To nie był normalny dzień i nie było to normalne wyjście do lasu.
W pierwszej chwili zauważyłem lochy z młodymi w miejscu, w którym zrobienie dobrego zdjęcia nie wchodziło w grę.
Na dowód tego wykonałem co mogłem, czyli nie wiadomo co.
Jakiś czarny kołtun uwikłany w chabaziach po uszy i tyle.
Dziki szły jednak w moją stronę, więc usiadłem na ziemi i czekam.
Pierwsza locha wystawiła pysk w przewidzianym miejscu i już miałem nacisnąć na migawkę gdy dostała wiatr, który zakręcił - typowe na skrajach lasu.
Do sesji nie doszło.
Jestem uparty, postanowiłem je podejść.
Po raz kolejny udało mi się zgadnąć gdzie wyjdą, a było to ok. 800 metrów dalej.
Niestety źle obliczyłem tempo ich przemarszu. Dosłownie wszedłem prosto na nie.
Początkowo przestraszone lochy wskoczyły na skarpę, jednak pasiaki zostały tam gdzie je zastałem.
Znalazłem się między matkami, a ich dziećmi. Nie po raz pierwszy ale po raz pierwszy locha miała coś przeciw tej sytuacji.
Usłyszałem rumor w grabach na skarpie i ujrzałem spore kłębowisko sierści pędzące w moją stronę.
Dzieliły nas cztery metry, nie mogłem się nadziwić ile myśli może przelecieć człowiekowi przez głowę w tak krótkiej chwili.
Przede wszystkim przypomniałem sobie wszystkie teorie co robić gdy dzik szarżuje na ciebie.
Najbardziej głupia w zderzeniu z rzeczywistością wydała mi się teoria uskoczenia w ostatniej chwili.
Otóż locha szarżowała "zamiatając" pyskiem na lewo i prawo, a rozpiętość wahnięć przekraczała 1,5 metra! No way! Jaki uskok, w którym momencie i w którą stronę?!?
Wydałem głośne kszszsz kszszsz i rozpostarłem ramiona by zwiększyć swoją i tak nie małą objętość.
To zrobiłoby wrażenie chyba nawet na słoniu więc locha zatrzymała atak ... 30 cm przed piszczelami ... moimi w dodatku piszczelami.
Odbiła w lewo i niestety uderzyła w siatkę grodzenia uprawy!
Gdyby nie ta cholerna zasieka, pobiegłaby dalej ale rozjuszona i przerażona sytuacją i wymuszonym przedłużającym się moim towarzystwem, ponownie ruszyła na mnie.
Tym razem miałem powiedzmy 0,5 sekundy więcej czasu, odskoczyłem krok w tył, locha w tempie światła przebiegła metr od moich już raz ocalałych nóg i szerokim łukiem pogalopowała w stronę młodnika.
Żeby było jasne, do końca starałem się zrobić jej zdjęcie ale jak się domyślacie przyłożenie aparatu do oka nie wchodziło w grę, więc na czuja, niejako z biodra, wykonałem co mogłem.
Efekt ...
Ta ciemna plama w prawym górnym rogu to odbiegająca locha - pełny kadr!
Noooo, pomyślałem, niezły początek, aż jestem ciekaw co będzie dalej, tym bardziej, że druga locha nieprzerwanie sapała i fukała na skarpie, czyli jakieś 8 metrów ode mnie.
Ta na szczęście nie zdecydowała się na dołączenie do koleżanki-furiatki i gdy pasiaki dotarły do niej, odeszła.
Starałem się ją jeszcze podejść ale spiesznie odeszła do gęstej, liściastej części lasu.
Po tej przygodzie wykonałem sporo fajnych zdjęć, które nie zmieściły się w tej opowieści, opublikuję je w czwartek.
Teraz jednak pokażę przepiękne spotkanie z kawalerami "ćpającymi" jakieś astrowate zioła.
Zobaczcie jaki "nabadziany ziołem" :))))) Takiemu to dobrze ;)
One były na takim haju, że miałem wrażenie, iż biorę udział w czymś mocno niecodziennym :)
Ich skupienie na zawiązkach kwiatów tej rośliny, pozwalało mi na bezkarną obserwację.
Amok.
He he heee - koleżka zdaje się nie bardzo wie gdzie jest :))))
I tak bez końca.
Ale część kawalerskiego stada była w lesie i szła w moją stronę.
Spodziewałem się, że prędzej czy później, jeden z nich mnie namierzy i tak się stało.
Wtedy i moim bohaterom umysł nagle rozjaśniał.
Po chwili wszystkie już mnie namierzały.
Znalezienie mnie nie było wcale takie oczywiste, więc odeszły spokojnie pozostawiając mnie w pełnej satysfakcji.
Następnym razem jak ich nie będzie, oznaczę tę roślinę.
Wracając po jakimś czasie, ku mojemu kompletnemu już zaskoczeniu, wszedłem na wilczą norę.
Świeże tropy, w tym małe, muchy i zapach, świadczyły o tym, że jest czynna.
Wykonałem tylko to jedno zdjęcie i odszedłem najszybciej jak mogłem. Tonaż wykiprowanego piachu był niepojęty!
Ilość emocji tego dnia wystarczyłaby mi na miesiąc łażenia po lasach :)
A dzień zaczynał się tak normalnie ...
Nigdy nie wiadomo, co może nas spotkać każdego dnia, każdej godziny, czy minuty ... Zdjęcia jeleni niepowtarzalne. Ciekawe, co to za roślina?
OdpowiedzUsuńW sobotę tam pójdę i ja oznaczę. Obiecuję :) Sam jestem ciekaw!
UsuńA nie mógłbyś tak jak "porządni" ludzie siedzieć sobie spokojnie w jakimś bezpiecznym, zacisznym, korporacyjnym biurze, popijać kawkę z automatu, wertować papierki i klikać tabelki w excelu.....?
OdpowiedzUsuńmógłbym i rozpatrzę to ... po siedemdziesiątce :)))
UsuńIlość emocji faktycznie niesamowita! A w takich bliskich niezaplanowanych spotkaniach człowiek chyba najbardziej poznaje siebie, chociaż to oczywiście dosyć ryzykowna metoda.
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia naturalnie zachowujących się zwierzaków.
No a teraz wszyscy czekają na oznaczenie ziółka :)))
Masz rację, w skrajnych sytuacjach, jeżeli tą można tak nazwać, dowiadujemy się też czegoś o sobie.
UsuńSam jestem bardzo ciekaw co to za zioło. Z daleka wygląda na jakiś astorwaty, może przymiotno, może coś innego. Nie jestem botanikiem ale z ciekawości zrobię co mogę by to oznaczyć.
Nie zazdroszczę emocji, podziwiam że nie wróciłeś do domu, ale natura wynagrodziła Ci to. Piękne zdjęcie jelenia, który Cię namierzył.
OdpowiedzUsuńnie mogłem wrócić do domu, bo ja ... byłem w domu ;)
UsuńSzaleniec i tyle. A do tej nory to się będziesz zakradał? Sadzę że tu Kszzsz kszsz i rozkładanie rąków może nie wystarczyć.
OdpowiedzUsuńDo samej nory nie będę podchodził ale oczywiście nie z powodu strachu, bo go we mnie nie ma ale z powodu szacunku do ich spokoju. Nie chcę ich niepokoić, jak będzie mi dane je spotkać to spotkam bez podchodzenia do nory.
UsuńHah, niezły przypływ adrenaliny, co? :)) Miałem podobnie wiosną, w gęstym młodniku. Locha wyrosła mo nagle pod nosem, wyglądając spod świerka, a jej młode miałem po prawej. Po ostrzeżeniach głosowych (na których zwykle jednak się kończy ;) ) również włączyła szarżę. Tyle, że ja nie wpadłem na tak jakże oryginalny sposób, (podpatrzony w przyrodzie), a najzwyczajniej rzuciłem się za pieńki młodych sosenek. Locha wtedy trochę może zdziwiona moim nagłym zniknięciem z drogi, zatrzymała się na ułamek sekundy, zagarnęła dzieciaki i tyle ją widziałem. Na szczęście również obyło się szczęśliwie. Mimo tego nadal dzików się nie boję, szanowałem je od zawsze... Co do tego planu na odstraszenie, to gratuluję w ogóle takiego pomysłu. Doprawdy, nie mam pojęcia, jak można wpaść na taki pomysł w takiej chwili :))) Ja to bym od razu automatycznie leżał na glebie kilka metrów dalej :))
OdpowiedzUsuńPowiększanie swojej "wielkości" jest naturalną reakcją zwierząt na zagrożenie. Stroszą sierść, wspinają się, prostują kończyny. Jako pół-zwierzę nie mogłem wpaść na żaden inny pomysł ;)
UsuńA naćpane jelenie - urocze! ;) Czekam na oznaczenie zioła. Ciekawe co to... musi być mocne skoro działa na takie byki ;)
OdpowiedzUsuńoznaczę, obiecuję!
UsuńKrótko mówiąc: - Przygoda co się zowie.
OdpowiedzUsuńołjee :)
UsuńNo, panie! to spotkanie mogło źle się skończyć, wyobrażam sobie, jakie emocje, a już zupełnie nie wyobrażam sobie siebie w podobnej sytuacji:-) jelenie cudne z tymi zamszowymi porożami; ostatnio naszłam na bociana w wysokiej trawie, wydał tylko dziwny pisk, jak orlik, inaczej nie mógł, bo trzymał jakąś gadzinę w dziobie, jakby kłapnął nim, to zwiałaby mu:-) niezłe ziółka macie na Warmii, ciekawe, co to? pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń:))) oj ziółka to tu mamy ... niezłe ;) oznaczę, opiszę - obiecuję! :)
UsuńTakie emocje z rana, szok! Locha ze swej strony zachowała się bardzo bohatersko i w ogóle, ale mam nadzieję że ona, jak i jej koleżanki już nigdy nie spróbują robić czegoś podobnego ;). Inaczej podpadną ostatniej osobie, która mogłaby je skrzywdzić. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńno właśnie i weź i im to jakoś wytłumacz :) Ja zawsze gdy fukają na mnie, mówię do nich - kochana, spokojnie, nic od ciebie nie chcę i takie tam różne :))))
UsuńDopiero teraz dojrzałem aby coś sensownego (mam nadzieję) wpisać ... i po twojej reakcji na szarże lochy nasuwa mi się tylko jedno skojarzenie a mianowicie słowa naszego szamana morskiego ... cicho matka morze ... :-)
OdpowiedzUsuń:))))))))))))))))) Maciek, to niezwykle sensowny i pożądany komentarz :))))))))))
UsuńOoj Panie, w końcuś się doigrał prawie...samotnie tętnicy udowej nie skleisz...
OdpowiedzUsuńsądzisz, że ja zawieram w sobie coś takiego jak tętnice??? To by przecież oznaczało, że mam też ... serce :)))
Usuń