niedziela, 27 kwietnia 2014

mam co chciałem!

Wczoraj, po porannych 14-u kilometrach wzdłuż Łyny wróciłem z odczuciem pewnego niedosytu.
Popołudnie zrobiło się pochmurne, padał deszcz, więc uznałem, że to idealne światło do pracy z krukami. Gdyby naszła Was ochota na fotografowanie kruków, odradzam słoneczną pogodę. Są tak połyskliwie czarne, że pióra odbijają światło jak lustro. Ciężko więc zrobić dobre zdjęcia krukom w pełnym słońcu. Korzystając zatem z zachmurzenia, udałem się do czatowni. Rzuciłem kawałek atraktora i zasiadłem w kryjówce. Ponieważ nauczyłem się "po kruczemu" głosić padlinę, postarałem się najlepiej jak umiałem. Czterokrotne krrrak, krrrak, krrrak, krrrak, pauza, powtórka i tak łącznie cztery razy. Ważna jest odpowiednia intonacja. Udało się! Po chwili usłyszałem zwiadowcę. Powtórzył komunikat. Już nie musiałem robić nic więcej, ich głos jest niesamowicie donośny. Bieliki słyszą kruki z odległości wielu kilometrów.  Po półgodzinnej obserwacji terenu - usiadł! Mam Cię, pomyślałem. Kruki w lesie to nie lada cwaniaki, najbardziej płochliwe i czujne stworzenia. Udało mi się wykonać sporo zdjęć, z których jestem zadowolony. Spójrzcie na pierwszym zdjęciu, jaki to dostojny jegomość. Uwielbiam je. Las bez kruków byłby nie do zniesienia.








Ale to było wczoraj, a dziś o 6-ej rano w deszczu wyruszyłem w teren, a jakże, do Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej. Wiecie, nie jestem z tych tzw. ekologów "od przywiązywania się do drzew", ale gdyby coś miało stać się temu kompleksowi leśnemu to przywiązałbym się do wszystkich jego drzew naraz! To miejsce mnie odurza, a gdy przemierzam samotnie puszczańskie ostępy, mój organizm produkuje taką ilość endorfin, że podłączony do tysiąca osób pogrążonych w depresji, uszczęśliwiłbym ich w sekundę. Dzisiejszy podeszczowy poranek był magiczny, pachnący, wilgotny i tajemniczy. Las parował, pachniał i rósł jednocześnie.
Po około 2 kilometrach podszedłem "gomułę", czyli jelenia po zrzucie poroża. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że jest tym faktem nieco zmieszany i zawstydzony. Trzymał się z dala od chmary, jakby ukrywając swoją bezbronną i pozbawioną majestatu głowę. Paradoksalnie, jakby na potwierdzenie tej tezy, na zdjęciu również chowa głowę za krzakiem :)





Śródleśne jeziorka nie grzeszą obfitością fauny. Ptaków jak na lekarstwo, więc cieszyło mnie to co zastałem. Nawet krzyżówka jest prezentem na takim "bezptasiu". Poniżej pokazuję trzy etapy startu z wody :)





Wianuszek liści nadbrzeżnego krzewu wokół pary gągołów uczynił to zdjęcie laurkowym :)




Kilka kadrów typowych dla biotopu Puszczy - stare powalone drzewa, których rola dla lasu, jak powiadają leśnicy, jest większa po śmierci niż za życia. W tym przypadku powalone dęby.



Po opuszczeniu okolic jeziora natknąłem się na żerującego żurawia. Chyba zupełnie nie był przygotowany na towarzystwo, bo nawet nie zauważył, gdy stał się bohaterem sesji fotograficznej.
Rozbawiły mnie jego długie susy, które sadził przechadzając sie po urokliwej polanie. Po chwili strząsnął z piór resztki kropel deszczu i nastroszył się niczym indyk :)





Dwieście metrów dalej udało się sfotografować pełzacza leśnego. Jednego z trzech, obok kowalika i pełzacza ogrodowego, ptaszków poruszających się po drzewie głową do dołu. Tu w klasycznym kierunku. Zdjęcie o tyle ciekawe, że udało się uchwycić moment spadającej kory, którą w oka mgnieniu oddłubał dzióbkiem.


Po pokonaniu ok. dziesięciu kilometrów podszedłem chmarę jeleni. Zobaczcie jak czujnie trzeba się rozglądać, zanim ją zauważyłem, już byłem obserwowany - standard.



Nie mogłem się powstrzymać przed zrobieniem takich zdjęć, słońce przedzierające się przez chmury, cudownie eksponowało strukturę i świeżość młodych liści.



No i na koniec zdjęcie, które ciężko było zrobić w tych warunkach - startująca ... chyba zięba. Nie jestem pewny, bo ptaszka widziałem wyłącznie w wizjerze aparatu i wnioskuję raczej po głosie niż wyglądzie. Siedział pod światło, nie było widać kolorów. Raczej zięba :)


Dzień zaliczam do wyjątkowo udanych. Mnóstwo obserwacji, sporo zdjęć. Niestety mogę pokazać tylko nieliczne, ale i tak w tej opowieści jest ich sporo.

sobota, 26 kwietnia 2014

wszystko mija tak szybko ...

Wiosna też, niestety. A ponieważ wiosenny las jest wyjątkowo lekki, ażurowy, prześwietlny i świeży, postanawiam poświęcić mu (temu lasu jak powiadają) kolejny post.
Post się sam z siebie nie bierze, ktoś musi rano się zerwać z wyrka, zrobić zdjęcia i jeszcze opisać ... tym razem padło na mnie. Wybrałem się w teren, w którym nie byłem 25 lat! Północne obrzeża Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej. Do lasu wchodziłem od strony Rusi, a dotarłem 4 kilometry za leśniczówką w Sójce. Niesamowite starodrzewia, w zasadzie bór. Momentami człowiek ma wrażenie, że to las pierwotny. Takich sosen i świerków można dziś szukać ze świecą. Tym samym bywają odcinki "ponure" w swoim nastroju, ciemne i ciężkawe, nawet jak na wiosnę. Wszędzie ślady dzików, niestety nie mam ostatnio do nich szczęścia. Po zrobieniu ok. 6 km. usiadłem na złamanym drzewie na skraju polany. Siedziałem ok. 30 minut, wtem słyszę za sobą delikatne stąpanie. Pomalutku odwracam głowę ... nie mogę uwierzyć, w odległości 4 metrów, zdaje się na wyciągnięcie ręki, stoi zdumiony lis i patrzymy tak sobie w oczy. Sytuacja trwa już kilkanaście sekund, a ja drugą ręką powolutku sięgam po odłożony wcześniej aparat. Niestety ... czmychnął - lis oczywiście, nie aparat!
Piękne spotkanie, niestety bez zdjęcia pamiątkowego i autografów, ale lis był przecudny!
Za moment, czyli po południu, wychodzę na zasiadkę do czatowni, ale póki co przeżyjcie ten wiosenny poranek ze mną w wyjątkowym lesie. Niespodzianką niech będzie gniazdująca samica żurawia, którą schodząc nad śródleśne bagno, podszedłem niechcący i mimo woli. Zrobiłem dwa zdjęcia i najciszej jak mogłem, absolutnie jej nie płosząc wycofałem się. Później, ku mojemu kolejnemu zdziwieniu, spotkałem dwa żurawie żerujące w środku lasu!
Nie pomyślałbym, że to w ogóle możliwe. Usiadły między gęsto rosnącymi drzewami. Ciekawe.
Po drodze zrobiłem kilka innych impresji, w tym korę brzozy i pień stojącego ale martwego ogromnego modrzewia. Aaaaa ... jeszcze ten samolot! Tysiące hektarów lasu, ja gdzieś zupełnie w środku tego kompleksu, nad lasem nisko leci samolot, niemal dotykając kołami koron sosen. Ile trzeba mieć szczęścia, żeby przeleciał dokładnie, co do metra nad moją głową ?!? Szok!
Do jutra:)

















piątek, 25 kwietnia 2014

oblicza lasu

Piątkowe popołudnie. Ludziska zwykle w ten dzień robią to, co lubią najbardziej i na co czekają cały tydzień. Ja również, więc zapewne ku Waszemu zaskoczeniu, wyskoczyłem do lasu. ;)
Dziś, ze względu na zmęczenie ciężkim tygodniem, postanowiłem nie napinać się na super podchód czy coś ...
Po prostu poszedłem do lasu i zrobiłem kilka impresji, by pokazać, że las o tej porze roku potrafi być niepowtarzalny w swoim uroku. Zachodzące słońce rysuje tak ciepło, że momentami, na młodych listkach brzóz, pojawiają się kolory typowe raczej dla jesieni. Miałem fajne obserwacje, ale nie dbałem tym razem o podchodzenie zwierząt. Najbardziej rozbawił mnie lis, który z taką pewnością wyskoczył na polanę, że prawie odbił się od moich nóg. Ja w tym czasie stałem nieruchomo fotografując koziołka, który nałożył pierwsze swoje parostki, które są jeszcze niewytarte, w scypule. Lis naprawdę się przestraszył, biedula. Było mi go szkoda. Aż uszy położył po sobie na mój widok. Wszystko tak mnie zaskoczyło, że patrząc zachwycony na rudzielca, zapomniałem w ogóle o zdjęciach. Nie mam go - szkoda. Spotkanych chwilę później jeleni również nie zdążyłem sfotografować. Zanim się ułożyłem do zdjęcia czmychnęły w gęstwinę młodnika. Zresztą i tak było już zbyt ciemno na udane zdjęcia. Mam jednak nadzieję, że kolorystyka i prawdziwość tych kadrów przypadnie Wam do gustu. Zapraszam do najprawdziwszego lasu! Dzisiejsze zdjęcia powstały w mojej ukochanej Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej. Pozostałem głęboko w lesie aż do ciemności. Na śródleśnej polanie czekałem na dziki - nie udało się. Ale było pięknie i warto było zostać do zmroku. Niesamowita aura odchodzącego dnia. Dźwięki ptaków oraz poszczekiwanie  młodego koziołka były dopełnieniem wieczornego spektaklu. To dobry prognostyk, przed jutrzejszym świtem.














środa, 23 kwietnia 2014

chichot losu czy lasu?

Maskowanie, skradanie, cichy podchód, zasiadki, zarwane noce, czego to ja nie robię, by ilość ciekawych obserwacji w lesie była istotna. Robię wiele, wkładam w to mnóstwo wysiłku i bardzo się staram. Poprzedni post był jednak świadectwem, że w lesie nie tylko chęci się liczą.
Wczoraj dla odmiany poszedłem z żoną i psem (na smyczy!), na typowy rodzinny spacer po lesie. Oznacza to, że przemieszczaliśmy się wyłącznie leśnymi drogami, w normalnych ubraniach, bez skradania i "przyczajek".
Jedyne odstępstwo od klasycznego rodzinnego spaceru to fakt, że rozmawialiśmy szeptem. Pies szczęśliwie w lesie zachowuje się jak na rasę myśliwską przystało - przyzwoicie, jest czujny i nie czyni bezpodstawnego zamieszania.
Już po chwili, z mijanego młodnika, hałaśliwie i bez kompromisu ruszyła wataha dzików. Były od nas o 8-10 metrów. Nie udało się ich w tej gęstwie sfotografować, ale przygoda "fonicznie" była wyśmienita.
Gdy 20 minut później weszliśmy na leśną polanę, przeleciał bezpośrednio nad nami, żuraw. Był tak nisko, że momentami nie mieścił się w kadrze!




Spacer był uprzyjemniany piękną pogodą, ciepłym, wiosennym, światłem mocno popołudniowego słońca i miłym towarzystwem ptaków oraz wiewiórki.




Najbardziej zaskakujące było spotkanie z ... jeleniami w klasycznym starodrzewiu sosnowym.
Nie ma wprawdzie wątpliwości, że gdybym był sam, a szczególnie bez psa, podszedłbym je znacznie ciekawiej i zdjęcia byłyby lepsze, ale spotkanie zaliczone! Jelenie to zawsze pyszna nagroda za właściwe zachowanie w lesie.



Z nóg jednak najbardziej ścięło mnie podejście Orlika Krzykliwego! Tym razem bez czatowni, zanęty i tym podobnych pomagaczy. To zupełnie co innego podejść drapieżnika w jego środowisku, a zwabić go. Mam z tego powodu ogromną satysfakcję mimo faktu, że zdjęcia z zasiadki zawierają więcej szczegółów z tytułu mniejszej odległości. Ale to zupełnie inny rodzaj satysfakcji - wiecie o co cchodzi :)



To jest właśnie prawdziwy chichot lasu, że w trakcie zwykłego rodzinnego spaceru zrobiłem zdjęcia, na które niejednokrotnie musiałem bardzo ciężko zapracować. Jak w życiu, jak w życiu ...