niedziela, 9 marca 2014
Cudowny dzień.
Nie mogłem się zdecydować, co pokazać, czy tylko historię o lisie, który porwał mi przynętę na kruki, które miały być dziś moim celem, czy o jeleniach, które przebiegły mi leśną drogę zupełnie niespodziewanie. A może o żurawiach, które przeleciały 4 metry przede mną, gdy siedziałem w kryjówce ... Trudno wybrać wątek. Opowiem zatem kolejno jak było. Dzień zaczął się niespodziewanym szronem. Mroźny i słoneczny poranek dostarczył wielu estetycznych wrażeń, a ja natychmiast uznałem, że otrzymałem pełne wynagrodzenie za wczesną pobudkę.
Spójrzcie i sami oceńcie.
Chwilę później zakradłem się do pierwszej zasiadki. Wyłożyłem nieco kości i spokojnie ukryty pod świerkiem, czekałem na kruczy zwiad. Po godzinie siedzenia, poranne -3 stopnie dały mi się we znaki. Zimno. Po kolejnej godzinie ... nic. Wykaraskałem się spod drzewa i poszedłem na kolejną miejscówkę. Po drodze spotkałem pasące się na leśnej polanie sarenki.
Na czworaka podkradłem się najbliżej jak mogłem. Teren był otwarty, na szczęście wiatr mi sprzyjał.
Zdjęć zrobiłem sporo, ale pokażę tylko tego uroczego koziołka.
W dalszej drodze nade mną zakołował myszołów. Rozpoczęły się loty godowe. Kocham ten gatunek, więc z przyjemnością pokażę to co udało mi się ująć z głębi lasu.
Po godzinie intensywnego marszu dotarłem na miejsce. Wyłożyłem następny gnat. Słyszałem nad sobą kruki, byłem niemal pewny, że tym razem zasiadka będzie skuteczna. Bardzo się zdziwiłem, ale od strony lasu ... przybiegł lis. W pierwszej chwili przeszedł obok zanęty obojętnie, chociaż widziałem, że "zanotował" jej obecność. Byłem pewny, że za 2-3 godziny przyjdzie po nią. Przyszedł po niecałych 2 godzinach ... zanęta zniknęła.
Dotarło do mnie, że sesja z krukami właśnie została odwołana. No cóż, bywa i tak. Nie chciałem płoszyć liska, chociaż wiedziałem, że zwędzi mi przynętę. Pomyślałem, niech ma, dostarczył mi sporo frajdy mocując się z za dużym kawałem kości. Zasłużył na posiłek. Ale nie opowiedziałem historii, która miała miejsce w trakcie tej zasiadki ... siedzę zamaskowany pod świerkiem, a tu nadchodzi miłośnik przyrody, czytaj zbieracz poroży. Zatrzymał się 2 metry ode mnie! Nie wiedziałem co mam zrobić. Jak się odezwę - zawał! Jak się nie odezwę i mnie zobaczy - zawał! Co robić?!? Postanowiłem skulić się najmocniej jak umiałem i liczyć na to, że przejdzie i mnie nie zauważy. Ruszył. W najgorszym momencie dzielił nas 1 metr!!! Całe szczęście rozglądał się po polanie, bo jakby spojrzał w stronę drzewa, to albo miałby pełno w gaciach, albo byłby to Jego ostatni widok ... o rany. Gdy odszedł, nie ruszałem się jeszcze przez dobre 5 minut. Co za sytuacja! 20 minut po jego odejściu żurawie przeleciały 4 metry przede mną.
Niestety nie zdążyłem zrobić jakiegoś powalającego zdjęcia - gałęzie! Jedynie to z lasem w tle, gdy były już nieco dalej ode mnie.
W drodze powrotnej udało mi się jednak zrobić kilka zdjęć tym pięknym ptakom.
Na pożegnanie nad głową przeleciał piękny klucz gęsi i ... jakiś inny dziwny ptak :)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Super reportaż o lisie! Jednak zasiadka, cierpliwość i smakowity kręgosłup (przepraszam, ale jeszcze nic dzisiaj nie jadłem), to chyba najlepsza metoda na tak przebiegłe zwierzaki. Za trzy tygodnie wpraszam się na czaty!
OdpowiedzUsuńWojtek, masz to obiecane, czekam z niecierpliwością by pokazać Ci te tereny. Nie twierdzę, że pokochasz to jak Biebrzę, to niemożliwe, ale z pewnością bardzo polubisz! :)
OdpowiedzUsuńAleż ten lis wspaniały, zazdroszczę, poluję już od dawna i nie mam szczęścia.
OdpowiedzUsuńto i dla mnie była niespodzianka, zjawił się tak nagle.
Usuń