O piątej rano skręciłem w polną drogę.
Padał deszcz. Woziło mnie od lewej do prawej, a tył samochodu nieprzerwanie starał się wyprzedzić przód. Nie wiem co by było gdyby nie cztery napędy ale nie mogłem zawrócić.
Nie było jak. Traktorowe koleiny straszyły po bokach, a ja niczym kierowca Dakaru, walczyłem by utrzymać auto na grzbietach pofałdowanej drogi.
W zasadzie wiedziałem, że nieuchronne wydarzy się i ... się wydarzyło!
Nagle zrzuciło mnie w koleiny i mój wierny druh, ukochany Jeep ugrzązł jak wmurowany.
Wysiadłem obejrzeć skalę problemu, niestety tysiące much robiło co w ich mocy by mi się to nie udało.
Jakiś horror! Takiej agresji owadów nie pamiętam.
Wsiadłem do auta - wtedy jeszcze sądziłem, że go rozbujam i jakoś wyjadę.
Nie, nie wyjechałem. Posiadam licencję rajdową, tzw. jedynkę, zapewniam, że jakieś pojęcie o jeżdżeniu mam.
Z ostatnią nadzieją przełączyłem na tryb wolnoobrotowy z wyłączeniem mechanizmu różnicowego ... nic!
No to qrna pięknie! Do najbliższej wsi 4 kilometry, w życiu nie pójdę w tych warunkach, a ja w samej bluzeczce i no cóż, bez głębszej ideologii na tę chwilę.
Postanowiłem zostawić konia, który póki co padł w boju i iść przed siebie. Przy tej agresji owadów i padającym deszczu nie było to ani łatwe, ani przyjemne.
Po kilkuset metrach oczom nie wierzę - cegły!!!
Nabrałem pokruszone kawały w łapska i na dwa kursy zniosłem do samochodu.
Plecy po chwili całe mokre i pogryzione, a buty oklejone mokrą gliną ważą po 2,5 kg każdy!
Klęknąłem i zanurzając ręce w kałuży, najstaranniej jak mogłem wkładałem kruszec pod opony.
Wiedziałem, że przy tej grząskości kolein będę miał tylko jedną szansę na zmianę scenariusza.
Opłukałem dłonie w brązowej brei i w utytłanych gliną buciorach wsiadłem do samochodu.
W takich sytuacjach priorytety zmieniają się bardzo szybko :)
Silnik zamruczał groźnie, ale tym razem nie o moc tu chodziło.
Wrzuciłem bieg do przodu, po sekundzie wsteczny i ... jest! Załapało. Opony przerzuciły cegły pod sobą wyswobadzając mnie z opresji. Ufff ... jeszcze tylko nie wpakować się na wstecznym w następne doły i wyjadę.
Wyjechałem i powiem Wam, że trudno o większą radochę niż opuszczenie pułapki po godzinie beznadziejnej walki.
Fotografia przyrodnicza nie jedno ma imię :)
Rano nie powiem, było pięknie i nic nie zapowiadało opisanej wcześniej sytuacji.
Warmia o deszczowym świtaniu - fika ktoś? :)
Chciałbym nagrać muzykę do takiej okładki ...
Widzicie tego pistoleta? :)
Ech ... życie :)
Dziś wszystko rozwarstwiało się tak w powietrzu jak i na ziemi.
Takie widoki ... no sami wiecie - sielankowo tu u nas :)
Ale wczoraj wieczorem byłem w lesie!
Byłbym zapomniał :)
Czaple są zawsze piękne i fotograficznie atrakcyjne.
Srokosz w malarskich podziałach.
Tu cierniówka uwikłana w labirynt gałęzi :)
Tu w wersji na pocisk!
A tu z flagowym tłem w drugich planach.
Gąsiorek - samiec.
Trznadel w fajnej okoliczności.
Z nudów ...
O ósmej byłem w pracy i mimo wielu obowiązków, gdy przypomniałem sobie siebie klęczącego przy samochodzie z łapskami w kałuży i setką komarów na grzbiecie, uśmiech nie schodził mi z abażurka :)))
Podobno terenówka tym się różni od zwykłego auta, że trzeba dalej iść po pomoc ;-)
OdpowiedzUsuńhi hi hiii - doskonałe :)))) samo życie :) normalnym autkiem człowiek się tak nie zapędza :))))
UsuńTe warmińskie pejzaże... ach!
OdpowiedzUsuńAle w opisanej na początku dramatycznej sytuacji brakuje ilustracji - foty jeepa zatopionego w bagnie :).
wiem, ale o tym pomyślałem dopiero w domu :)))
UsuńNajlepsza terenówka to własne nogi.
OdpowiedzUsuńzgadza się, też tak uważam, ale nie na tej drodze, uwierz :)
UsuńWidzę Ciebie utytłanego w błotnistej brei i glinie w chmurze much i komarów. Nie wiem dlaczego, ale wywołuje to mój uśmiech :-). Zdjęcia ptaków piękne ale przebija je krajobraz z krową! Nie chciałabym być na miejscu tego, kto mył pojazd :-)
OdpowiedzUsuńno właśnie wróciłem z myjni ... sam to zrobiłem :)))
UsuńJeśli chodzi o piosenkę, to w tamtym momencie jej refren mógłby brzmieć tylko tak :)))
OdpowiedzUsuńMokro wszędzie, błoto wszędzie
Komary gnębią, Jeepek grzęźnie
Ludzi nie ma, buty ciężkie
Udupiony jestem, a Jeepek grzęźnie
Co to będzie, co to będzie?
Mateusz :))))
UsuńPośmiałam się z Twojej opowiastki.:) Wszystko dobre, co się dobrze kończy. Pierwsze zdjęcie i bociek - cudne.
OdpowiedzUsuńtak, teraz to i mi już jest do śmiechu :))))
UsuńDla tego jak się ma takie zapędy to się przydają dwa worki - na zimę ze żwirkiem dla kotów, a na błoto z korą sosnową.
OdpowiedzUsuńWidoki - boskie.
te worki ... wezmę sobie do serca :)))
UsuńNo wiesz, żwirek można zamienić na zwykły żwir ale kora w dużych kawałkach lżejsza niż cegły czy dachówki:)Żwirek z Rossmanna bentonitowy bo dobrze i szczelnie zapakowany, jeszcze nie musieliśmy używać ale przyjaciółce poleciłam i nawet kupiłam bo w górach ma daczę i zadziałał.
UsuńJasne dwie garście cegieł i pojechało. Tą jedynkę to sobie chyba kupiłeś na allegro. Mistrz!
OdpowiedzUsuńJak ją zdobyłem, to jeszcze nie było Allegro :)))
UsuńAle widoki. Przepięknie.
OdpowiedzUsuńCo do samochodu, można ująć krótko: takie uroki wycieczki w teren autem ;).
to prawda ale czasami gdzieś trzeba podjechać :)
Usuń