Nawet mnie ogarnęło zwątpienie czy porannoniedzielne -12 st. w jedynej zrozumiałej skali, czyli Celsjusza jest zachętą do wyjścia z domu, czy jednak do pozostania w nim. Piszę tak o tej skali, bo szybka próba przekazania tej samej tempertury w innej skali, jakoś mnie blokuje. Wskazana tempertura jednak nie zablokowała mnie i łatwo się domyślić, wyruszyłem w las. Nie powiem, samo "iście" czyli przemierzanie lasu sposobem chodzenia, t.j. naprzemiennego wyrzucania nogi przed siebie przy konsekwentnym podpieraniu ciężaru ciała na nodze chwilowo nie wyrzucanej, rozgrzewało mnie skutecznie. Tym samym odczuwanie tempertury nie było aż tak krytyczne, jak się wydawało w czasie patrzenia na termometr przez okno ciepłęj kuchni. Gorzej zrobiło się dopiero, gdy zasiadłem w szałasie - czatowni. Tu nogi nie są wyrzucane w dynamicnym procesie "iścia". Pamiętam egzamin z fizjologii zwierząt u niezpomnianej prof. Pszały, w ramach którego jednym z czynników wspomagających krążenie krwi, wymieniłem pracę mięśni. Niestety trudno mówić o tym wsparciu w czasie wielogodzinnej zasiadki w pozycji dyskusyjnokucznej. Tragedia, stagnacja, bezruch, beznadzieja. Przy minus dwunastu obserwowałem z początkowym spokojem niechybny proces zamarzania ciała. Nie byłoby to jeszcze najgorsze, gdyby nie chodziło o moje ciało. Na szczęście zadziałał system wczesnego ostrzegania. Organizm szukając rozpaczliwie ciepła, zaczął drżeć tak okrutnie, że gdybym został dłużej w szałasie, opadłyby wszystkie igły z maskujących mnie gałęzi. Opuściłem kryjówkę. Stałem dobry kwadrans w słońcu. Na darmo. W słońcu było pewnie -8 st. więc efekt cieplarniany nie wystąpił. Chciał nie chciał, musiałem zająć się "iściem" na co zamrożone kolana niespecjalnie chciały przystać. Na szczęście dla mego ocalenia, natura umieściła centrum decyzyjne w głowie, nie w kolanach. Po drodze, mimo chrupania zmrożonych liści, zaskoczyłem sarnę ukrytą w gęstej krzewinie. Robiłem dziesiątki i setki zdjęć sarnom. Mam je z bliska na otwartej przestrzeni, mam portrety wykonane z najbliższego bliska, ale te zdjęcia zaliczam do moich najulubieńszych w tym zakresie. Jest w tej sarności zakrzacznej czy też międzygałęźnej tyle prawdy o sarnie leśnej, ile musiałbym opowiadać godzinami. Ten obraz jest wręcz kwintesencją prawdy o leśnych sarnach. O ich zwyczajach, światopoglądach, mimikrze i sarnim syndromie strusia. Nie widzę, czyli nie jestem widziany! Tego dnia wykonałem zarówno z szałasu jak i po drodze kilka innych fotek. To ciekawe jakim prezentem na bezbarwnym mroźnym kadrze może okazać się zwykła sikora. Ocenicie sami. Największą przyjemnością tego dnia była scena kończąca drogę. Przed domem opustoszałęj wsi, która dziś składa się z trzech (słownie 3-ech) domostw, suszyło się pranie. W tym kadrze było coś, co mnie zachwyciło. Ten dzień, z tytułu mrozu, był monochromatyczny, a tu kolory, kontrast, żywe światła. Musiałem to sfotografować. Dodatkowo zakumplowałem się z dwójką chłopaków tego gospodarstwa. Palili ognisko i piekli ziemniaki. Kucnąłem przy ich ognisku i za ich zgodą. Zmarznięte ciało łapczywie pochłaniało ciepło ogniska. Piękniejszego zakończenia tej zimnej wyprawy nie mogłem sobie wyobrazić. Podziękowałem chłopcom za gościnę:)
Kolorowe pranie rzeczywiście ubarwia rzeczywistość, ale pierwsze zdjęcie, prawie czarno-białe mnie spodobało się najbardziej :-)
OdpowiedzUsuńPani Ewo, to pierwsze zdjęcie zrobiłem, jak jeszcze miałęm kontrolę na termiką ciała :)))
Usuńpiękne zwłaszcza to pierwsze zdjęcie :)
OdpowiedzUsuńKamila, witam Cię wśród moich Gości!. Bardzo miło. Dziękuję za komentarz. Zapraszam częściej. :)
UsuńI mnie podoba sie granica cienia (1) ale i nabombana sikora uboga. Pranie suszone na mrozie ma niepowtarzalny zapach jakiejś dzikiej świeżości. Fajny tekścik.
OdpowiedzUsuńno właśnie pokazałem ją z tytułu tego nambombania głównie :)
UsuńKocham Pana spojrzenie na świat - w takim obiektywie natura wydaje się być nieziemska i bardziej urokliwa - odwiedzam Pana blog na bieżąco - dziękuję za piękne ujęcia i relacje ;)
OdpowiedzUsuńYvaine, dla takich komentarzy tułam się po lasach, marznę, moknę i tacham kilogramy sprzętu.
UsuńSprawianie przyjemności moim gościom jest nieopisaną przyjemnością. To ja Tobie i wszystkim odwiedzającym serdecznie dziękuję:)
Uzależniłam się od Pana i będę zaglądać nałogowo ;)
UsuńYvaine, jak dobrze pójdzie, w przyszłym roku wydam wydam książkę bogato ilustrowaną.
UsuńEgzemplarz z dedykacją masz jak w banku ;)
To chyba najlepsza wiadomość na ten zbliżający się rok - teraz czekam na niego bardziej - mam nadzieje ze wszytko pójdzie zgodnie z planem. ;)
Usuńo rany, teraz to już muszę wydać tą książkę :))
UsuńPierwsze zdjęcie już na początku zapowiada ciekawą wyprawę :-). Czekałam na takie oszronione drzewa w poniedziałkowy poranek, a przyroda spłatała figla i z niedzielnych wieczornych szronów już nic nie zostało. Nawet byłam gotowa wyjść wcześniej do pracy, żeby takie widoki nad zalewem uwiecznić. A znów wychodziłam w ostatniej chwili i pędem biegłam, zamiast tworzyć fotografie.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak wygląda owy sławetny szałasik, z którego sarnie zdjęcia są tworzone. Może w następnym poście będzie modelem głównym ;-) ?
Od jutra poluję na kadry sikorkowe. Nie wiem, jak tego dokonam, ale skoro kwiczoł kiedyś w kadr wpadł to i sikorka może wlezie. Pierwsze i drugie sikorkowe zdjęcie - piękne, i bokeh się udał i mocny punkt jest na prawdę mocny w dosłownym tego słowa znaczeniu!
Dzięki Husky:) co do tej sikory, smaczku dodaje fakt, że to sikora modra, ona ma najpiękniejszą barwę ze wszystkich sikor. Niebieskawa czapeczka w zestawieniu z wieloma odcieniami zieleni i żółci tworzy z niej prawdziwą ozdobę szarawego pejzarzu. Bokeh to już nie moja zasługa, ten obiektyw tak ma :) Szałas ... masz rację, pokażę go jako ciekawostkę, ale będę musiał na to konto zabrać szerokie szkiełko :)
UsuńZ tymi -12, to trochę przesadziłeś, ale ok. -9 było i wystarczyło, żeby przestać czuć stopy i dłonie. Zastanawiam się, jak to będzie, gdy pojawi się prawdziwy mróz. Chyba będę musiał zainstalować w czatowni koksownik:)
OdpowiedzUsuńPS. Czy zwierzę na przedostatnim zdjęciu, to srokosz?
u nas było -12, zwierze na przedostatnim to srokosz, a na ostatnim to pranie ;)
UsuńKoksownik niegłupia sprawa, ja w każdym bądź razie ostatni raz wylazłem bez termosu. Szukając źródła ciepła, miałem szczerą ochotę podejść do chaszcza, którego gałęzie wysmarowałem smalcem i zlizać to wszystko! :)))
Akurat widoczne na zdjęciu stadko prania oznaczyłem precyzyjnie. Szkoda, że nie zlizałeś. Miałbym ciekawe zdjęcia.
Usuń:))) chyba sam zrobiłbym selfie :)))
UsuńLudzie, proszę Cię nie poświęcaj się tak dla nas w cieple chowanych konsumentów przyrody w formie zdjęć, bo ja osobiście czuję się coraz bardziej winna wszystkich Twoich przyszłych stawowych trzeszczeń, xhrypek i innych dolegliwości włącznie z odpadłymi od mrozu końcówkami ręczno-nożnymi. Choć muszę przyznać, że przyjemnie jest popatrzeć na takie potencjalne sarenki jak na nd4,5.
OdpowiedzUsuńnie, nie, nie miałem zamiaru wbijać kogokolwiek w poczucie winy :) Tak jak wcześniej napisałem, sprawianie Wam przyjemności, jest moja przyjemnością, ale marznę na swój rachunek :)
UsuńO, bardzo lubię takie Leśne Ludy, które rozdają prezenty a ich koszty ponoszą sami:)
UsuńPiękne zdjęcia! Szczególnie gratuluję udanych zdjęć modraszki :)
OdpowiedzUsuńo! cześć "ptaki w Granowie" - dzięki:) zaraz zobaczę czy u Was jest coś nowego.
UsuńMożna oglądać bez końca - cudowne !
OdpowiedzUsuńo, witam nowego Gościa:) swoją drogą nie mam pojęcia jak powiedzieć "Gościa" podkreślając płeć :))) dziękuję za opinię i komentarz ;)
Usuń