czwartek, 30 kwietnia 2015

naprawdę nie chciałem!

Skończyłem pracę o 16.00 i godzinę później już zbliżałem się do Stawigudy. To moje miejsce pośrednie, tu Panie ekspedientki w sklepie typu delikatesy, czyli coś jakby stawigudzki hipermarket, wiedzą po co przychodzę. Ledwo podszedłem do lady w dziale ... przepraszam "na dziale" mięsnym, a Pani mówi "porcji rosołowych nie ma!" Uśmiechnąłem się, bo gdyby mi mowę odjęło, najważniejsze sprawunki umiałbym załatwić. Wziąłem jakieś kości i wątrobę. Niestety w tej czatowni nie byłem od miesiąca, więc to co zastałem nieco mnie rozczarowało. Gałęzie wyschły na popiół, igliwie opadło, więc podstawowe funkcje skrytki szlag trafił. Mimo wszystko wyłożyłem zanętę. Wejście do czatowni skończyło się małą katastrofą. Za mój spocony kołnierz wleciało około miliona suchych igiełek przyklejając się do ciała. Taki mały "dizaster". Miałem co robić przez najbliższą godzinę.
Niestety ze względu na zachmurzenie, szybko zrobiło sie szaro, uznałem, że nie ma co dłużej siedzieć. I to był błąd, bowiem, gdy tylko opuściłem miejscówkę, zauważyłem lisa, który szedł w stronę czatowni. Pech. Z lasu wychodziłem absolutnie niespiesznie kontemplując śpiew ptaków i napawając się zapadającym zmierzchem. Na skraju lasu zauważyłem sarenkę i na odchodne postanowiłem ją podejść. Jakież było moje zdziwienie, gdy między mną, a sarenką ujrzałem łanię z cielakiem.  Naprawdę nie chciałem spotkać jeleni!!! Nie chciałem ich już fotografować ... naprawdę nie chciałem! Mimo mroku, wykorzystałem możliwości mojego aparatu i zrobiłem sporo zdjęć. Dziś pokażę jednak tylko to jedno. Dlatego, że bardzo mi się podoba efekt jaki dało panoramowanie biegnącej łani. Pysk, mimo tego, że jest robiony w ruchu i w bardzo ograniczonej ilości światła, wyszedł ostro, a reszta ciała dynamicznie. Lepiej bym tego sam nie wymyślił :) Pomijając stronę techniczną zdjęcia, podoba mi się klimat wieczoru, ograniczona ilość informacji i fakt, że zdjęcie jest dwugatunkowe. Nie gniewajcie się, że sam tyle mówię o własnym zdjęciu, to mało skromne i zupełnie nieeleganckie, ale staram się wyjaśnić przyczynę zamieszczenia tylko tego jednego zdjęcia. Resztę pokażę przy innej okazji, a sam mam nadzieję, że to zdjęcie przeniesie Was w atmosferę wieczornej ciszy i zadumy na cudem jakim jest dzika natura.


środa, 29 kwietnia 2015

taki dzień ...

Znalazłem na mapie bagienko. Niezbyt duża niebieska plama ukryta w Puszczy Napiwodzko-Ramuckiej prędzej czy później musiała przyciągnąć moją uwagę. Plan był prosty - znaleźć, obejrzeć, zapoznać się z potencjałem miejsca. Pojechałem w tą okolicę zbliżając się do domniemanego miejsca. W drodze do ukrytego bagna odkryłem zupełnie nieukrytą polanę pozrębową. Wyglądała na totalne żmijowisko. Poświęciłem godzinę na szukanie miedzianki wygrzewającej się na pniu ściętego drzewa, bezowocnie. Potem przez trzy godziny złaziłem okolice w poszukiwaniu bagna. Czary - nie ma go! Znalazłem za to las dzikowy! Jest ich tam pełno. Będę wracał. Na skraju polany, ukryty w lesie siedział natomiast ten jegomość:

Nie pojmuję jak dał się podejść w lesie!

Usiadłem na drabince ogrodzonej uprawy i zastanawiałem się co robić. W młodniku, kilkanaście metrów ode mnie, poirytowana moim zapachem locha dała znak do odwrotu swoim pociechom. Zobaczyłem kruka lądującego gdzieś za młodnikiem. Postanowiłem sprawdzić co spowodowało, że ten ostrożny ptak usiał między drzewami. Miałem nadzieję odkryć jakąś padlinę. Miałbym fajny reportaż. Okazało się, że to poszukiwane przeze mnie bagno! Mówię Wam, gdyby nie kruk, będąc 30 metrów od bagna, nie odkryłbym go, jest tak schowane!


Jak widzicie, to typowe uroczysko, nad którym wydarzy się jeszcze niejedno. Dziś robiło się już ciemno, więc opuściłem urokliwą scenę.

Gdy wyjechałem z lasu, chmurzyska na zmianę rzucały cień i nieco odstępywały.  Udało się coś jeszcze porobić.





Zające w cieniu ... taki dzień ;)

Wiosna, wiosna, wiosna ach że ty ... taki dzień!

Paralotnia i start!

Wracałem przez Bartąg ... no trzeba było! :)

poniedziałek, 27 kwietnia 2015

różne "zachwycaje"

Wiedziony obudzoną niedawno sympatią do ujęć środowiskowych, zaproponowałem sobie wyprawę bez "napinki" na bliskie spotkania. Chciałem spojrzeć na las innym okiem, szerszym od mojej zwyczajowej ogniskowej w aparacie. (OLYMPUS OM-D EM-1, a co pochwalić się nie można?)
Szedłem tak sobie i różne różności obserwowałem bez szukania półplanów i najazdów. I wiecie co? Przyjemne to jest. To taka wersja spacerowa, bardziej relaksacyjna, bez wyśrubowanych planów i założeń. A tu sobie liska trzasnę, tam zajączka, a tu sikorkę. W zasadzie przyrody jest wokół jakby więcej, bo ona nie ucieka przed przesadną wścibskością, przed gwałtem zbliżenia.
Dziś przekazuję kilka kadrów "szerszoplanowych". To nawet brzmi jakoś poważniej, choć w rzeczywistości jest znacznie łatwiejsze do zrobienia :)

 no to może nie jest szeroki plan i niezbyt rozległa perspektywa :) ale dajcie mi szansę - rozkręcę się, obiecuję! No nie mogłem się oprzeć - słusznie? Swoją drogą, bardzo skomplikowany jest ten samiec. Ileż on ma tego wszystkiego!

A tu już lepiej, idzie lisek koło drogi, a ja ... go nie podchodzę. Robię go z daleka wraz z tą szczelną ścianą świerkową i już.

"flying rabbit" wypłoszony tymże liskiem. Widziałem na co się zanosi, więc pozwoliłem sobie nieco podejść :)

Lekko skonfudowany niepowodzeniem lisek odchodził na sztywnych łapach! Zdawał się mówić "ojej wielka mi sprawa, zając, też mi coś"

No tej ślicznoty nie mogłem sobie również darować, wiedziałem, że pod słońce wyjdzie niemal czarno-biała fota, a w zasadzie to nie wiedziałem czy w ogóle wyjdzie - chciałem to zobaczyć.

Wędrując przez słoneczny las, spotykałem różne "ziębotypy".

Zauroczyła mnie aura otoczenia tego śpiewaka z szeroko otwartym dziobem! Wiosna ma tyle świeżości.

Wiem, wiem, wiem, żadnego waloru artystycznego! Wiem. Ale to zachwycający i bardzo rzadki las mieszany. Uwielbiam!

Po drodze różne tam takie ... bielinki, ale czy to bytomkowiec czy jakiś inny, nie wiem.

Aż dotarłem do uroczego bagna.

Każdy fragment tego biotopu jest jak wszechświat cały.

Nie mogłem sobie odmówić ... Pani Ewo, Pani się nie gniewa, zdjęcia tego typu to Pani podwórko, wpadłem tu tylko przy okazji. Gorąco polecam rubfoto.pl - to Mistrzyni tej koncepcji. W moim wykonaniu to raczej ... antykoncepcja ;)

Opuszczając słoneczny las, wieczorem ujrzałem jeszcze coś takiego ... :)




sobota, 25 kwietnia 2015

no zwyczajny padalec i już!

Taki dzień jak dzisiejszy, ciepły, słoneczny z południowym wiaterkiem, idealnie nadaje się by wygrzać gadzie gnaty. Padalec oczywiście musiał skorzystać z takiej okazji, uwielbia to. Wypełzł na wygrzaną, piaszczystą, leśną drogę i za nic miał moją obecność. Cóż miałem począć, położyłem się obok niego i zdjęcie po zdjęciu uwieczniłem gada. Ta bardzo sympatyczna beznoga jaszczurka, w zasadzie niemal nie różni się od węża. Z tą różnicą, że w sytuacji zagrożenia odrzuci ogon, by ratować ... skórę :) Ten, którego spotkałem, nie przeżył takiej traumy, bo proporcje i kształt ciała nie wskazywały, że ogon był odbudowywany. Po utracie nigdy nie odrasta taki jak był wcześniej.
Ponieważ tak leżeliśmy blisko siebie, a obiektyw mi na to pozwolił, porobiłem portrety tego towarzyskiego leniuszka. Z bliska musiałem przyznać mu bezwzględną urodę. Mam nadzieję, że potwierdzicie to, bo z większej odległości nie wydaje się aż tak atrakcyjny. To w sumie odwrotnie niż w moim przypadku ale o mnie za to, nie można powiedzieć, że jestem padalcem! Tzn. mam taką nadzieję ;)

od świtu było wiadomo, że to będzie ciepły dzień.

z góry wyglądał pięknie, mienił się miedziano-brązowymi odbiciami.

odbite światło fenomenalnie podkreśla łuski pokrywające ciało, które w słońcu wydają się być 3D.

 uśmiech proszę, proszę Pana!

to może taraz ... ?

z uśmiechem poszło słabo, ale języka też nie pokazał!

czwartek, 23 kwietnia 2015

niejelenie i fotografia środowiskowa!

Pod jednym z ostatnich postów p.t. "Z bliska i z daleka" padł z ust "Ptaków w Granowie i nie tylko" komentarz - "ładne środowiskowe ujęcia". Nie macie pojęcia jak bardzo mi się ten zwrot spodobał. Spodobał mi się do tego stopnia, że we mnie, ortodoksyjnym miłośniku fotografii z najbliższego bliska, doszło do kolapsu funkcji falowej! Przepraszam, powiem to inaczej - coś we mnie pękło!
Ten komentarz i późniejsze rozmowy z Bagiennym vel. Wojciechem Gotkiewiczem zwanym też Gotanem, spowodowały, że dotarło do mojej zaślepionej filozofią krótkich planów łepetyny, że ludzie mogą też czerpać przyjemność z oglądania ... ujęć środowiskowych!
Wielokrotnie wcześniej słyszałem jak np. Pan Adam Wajrak tłumaczył, że szerokie ujęcie jest ciekawsze, bo widać środowisko zwierzęcia, jego otoczenie i takie tam ... wówczas pomyślałem, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma - tak właśnie sobie wytłumaczyłem Jego wypowiedź. Wiecie ... ja te wszystkie uwagi słyszałem, ale nie słuchałem! To tak jak patrzeć ale nie widzieć. Po komentarzu "PwGint" przypomniałem sobie maksymę Kybalionu, która brzmi: "gdy uszy ucznia są gotowe, znajdą się usta mędrca, które napełnią je mądrością". Ot i wszystko musi trafić na swój moment. Dziś zatem, pokazuję zdjęcia inne od dotychczasowych, choć z bliska będzie też ... ale bez obaw - nie jelenie!!! ;) To znaczy jelenie też będą ale nie z bliska! :)))


Któregoś razu, ale nie dalej niż tydzień temu, wracałem z lasu w pobliżu bagienka. Bagienko ma tę zaletę, że jest jestednocześnie śródpolne i przyleśne. Dzień fotograficznie miałem taki sobie, więc skręciłem do zauważonego z daleka łabędzia. Nie żałuję.

To spojrzenie raczej jednoznacznie wyjaśnia kto rządził sesją!

To zdjęcie-przerywnik, jakby komunikat "obcych", a jednocześnie poligraficzne dzieło, bowiem tak się z nami komunikują korniki! Ktoś z Was wie o co im chodziło?!?

 To zdjęcie musicie mi wybaczyć, ujęła mnie barwa warmińskiego popołudnia, ale ponieważ tylko to mnie ujęło, robiąc zdjęcie nawet nie wysiadłem z samochodu! Jest mi nieco wstyd -  temperatura barwowa sceny była niecodzienna, natomiast temperatura powietrza była zniechęcająca ;)
p.s. ale przyznacie, szyby w aucie mam czyste!

Dzień później znalazłem się lesie i co widzę - gigantyczna krata! No tak, myślę, to na pewno za robienie zdjęć przez szybę! :))

Ten gnojek całkowicie mnie zaskoczył! Gdybym go widział wcześniej, zwabiłbym go bliżej, a tak ... on wygrał.

I na koniec, a przyznacie, że długo wytrzymałem, jeleń! No nie pokazałbym go, ale spotkanie gomuły to naprawdę rzadkość. Mam nadzieję, że w tym środowiskowym ujęciu, mimo wszystko widać możdżenie.

 Nie odszedłem jeszcze z tego miejsca, a tu starszy koleżka gomuły z nakładanym porożem. Ładnie widać scypuł. Ma jeszcze czas, poroże będzie rosło do sierpnia.

I na dobranoc - smacznego od rudej kitki ;)




środa, 22 kwietnia 2015

deer hunter ... fotograficzny znaczy ;)

Taki mi się film z Robertem De Niro przypomniał ... "Łowca Jeleni", ale dlaczego? - nie wiem :)

Wczorajszy wieczór należał do jednych z przyjemniejszych. W końcu nieco cieplej, słoneczko, ja i moja ukochana miejscówka na jelenie. Nie po raz pierwszy i nie po raz ostatni obdarzyła. Przyznać jednak muszę, że plan był zupełnie inny, a całe spotkanie z ogromną chmarą było nieplanowane. Z lasem tak właśnie jest. Plany nie wychodzą, a "nieplany" potrafią zaskoczyć. Miałem jedynie przejść obok tej polany i udać się jedyną słuszną drogą, pod wiatr, w zupełnie przeciwnym kierunku, wzdłuż bagienek, w poszukiwaniu dzików. Pech chciał, że mijając polanę, rzuciłem okiem w jej światło. Któż by tego nie zrobił? Na drugim jej końcu, zauważyłem sylwetki pasących się łań.
Słowo honoru rozpatrywałem rezygnację z podchodu. Naprawdę stałem dobre dwie minuty i rozważałem czy zawrócić po nie, czy jednak realizować pierwotny plan. Ale wiecie jak to jest z tym wróblem w garści ... zawróciłem :)

Tak to mniej więcej wyglądało.

Wiecie co mnie najbardziej skłoniło do zawrócenia i obchodzenia polany od strony, którą już minąłem? Na środku polany siedział mój ulubiony kruk i bezczelnie plądrował gniazda świergotków. Miłość miłością, byłem pewny, że kto jak kto, ale on mojej obecności, ani nie przegapi ani tym bardziej nie wytrzyma. Odleciał.

Skradając się do jeleni musiałem bardzo uważać. Podszyt jest cholernie suchy, tym samym głośny, a ja swoje ważę. Ostatnie metry pokonywałem na czworaka, żeby jakoś rozłożyć ciężar. Udało się.

Pomiędzy zwisającymi gałęziami świerków udało się zrobić pierwsze zdjęcie.

Były bardzo blisko. Musiałem być uważny, bo stale podchodziły kolejne osobniki.


Miałem je na wyciągnięcie ręki. Robiłem portrety, ale po ostatnim komentarzu Bagiennego, postanowiłem pokazywać zwierzęta z odrobiną ich naturalnego środowiska.

Uroczy słodziak!

 Ostatnio na mój widok zdefekował lis, tym razem posypały się jelenie bobki. Mogę uznać, że moja obecność w lesie ewidentnie poprawia perystaltykę jelit dzikich zwierząt! :)))

A one szły i szły ...

Słońce raz prześwietlało raz zachodziło za chmury. Co chwila musiałem zmieniać parametry ekspozycji. Życie jest takie ciężkie!  ;)

 Nagle część stada zatrzymała się i nerwowo coś wietrzyła.

Jak na komendę obejrzały się i intensywnie w coś wpatrywały. Podążyłem za ich wzrokiem ...

... bardzo blisko mnie przechodziły jeszcze dwie spóźnialskie i to one tak zwróciły na siebie uwagę stada. Miałem je jak na dłoni.

słońce jak na życzenie pięknie ją podświetliło.

po dłuższej chwili, kolejno znikały w ścianie lasu.

Z tego spotkania zrobiłem kilkaset zdjęć, ale te wybrane w wystarczający sposób ilustrują co zaszło.
Zostałem na miejscu i długo siedziałem na pniaku kontemplując wszystko co widziałem. Po około 30-u minutach, gdy słońce było sporo niżej i jeszcze bardziej kontrastowo oświetlało polanę, wyszła inna, mniejsza chmara!


To było miłe zwieńczenie spotkania.

Wracałem przez las, blisko ciekawego miejsca, małego leśnego prześwitu. Już po zachodzie słońca, przy bardzo wysokiej czułości matrycy, zrobiłem pożegnalną fotę, całkiem klimatyczną w mojej nieskromnej ocenie :)