Wychodziłem już z lasu, od samochodu dzieliły mnie minuty dosłownie.
Lepiej powiem kilkaset metrów, gdyż czas zależy od tego co jeszcze zwróci moją uwagę. :)
Czasami utknie człowiek nad jakąś żabą czy źdźbłem i metry przestają mieć znaczenie. To w lesie nieprzydatna jednostka metryczna. Czas, mimo tego, że w świetle fizyki kwantowej podobno nie istnieje, ma znaczenie. Czas czy jego iluzja - obojętne, ale ma.
Nie wiem zresztą co upływa w trakcie obserwacji, czas, czy emocje.
Jeżeli emocje, to jak je mierzyć, czym wyrazić?
Na takich właśnie emocjach upłynęły mi ostatnie chwile w lesie. Jeszcze w lesie, a konkretnie na jego skraju.
Tu sikory upodobały sobie przeskakiwanie z brzózek na nisko rosnące konary niezbyt wysokich sosen.
Wśród bogatek i ubogich znalazło się kilka modraszek.
Jedna eksponowała swoje niesamowite barwy w ciepłym świetle słonecznej soboty.
Co za widok!
Ona miała główkę obsypaną szafirami. Mieniła się pysznie, a cienie gałązek dodawały obserwacji uroku.
Miałem sporo szczęścia widzieć ją z niezwykłego bliska w tak pięknych okolicznościach przyrody ;)
Nie wiem czy to nie ostatni mróz spinający trawy. Patrzę na nie i widzę oczyma wyobraźni korytarzowe przestrzenie między źdźbłami, przykryte zmarzniętą skorupą niczym dachem. Wyobrażam sobie wówczas, że dla milionów meandrujących tam mini-żyjątek, to środowisko jest jak las przeogromny. Wtedy idąca korytarzami mysz/nornica, cokolwiek co, w naszej skali jest malutkie, jawi się w oczach tych "drobinek" jak jakiś dinozaur. W ogóle świat w skali "Kingsajz" musi być fascynujący.
Z zadumy nad skomplikowanością międzytrawnych korytarzy wyrwał mnie znajomy odgłos drapania pobudzonej wiewiórki.
Oto i ona ze zdobyczą w pyszczku. Długo się zastanawiała nad skalą zagrożenia, które w jej królestwo wnosi moja obecność.
Świst skrzydeł "wachlujących" łabędzi podniósł mój wzrok jeszcze wyżej ... .
Gdy słyszę dźwięki lecących łabędzi, mam wrażenie, że podmuchy powietrza oderwane od silnych skrzydeł za moment dotrą do mnie, zakołyszą konarami drzew, przycisną trawy do ziemi ...
Co chwila słyszałem też wiosenne pogwizdywania kowalików.
Pogwizdywania dla ich śpiewu to poważny komplement. To matowe, prawie pozbawione intonacji fiuuuuuuuu, brzmi jak pierwsze gwizdy uczących się tej sztuki chłopców. :)
Ale lubię to słyszeć - wiosna nadchodzi!
Tym bardziej, że opisane wcześniej "żurki" są już tu i ówdzie :)
Tego wypatrzyłem pomiędzy starymi olchami. Pięknie trąbił!
Przepraszam, w trakcie ostatniej konfiguracji ustawień bloga zniknęły komentarze pod tą opowieścią. Beatko, Patrycjo i Bożenko - przepraszam :)
OdpowiedzUsuńTrudno, ten post obejdzie się bez moich wynurzeń.
Usuńbędzie mu smutno, postu temu :)
UsuńTaa nawet jakby łezki widać
UsuńNo, przepraszam, a ja? Nie ma mojego komentarza pod poprzednim i pod tym też. Modraszka cudna, jak nic najadła się pączków tarniny
OdpowiedzUsuń:))) Grażynko, bo Ciebie chciałem przeprosić odrębnym pismem, co niniejszym czynię ;) PRZEPRASZAM! :)
Usuńbardzo ładne ptaszki
OdpowiedzUsuńemm, chyba muszę częściej robić zdjęcia w słońcu :)))
Usuńpierwszy krzyk żurawia to dowód,ze wiosna już jest,sarny w zimowych futerkach... jeszcze zimowych, w słońcu prezentują się nadzwyczajnie,a fotki puchatych kuleczek są rewelacyjne. Tekst i fotki świetne,czyta się z przyjemnością
OdpowiedzUsuńbardzo dziękuję :) te sikorki mnie też niezwykle uradowały.
UsuńModraszka w słońcu Top Model!! :)
OdpowiedzUsuń:)
Usuń