Nawet nie mogę ponarzekać, że na łyk-end jak zwykle zwaliła się pogoda. Nie mogę, bo pogoda jest zwalona od jakiegoś czasu i dzisiejsza sobota w niczym nie odstępuje od nawykowej listopadowej "kaszany".
Witanie świtu o tej porze roku nie jest najmniejszym nawet osiągnięciem, no chyba, że ktoś lubi przygnieść poduchę do ósmej czy nie daj boże do późniejszej jakiejś ... na przykład ... dziewiątej!
Wtedy to już wiadomo, że ondulację szlag trafił. Człowiek wstaje z grzywką typu "daszek nieudanej altanki", a z tyłu głowy zwykle kreuje się coś na kształt placka obnażającego rzeczywisty kształt płaskawej z tyłu głowy :)))
Ponieważ na głowie mam mniej więcej tyle włosów co na średnio zarośniętym kolanie, omijają mnie te wszystkie niespodzianki, co znacznie skraca czas niezbędny do opuszczenia kwadratu.
O dziewiątej miałem już w nogach pewnie z dychę kilometrów. I co z tego?
Co z tego się pytam, skoro o obserwację było tak trudno, że prawdopodobnie prędzej spotkałbym łosia w mieście.
Wyobraźcie sobie skalę posuchy, skoro skusiła mnie bogatka i to w fatalnym świetle.
Potem w ciekawym otoczeniu dała się sfotografować zięba ... on zięba!
To nie są szaty godowe oczywiście i widać, że fraczek nieco przybladł. Wiosną będzie zdecydowanie lepiej.
Bardzo lubię bezkoncepcyjnie snuć się w taką pogodę. Las śpi i mój umysł śpi. W zasadzie nie narzekałem na brak obserwacji. Skutecznie wyciszyłem się po tygodniu ciężkiej pracy.
Wszystko jest już przygotowane do zimowego snu.
Spotkana wiewiórka była dziś na miarę ... no nie wiem, na wielką była miarę!
Gdy podszedłem jeszcze bliżej, wciąż zachowywała spokój. Napacałem więc kilka razy paluchem w spust migawki i zostawiłem ją na tym świerku.
Następne zdjęcie jest pionowe! Proszę nie kręcić monitorem! Ona nie leży, ona siedzi!!!
Wolałem to napisać, bo to chyba pierwsze pionowe zdjęcie od półrocza ha ha ha aa
Swoją drogą, spójrzcie na wiewiórę - czy ona się ze mnie nabija i trzyma się za brzuch ze śmiechu, czy jednak złapała się za serce, co byłoby całkiem uzasadnione, w końcu wiadomo na kogo patrzy :)
Jeżeli się nabija ruda małpa, to jej reakcja wydaje się zupełnie niezrozumiała! ;)
Na szczęście widok łabędzi krzykliwych ukoił moje rozedrgane, po reakcji wiewióry, nerwy :)
No co mam powiedzieć, las jak ... malowany!
Pod koniec sześciogodzinnej wędrówki doczekałem się jakiegoś większego ssaka!
Ale żeby nie było za kolorowo, najmniejszego z jeleniowatych jakiego mogłem tu spotkać!
Niestety od początku byłem pod obstrzałem. Wilki są tu bardzo aktywne, zwierzyna jest niezwykle czujna.
Pożegnalne spojrzenie.
Synchro :)
Okazało się, że był z nimi koziołek. Szkoda, że wcześniej go nie zauważyłem. Postarałbym się nieco bardziej.
A idź a tą pogodą, nosa się nie chce wyściubiać. Podziwiam za wytrwałość. A Ruda w szoku po prostu, że Ci się chce.
OdpowiedzUsuńpogoda nie rozpieszcza, fakt, ale po tygodniu pracy nawet gdyby lało, to i tak pójdę :)
UsuńBardzo piękne te sikorko-zięby w świetle, ze szczególnym naciskiem na światło. Córka dziś raniuszka pod oknem zdybała, czyli narzekałam że ich u mnie nie ma zupełnie bezpodstawnie. Ja mam po prostu ze wzrokiem kłopoty. Choć wczoraj w Płocku swe starcze oczęta wysiliłam i żołny porządnie obejrzałam
OdpowiedzUsuńno to mi dowalasz, żołny jak żyję nie widziałem - BRAWO!
UsuńZaraz dowalasz:) Żołny w zoo widziałam, więc to żaden wyczyn. Ale i tak lubię się na nie pogapić jak mam okazję
UsuńMasz dar Brachu. Inaczej mówiąc są ludzie którzy są dotknięci palcem bożym i już. Dziel się tym darem z innymi nieskończenie. :) :) :)
OdpowiedzUsuńrobię co mogę Bracie, co mogę :)
UsuńZ tą ondulacją na wstępie to mnie powaliłeś :) :) dobre ... a Ruda przesympatyczna - trzyma się za klatę w geście pełnym podziwu, że jakiś "ludź" w taką pogodę dotrzymuje jej towarzystwa :) bo przecież w mokre dni spacerowiczów brak :)))))
OdpowiedzUsuńHaniu, nie ma lekko, pada - nie pada, do lasu iść trzeba :)
Usuńpada - nie pada, do lasu iść wypada ;)
Usuń:)
Usuń