poniedziałek, 29 lutego 2016

w poszukiwaniu wilka!

Piotrek, leśnik i mieszkaniec Puszczy, powiedział mi w sobotę wieczorem, że po raz kolejny widział wilka. Wiadomo było co się wydarzy. W opisanej okolicy byłem z samego rana. Niewielka w sumie wiara w spotkanie z wilkiem to jedno, a doskonały pretekst by poznać kolejny obszar Puszczy, to drugie.
Nie ma piękniejszej z mojego punktu widzenia emocji, stanu ducha, niż ten, który mi towarzyszy, gdy pokonuję dany teren po raz pierwszy. To inny rodzaj aktywności umysłu, niemal nirwana.
Wszystko wydaje się godne zapamiętania, poświęcenia większej uwagi. To bardzo odświeżające, gdy co jakiś czas zmienia się miejsce eksploracji. Budzi się wówczas pierwiastek odkrywczy, większa ciekawość. A gdy jeszcze wiedziałem, że to teren, na którym regularnie widywane są wilki ... brak słów, by to opisać.
Oczywiście poruszanie się po znanym terenie, gdy już wiadomo jakie są zwyczaje żyjących tu zwierząt, ma inne zalety i korzyści. Człowiek zna skróty, wie jak szybciej dotrzeć do konkretnych miejsc, spodziewa się gdzie i co zastanie. Oczywiście las, to nie tablica Mendelejewa, ale mówimy o pewnym prawdopodobieństwie, o statystyce.

Dzień zaczął się pochmurnie. Był ciemny poranek, nie dający szansy na ISO poniżej 800.
Pierwsze trzy kilometry oswajałem się z zupełnie innym typem lasu niż spodziewany. To mocny las mieszany, oczywiście z dominacją sosny lecz z bardzo bogatym podszytem, sporą ilością drzew liściastych, w tym moich ukochanych grabów, którym niedługo poświęcę odrębny post. Bogate siedlisko leśne.
Po trzech kilometrach zaczął się typowy las iglasty, sosnowy. Ogromny!!! Taki "prześwietlony" las jest bardzo trudny z mojego punktu widzenia. Zwierzyna widzi człowieka z dużej odległości, a co najważniejsze, sama niechętnie w nim przebywa. Brak zmienności w bitopie, szczególnie brak młodszych nasadzeń, drągowiny, o młodnikach nie wspominając, powoduje, że zwierzyna nie ma naturalnych kryjówek. W dodatku na ogromnym areale nie było wyraźnego zróżnicowania terenu.
Wiedziałem, że będzie ciężko z obserwacją. Ale las był piękny! Padający śnieg był przyprawą do tego dania.




Wiecie, że mogę tak stać i gapić się w trójwymiarowość i rozmywającą się w trzecich planach ostrość godzinami. I bywa tak, że siądę czasami na pniaku i siedzę kilkadziesiąt minut i patrzę. Patrzę i o niczym nie myślę ...

Po kolejnych dwóch kilometrach zaczęły pojawiać się świerki i teren zaczął się różnicować. Moja czujność wzrosła i całe szczęście ...




Przebiegła cała chmara jeden po drugim. Powstało sporo podobnych kadrów. Mimo tego, że okoliczności przyrody były tu bardzo puszczańskie, mam nadzieję, że te trzy wystarczą jako reprezentacja przygody.

Po trzech godzinach dotarłem do jakiejś pierwszej polany. To stary "porębniak" porastający od kilku lat rozmaitym krzewem. W sąsiedztwie imponujące sosny!

Te trzy sarny nie dały by się sfotografować, gdyby nie fakt, że kozioł znacznie wcześniej obszczekiwał coś, co go zaniepokoiło. Nie mnie bynajmniej, ale gdyby nie to, w życiu bym ich nie zauważył w tych "chabaziach."
Zresztą sami zobaczcie, jak bardzo nie widać tej trzeciej ;)

W drodze powrotnej, moją uwagę zwrócił dąb przykryty delikatnym całunem śniegu. Wymowność sceny zamroziła mnie w miejscu. Nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że w błagalnym geście wyciąga konary w stronę wciąż rosnących braci! Niemal dało się słyszeć wypowiadaną przez niego prośbę - "podnieście mnie bracia, pozwólcie postać z wami choć chwilę ... "

Puszcza, ileż ona ma odsłon, ileż tu się w jednej chwili wydarza scenariuszy ...

niedziela, 28 lutego 2016

Magiczne miejsce cz.1

Wracam do piątku, ponieważ spędzonych w tym dniu, wieczornych godzin, nie udało mi się zamknąć w jednym poscie.
Już samo wejście do lasu, zapowiadało świetną przygodę. Do pierwszej polany, od samochodu mam nie więcej niż 1,5 km. Ta śródleśna polana ma wiele atutów podnoszących jej atrakcyjność w oczach zwierząt. Z jednej strony ma rozległe bagna, z drugiej łąkę, a na jej ukrytym głęboko w lesie zakończeniu, znajduje się matecznik jeleni. Na granicy matecznika, otwiera się wielohektarowy ols. Są też dwa oczka wodne. Jedno jest babrzyskiem, drugie raczej wodopojem. Oba otoczone tysiącami tropów i śladów.
Przeżyłem na tej polanie dziesiątki spotkań z jeleniami, sarnami, lisami, a mimo tego, że wszędzie są zbuchtowane place, nigdy nie spotkałem na niej dzików. Niestety.
Na skraju tej polany miałem przez dwa lata czatownię. To był czas, gdy spędzałem w czatowniach sporo czasu. Ilość godzin obserwacji uzbierała się więc spora, a dzików ... ani, ani. Ta polana jest również uwielbiana przez żurawie i ptaki drapieżne.


Nie ukrywam, że z takimi wspomnieniami i miłym dla duszy sentymentem zasiadłem w tym, co pozostało po czatowni. Oddałem się wspomnieniom i tak zamyśliłem nad tym wszystkim, że z zadumy wyrwały mnie dopiero dreszcze zimna.


No ale wróćmy na ziemię :)
Wchodzę na wspomnianą polanę i ... ponownie przywitały mnie jelenie.

Tym razem jednak byłem mocno zaskoczony, bo to zdecydowanie nie była pora na taką fantazję, jaką jest posiłek na otwartym terenie. To się niemal nie zdarza.




Nie miałem możliwości uniknięcia zdemaskowania mnie. Innej drogi niż przez polanę, nie ma.
Jak widzicie licówce już "wpadłem w oko", a szpicak dalej nie wie o co chodzi :))

Pozostało mi obserwowanie oddalającej się chmary.

Imponująca ściana lasu.

Wielka Pardubicka dobiega końca :)

Bogate siedliska, tym samym lasy rosnące na żyznych glebach, są atrakcyjne dla wielu zwierząt.


Jest tu wiele hektarów lasów mieszanych, grądów oraz rosnących na podmokłych terenach olsów. Zapewne z tego powodu, kolejny raz w tej okolicy spotkałem łosie (poprzedni post). Musi im odpowiadać sąsiedztwo lasów z dużą ilością pożywienia, a potrzebują go niemało, bo około 50 kg./dobę!

Dodatkową dla mnie atrakcją tego terenu jest porzucone gospodarstwo, które od trzech lat obfotografowuję przy każdej okazji.


Kibicuję tej stodole, trzymam kciuki, by wytrzymała jeszcze chociaż rok. Będzie bardzo smutno bez niej. Uwielbiam jej widok, gdy na ostatnich nogach, wychodzę z lasu.


Podobnym sentymentem darzę opustoszałe siedlisko, na terenie którego znajduje się wspomniana stodoła.
Nie ukrywam, że chciałbym, by było mnie stać na zakup tej nieruchomości. Miałbym wymarzoną bazę wypadową na zdjęcia, a "niefotograficzny" czas upływałby mi na wiecznym remontowaniu rozpadającej się chałupy ... ech :) Odpłynąłem :))

A w sąsiedniej wsi, mam takiego znajomego ;)
Ale chyba wolę sobie nie tłumaczyć tego spojrzenia ha ha aha a


piątek, 26 lutego 2016

Warmińskie łosie.

Dziś słońce robiło co mogło, żeby mnie skusić do wyjścia w teren, więc wyszedłem ... gdy zaszło! :)
Wybrałem się późnym popołudniem, a chmury już szczelnie zamknęły niebo.
To chyba nikogo nie dziwi :)

Pojechałem w swoje stare strony. Dawno mnie tam nie było i chciałem zobaczyć co słychać w "moich kątach".
Na karcie miałem już jelenie i sarny. Coś mnie podkusiło, by mimo zapadającego zmroku, wracać dłuższą trasą. Zdążyłem właśnie pomyśleć jak głupi był to pomysł, gdy zorientowałem się, że coś mi się bacznie przygląda z mojej prawej strony!

Odwróciłem głowę i ... ło żesz ty!!! Dwa łosie, byk i klempa, w odległości kilku metrów ode mnie, stoją jak wryte. Co mi pozostało? Też stanąłem jak wryty! Po chwili ochłonąłem i nie podnosząc aparatu do oka, wywaliłem w ich stronę kilka klatek na tak zwanego czuja, czy też z biodra.

Jak widzicie kadrowanie (to pełny kadr, byłem niewiarygodnie blisko) wyszło całkiem, całkiem.
Nieco gorzej, by nie powiedzieć, że całkowicie do chrzanu poszło z ostrością :)))
Pozostaje mi powiedzieć, że właśnie fotografowałem porosty na gałązce, gdy w drugim planie pojawiły się łosie ...

Uciekły!
Znaczy się, również ochłonęły i zrobiły co mogły, najlepiej jak umiały ... czego nie mogę powiedzieć o sobie :)))

Nie mam zwyczaju tanio oddawać skóry, postanowiłem je dojść, Doszedłem. Kosztowało mnie to brodzenie po bagnie i litry wylanego potu.


W przeciwieństwie do jeleni, nie wyróżnia się w przypadku łosi klas wieku. W przypadku samców tego gatunku, różnice morfologiczne wynikające z wieku, nie są tak oczywiste i precyzyjne jak u jeleni. Ten byk, to szóstak, tzw. badylarz. Mam za mało doświadczeń z łosiami, by starać się zgadnąć ile dokładnie lat ma ten jegomość, sądząc jednak po ogólnej tężyźnie, wielkości brody, kłębu i sposobu noszenia głowy, oceniłbym go na 3 lata. Jeżeli ktoś z Was ma wiedzę, by to zweryfikować, serdecznie proszę.





Po krótkich negocjacjach ( ;) ) zgodziła się podnieść kończynę i zaprezentować ogromne i specyficznie wyprofilowane racice, pozwalające przy takim ciężarze, poruszać się po grząskim terenie. Poduszki racic podnoszą się w stronę środka, tym samym nie pozwalają na zapadanie się.
Czy wiecie, że pomiędzy racicami łosia znajdują się gruczoły zapachowe? Ich trop ma tym samym silną i charakterystyczną dla każdego osobnika woń. Łosza dzięki temu bardzo łatwo odnajduje swoje młode! Oczywiście byk w ten sam sposób szuka rujnej klempy! Natura jest zachwycająca :)

A na zdjęciu poniżej ... widzicie jak ona na mnie patrzy?!? Wpadlibyście na taki pomysł? :)))
To spojrzenie dookólne! ;)



środa, 24 lutego 2016

Stosunki ...

Nad moim miastem pojawiło się dziś słońce. Od początku było jasne, że to tylko "dziura", a nie długotrwałe rozpogodzenie. Nie zmieniło to faktu, że postanowiłem wyrwać się w teren. Uznałem, że nawet gdy okaże się, że to nie miało większego sensu, warto oderwać się na chwilę od codzienności.
Przewalały się nad Warmią ciekawe chmury, więc sytuacja nie była beznadziejna.

Początek wyprawy zapowiadał się interesująco, słońce cudownie malowało plany.

Przekroczyć linię ...  :)

Symetria jest estetyką idiotów. No dobra, tym razem się godzę na chwilowe bycie idiotą. :)

Już po chwili słoneczna pogoda była wyłącznie wspomnieniem. Wiał zimny, mocny wiatr, padał śnieg, było jasne, że żadne przytomne zwierzę się nie pojawi. Wszedłem do matecznika, by schronić się na chwilę. Ofuknęła mnie locha, ale nawet jej nie widziałem w gęstwinie modrzewiowych gałęzi.
Najważniejsza obserwacja dnia jest taka, że poziom wód śródpolnych zbiorników podnosi się. Powoli, ale wraca do kondycji sprzed dwóch-trzech lat.

Tego na przykład akwenu w zeszłym roku nie było w ogóle! Dwa lata wcześniej było tu gniazdo łabędzi niemych i przebywało mnóstwo kaczek. W zeszłym roku pozostał po zbiorniku tylko dół torfowy.
Cieszę się, że choć dalekie od ideału, stosunki wodne na terenie Warmii, poprawiają się. Najbardziej interesuje mnie rozlewisko w Dziuchach, które było od lat cudownym miejscem żerowiskowym i lęgowym dla wielu gatunków ptaków. Kąpieliskiem jeleni oraz wodopojem i babrzyskiem dla dzików. W zeszłym roku ... wyschło. Niestety nie odbudowuje się. Jest wciąż całkowicie wyschnięte. Mocno trzymam kciuki za to rozlewisko. Jest wyjątkowe! Właściciele twierdzą, że co ileś lat tak się tam dzieje. Uspokajają, że prędzej czy później wróci do swojej świetności. Oby jak najszybciej!


Od jakiegoś czasu stosunki wodne na Warmii są naruszone. Próbowałem tym problemem zainteresować ówczesnego dyrektora RDOŚ w Olsztynie, Pana Mordasiewicza ... bezskutecznie! Za jedną z przyczyn uważam niezwykle skrupulatne oranie gruntów do granicy oczek wodnych i zbiorników śródpolnych. W tym procesie likwidowane są remizki i roślinność okalająca te zbiorniki. Lustro wody traci naturalną ochronę przed gwałtownym odparowaniem. Przeorana ziemia również przyspiesza parowanie. Wiadomo, Unia płaci za każdy zaorany metr, a chłop żywemu nie przepuści ... czy jakoś tak. Naruszenie stosunków wodnych jest bardzo niebezpieczne środowiskowo i może być wywołane czynnikami naturalnymi jak i być skutkiem działalności człowieka. W przypadku tego drugiego, rozstrzyganie prawne jest bardzo trudne.Wszczęcie postępowania jest możliwe wyłącznie w przypadku łącznego spełnienia dwóch przesłanek: dojścia do zmiany stanu wód oraz szkodliwego oddziaływania tych zmian na grunty sąsiednie. Taka sytuacja, czyli możliwość oceny takiej zmiany, niemal nie może zajść, a przynajmniej nie wyobrażam sobie możliwości stwierdzenia tego typu skutków.
Ach, to tylko taka dygresja. Ta sprawa spędza mi jednak sen z powiek. Szukam metody załatwienia tego problemu na poziomie ustawowym. Jeżeli ktoś z Was ma pomysł, zapraszam!

Gdy wracałem, niebo wydało mi się niesamowite. Niebieskawy odcień nad horyzontem był niecodzienny. Zastanawiałem się, czy uda się to pokazać. Udało się:)



poniedziałek, 22 lutego 2016

Forest znaczy las!

Wracam do zimy jednodniowej, czyli do soboty. Zakładam nawet, że macie dość zimy, bo nadlatujące zewsząd symbole wiosny, budzą w nas oczekiwanie najpięknijeszej pory roku. Mam nadzieję jednak, że ten powrót do zimy zostanie mi wybaczony. Pomijając moje osobiste preferencje, ta sobota była w jakiś sposób wyjątkowa. W poprzednim poscie nijak nie wyczerpałem tematu.
Las i okolice tego dnia, okazały się ogromną ilością gigabajtów, których nie mogłem nie wprowadzić na kartę aparatu.

Wszystkie leśne zdjęcia powstały w części drzewostanów nasiennych. Niestety patrzycie na fotografie, które właśnie stają się archiwalnymi. Ta część Puszczy przeznaczona jest wkrótce do wycięcia. Wiek tych drzew osiągnął maksymalny pułap, powyżej którego nie nadają się do dalszej eksploatacji jako źródło materiału nasiennego.









A na zdjęciu poniżej, zdążyłem utrwalić efekt upadku konaru dębu, który ułamał się pod ciężarem śniegu.
Szedłem najcichszym lasem jaki pamiętam. Powrót zimy "wyłączył" ścieżkę dźwiękową z głosami ptaków. Słyszałem tylko dźwięk zgniatanego moimi butami, mokrego śniegu. I nagle z wszechobecnej ciszy wyrwał mnie trzask pękającego z łoskotem konaru. Błyskawicznie podniosłem aparat do oka. Zdążyłem jeszcze uchwycić wywołaną upadkiem mikrośnieżycę. Gdy konar uderzył o ziemię, miałem wrażenie, że drgnęła. Tuman śniegu poderwał się w górę. Niezapomniane przeżycie.


Wszędzie było po prostu dziewiczo. Ponowa ma tę wyjąkową zaletę. Bycie wtedy w lesie, jest nie do przecenienia. I nie chodzi o kolejne porównanie do czytania książki bo to jest bardziej jak jej pisanie. 

Opuściłem las. Ale nie żałowałem. Każda odsłona Warmii wydawała mi się warta uwiecznienia.



Piorun wyrzeźbił w tym drzewie ponure ale inspirujące kształty.


 Chętnie tu wracam. To Warmia, jaką kocham.



A post chcę zakończyć zdjęciem ... no właśnie! Gdy je robiłem, żałowałem, że mam założony szeroki obiektyw. Teraz nie żałuję.


I tak miał się zakończyć post i sobotnie spotkania z przyrodą. Wróciłem do domu. Usiadłem zmęczony jak diabli i przechłodzony. Zaparzyłem herbatę ... telefon!
Zadzwonił Piotrek R. serdeczny kumpel, leśnik, mieszkaniec Puszczy. Forest - szczeniak gończaka słowackiego, zginął w lesie. Pies jest chory na przypadłość neurologiczną. 
Jakby co, więcej tu: https://www.facebook.com/Forest-na-Warmii-1164652570230765/?ref=ts&fref=ts

Po 30 minutach byłem u Piotra. Rozpoczęło się otrapianie, nawoływanie, wabienie. Poszliśmy po świeżym tropie. Śnieg niestety znikał w oczach. Momentami traciliśmy tropy z oczu. Było późne popołudnie. Każdy z nas wiedział, że za dużo czasu nie mamy, ale nikt tego nie wypowiedział.
Trop urwał się ... wsiedliśmy w samochód i podjechaliśmy kawałek. Okazało się, że intuicja nas nie zawiodła. Piotr "złapał" trop! Poszedł po psa jak po sznurku :) Udało się!
Gdy wejdziecie na podany adres, obejrzycie film z momentu spotkania Foresta.
Nie był specjalnie spanikowany ... Forest, znaczy las! ;)


Zanlazł się blisko tego pięknego dębowego lasu. Co za miejsce! Ma gówniarz gust :)

Gdy wracałem (po raz drugi) do domu, miła niespodzianka:

Ktoś widzi ile ich jest? :)