Uroku w ogóle?
Uczciwe powiem, że z tym jest różnie ale trzeci dzień przy minus 17-stu dał mi i taką okazję.
Najpierw zauważyłem z daleka sarnę, którą nazwałem sarną wskaźnikową.
Postanowiłem na niej sprawdzić z jakiej odległości zwierzyna słyszy ten niesamowity chrzęst śniegu wydobywający się przy każdym kroku. Sprawdziłem - 150 metrów!
Z takiej właśnie odległości mnie usłyszała.
Nie było zatem sensu łazić, bo nawet w najrzadszym lesie z tej odległości niemal wszystko zasłaniają drzewa.
Usiadłem i siedzę.
Siedzę i myślę.
Myślę i marznę.
Marznę i wątpię.
I nagle, już po dwóch godzinach JEST!!!
... sarenka ...
... i druga za nią.
Omal nie oszalałem ze szczęścia.
Rozumiecie, te dwie sarenki swoją obecnością uzasadniły beznadziejną koncepcję siedzenia do skutku w taką pogodę. Gdy wstałem ... o rany! Nogi nie chciały chodzić. Nic we mnie nie chciało chodzić. Musiałem się cierpliwie wyprowadzać ze stanu pół-hibernacji.
W tym momencie najodpowiedniejszy będzie cytat z Julka od Tuwimów:
Najpierw - powoli - jak żółw – ociężale,
Ruszyła - maszyna - po szynach - ospale,
Szarpnęła wagony i ciągnie z mozołem,
I kręci się, kręci się koło za kołem,
I biegu przyspiesza, i gna coraz prędzej,
I dudni, i stuka, łomoce i pędzi,
No, może z tym pędzi to niekoniecznie, ale krok po kroku odzyskiwałem motorykę.
Moja twarz wysyłała mi sygnały ostrzegawcze odwołując się do konsekwencji długotrwałego narażania skóry na mróz. Mój mózg ignorował je konsekwentnie.
Było pięknie. Niezbyt ciepło, ale pięknie :)
Miejsce, które wybrałem okazało się jakimś cholernym biegunem zimna. Lód sublimował, więc uwolnione na mrozie cząstki tworzyły coś na kształt mgły.
Wyszedłem na słońce! Twarz, a w zasadzie zmarzlina, która trzy godziny wcześniej była jeszcze twarzą, łapczywie pochłaniała rachityczne ilości energii słońca. Nasze Słońce jest żółtym karłem, ale ja byłem w tym momencie skłonny stworzyć nową klasyfikację gwiazd, w której Słońce byłoby co najwyżej zimnym karłem! No nie grzało i już!
Grzać nie grzało ale świeciło. Lazłem więc jak jakiś potępieniec wygnany za karę i utrwalałem wizerunkowe efekty pracy naszej gwiazdy.
Poniżej warmiński smaczek.
Dwa poniższe zdjęcia pozwalają nawet uwierzyć, że nawet w taki mróz można doszukać się kolorów.
I na osłodę, gdy fotografowałem wiejskie mazurki ...
... zauważyłem, że na teren wsi, jak gdyby nigdy nic, wkracza sarna!
I było tyle łazić po lesie?!?
Ech życie :)
Zdecydowanie trzeba siedzieć w domu, przysunąć fotel do kominka aparat do okna i czekać w cieple:))I teraz zagadka: Co przywlecze się?
OdpowiedzUsuń... listonosz? ;)
Usuń:))))
UsuńJesteś prześladowany przez sarny! A jak się zmówią...?
OdpowiedzUsuńoby się zmówiły, żeby mnie prześladować, gorzej gdy się zmówią, żeby dać sobie ze mną spokój :)
Usuńco nosisz w kieszeniach, że tak za Tobą chodzą ?;) aż mi się zimno zrobiło ... ale las jest piękny taki głucho-skrzypiący i w tym bezbarwiu paleta błękitów, złote akcenty i zielenie... nie można się nudzić :)
OdpowiedzUsuńw kieszeniach, zaraz w kieszeniach, ach te materialne stereotypy, że też nikt nie wpadnie na pomysł, że zwierzęta się po prostu znają ludziach :)))
UsuńPięknie jest, ale trochę za zimno, a poza tym u mnie w Sylwestra wystraszyli zwierzynę sztucznymi ogniami, a jak zaczynało normalnieć to w Trzech Króli przyjechali kładowcy i tyle w sarnim temacie.
OdpowiedzUsuńwspółczuję Ci takich doznań i przygód, chyba by mnie krew zalała.
UsuńWarto było łazić po lesie dla urokliwych zdjęć. Mazurek napuszony jak nasze wróbelki. Sarenka piękna, jak wszystkie na wsi :-). Czytało się wspaniale, z uśmiechem na ustach :-)
OdpowiedzUsuńi o ten uśmiech mi chodziło :)
UsuńPrzeczytałem, od dechy do dechy. Mam teorię, że te sarny uratowały Ci życie, tym nagłym pojawieniem się. Mogłeś się zatracić w kontemplacji zimowego lasu. A mrozek dość silny. I tu nie zgadzam się jakoby słoneczko nie grzało. Tam gdzie ja byłem, czułem je doskonale, delikatnie muskało ciepłymi promieniami.
OdpowiedzUsuńTwoja teoria mi się podoba, one prawdopodobnie uratowały mi życie :))) A co do słoneczka ... po 3 godzinach bezruchu i cienia to delikatne muskanie Zimnego Karła mi nie wystarczało! ;)
UsuńNajdalej można wyjść na balkon - to wystarczy :-) Sarny, jak widać, własnymi ścieżkami chadzają. Kolega pokazywał mi w pracy zdjęcia z weekendu - na działkę pod Łodzią przyszwędało mu się stado, tak na oko z 20 osobników. Sarny jak zwykle super, ale mazurek i złotorost też niczego sobie :-)
OdpowiedzUsuńO Grześ, dzięki!!! złotorost! więc to tak się nazywa :))) Piękna, wiele mówiąca nazwa! :)
UsuńDwie godziny siedzenia! - Podziwiam, szczerze podziwiam i życzę Ci z Nowym Rokiem (aby się spełniło) wiele zdrowia a to co masz żeby Cię nie opuściło a się wzmocniło :D tyle siedzenia na mrozie?????? O kurcze... sarny to powinny zatańczyć balet :D
OdpowiedzUsuńZdjęcia piękne :D
dwie siedzenia i trzy łażenia :))) a z sarnami to rzeczywiście przeprowadzę rozmowę na temat sposobów zachowania się w takich sytuacjach :))) Agatku, dziękuję i Wszystkiego Najlepszego! :)
UsuńKoniecznie sarny muszą się poprawić :D
Usuńdopilnuję! ;)
Usuń"I było tyle łazić po lesie?!?" No właśnie.
OdpowiedzUsuńAle ten las - dla samego widoku drzew warto.
Piotrze, wiesz że ja tylko tak kokietuję, a w lesie byłbym nawet gdyby mi najlepsza wróżka powiedziała, że przez miesiąc nic nie spotkam, a temperatura spadnie do -30 u :)))
UsuńPodziwiam wytrwałość w obserwowaniu Lasu w taką pogodę. Ale fotki chyba wynagradzają trud. Ta sarenka, i mazurek, i drzewa... Piękne.
Usuńwszystko wynagradza ten trud, sama obecność w lesie jest już nagrodą :)
UsuńDlaczego tak cudownie się Ciebie czyta, no dlaczego?? Czytam i się uśmiecham - jak Ty to robisz? Niezwykle sympatyczny wpis :) warto łazić po lesie, warto - nawet jeśli sarenki są za oknem we wsi :D :D
OdpowiedzUsuńa wiesz Haniu, jak mi się cudownie pisze :))) Twój i uśmiech każdego Gościa tego miejsca jest dla mnie wystarczającą motywacją by się po prostu strać :)
Usuń