCała cudna opowieść ma coś z klimatu nie tylko Musierowicz ale też takich staruchó jak Makuszyński i np. ostatni odnalezione w czeluściach domowych Lato Leśnych Ludzi
OdpowiedzUsuńooo to duży komplement. Chciałem właśnie zrobić klimat, może z książek Puchalskiego z Wyspy Kormoranów, gdy opowiadał o Dyziu ... :) dziękuję ! :)
UsuńYou welcome
Usuń