... każdy atom istniejący we wszechświecie, w każdej sekundzie swojego istnienia, przeżywa wszystkie możliwe dla niego scenariusze w tak zwanych światach równoległych. Wytlumaczę to najprościej jak umiem. Gdy na szybę poświecimy latarką pod pewnym kątem, to jak wiemy część światła odbije się przed szybą, a część światła "przejdzie" przez szybę i znajdzie się po jej drugiej stronie. Nie było by w tym może nic dziwnego gdyby nie rozwój technologii pozwalający zaświecić na szybę pojedynczym kwantem, najmniejszą, niepodzielną ilością energii. No właśnie! Okazało się, że pojedynczy kwant również jest jednocześnie przed i za szybą!!! To zaczyn teorii, która głosi to, od czego zacząłem. Jeden kwant jest jednocześnie tu i tu, to może jest ich więcej ... Matematycy podobno wyliczyli, że dotyczy to również każdego z nas, czyli we wszystkich światach równoległych żyją miliony np. Krzyśków Mikundów i każdy przeżywa inny scenariusz życia. Nie wiem czy tak jest w rzeczywistości, czy to wyłącznie obliczenia, ale ja wczoraj na pewno byłem świadkiem dwóch różnych swoich scenariuszy.
Po pracy, pozytywnie nastawiony wyruszyłem na rekonesans terenów, których nie znałem. Sam się dziwiłem jak to możliwe, ale do tej pory nie penetrowałem lasów w okolicach Tylkowa, konkretnie między Tylkowem, a Tylkówkiem. Na każdy las przychodzi w moim życiu pora, wczoraj przyszła na ten właśnie. Po drodze zrobiłem relaksacyjną fotkę i nie spodziewałem się nawet, co przyniesie najbliższa godzina.
O 17-ej byłem już w jego (tego lasu) głębokim środku. Przeżywałem piękny scenariusz pięknej wyprawy. I nagle bach! Jakaś siła nieczysta, jakieś załamanie czasoprzestrzeni, przeniosło mnie do zupełnie innego scenariusza. Już nie jadę rozglądając się po lesie w boskim uniesieniu. W drugim, równoległym scenariuszu, stoję całkowicie zakłopotany obok samochodu, który zakopał się przednimi kołami w sypkim piachu ... po osie. Koszmar! Część mnie wyrywa się do pierwszego scenariusza, ale nadaremnie. Wiem, że dopóki nie rozwiążę tego problemu będę tkwił w takim właśnie Matrixie.
Pechowo samochód utknął w tak ciasnym wąwozie, że z trudem mogłem otworzyć drzwi. Jakiekolwiek prace przy kołach były poważnie utrudnione. Nie będę opowiadał detalicznie horroru, który przeżyłem, ale ten scenariusz musiał napisać ktoś, kto mnie bardzo, ale to bardzo nie lubi.
Kładłem się, trzykrotnie lewarowałem samochód podkładając coraz to grubsze kawały drzew. Pot zalewał mi twarz, a owady zjadały zaczynając od pleców. Nic, bez efektów. Wydostający się spod kół dym jednoznacznie wskazywał, że obracające się przy próbie ruszenia koła, dotarły już do jądra Ziemi! Decyzja była jedna. Zabrałem aparat, telefon i ruszyłem przed siebie porzucając niezwykle zabezpieczony samochód - można by rzec naturalnie zabezpieczony - nie do ukradzenia :)
Nie wie tego nikt, kto tego nie przeżył, ale nie do opisania jest to, co dzieje się w głowie człowieka idącego po pomoc przez zmierzchający już las przy jednej tylko pewności - nie mam pojęcia gdzie jestem, nie mam pojęcia dokąd idę, co zastanę i za ile kilometrów. Po pokonaniu ok. 3 kilometrów docieram do gospodarstwa ukrytego w lesie. Darując Wam szczegóły, ogólnie doprowadzam do tego, że traktor wyrywa mnie z tego scenariusza. Po oswobodzeniu, muszę wracać tak jak przyjechałem, by powtórnie nie utknąć w piaskowych zaspach. Koszmar. Las opuszczam o 20.30. Nie mogę i nie chcę wracać do domu, bo wracając tylko z tą fatalną przygodą, utknąłbym w tym scenariuszu do końca życia. Musiałem go jakoś opuścić i przeżyć coś, po co wyruszyłem z domu. Mokry od potu na wylot, niezłomnie udaję się do lasu. Samochód zostawiam przy leśniczówce i idę na śródleśną polanę. Siadam na tzw. zwyżce. Cały trzęsę się w środku od wysiłku, stresu i w ogóle. Targają mną złe emocje. Po kilkunastu minutach odzyskuję stopniowo równowagę. Z tego scenariusza powtórnie do tego dobrego, ostatecznie wyrywa mnie ciekawa obserwacja. Jest już sporo po zachodzie słońca, las pociemniał, a przez polanę idzie sobie, zupełnie spokojnie ogromny dzik. To on był mi potrzebny. Robię kilkanaście zdjęć. Niestety jest bardzo słabo ze światłem. Pokazuję dwa z nich i w tym poscie tylko te dwa, ale zwróćcie uwagę na jego oręż! Piękny!
Dziwne popołudnie, dziwne dwa scenariusze. Kolega myśliwy, twierdzi, że to typowe, że Św. Hubert sponiewiera człowieka, zeszmaci, a potem obdarzy! Życie ...
aaaa .... zapomniałbym, na koniec jeszcze taki wieczorny drozd :)
Żurawie urocze. Drozd również. Ale widząc dzika raczej ostatnią rzeczą którą bym chciała zrobić byłoby uwiecznienie tego zwierzęcia na fotografii. Raczej bym myślała gdzie umknąć przed nim. Może za dużo bajek i wierszyków się w dzieciństwie nasłuchałam i dzik nie taki straszny jak go przedstawiają?
OdpowiedzUsuńostrożności nigdy dość, to jest dzikie, bardzo silne i szybkie zwierzę. Wypadków było aż nadto. Staram się być ostrożny, ale wczoraj locha prowadząca młode pokazała mi gdzie moje miejsce :) O tym w jutrzejszym wpisie :)
OdpowiedzUsuńNapięcie rośnie...
UsuńMatrix? Hmm... ;-)))
OdpowiedzUsuńWszystko dobre, co się dobrze kończy, chociaż takiej przygody z samochodem nie zazdroszczę. Dobrze, że choć szablista się odwdzięczył :-)))
taaak ... to ta lepsza część wyprawy :)
Usuńpóki co pozostało mi uczulenie na wszystkie mieścinki na literę "T" :)))
Skoro ten najmniejszy jest i przed i na i za szyba tzn , ze wspolczesna nauka mysli, ze on jest najmniejszy, a on sie i tak dzieli tylko my tego nie widzimy i myslimy, ze niepodzielny :) ...rozne juz banialuki nauka myslala, a wizja Krzyskow Mikundow w liczbie miliony przezywajacych rozne scenariusze jakos mi nie lezy. W tej wersji to wszysycy jestesmy w tym samym czasie w jednym lesie bo czemu nie skoro wszedzie przezywamy rozne scenariusze...
OdpowiedzUsuńto większy temat do dłuższej dyskusji, w poscie staram się tylko hmmm ... zaakcentować zagadnienie, bo bynajmniej nie fizyka kwantowa jest tematem bloga. Oczywiście jak w stosunku do każdej teorii, każdy ma prawo zająć swoje stanowisko :) Te miliony Krzyśków to wyłącznie pochodna rachunku prawdopodobieństwa, a nie teza. Ale temat jest ciekawą platformą do dyskusji i analiz :)
Usuń