Postanowiłem czas dzisiejszego zachodu słońca spędzić na wale nadrzecznym pobliskiej Łyny.
Okolica przedmiejska, piękna, nad wyraz spokojna i dzika, jak na tą bliskość Olsztyna. Wszędzie ślady działalności architektów nadbrzeżnych, czyli bobrów. W ogromnych łachach trzcin buszują jeleniowate. Wiosna w pełni, kwitnące bazie, śpiew szpaków, cuda Panie, cudeńka.
Na spacer zabrałem mojego ukochanego psa rasy Kopov, czyli słowackiego gończego.
Nie mogę powiedzieć, że okazał się niezbędny w cichym podchodzie, mogę natomiast powiedzieć, że wręcz odrwotnie - bez niego byłoby mi znacznie lżej cokolwiek podejść :) Mimo jego dynamicznej obecności coś jednak udało się utrwalić.
Zobaczcie ile fajnych rzeczy może się wydarzyć w krótkim czasie. Nad rzeką spędziłem wieczorne 1,5 godziny.
Żurawie zaskoczyły mnie cichym przelotem tuż nade mną ... piękne ptaki.
Podoba mi się malarska dynamika tego zdjęcia, więc pokazuję mimo dyskusyjnej jakości :)
Sama rzeka i jej bezpośrednia okolica jest niezwykle fotogeniczna ...
... a dla mojego towarzysza to raj na ziemi!
Ładnie , ładnie , bardzo ładnie , podoba mi się to , siedzę sobie w domu i jednocześnie jestem tam z Tobą , prosimy o więcej !
OdpowiedzUsuńŚwiatło nr. 5 podoba mi się najbardziej, jakość w tym przypadku conajmniej drugoplanowa a poza tym właściwie bez zastrzeżen. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńSwiatlo na 5-ym zdjeciu rowniez mi sie podoba. Wlasciwie to jest cudne
OdpowiedzUsuńKiedyś napisałem na swoim blogu, że nie doceniam tego, co mam pod samym nosem. Ty doceniasz i, jak widać na zdjęciach,przyroda Cię za to wynagradza. Stawiam na krzyżówkę!
OdpowiedzUsuńPiekne :) to co najpiekniejsze jest na wyciągniecie reki !
OdpowiedzUsuń