środa, 26 czerwca 2019

Słońce utknęło w czubie sikory!

Sikora czubatka - mieszkanka głębokiego lasu, jedna z najlojalniejszych towarzyszek moich wypraw.
Trudno mi ich nie wielbić. Są ciekawskie, są towarzyskie i niezwykle odważne.
Jeżeli chodzi o odwagę mają jeden z najwyższych wskaźników w przeliczeniu na gram ciała!
Wszelkim dzikim ssakom jest do nich ogromnie daleko. Swobodnie wytrzymują odległość około metra od człowieka.
Bynajmniej się wtedy nie chowają, wręcz odwrotnie - zalotnie akcentują swoją obecność i zainteresowanie.
Nigdy nie opuszcza mnie przekonanie, że malutkimi oczkami zaglądają głęboko w moje oczy.
Dziś jedna z ciekawszych sesji jaką z nimi miałem.

 Ileż miałem szczęścia by złapać światło słoneczne, które utknęło w istocie czubatki, w czubku!


 Już po tych dwóch zdjęciach byłem "full of satisfaction"


 Niezwykle rzadko to robię - ustawiłem pomiar na cienie.


 Karkołomność póz to w ogóle specjalność sikorowatych.


 Ciekawość.


 Czujność.


 Zaduma :)


 Bajeczne kolory otoczenia.


 Skok obunóż.


 I gwałtowny zwrot. Typówka.


 Niewyczerpalne źródło pożywienia.


To już nie czubatka, to poczciwa sroka, którą uchwyciłem akurat, gdy zamknęła się tzw. migotka czyli trzecia powieka charakterystyczna u wielu kręgowców, w tym u ptaków. Efekt godny horroru :)

poniedziałek, 24 czerwca 2019

Jelenie w czerwcu - las namacalny!

To nie będzie, jak poprzednia, opowieść z pogranicza jawy i snu.
Tym razem opowieść z pogranicza jawy i jawy, bowiem nie ma nic bardziej namacalnego niż czerwcowy las.
Temperatury zwariowały, rentgenująca ciało duchota, agresywne owady i cóż człowiekowi pozostaje? Macanie, natyckiwanie czy napackiwanie się ręcą, gałęzią czy kłodą, byle nieprzesadnie ciężką! Tak namacalne jest lato w lesie, a szczególnie liściastym.
 Idę i się macam ... kleszcz, komar, mucha, strzyżak, kleszcz, komar, mucha, strzyżak, kleszcz, komar, mucha, strzyżak.
Można by skomponować ścieżkę dźwiękową pod metrum gdzie akcentami w obrębie taktu byłyby siadające w niemal powtarzającym się rytmie owady.
Gdzie ta zima! Kocham zimę w lesie, w ogóle kocham zimę. Letnie wyjścia do lasu, są nieukrywanym kompromisem między niechęcią siedzenia w domu, a chęcią podziwiania przyrody w jej szczytowym rozkwicie.

Do tego, by pogłębić osobliwą martyrologię przyrodnika, aby ujrzeć świt, trzeba wstać ok. trzeciej!
Słabe to w czorty, ale cóż począć - takie życie.
Faktem jest, że latem ilość zdjęć świtów radykalnie spada.
To okres, który jednoznacznie weryfikuje tzw. miłość do fotografowania wschodów. Po prostu miłość do poduszki wygrywa :)))
Żeby było jasne, to szczególnie poranne wstawanie mnie również nie uszczęśliwia. Po powrocie nie umiem zasnąć, więc łażę do wieczora jak ćma barowa i ziewam na każdym zakręcie.
Jest niedziela - moje urodziny. O tyle fajnie, że rzeczywiście urodziłem się w niedzielę. Północny wiatr przyniósł chłodniejsze powietrze, co w zderzeniu z rozgrzaną ziemią musiało zaowocować zjawiskami o szczególnej fotogeniczności. Wilgotniejsze zakamarki Warmii pokryły się ciepłomgliście.

 Rozlewiska wokół Łyny oddawały mnóstwo wody do atmosfery.


 Kto chciał i był tu o 4.15 mógł zrobić sobie zdjęcie na np. okładkę ... czegoś! :)


 Nic tylko wypatrywać Herna.


 Barszcz Sosnowskiego! Obficie kwitnie i to jest najgorszy moment na kontakt z tą rośliną.
Gdzieś czytałem, że nawet wdychane powietrze w pobliżu tej rośliny może wywołać objawy i np. poparzyć układ oddechowy. A dotyk już na pewno pozostawi odczyn na skórze. Bądźcie ostrożni, szczególnie w upały. Na drodze Bartąg - Bartążek jest tego pełno. Niektóre okazy przekraczają dwa metry wysokości.


 W lesie ( w końcu!) miłe otwarcie - byczek w pięknych okolicznościach przyrody. Jak widać, ma jeszcze coś do dokończenia na głowie.


 W cudnie trawiastym lesie spotkałem kilka łań. Na szczęście nie na drodze, nie na łące, a tak jak uwielbiam, między drzewami!





 Momentami światło grzęznące w trawach i prześwietlające uszy, robiło co mogło, by upiększyć kadry.



 100% gracji!



 Widać jak ta bliżej mnie ściąga w nozdrza powietrze starając się dowiedzieć czegoś więcej na mój temat.
Niestety nie miała szans. Jak rasowy wilk podszedłem je z jedynej słusznej strony :)


Kwintesencją człowieczeństwa są wartości intelektualne, lecz istotą ... jeleństwa jest poroże. Tak więc na zdjęciu istota jeleństwa :)

I tak opędzając się od błonkoskrzydłych upierdusków wykonałem po raz kolejny kawał niepotrzebnej nikomu roboty ;)


piątek, 21 czerwca 2019

Przytuliłem dzikiego wilka!

Tego nie mogłem przewidzieć nawet w najlepszym śnie! Wchodziłem do lasu jak zwykle nie oczekując niczego nadzwyczajnego. Czas spędzony w malowniczej Puszczy wydawał się od zawsze największą wartością.
W powietrzu wisiała wilgoć, może nie w postaci dającej się opisać mgły ale było "zawiesiny" znacznie więcej niż zwykle.
Delikatny ruch powietrza powodował zmienną przejrzystość powietrza więc na wymarzonym miejscu widziałem momentami wszystko jak na dłoni.
Teren był lekko pofałdowany, gdy zobaczyłem wyłaniającą się zza krzywizny terenu głowę idącego w moją stronę młodego jelenia, kucnąłem oczekując, że wyjdzie wprost na mnie.
Oczekiwanie niespodziewanie przeciągało się. Instynktownie skierowałem wzrok na prawo, w kierunku leśnej drogi.
W znacznej odległości ode mnie przechodził wilk, który akurat w tym momencie zatrzymał się i spojrzał w moją stronę.


Gdy spojrzałem w stronę, w którą podążał, zrozumiałem - znalazłem się w środku jego terenu łowieckiego, a on właśnie polował.
Przede mną, poutykane między pniami drzew, pasły się nie podejrzewające niczego jelenie.



W tym czasie wilk zmniejszył odległość, która nas dzieliła.
Ponownie przyłapałem go na czujnym analizowaniu mojej osoby.

Usiadłem na dębowym pniaku wypatrując rozwoju wydarzeń.
Emocje zmiękczyły nieco moje nogi i pozycja siedząca okazała się zbawienna w procesie oczekiwania rozwoju wydarzeń.

 Ciekawski wilk nieustająco zbliżał się do mnie.
Jelenie nieco zaniepokojone zaczęły przemieszczać się w zauważalnie nerwowy sposób.
Wiatr zakręcił i chyba wyczuły co się szykuje lecz nie umiały konkretnie określić kierunku, z którego dotarł niepokojący zapach.

 Wilk przeszedł na stronę, na której siedziałem!
W zasadzie było za późno na jakąkolwiek decyzję, teraz wszystkie karty tego rozdania były w jego ... łapach.

Gdy stanął przede mną, w krytycznie bliskiej odległości, wstałem.
Nie wiem na co liczyłem ale wstałem by nieco zwiększyć swoją obecność w jego głowie.
Nie czułem jednak lęku, a raczej coś jak ekscytację, a nawet obudziło się we mnie przekonanie, że coś nas łączy, coś nieuchwytnie przyjaznego.

Wilk podszedł pod same moje nogi, ostrożnie wspiął się na tylnych kończynach i przyjaźnie oparł przednie łapska na moich barkach!
Chyba zwariowałem ale objąłem go mocno i staliśmy tak przytuleni jak bracia, którzy dawno się nie widzieli.
Moja euforia nie dała się opisać ludzkim słowem i w momencie, w którym zdążyłem pomyśleć, że nikt przy zdrowych zmysłach nie uwierzy mi ... obudziłem się!
W mojej głowie mieszały się dwie skrajnie różne emocje. Pierwsza była mieszanką wdzięczności i szczęścia, że wyśniłem taką historię, że ją zapamiętałem, druga okazała się głębokim rozczarowaniem, że to tylko sen.
Dziś pozostaję jednak wdzięczny za sen, w którym przytuliłem dzikiego wilka, w którym czułem wiatr uwięziony w jego sierści i mięśnie pracujące pod skórą. Nade wszystko czuję wdzięczność za sen, w którym spełniło się moje marzenie - zaufanie jakim obdarzył mnie dziki wilk!

Zdjęcia są mojego autorstwa i w pewnym sensie zostałem obdarzony podobnym zaufaniem. Nie aż takim, ale jednak.
Zeszłoroczne spotkanie okazało się chyba tak ważne, że mój mózg przez sen wraca do niego, czerpie i dopomina się o więcej.

ech głowo głowo, cóż ja bym bez ciebie zrobił ;)

piątek, 14 czerwca 2019

Gniew Bogów!

Nie wiem, nie wiem, ale jeżeli wierzyć starożytnym i wcześniejszym przesądom, burza jest oznaką gniewu Bogów, to wczoraj musiało Im się ulać na samą myśl o nas.
Cóż mogło Ich tak wkurzyć, że zgromili cały kraj narodu wybranego?
Gdybym to ja był wszechmogącym, gromiłbym znacznie wcześniej i codziennie, ale nie jestem.
W międzyczasie moje rozczarowanie społeczeństwem, (nie całym!) jego systemem wartości, bylejakością, powierzchownością, agresją wzajemną, niskim IQ, a już na pewno niezdolnością do samodzielnego myślenia, nie może się przełożyć na tak spektakularne zjawiska pogodowe. Jedyne co mogę, to napisać tu kilka zdań dla garstki moich kochanych, inteligentnych, empatycznych czytelników, bo nikt inny tu nie zagląda.
No może kilku badaczy nastrojów i tych, którzy z pobudek zawodowych chcą wiedzieć, co ten niedouczony idiota Mikunda znowu napisał.
Jak to ostatnio na Fb jakiś "nadgorliwy zasób intelektualny" niedysponujący podstawową wiedzą dotyczącą języka polskiego napisała (to była kobieta, o czym bezwzględnie świadczy Jej imię) - "co ty (to do mnie) w stosunku do leśników możesz wiedzieć, przecież jesteś tylko obserwatorem!"
Obserwacja jest jedną z metod badawczych i to jedną z najbardziej pożądanych. Pomijam moje przyrodnicze wykształcenie, bo przecież dziś najważniejsze jest dowalić, a nie się zastanowić komu i czy słusznie.
Inny "intelektualista" łaja mnie na publicznym, za to, że łajam na publicznym człowieka z LP zamiast udać się do leśniczego i próbować się dogadać ...
O czym mam rozmawiać z kimś, kto wbija kierunkowskaz do leśniczówki w sam środek pnia po świeżo ściętym Pomniku Przyrody? O czym pytam?
Pytam zatem mentora objawionego, dlaczego nie starał się mnie pouczyć na privie, skoro kieruje się takimi zasadami i wytyka mi to w sposób pozostający w konflikcie z jego moralnością? Nie padła żadna logiczna odpowiedź.

Cała "samozwańcza banda praworządnych myślicieli stulecia" zwarła szyki i nie rozumiejąc istoty mojego wpisu postanowiła przekonać mnie, ba, wmówić, że oni wiedzą lepiej o co mi chodziło.
Aktualni i byli pracownicy LP wgniatali mi w usta nigdy niewypowiedziane słowa!
Grzmię zatem dziś, wybaczcie, ale skala rozczarowania upadłością intelektualną rozczarowuje mnie bardzo. Tym bardziej, że idzie w parze ze złą wolą, oczywistym niezrozumieniem, nienawiścią.
Za pouczanie bierze się istota, która w imieniu LP chwali się ileż to nasadzili sadzonek DĘBA! @@*&%#%!#%~#
Gdy zwracam uwagę, że dopełniacz wyrazu dąb to dębu ... sadzonek dębu, Pani bez skrupułów zapytała czym ja się dopełniam?
Nie zaskoczyły mnie wyżyny braku pokory. Mamy czasy, które pozwalają takim ludziom wypowiadać się, a ponieważ to ich język i postawa są powszechnie zrozumiałe, to właśnie oni zyskują poparcie. Mówią i myślą w sposób zrozumiały przez większość - niestety.

Ufff - ale sobie ulżyłem!
Od razu przepraszam Was, wiem, że powinienem pisać o przyrodzie,
ale czasami każdemu się ulewa ;)
Wydaje mi się też, że jeżeli coś ma się zmienić w relacji człowiek-przyroda, to muszą się też zmienić nasze relacje ma linii człowiek-człowiek.

Zatem rzućmy okiem jaki obraz boskiego gniewu mogliśmy wczoraj podziwiać.

Momentami waliło naprawdę siarczyście. Pioruny były "grube, naprawdę konkretne.


 Czasami wyładowania przybierały kształty rozgwiazdy.


 Niebo jaśniało na ogromnych przestrzeniach.


 Wyładowania między chmurami rozświetlały niebo mimo tego, że nie było widać pioruna w sposób bezpośredni.


"Palec boży" zdaje się wskazywać coś konkretnego na ziemi.


 Te trzy kolejne zdjęcia powstały o północy! Było jak w dzień.



00.30 ... kto by pomyślał.

Pomijając wszystko obcowanie z burzą w terenie budzi atawistyczny lęk, podziw i wszystko w jednym. Jest w tym spektaklu zarówno strach jak i transcendencja jakaś ... piękne zjawisko. 


środa, 12 czerwca 2019

W radosnych podskokach z uśmiechem na ustach ...

Tytuł może przyjść do głowy, gdy patrzymy na zające. Są niezwykłe, piękne i są słodziakami w naszych kategoriach pojmowania przyrody. Ludzi dzielą wszak zwierzęta na piękne (gazela, sarna, zając, paw itd.) i na brzydkie (guziec, dzik, rosomak, pająk ...) oraz na pożyteczne/potrzebne (wszystkie łowne) i te zbyteczne (wszystkie niełowne).
Ten prosty acz niemal wyczerpujący podział stanowił o tym, którym gatunkom od zawsze działo się dobrze, a którym wręcz fatalnie.
Ale nie przejmujmy się, to nie zwierzęcy szowinizm czy coś, bo sami siebie traktujemy identycznie.
Nie od dziś wiadomo, że pięknym i przystojnym jest w życiu lżej, a ci poza kanonem piękna gdy nie są mądrzy mają przechlapane.
Ja ... ja nie mam przechlapane i nie mieszczę się w kanonie piękna ;)

Wracając do zajęcy.

Niezwykłe to zwierzęta lecz ich życie wbrew naszym powszechnym poglądom, mimo pozornie radosnych podskoków, lekkie nie jest. Są przysmakiem wielu drapieżników i ich codzienność przebiega w stałych lękach. Natura wyposażyła je w fenomenalne narzędzia ochrony, świetny słuch i kończyny, których dynamika i zwrotność potrafią zgubić niejednego.


 Do tego zanikająca bioróżnorodność, zanikanie zbawiennych dla ich życia remizek śródpolnych, gigapowierzchnie monoupraw, chemizacja, zaburzona mała retencja, zanikające nieużytki i środowisko pocięte drogami oraz cały stek innych przyczyn, powodują kłopoty z utrzymaniem populacji na właściwym poziomie.
Czynione są ogromne starania łącznie z zasiedlaniem sprowadzonych zajęcy spoza Polski.
Niestety efektywność nie jest zadowalająca.

Miałem szczęście spotkać je w pierwszych promieniach słońca. O tej porze roku wschodzące słońce przez chwilę ale jednak, ma dużo widma czerwonego.
 Stąd niezwykła kolorystyka zdjęć, którą i tak stonowałem, bo trudno byłoby uwierzyć w aż tak czerwone zdjęcia.

 Najpierw obserwował mnie ten bliżej mnie. Łypiąc okiem zza zieleniny wydawał się zabawny.


 Gdy pierwszy spuszczał mnie z oczu, drugi zdawał się przejmować kontrolę :)


 Scena trwała dobre kilka minut i mimo, że nie poruszyłem nawet powieka w tym czasie, ten bliżej mnie postanowił się podnieść.


 Zgodnie ze swoja strategią miały wybór między letargicznym rozpłaszczeniem się i udawaniem skiby ziemi, a ucieczką. Wybrały ten drugi wariant choć w wersji niespiesznej.


 Po odkicaniu kilkunastu metrów zatrzymały się wykonując synchroniczny rzut dwóch par oczu w prawo ...


 ... po chwili równie synchronie spojrzały w lewo :)


 Rozejrzawszy się niczym dobrze przygotowane do samodzielnego dotarcia do szkoły dziecko, ruszyły przed siebie.


 To zdjęcie zrobiłem już dawno, gdy tylko się pokazały i miałem nadzieję być pierwszym publikatorem tegorocznego maku (przed Ewą Rubczewską, a to nie lada wyzwanie) ale zapomniałem i teraz to już musztarda po obiedzie :)

 Impresja warmińska.


Na koniec dotarłem do lasu ... życie! W końcu znalazłem się w baśni.