Dziś znalazłem się w lesie o godzinie 6.20 czyli nieco spóźniony. Słońce już wyraźnie pracowało nad całkowitą dominacją. Szczęśliwie zdążyłem jeszcze utrwalić jedno piękne zjawisko - stawek i jego okolica w porannych oparach. Gdzieś w tej zadymce biegnie po polu zając. Nie widzicie go na zdjęciu i ja również dostrzegłem go tylko dlatego, że sadził susy, by czym prędzej opuścić coraz bardziej oświetloną arenę.
Ten widok natychmiast nastroił mnie na właściwą nutę. Jak mówi pokolenie mojego syna - wbiłem w las! Ledwo pokonałem pierwszy zagajnik - sarenki. Spokojnie przyjmowały poranny posiłek.
Postanowiłem ich nie podchodzić, widok był sielnakowy i nie chciałem tego popsuć.
Opuściłem towarzystwo, ale na nagrodę nie musiałem długo czekać. Gdy tylko pokonałem pierwszy kilometr pięknego sosnowo-świerkowego lasu, napotkałem kolejną ślicznotkę. Niczego nie podejrzewająca, była bardzo skupiona na wybieraniu co lepszych kąsków z leśnego podszytu.
Tej "panienki" nie udało mi się nie spłoszyć, ponieważ nasze drogi przecinały się, a bezszelestne przejście po suchej ściółce było niemożliwe.
Pomijając ten fakt, zaczynało mi się spieszyć na zasiadkę. Kruki już od godziny głosiły swój apetyt.
Zanim jednak dobrniemy do zasiadki, jest jeszcze jedno zdjęcie, na które zwracam szczególną uwagę.
Nie powinienem tego mówić o własnej pracy, ale ażur tych gałązek z tą perełką w środku - wybaczcie, ale bardzo mi się to zdjęcie podoba :)
Po ponad godzinie spaceru, znalazłem się na miejscu zasiadki. Jak już kiedyś wspominałem, zgodnie ze swoim zwyczajem, tym razem również chadzałem sobie po lesie z indyczyną, konkretnie z ichnimi sercami. Nie wiem jak to się stało, ale najwyraźniej z ich nadmiaru, część wypadła mi na ziemię :)
Nie podejmuję "upadłego jedzenia", więc usiadłem nieopodal i obserwowałem, komu nie będzie przeszkadzało jedzenie "z ziemi". Szanując jednak należny zwierzęciu spokój w trakcie posiłku, ukryłem się za gałęziami świerka. W końcu zwierzę też człowiek, zjeść musi w spokoju. No i przyszedł czas by wyjaśnić dziwny tytuł posta. Otóż siedzę sobie cichuteńko, w zasadzie się nie poruszam, bo nade mną krąży myszołów. Nie ukrywam, że głaskany porannym słońcem, lekko przysypiam, a tu o Święta Madonno, niemal zamachując się na moje życie, na mojej głowie usiadła sikora. I to z niespodziewaną dynamiką! Jak ona mnie znalazła pod tym drzewem? Między mną a gałęziami nie ma zbyt wiele miejsca ... szok! Zaskoczony sytuacją, zdążyłem się tylko ucieszyć, że to nie ... czapla na przykład :) Ale wracając do tematu - kruki długo nie kazały na siebie czekać. Leśny patrol sanitarny wylądował już po godzinie.
Bardzo się zdziwiłem, ale te czarne żarłoki nie podjęły wszystkiego. Rozumiem, że następnym razem, mam przygotować obrusik i zastawę, Jaśnie Państwo jak widać, z ziemi nie jada!
Mimo, że czułem już wszystkie kości, postanowiłem pozostać w kryjówce. Ciekawiło mnie, co jeszcze się wydarzy. I jakież było moje zdumienie, gdy zza ściany lasu, cichuteńko wyszły dwa żurawie. Konkretyzując, żeby nie było, Pani i Pan Żurawiowie, bo najwyraźniej byli już parą.
To zawsze uczta dla oka. Piękne, dostojne, dumne.
Mimo wszystko umęczyłem się tym "forśniadarstwem", tym bardziej, że np. fordancerom się płaci, a tu, ja jeszcze stawiam - zgroza! Ruszyłem w powolny powrót. Ponieważ dzięcioł pracował wprawdzie po zacienionej stronie brzozy, ale stosunkowo nisko, "cyknąłem" jeszcze ok. 50 - ciu fotek. Dwie z nich pokazuję na odchodne:) Zobaczymy co wydarzy się jutro.
No, zacne towarzystwo przybyło na posiłek :-) A na deser sikoreczka! Tylko pozazdrościć :-)
OdpowiedzUsuńA zdjęcie z sikorką, rzeczywiście, urocze!
Cieszę się, Pani Ewo, że akurat to zdjęcie się Pani podoba. Dziękuję za komentarz:)
UsuńHej witaj milo czyta sie te twoje lesne opowiesci, naprawde,kiedy je czytam to tak jak bym byla w lesie i na wlasne oczy widziala to wszystko, super
OdpowiedzUsuńnadrabiam zaleglosci po mojej czarnej dziurze weekendowej. Teraz rozumiem co sie stalo. bardzo mi sie podoba ze twoja opowiesc jest w odcinkach i po kazdej czesci jest zdjecie. Bardzo mi sie podobaja zdjecie z mglami, moze dlatego ze je uwielbiam.
OdpowiedzUsuń