Nigdy się nie zastanawiam czy uda mi się coś sfotografować. Jadę do Puszczy i tylko to się liczy.
Nie ukrywam jednak, że gdy na samym początku wyprawy uda się zrobić jakieś zdjęcia, cieszę się, że będzie o czym napisać. :)
Tak było tym razem.
Już sama droga, którą jechałem, była zwiastunem dobrze zapowiadającego się dnia.
Chwilę jednak wcześniej byłem świadkiem ciekawej obserwacji.
Sarnę, której poświęcam tę opowieść, poznałem dwa lata wcześniej. Była jesień 2014 roku.
W tamtym okresie obserwowałem ją wielokrotnie lecz gdy ją zobaczyłem pierwszy raz, pomyślałem z żalem, że zima ją zweryfikuje, że nie da sobie rady. Ten ciężki okres jednak spędziła w dużym stadzie, przeżyła!
Skąd wiem, że to ta sama sarna?
Za chwilę nie będziecie mieć tej wątpliwości.
Przypadłość, która ją spotkała wydawała się dyskwalifikująca. Bezpańskie psy, niższa sprawność ruchowa, wszystko zdawało się być dla niej zagrożeniem.
Z wielką serdecznością, dla potrzeb jakiegoś wewnętrznego z nią dialogu, nadałem jej imię "Kuśtyczka".
Jakież było moje zdziwienie, gdy po długim okresie spotkałem "Kuśtyczkę" ponownie!
Uśmiech na twarzy towarzyszył mi do wieczora.
Wersja dla młodszych Czytelników - "banan nie schodził mi z ryja do nocy" ;)
Zdjęcia robiłem w półmroku, ale wyraźnie widać jej przypadłość.
Coś ścisnęło mnie za serce ...
Często trzymała tę kończynę bardzo wysoko co tylko potęgowało wzruszenie. To jakby gest błagalny, jakaś niewypowiedziana prośba. Głowa podpowiadała różne ckliwe interpretacje. Ech.
Cierpliwie, pełna pokory, przyglądała się harcującemu, jak sądzę potomstwu.
A to koziołek:
Mam cichą nadzieję, że to jej potomstwo, że mimo kalectwa, nie dość, że przeżyła, okazała się dzielną matką. Wyprowadziła dwójkę dzielnych zdrowych koźląt.
To spotkanie, niecodzienna obserwacja, niezwykle mnie uskrzydliła. Obecność "Kuśtyczki" tak wiele mówi o sile przetrwania dzikich zwierząt i naszej ułomnej ocenie tego, czy zwierzęta z defektem powinny czy nie powinny żyć. Ona przeżyła zimy i oby nie musiała zmierzyć się z kwalifikacją do odstrzału sanitarnego, bo jak widać nie zasługuje na to!
W oczywisty sposób piję między innymi do selekcji jeleniowatych w polskim wydaniu, gdzie o śmierci decyduje nie niesprawność fizyczna zwierzęcia, a np. lekka niesymetryczność poroża, krzywo wyrośnięta odnoga tyki itp. pseudo-przypadłości. Pozostawiam to do przemyślenia, do głębokiego przemyślenia, tym bardziej, że poroże odrasta rok po roku i za każdym razem inne ...
p.s.
Tę opowieść dedykuję Beatce Kurowickiej, której obiecałem, że tym razem nie zamieszczę zdjęć skłaniających do zachwytów nad samą fotografią. Och ta moja przewrotność :)
Ech, wzruszające...
OdpowiedzUsuńjak w życiu, zachwyty mieszają się ze wzruszeniami, złością, błogostanem i niepokojem :) jak w życiu.
UsuńDzielna mała.... Niezwykła historia przetrwania, to jest piękne w zupełnie innym wymiarze ;) ... natura nieustannie pozytywnie zaskakuje :) a i podsumowanie dające wiele do myślenia jakimi potworami są ludzie i prawo które tworzą...
OdpowiedzUsuńJesteśmy potworami jako gatunek. Że też ktoś nas wymyślił ... nie mam pojęcia po co!
UsuńMozna to iterpretować dwojako Krzysztof :) fakt, jesteśmy potworami jako gatunek, ale czy jako jednostka zadne z nas nigdy nie pomogło w zaden sposob jakiemuś zwierzęciu?:) mozna na wiele sposobow o tym myslec ;)
OdpowiedzUsuńŁukasz, oczywiście, że tak, że jednostkowe zachowania mają miejsce, ale nazwij to jak chcesz, średnia ważona, arytmetyczna, wypadkowa ... w efekcie skali wypadamy słabo. Wystarczy się rozejrzeć do czego doprowadziliśmy Ziemię. Kasa powoduje nawet to, że oszukiwani jesteśmy przez koncerny farmaceutyczne i przemysł medyczny, a przecież teoretycznie to źródła, od których oczekujemy pomocy. To gdzie stąd jeszcze do przyrody ...
UsuńAleż Ty Ludzie przewrotny jesteś. Ok. nie będę się zdjęciami zachwycać. Jednak po diabła żeś tę niezwykle wzruszającą historię opisał i zilustrował? Tak się wzruszyłam i zachwyciłam, że już nie tylko jeden kurs muszę znaleźć ale od razu drugi dla zaawansowanych. Ot cóżeś mi uczynił:))
OdpowiedzUsuńtak to się właśnie kończy gdy się mnie sprowokuje :)Jak to mówią, jak go nie kijem to pałką ;)
UsuńDobra, przyjęłam wyzwanie. Przyślij sekundantów:)) I podaj gdzie w Olsztynie najbliższa ubita ziemia się znajduje:))
UsuńBeatko, wiadomo gdzie, wpadaj do nas do firmy, wypijemy dobra kawę, a potem się zobaczy :)))
UsuńOk, ale żebyś potem nie płakał że dzień masz w plecy
UsuńNo i są łzy, bo jakże by inaczej ale, ale, ale, to podnoszenie nogi to pewnie skuteczny sposób, by ją choć trochę ogrzać, szybsza wymiana krwi. No i co jeszcze fajnego na pierwszym filmie, ona je, a koziołek pilnuję, też wzruszające. Co do selekcji, chyba nikt z tu zaglądających nie ma wątpliwości, że to jeden z tych pustych argument za tym by mogli strzelać. To ciekawe, że nie maja odwagi wprost się określić, że lubią zabijać.
OdpowiedzUsuńnatura bywa jak widać i wzruszająca i straszna. Zawsze odczuwam jakiś rodzaj wdzięczności gdy uchyla mi rąbki tych tajemnic. :)
UsuńA wiesz że ja mam też obserwuję kozła od dwóch lat , który ma tylko jedno oko. Również mu gorąco kibicuję w przeżyciu. Odwdzięczył mi się wiosną tego roku, gdy podczas spaceru z młodszą córkę pozwolił się podejść na 10 metrów. Radość córki bezcenna :))) Co do wspomnianej przez Ciebie selekcji, to zgadzam się z Tobą w 100%.
OdpowiedzUsuńO widzisz i radzi sobie. W niedawnym poscie publikowałem zdjęcie sarny z uszkodzoną rogówką - http://krzysiekmikunda.blogspot.com/2016/11/jej-portret.html
UsuńTeż jej kibicuję.
A co do dziecka, to za każdym razem gdy się pokazać przyrodę dziecku szczególnie, radość jest podwójna :)
O to prawda :) obydwie córki mi gorąco kibicują, ale młoda szczególnie, coś czuję że przejmie te hobby po mnie :)
Usuńi tego Ci życzę :) miałbyś niesłychaną frajdę!
UsuńMimo wszystko historia pozytywna - pokazuje, w jak trudnych przypadkach potrafią przetrwać zwierzęta, choćby wydawało się, że nie mają już nadziei na życie w środowisku pełnym naturalnych wrogów. Życzę sarence jeszcze wielu lat :).
OdpowiedzUsuńPrzy okazji przypomniałeś mi mojego szpaka, którego obserwowałam przez czas jakiś dwa czy półtora roku temu. Przylatywał do mnie na podwórko z kilkoma kolegami i pasł się na trawniku. Ale chodził bardzo krzywo i niepewnie - najwyraźniej miał coś z nogą. Taki kaleczka. Na szczęście przynajmniej latał bez problemu. Ale jego wizyty trwały relatywnie krótko, później przepadł już bez wieści.
Jasne, że pozytywna, sarna żyje i ma się doskonale :) Dzięki Patrycjo za fajny komentarz :) Powodzenia w obserwacjach przyrody.
UsuńCzytałem i zamieszczam komentarz, żeby nie było pomówień, że nie czytam...)
OdpowiedzUsuńTy cholero ;)
UsuńOch, jak bardzo "kuśtyczka" przypomina mnie od 21 lat. 8.12.1995 r. przeszłam operację kręgosłupa z powikłaniami. Mam niedowład lewej nogi. Bardzo wzruszyła mnie ta opowieść.
OdpowiedzUsuńo rany do tego tę opowieść zamieściłem co do dnia w rocznicę Twojej operacji ... to po prostu niesamowite! Jestem w szoku! Mario, życzę Ci wszystkiego najlepszego. Jesteś na 150% jeszcze dzielniejsza niż bohaterka tej opowieści ;)
UsuńTak, to niezwykła zbieżność. Dziękuję Krzysztofie i serdecznie pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńDługo będę pamiętał tę niesamowitą zbieżność dat ... baaardzooo długo. Pozdrawiam Cię najserdeczniej :)
UsuńNiesamowita ta drzewna aleja :)
OdpowiedzUsuńsie udało sie ;)
UsuńNiesamowita! Zadziwiające, że jeszcze żyje. Zastanawiam się, jak sobie radzi z krążeniem w tej kończynie, zwłaszcza zimą... Ma też w sumie dziwnie krótkie raciczki, jak na tyle lat nieużywania tej nogi. Jeśli róg przyrasta tak samo szybko jak np. u konia czy krowy, to powinna mieć już porządnie powywijane te raciczki. Już nie mówiąc o tym, że źle ukształtowany róg racicy to jeszcze większe zaburzenia krążenia kończyn... Bida jednym słowem, ale piękna - wygląda jak smutny pluszowy miś ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą nierosnącą, a przecież nieścieraną raciczką. Może przyroda jest jeszcze mądrzejsza i to upośledzenie wiąże się również z ograniczeniem przyrostu tej tkanki? Nie mam pojęcia. :)
UsuńBardzo wzruszające zdjęcia i opowieść o sarence ,którą los tak boleśnie doświadczył i tyle zim przeżyła skoro już widziałeś ją w 2014 r,smutne i prawdziwe.
OdpowiedzUsuńna szczęście daje radę :)
UsuńCo za historia!
OdpowiedzUsuńnapisał ją scenarzysta nie do podrobienia - życie!
Usuń