sobota, 30 grudnia 2017

Pokonywanie bramy raju!

Ostatnie godziny tego roku.
Dla mnie to był pod każdym względem bardzo dobry rok.
Ugruntowały się moje przyjaźnie i koleżeńskości na niezwykle sympatycznym poziomie,
zdrowie jest, praca też, rodzina szczęśliwa, czego chcieć więcej.
Wprawdzie radio po dobrej zmianie nie chce puszczać moich audycji, choć nie potrafię zrozumieć dlaczego, ale dzięki Gosi rozpoczął się niezwykle miły cykl moich spotkań z miłośnikami przyrodniczych gawęd w Leśniczówce Gaja w Kabornie.
Siódmego stycznia 2018 odbędzie się kolejne spotkanie. Tym razem będę opowiadał o wilkach.
Frekwencja i atmosfera poprzednich spotkań powoduje, że nie mogę się doczekać :)
To był też rok obfity w niezwykłe obserwacje,  co pozwoliłem sobie podsumować w jednej z grudniowych opowieści.
Z mojego punktu widzenia szkoda, że się kończy i być może z tego powodu każdą ostatnią chwilę tego roku staram się spędzić w terenie.
Tym bardziej, gdy pogoda jest taka jak dziś!

To drzewo powinno już chyba mieć u mnie oddzielny dysk :)))

Podobnie ta aleja.

Jedyne czego dziś nie przewidziałem, to tego, że w aurze wschodzącego słońca, ujrzę na tym samym cudownym niebie lecącego nisko bielika.
Bardzo to zaskakująca obserwacja, bowiem bieliki absolutnie nie należą do rannych ptaszków!
Ich aktywność, szczególnie zimowa, zwykle zaczyna się znacznie później.



Ale w lesie o słońcu to jeszcze przez dwie godziny nikt się nie dowie :)
Pracuje tak nisko, że nie ma szans, by dostało się między drzewa.

 W kotlince między drzewami dostrzegłem tę uroczą parkę. Może trawy wychwyciły delikatnie jakiś zafarb słonecznych promieni ... może. W każdym bądź razie lubię, gdy pnie drzew stworzą taką blendę. Przynajmniej na stetryczałą starość będę wiedział, że byłem wtedy w lesie ;)

 No co do tego byczka ... wiem, jakiś niedawny czas temu publikowałem podobnego Jegomościa dokładnie w tym miejscu! W zasadzie co do metra w tym miejscu. Mam do tego przejścia szczęście, bo zrobiłem w tej okolicy ogólnie sporo zdjęć i dzików i jeleni.
Piszę o tym, bo spodziewam się, że ktoś z Was może uznać, że to fota z niedawnego archiwum.
Otóż nie, taka sytuacja :)
By nie było dokładnie jak ostatnio, nie chcę nawet pokazywać zdjęcia gdy stoi i patrzy się na mnie w tym prześwicie, bo pokazałbym jota w jotę identyczną fotę jak niedawno.


 W środku pięknego, starego lasu.
Panie Piotrze (to do leśniczego tego obwodu i od razu przepraszam za prywatę) błagam, niech Pan nie ścina tej części lasu! :)

Ponieważ ostatnio było tego sporo, dziś tylko jedno "zdjęcie katechetyczne" ale jedynie o co proszę, to o to, byście patrząc na to zdjęcie wyobrazili sobie co czuje człowiek, gdy idzie takim lasem. Zapewniam, że każde sto metrów to pokonywanie kolejnej i kolejnej bramy raju.
Tak się bynajmniej dziś czułem :)

czwartek, 28 grudnia 2017

Wypstrykany z zasobów!

Wczorajsza Opowieść nie wyczerpała w pełni zakresu moich obserwacji, a to budzi niedosyt porównywalny z doznaniem jakie pozostaje po zajadłej dyskusji, gdy uświadamiamy sobie, że gdyby ona, ta dyskusja, miała miejsce teraz, to ja bym mu tym razem powiedział tak i tak.
I aby uniknąć takiej emocjonalnej dziury, uczucia niedosytu i niedopokazania, wracam raz jeszcze do wczorajszego wyjścia.
Tym bardziej, że dzień był fotograficznie ciekawy.

W takim miejscu mógłbym stać godzinami. Wszystko jest tak lesiste jak tylko być może.
Jest mglista tajemniczość, są wilgotne zapachy gleby i świerkowych żywic, przemykające nieśmiało światła popychane delikatnym szumem lasu.
To co w moim przypadku jest w takiej chwili stosunkowo ważne, i co szczególnie mnie interesuje, to fakt, że jestem tam też ja! :)
Całkiem banalny i zbędny element lasu, ale przeze mnie pożądany. Bynajmniej.



Gdy szedł w moją stronę, długo zastanawiałem się na co patrzę. Daleko mu do gabarytów dorosłego byka, więc powodowany mglistą odległością grzebałem w mózgu szukając skojarzeń. Sarna, żuraw, wilk, wszystko przeleciało mi przez "centralkę". Naprawdę późno rozpoznałem szpicaka.
Wielokrotnie o tym wspominałem, mam do nich słabość, tym większa była radość.

Czyż mogłem nie wrócić do tego przystojniaczka? 
Spieszę z odpowiedzią - nie mogłem!
To typowy syndrom dwóch grunwaldzkich mieczy - mam ci ich dostatek, ale i te przyjmuję ... :)

 W taki dzień najchętniej szedłbym zgodnie ze słowami zapomnianej piosenki, zdaje się, że wykonywanej przez Dwa plus Jeden - iść, ciągle iść w stronę słońca ...
Niestety tak się nie da, więc gdy przychodzi mi wędrować ze światłem, zachowuję się jak nienormalny. Kręcę się i obracam co krok sprawdzając, czy przypadkiem jakiś fajny kadr nie umyka mojej uwadze :) To najgorszy sposób na podejście zwierzęcia, gdyż generuję dużo ruchu ... za dużo :)

W pewnym momencie potężny bielik nadleciał bezpośrednio nade mnie.
Nie wiem dlaczego nie udało mi się go sfotografować. Autofocus postanowił właśnie zwariować i zwariował. Trudno.
Ale ciekawskiego kruka i owszem, "zdjąłem" akurat w momencie hałaśliwego podkreślania swojej irytacji moją obecnością.


 Uroczo ciemny ekran lasu w drugim planie - lubię to!

Poniżej kilka efektów mojego się oglądania.





No, teraz mam czyste sumienie. Wypstrykałem się z zasobów tego wyjścia :)
Dziękuję za wspólny spacer!

środa, 27 grudnia 2017

Giewont na Warmii!!!

Końcówka roku, a ja dostałem jakiegoś "leśnego rozwolnienia" w rozumieniu częstotliwości wyjść do lasu, żeby było jasne :)))
Tzn. rzecz jest połowicznie wytłumaczalna tym, że czas spędzany w lesie powinien być przynajmniej wprost proporcjonalny do czasu spędzanego przy stole. A że tego drugiego w okresie świątecznym nie brakuje ... wiadomo.
A' propos świąt, przyszedł do nas Chrystus, Pan skromności i ubóstwa, pokory i miłosierdzia, a obywatele mieniący się mieszkańcami jednego z bardziej katolickich krajów, fetują to ile wlezie pochłaniając co się da i ile się da, w tym głównie alko! Wielkie żarcie Felliniego wydaje się często amatorską fraszką na temat przesady.
To wszystko okraszone na bogato prezentami i to kolejny moment, w którym przeżywam coś w rodzaju wątpliwości, czy my aby na pewno wiemy, o co w tym wszystkim chodzi.
Świętami już dawno zawładnęła Coca-cola i globalny handelek, ale najważniejsze, że pozostała w nas wiara ... wiara, że pod choinką będzie coś więcej niż stojak ;)
Niech rzuci kamieniem ten, któremu narodziny Chrystusa nie kojarzą się z wydatkami.
Do tego odwieczny problem wielopoziomowych rodzin - u kogo w tym roku Wigilia?
Czytaj, kto tym razem "ma przechlapane" :)
Ale zostawmy to, te święta mają na szczęście też wymiar mocno rodzinny i to jest wartość niezaprzeczalna i chwała im za to.


Pogoda nie pozwoliła mi pozostać obojętnym wobec szansy na nieco lepszą fotę i możliwość opublikowania zdjęć bez tłumaczenia się z braku światła.
W drodze świeciło słońce tak jasno jak deklaracje naszych polityków w okresie przedwyborczym.
Niestety gdy wszedłem do lasu, było już po wyborach. Zapadły ciemności, a korony strzelistych świerków zdawały się być strzałkami wskazującymi wyłącznie gęste chmury.
No cóż, życie.

 To zdjęcie zrobiłem na pohybel tym, którzy uważają, że nie można z bliska sfotografować drapola bez czatowni. Można, co zresztą wielokrotnie udowadniałem!

 Nooo ... Giewont! :) Warmiński Giewont! Prędzej czy później spychacze rozciągną tę pryzmę ale póki co też mamy lokalną legendę.


 Nie umiem nie zrobić zdjęcia w tym miejscu.


 A w lesie przez mglistą porębę, jak gdyby nigdy nic, maszerował młodzieniec.
W przeciwieństwie do wczorajszego dnia, dziś miałem ochotę go podejść i zrobiłem to!

 Dzięki temu dorwałem go w miejscu, w którym można było tylko marzyć o takim spotkaniu. Aura okoliczności to niemal wygrana w fotograficznego totka. Powstało zdjęcie "wszystkomające".
Jest leśna droga, przestrzeń, mgliste drugie plany, jelonek, stare drzewa i klimat puszczański. Sytuacja miód malina!


 Jakby tego było mało, jeszcze i taka scena! No szok. :)


 A las był urodziwy, oj mocno! Szczególnie gdy powtórnie pojawiło się nieco światła.


 Wlazłem pod stary świerk, by ocenić, czy to będzie dobre schronienie do zasiadki i jak na życzenie udało mi się zrobić "spomiędzygałęźne zdjęcie" szybującej sarny. Taki dzień :)


 Pełzacz leśny, jeden z nielicznych o tej porze roku towarzyszy moich wypraw.


Żegnałem magiczny las.

Nie był to jednak koniec przygód na dziś, bowiem pod samym domem udało mi się uwiecznić osobliwy "lot nad kukułczym gniazdem"! ;)

Dzień do zapamiętania :)
Pozdrawiam poświątecznie.

wtorek, 26 grudnia 2017

Prognoza pogody po polsku!

Nasi prognostycy pogodowi od jesieni straszyli zimą stulecia.
Do końca roku pozostało kilka dni, a na zewnętrzu, no po prostu wiosna!


Nie mam pojęcia kto miał interes w zwiastowaniu srogiej zimy, ale ta zapowiedź to wałek roku!
Czemu tu się zresztą dziwić, gdy nasi spece od wróżenia z fusów nie radzą sobie nawet z przewidywaniem pogody z jednodniowym wyprzedzeniem! Ba, jest znacznie gorzej.
Portal np. "pogodynka" bazujący na danych z IMGW (!) nie dość, że wczoraj zapowiadał na dziś całodniowe zachmurzenie, to dziś, mimo tego, ze od rana jest słonecznie, cały czas utrzymuje, że jest pochmurnie!!!
Proszę:
Na printscreenie widzicie godzinę, w której wykonałem zrzut z ekranu. Jest też informacja, że 2 x dziennie wyniki są aktualizowane. Mam wrażenie, że Ci spece siedzą w jakimś betonowym podziemnym schronie i bazują na danych numerycznych z IMGW nie widząc pogody za oknem.
Gdyby było inaczej, wierzę, że widząc przez cały dzień bezchmurne niebo, zmieniłby te kretyńskie znaczki w tabelkach :)))
No cóż, najważniejsze, że dzisiejszy dzień niezależnie od prognostyków, jest dłuższy od najkrótszego w roku!
Do tego na Warmii, jest cudownie słoneczny. A prognostycy pogodowi może niech zajmą się np. hmmm ... repasacją pończoch! To taki zanikający zawód :)))

Rano mimo tego, że spotkałem jelenie, nie poszedłem za nimi.


Nie miałem w planie spędzać czasu na podchodzeniu czegokolwiek. Po obfitych świętach chciałem po prostu iść lasem i cieszyć się światłem.
Szedłem zatem i się cieszyłem :)




 Tu przynajmniej widziałem dzika ... w końcu!




Dobrze, że jeszcze są takie fragmenty lasu!



Poziom wód wyraźnie się podnosi! Ufff :)



poniedziałek, 25 grudnia 2017

z języczkiem! ;)

Święta, wiadomo, rodzina, obiad i te rzeczy ...
Pogoda na szczęście jest tak bardzo fatalna, że bez większych wyrzutów sumienia oddałem się pomocy i goszczeniu.
Na szczęście odwiedzają nas nie tylko Goście-ludzie, sikory też.
Stanąłem blisko i nie tracąc niczego ze świątecznej atmosfery, przez szyby zamkniętego okna zrobiłem kilka eksperymentalnych zdjęć :)
Jestem pewny, że wkrótce dopracuję tę metodę.
Dziś, w ramach szybkiego i krótkiego oddechu od się stołowania, wrzucam kilka portretów.
Jeżeli tu zajrzeliście, to znaczy, że nie jestem jedynym świrem tego świata, który nawet od tak udanych imprez potrzebuje choć minuty wytchnienia ;)





Poniżej wersja malarska, bardziej wariacja na temat modraszki, niż portret.
Poprawię to w nieco jaśniejszy dzień, dzisiejsza pomroczność nie pozwoliła tego zrobić lepiej :)


Na koniec "z języczkiem" ;)

No dobra, kwadrans minął, lecę do rodzinki! :)
Pozdrawiam Was Kochani świątecznie!

sobota, 23 grudnia 2017

Karma jak wątroba Prometeusza! ;)

Jutro święto, dziś pogoda, że psa by nie wypędził, a jak by wypędził, to już by nie wpuścił, bo po co komu tyle mycia podłóg?!? ;)
Pytacie czy mimo to byłem?
Byłem! :)
Wiadomo, taka karma. Nie wiem co ja komu zrobiłem, ale jak widać bez względu na wszystko i tak muszę być w lesie. Moja karma przypomina mi pewną mitologiczną wątrobę, która bez względu na wszystko musiała odrastać :)))
I wiecie co, wróciłem w takim stanie, że cieszę się, że mnie wypuszczono do domu ;)))

No cóż by tu pokazać, skoro ciemno okrutnie, a pierwsze zwierzęta to już w ogóle spotkałem w szarościach deszczowego poranka.
Mam też żal do siebie za brak cierpliwości, bo stado byków wyszłoby prosto na mnie, tylko mi wiary zabrakło do odczekania dłuższej chwili. Wszystko dobrze zaplanowałem i przewidziałem, a w najbardziej kluczowym momencie zwątpiłem.
Ech.
Ale mam kilka nastrojowych kadrów, takich postnych pod względem światła i szczegółów, ale ja tak lubię ;)

 ISO 6400 i uwaga czas migawki ... 1/10 sekundy!


Przemykały jak duchy, absolutnie bezszelestnie. To klasyka przy tak mokrym podszycie.

Chwilę później zrobiłem jedno z najdziwniejszych zdjęć byczka.
Przez siatkę grodzącą uprawę (szlag!) robiłem zdjęcia stada wyłącznie na swój użytek. Nie do publikacji znaczy.
Ale gdy zobaczyłem efekt tego kadru, postanowiłem go pokazać.
Taka jest rzeczywistość naszych lasów, poddałem się, pokazuję bo coś w tym kadrze jest .. .coś jest :)



Około 10.00 nieco się rozjaśniło. Siłą rzeczy, bo pogoda stawała się tylko gorsza i gorsza.
Przyznacie jednak, że las jest piękny zawsze! :)

Nie pytajcie czy jutro będę ... będę :)))