Człowiek zbudowany jest z różnych składników, a w śród nich znajduje się m.in. imperatyw kategoryczny.
Nie wiem do końca co to takiego ale jestem pewny, że to to świństwo właśnie dziś wygnało mnie do lasu.
Skąd wiem?
To proste, mając na względzie dzisiejszą pogodę, sam nie wymyśliłbym wyjścia do lasu, więc to musiał być ON - ten imperatyw!
Krótko mówiąc chciał nie chciał, z mocniejszym akcentem na nie chciał, ale pojechałem.
Nic ale to nic nie układało się jak powinno.
Imperatyw wypychał mnie z domu w takim tempie, że nie zabrałem kurtki p-deszcz.
Na miejscu, już w lesie, okazało się, że w aucie nie było też czapki!
To był od lat pierwszy jej, tej czapki niebyt w aucie, więc przyznacie mogłem odczuć coś na kształt zaskoczenia i rozczarowania w jednym. I odczułem!
Taki qźwa emocjonalny head and schoulders.
Najwyraźniej imperatywami w naszych głowach zarządzają jakieś żyjące w mózgach mikroby.
Pchały mnie w ulewę, bo wiedziały, że przykryte mózgoczaszką nie zmokną!
Raczej nie liczyłem się zbytnio w tej układance.
W lekkiej przemakalnej bluzie, bez czapki brnąłem w głąb lasu.
Niespecjalnie mogłem liczyć na jakieś brawurowe obserwacje. Zwierzyna pochowana, pyskami w stronę pni drzew stała gdzieś w matecznikach.
Niezbyt elegancka byłaby próba ich szukania, więc rzeźbiłem z tego co natura dała i co sam w danej sytuacji wykreowałem.
Zresztą tam sam ... pewnie o tym też stanowią "memy" - małe ustrojstwa w naszych mózgach!
Las strefy umiarkowanej dziś niewiele się różnił od tropikalnego w porze deszczowej :)
Gdzieś między sosnowymi gałązkami znalazłem tę bidulę. Z tymi podkulonymi łapkami, przykryta zmoczonym ogonem, jawiła się jako książkowy obraz nędzy i rezygnacji.
Od tej pory wiedziałem, że nie tylko ja mam dziś ... przechlapane ... jakkolwiek to brzmi :)
Gęste strugi deszczu stworzyły arcyciekawy raster. Nie mogłem go nie wykorzystać.
Powstawały dziś obrazy jakby drukowane na blasze i przecierane gruboziarnistym ścierniakiem.
To też w strugach deszczu bawiłem się niestrudzenie.
W zasadzie mając na uwadze, że nie było już na mnie ani jednej suchej nitki, było mi wszystko jedno.
Aparat mam wodoszczelny, deszcz na szczęście był naprawdę ciepły, więc dramatu nie było, a tematy do zdjęć rodziły się same.
Eksperymentowałem ile wlezie!
To zdjęcie bardzo mnie zaskoczyło i ucieszyło.
Ustawiacie ręcznie ostrość na blisko, celujecie w odległą ciemną plamę i delikatnie panoramując w układzie wertykalnym uwalniacie migawkę przy 1/100 sekundy.
Proste jak pamiętanie, że w deszczową pogodę zabiera się ubrania p-deszczowe ...
Powstawały kolejne grafiki, ale moja cierpliwość do pogody kończyła się ...
Sosnowe igły zdawały się zbierać perły wody jakby na zapas.
Taka Warmia ...
Podziwiam determinację, prawdziwy hardcor.:) I tylko ptaki zadowolone...
OdpowiedzUsuńmyślę, że cała przyroda się cieszy :)
UsuńImperatyw imperatywem, ale zdjęcia jak malowane...
OdpowiedzUsuńA na podium staje dziś wiewiórka! :)))
cieszę się bardzo, choć moje wybory są nieco inne :)
UsuńJestem zauroczona zdjęciami. Przypomniałeś mi dzieciństwo, gdy podczas ulewy biegaliśmy po podwórzu w samych majtkach. Jako dorosła osoba przeżyłam podobną przygodę gdy zdobywaliśmy Śnieżnik. Cieniutkie pelerynki nie zdały egzaminu. Były tylko niepotrzebnym balastem. Szkoda, że wtedy nie było wodoodpornych aparatów fotograficznych. Twoja opowieść jest niezwykle terapeutyczna. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że ten akurat pobyt w lesie też był terapeutyczny i zapamiętam go dłużej i lepiej niż wiele innych wyjść. Takie przemoczenie ma jakiś aspekt oczyszczający. :)
UsuńWidzę, że mamy podobną pogodę. A ja wczoraj albo i przedwczoraj zastanawiałam się jak sobie radzą leśne zwierzęta w takie deszczowe dni? :) Wiewiórka przesłodka ale ona ma chociaż dziuplę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :) Życzę zdrowia bo takie słabe ubranie może zakończyć się przeziębieniem :)
dziękuję, po takim komentarzu z życzeniami zdrowia, robi się człowiekowi cieplej i choroba nie ma szans ::)
UsuńZdjęcia w deszczu genialne. Penie zmokłeś. Teraz tylko ciepły napój i witaminę C abyś się nie pochorował.
OdpowiedzUsuńPodobają się mi te krople deszczu.
serdeczności sikoreczko. :) na szczęście nie przeziębiam się, taki fart :)
UsuńDobrze, że padało, przyrodzie się to bardzo przydało, po takiej suszy ;)
OdpowiedzUsuńprawda.
Usuńimperatyw kategoryczny ... trzeba uczyć się od najlepszych ... :-)
OdpowiedzUsuńdaj spokój, człowiek się przejęzyczy i zaraz tam ... :)
UsuńMały survival w warmińskich lasach:-) na i zlazło to od Was z góry do nas na dół, leje cięgiem, zaraza zżarła ogórki, a w krótkich przerwach młode bocianki suszą skrzydła; jedyną pociechą dla mnie orlik za oknem, który spływa z wysokiego modrzewia w dolinę, tak że widać rysunek piór na grzbiecie, ale i on po chwili wraca na punkt obserwacyjny:-) pozdrawiam z krainy deszczowej.
OdpowiedzUsuńMaria, jak Ty pięknie mieszkasz, chyba wpadnę kiedyś na kawę ;)
UsuńTaki deszcz lubię, ale tylko wtedy, jak trwa krótko. Eksperymenty fotograficzne - świetne! Niepozorne krople mogą stworzyć naprawdę fajne obrazy.
OdpowiedzUsuńtak właśnie uznałem, że skoro już się tam znalazłem, to poeksperymentuję :)
Usuń