Wstałem nieco za późno. Kara musiał przyjść. Po ewidentnym wschodzie wielu rzeczy nie da się już zobaczyć tak jak wyglądały godzinę wcześniej. Bezkompromisowe światło słoneczne nawet przez chmury, których dziś nie brakowało, zabiera tajemnicę niedomówień, rozświetla drugie plany i w ogóle kaszani scenerię.
Wiedziałem, że będę musiał się bardziej postarać, by po pierwsze cokolwiek spotkać, po drugie, by to jakoś pokazać.
Ryzyk fizyk, jak powiadają pracownicy CERNU i udałem się na poszukiwani do starej części lasu.
Przy dzisiejszej sile wiatru (8m/s) spodziewałem się, że jelenie będą wolały widzieć dalej i wyjdą z nieustająco szeleszczących gęstników.
Nie pomyliłem się.
Co mnie jednak zaskoczyło, one mimo późnej pory wciąż spokojnie żerowały.
Wiatr totalnie mi sprzyjał.
Wszedłem praktycznie między członków stada. Można powiedzieć, że śniadałem razem z nimi.
One pobierały strawę materialną, a ja duchową.
To była pierwsza próba zdemaskowania mnie. Na szczęście nieudana mimo tego, że spojrzeliśmy sobie głęboko w źrenice :)
Licówka z dzieckiem.
Problem fotografa śniadającego z jeleniami podczas niezakłóconego żeru polega na tym,
że w 95%-tach czasu, zwierzęta mają opuszczone głowy. Gdy czują się pewnie, nie podnoszą ich niemal w ogóle.
Druga i wciąż nieudana próba zdemaskowania jakiegoś dziwnego człona stada.
Mam świadomość, że jako człowiek jestem dla nich ... hmmm ... jak Kraken wyłaniający się z otchłani w wybitnie krwiożerczych celach.
No tak, portrety to to nie są :)))
Młody byczuś.
W tym momencie opuściłem je i postanowiłem robić niemal 2 kilometry, obejść stado i wyjść u na przeciw w przewidzianym miejscu.
I wszystko się udało! Podszedłem je "od dzioba", niestety tym razem wiatr nie miał już tak łaskawego kierunku.
Zdrożony postanowiłem usiąść na oddalonym o kilka metrów pniaku. To był błąd.
Za szukanie mieszczańskich wygód zostałem ukarany natychmiast. Gdybym pozostał tam gdzie pierwotnie kucnąłem, stado dosłownie weszłoby na mnie.
Zdążyłem uwiecznić oko, które mnie pokonało!
Mam nadzieję, że też je widzicie :)))
Ja Cię zaczynam podejrzewać o wampiryzm, z tym Twoim światłowstrętem fotograficznym. A jelenie jak malowanie:)
OdpowiedzUsuńpoza tatarskimi, są we mnie geny ze Skandynawii, naprawdę nie przepadam za słońcem :)
UsuńWyjątkowe śniadanie!
OdpowiedzUsuńsmakowite ;)
UsuńNie ma chyba wspanialszego uczucia niż patrzeć na spokojne, zrelaksowane dzikie zwierzęta. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńz pewnością nie ma. To wielki prezent móc im towarzyszyć w takim momencie.
UsuńByło siedzieć na miejscu ... byłoby więcej zdjęć ... ;-)
OdpowiedzUsuńfakt, było ale wiesz, człowiek zawsze chce coś poprawić, polepszyć :)
UsuńJak dla mnie, śniadanie po królewsku...
OdpowiedzUsuńOstatnio stanęłam face to face z podobnym młodzieniaszkiem w pobliskim zagajniku, ale tylko na tzw. sekundę, przeżycie wspaniałe, nie do opisania :)
Zdjęcia jak zwykle the best :)
prawda, królewskie śniadanie w doborowym gronie :)
UsuńNiesamowite zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńnisko się kłaniam w podzięce za uznanie :)
Usuń