Niedziela zaczęła się szczególnie rano, ponieważ Janek - kumpel, myśliwy, zaproponował mi wspólne wyjście na polowanie. On z bronią twardą i ja z aparatem. Wyruszyliśmy o 3.00. Już po pięciu minutach byłem przekonany, że wybrana przez Janka pora, była najwłaściwszą z najwłaściwszych! Oglądanie przyrody na ponad godzinę przed wschodem jest oczywiście nieopisanym przeżyciem, ale tego dnia było to szczególnie atrakcyjne doznanie. Świat był skąpany w mgłach, a wszystko pogrążone w półmroku. Zabrakło jedynie psa Baskervillów. Aby przybliżyć klimat, który mi towarzyszył, wykonałem kilka utrwaleń otaczającej przyrody. Ostatnie kadry powstały nieco później.
Niestety matryca ustawiona na najwyższą czułość zachowała się marnie, widać kaszę i w ogóle, ale uznałem, że to nie psuje nastroju, a tylko zdjęcia, więc pokazuję.
Księżyc był jeszcze wysoko, gdy ruszyłem we wskazanym kierunku. Tzn. prawie we wskazanym. Janek opowiedział mi swoje spotkanie z albinotyczną sarną. Stwierdziłem, że dam się pociąć na paski w zamian za wskazanie miejsca, w którym to spotaknie miało miejsce. Przystał bez zastanowienia, zaprosił na wspólne wyjście w teren i pokazał palcem ... tu! Więcej zrobić nie mógł, ale powiedział też, że niedaleko jest śródpolne, zarośnięte chaszczem i wszelkim krzewem bagienko, w którym widziano samotnego odyńca. No i jak się domyślacie, gdzie skierowałem pierwsze kroki? Właśnie ... na bagno :) Wiedziałem, że robię to za wcześnie, że nie mam szans na dobre zdjęcie, jest po prostu zbyt ciemno. Ale moja chęć spotkania z odyńcem była silniejsza niż rozsądek. Taki typ. Skradam się najciszej jak mogę, pokonuję kolejne metry w mokrym zbożu, komary tną nieprzytomnie. Dookoła mgły, wilgoć i szarość. Oczom własnym nie wierzę, ale ponieważ okazało się, że to jedyne oczy w pobliżu, na które mogę liczyć, więc uwierzyłem. Racjonalizm przede wszystkim. Jest! Piękny, masywny i niezwykle okazały samiec. Odyniec, podobnie jak ja, nie mógł uwierzyć w to co widzi. W końcu obaj patrzyliśmy na potwory! On na mnie i ja na niego. Staliśmy od siebie 12, może 14 metrów i z niepokojem wpatrywaliśmy się sobie w oczy. Zdałem sobie sprawę, że to pierwsze moje spotkanie z odyńcem, w sytuacji, w której wokół mnie jest tylko ...pole! Natychmiast stworzyłem na potrzebę chwili definicję pola - PŁASKI FRAGMENT POWIERZCHNI KULI ZIEMSKIEJ POZBAWIONY DRZEW!!! NIE MA DRZEW!!! No to Q... pięknie!
Nie wiedziałem ostatecznie co podpowie mi mój umysł, w sytuacji, gdyby szanowny kolega odyniec postanowił pokazać gdzie jest moje miejsce o 3.30 rano. Moja głowa była zaprzątnięta takim mniej więcej roztrząsaniem pewnych zawiłości, a wyuczone na pamięć palce w porozumieniu z okiem robiły swoje - trzask, trzask, trzask - leciały kolejne kadry. Dzik postanowił opuścić wątpliwej prowiniencji towarzystwo i bezceremonialnie wydeptując zboże, poszedł do lasku za moimi plecami. No nie, nie ze mną takie numery. Wróciłem spokojnie, zaszedłem mu drogę i zagoniłem do bagna. Wiedziałem, że zrobi co może, żeby je opuścić zanim wzejdzie słońce, ale każde 5 minut poprawiało w tym momencie warunki świetlne. No i udało się, po godzinie, gdy było znacznie widniej, choć wciąż zbyt ciemno na super focie, jest! Mam go po raz drugi. Zobaczcie jak to wyszło:
Powyżej, praktycznie jeszcze w nocy, poniżej również przed świtem, ale nieco jaśniej.
Po pożegnaniu dzika przpomniałem sobie o sarnach. Coś mi zamajaczyło w oddali, więc ruszyłem w tą stronę. Niestety kilkadziesiąt metrów w mokrym zbożu, mimo tego, że śladami traktora, spowodowały absolutną mokrość spodni i butów. Ale zalegająca w zbożu sarenka zerwała się.
Niedaleko był też zajączek.
Nieco później, w drugiej części łowiska, ponowne spotkanie z młodziutkimi koziołkami. Niestety w wersji normalnej, czyli pięknie ubarwione.
Wróciłem w to miejsce po południu. Chciałem się przekonać jak to funkcjonuje za tzw. dnia.
I było fajnie i ciekawie - pokazuję kilka reminiscencji tego krókiego wyjścia. Zając, samiec Błotniaka Stawowego, Bocian w ciekawym momencie startu i lisek z daleka. Upojna, cudowna niedziela - Janek, dziękuję:)
Książkę powinieneś pan napisać, Panie Krzysiu! Świetnie się czyta! I ilustracje piękne! :-)))
OdpowiedzUsuńo! super komentarz, serdecznie dziękuję Pani Ewo :)
Usuńniespecjalnie miałem dziś czas na pisanie, tym bardziej się cieszę, że się podoba!
Piękne są te mgliste pejzaże, ale najpiękniejszy jest Panie Kolego DZIK, szczególnie ten w półmroku! Zawsze chciałem zrobić takie zdjęcie i nigdy nie miałem takiej okazji. A tak na marginesie, wiem co czułeś, gdyż czułem to samo, stojąc naprzeciwko żubrów. W tamtym momencie przestałem na chwilę być fanem otwartych przestrzeni.
OdpowiedzUsuńtaaa, to dreszczyk, który jeszcze po powrocie do domu kręci się w głowie i nie daje o sobie zapomnieć :)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia (super błotniak) i opis :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie dziękuję! Błotniak ... czegokolwiek bym nie sfotografował i jakkolwiek dobrze by to wyszło, to drapole zawsze cieszą mnie najbardziej:)
OdpowiedzUsuń