sobota, 31 października 2015

a to ci niespodzianka!

Nie sądzicie chyba, że z jakiegoś powodu nie poszedłem dziś do lasu?!?
Co to, to nie! Poszedłem, a jakże!
Dziś cel był w zasadzie jeden - odbudować jedną z zeszłorocznych czatowni. Postanowiłem to zrobić, ponieważ miejsce jest wyjątkowe. Bardzo dużo obserwacji, mnogość gatunków, działo się tam zawsze, a i droga do czatowni jest wyjątkowo piękna.

Dzień zaczął się mroźnie, oj mroźnie.

Do lasu wchodziłem w takich oto warunkach. W zasadzie zima Panie Premierze! Tfu, Pani Premier!
Ale nie będę prawił o polityce, bo i o czym tu gadać. Najwyżej wyjdzie szydło z worka i już.

Poszedłem przed siebie. Niestety dawno w tej części lasu nie byłem i okazało się, że jego część zniknęła! Na świeżej, jeszcze pachnącej żywicą, polanie pozrębowej zobaczyłem to co najbardziej lubię widzieć :)


Gdy ponownie wracała do śniadania, podchodziłem kilka kolejnych kroków. Póki co, wiatr mi sprzyjał.


W pewnym momencie, odległość okazała się zbyt mała. Wiatr zakręcił i spojrzeliśmy sobie w oczy.
Z tym, że ona wymownie!


Ta bliskość na otwartym terenie, była ponad jej wytrzymałość.


Dopiero w domu, oglądając zdjęcia, zauważyłem, że nie była sama.


Odprowadziłem je wzrokiem i poszedłem w stronę czatowni.

W odległości kilku metrów od czatowni, zauważyłem chmarę jeleni. Niby wszystko prawidłowo, starszy byk oprócz łań, "prowadził" chłysta. Tylko, że tym razem za chłysta robił szpicak, a ten starszy, sam powinien "robić za chłysta" przy znacznie starszym byku!

Nie mogłem ich inaczej podejść, niż niestety płosząc je. Tym razem ani wiatr, ani topografia terenu, nie były po mojej stronie. Zdążyłem zrobić odchodzące towarzystwo, a ponieważ robiłem je z pomiędzy świerków, wyszło ciekawie.

Gdy dobrze się przyjrzycie, zauważycie, że zatrzymały się pod ścianą lasu i sprawdzały, co je spłoszyło. One tam są, na tym zdjęciu - serio :)))

Odbudowałem czatownię, wyłożyłem zanętę, żeby zacząć przyzwyczajać towarzystwo i poszedłem w las. Poniżej kilka spostrzeżeń z tego euforycznego dzionka, pełnego pozytywnej energii i zapału, bo takie i tylko takie odczucia mi towarzyszyły.






A nawet gdy słońce było już wysoko, mgły wciąż penetrowały zakamarki lasu ...


Bardzo się cieszę, że uruchomiłem kolejną czatownię. To jedna z lepszych moich miejscówek. Na polanę, którą mam przed czatownią może w zasadzie zalecieć i podejść dosłownie wszystko!
Oby ta zima była pod tym względem podobna do poprzedniej. W końcu za trzy i pół miesiąca przylatują żurawie! ;)


czwartek, 29 października 2015

widziałem to wszystko jak przez mgłę ...


Do mglistej Puszczy ...

Mgłą spowity dziki lesie,
zdradź mi swoją tajemnicę,
weź pod kołdrę mokrą wiecznie, 
szepnij co ten spektakl mi przyniesie?

Być tu z tobą gdy wiatr milknie, 
patrzeć pilnie nic nie widząc,
wyobraźnią karmić duszę, 
zanim wszystko znowu zniknie!

"Leśny"









poniedziałek, 26 października 2015

gdyby nie poniedziałek ...

Gdyby nie dzisiejszy poniedziałkowy poranek, nie wiedziałbym, że w niedzielę było aż tak ponuro!
Ale to już Tomasz z Akwinu zauważył, że zło jest brakiem dobra, nie będę się zatem powtarzał.
Najwyraźniej w niedzielę, gdy szedłem przez pochmurny, zimny i deszczowy las, nie przypomniałem sobie tego filozoficznego wątku. Nie mogłem sobie przypomnieć, bowiem szło mi się akuratnie, a mijający czas uważałem za szczególnie udany. Dopiero gdy dziś rano zobaczyłem słońce, przypomniałem sobie, że może być piękniej ...

Podobnie jak w sobotę, powitała mnie łania. Tym razem czmychająca dla odmiany.


Aż dziwne wydało mi się, że przy tej skromnej ilości światła, atomy tworzące to piękne zwierzę, nie miały tendencji do jej opuszczania ... łani tej.
Jej korpuskularno-falowa natura, tym razem okazała się bardziej korpuskularna niż falowa. Cokolwiek to znaczy ;)

Po drodze, w zamglonej oddali, zauważyłem dorosłego bielika. Pomyślałem, OK, skoro  mimo pogody penetrują okolicę, idę do czatowni.



Najpierw, klasycznie ... sójka!



Później przyszedł jakiś okrutnie zimny podmuch i trwał dobre dwie godziny. Wilgotne, zimne powietrze przeszywało ażurowe ścianki czatowni. Myślałem, że już tam zostanę. Mimo chłodu, zaleciał jeden czarny patrolowiec :)
Aż chciało się krzyknąć WIĘCEJ ŚWIATŁA !!! ... ale to tez już ktoś powiedział.



Musiałem wyjść z ukrycia. Przypomniała mi się akcja społeczna p.t.
"Złota rączko, wyjdź z ukrycia!" :)))

No i wyszedłem.

 Widoki na chwilę przed ulewą ... fajnie!

 Tę mozaikę dedykuję Pani Ewie R., bo przecież wiadomo, że sam z siebie nie robię takich rzeczy ;)

Tym razem relacja kolorystyczna jesiennego modrzewia i modraszki (sorki za jakość) rzeczywiście spodobała mi się. Te same kolory na dwóch tak różnych organizmach. Chyba, że czegoś nie wiem o modrzewiach i gdy nie widzę tego ... latają! ;)

Miałem dość. Przemarzłem niemal bezinteresownie, bo ilość i jakość obserwacji, tym samym zgromadzonych zdjęć, jakoś mnie nie porwała w stronę  euforii.

W drodze powrotnej wykonałem tzw. "jesienny pejzaż deszczowy z myszołowem".
Tzw. bo go tak nazwałem - wyjaśniam, żeby ktoś nie pomyślał, że to coś znanego, tym bardziej ważnego! :)))!


Potem kolejny.

 Mam nadzieję, że doszukacie się w tej scenie czegoś ckliwo-romantycznego, czegoś co spowoduje, że pomyślicie ... chciałbym/ałabym być tam w tym momencie.
Nie chodzi mi o zdjęcie, tylko ... aaaach, no wiecie! :)

Ogólnie było jakoś tak ... jak w smutnej bajce, ale to właśnie było fajne tym razem.

Mijałem wieś, aparat miałem już dawno wyłączony. Odruchowo spojrzałem w stronę dawnego PGR-u. Aż zawróciłem! Na terenie wsi, w obrębie PGR-u wypasały się sarenki.
No wiecie, mogłem tak to skadrować, że nie byłoby wiadomo, że to teren wsi. Ale uważam, że właśnie pokazanie tego faktu ma sens. To jest interesujące, 20 metrów od sarenek, jeżdżą samochody, w tym, na szczęście .. mój :) 





sobota, 24 października 2015

niedobory!

Taka sytuacja ... w Puszczy, którą będę pisał z dużej litery, bo po pierwsze chodzi mi o konkretną Puszczę, sami wiecie jaką, ale przede wszystkim z szacunku do Niej. Niej również będę pisał ... eeee, wiadomo ;)

Dygresja językowa spowodowała (jak zwykle) porzucenie wątku podstawowego, który zaczął się od "taka sytuacja ...".
Sytuacja była taka, że ta moja kochana Puszcza, dziś miała niedobory żywych elementów.
Tym samym do mikro i makroelementów, dorzucamy jeszcze żywe elementy.

W pierwszym bokserskim kroku powitał mnie niezwykle miły element, a nawet elementka.

Czy mogłem wymarzyć lepszy początek? Nie!
Czy taki początek mógł obudzić najgłębsze nadzieje, że to będzie super wyprawa? Tak!

Wykonałem onej elementce serię poruszonych zdjęć oraz ze dwa, maksymalnie trzy ostre, w tym jedno, gdy się odrwóciła! Czyli wszystko zgodnie ze statystyką. Szczególnie gdy robi się ISO 640 i 1/50 sek.

Ale przy okazji tego zdjęcia zadumałem się nad niezbyt codziennym fartem, który tym razem polegał na tym, że ta urocza łania wyszła na drogę akurat w najjaśniejszym miejscu. To się prawie nie zdarza. Mi się nie zdarza. Tym bardziej pomyślałem, że będzie czadowo. Nie było!

Całą drogę niosłem w plecaku wybitnie śmierdzące fragmenty kurczaka. To były elementy zdecydowanie martwe. Oceniając ilość cząstek smrodu, które konsekwentnie, wręcz nachalnie, opuszczały mój plecak, mogę jednozancznie powiedzieć, że martwość tych elementów była bardzo zaawansowana. Tzn. mogłem być pewny, że ta kura już nie ożyje, bo w postaci smrodu, chyba znaczna jej część opuściła mój plecak i krąży gdzieś nad Puszczą. To w sumie ciekawe, że ona po śmierci lata znacznie lepiej niż za życia :)

To co zostało z martwego elementu wypadło mi klasycznie przed czatownią. Największym sukcesem jakim mogę się pochwalić są odsłuchane głosy kruków, orlików krzykliwych i sójek.

I który z tych gatunków zaszczycił mnie obecnością? ... sójka!
Oczywiście sójka! Niby dlaczego miałby usiąść na przykład orlik??? Przecież miałem orliki ponad rok temu, po co więcej.
A sójka, oooo, sójka to co innego! ... jest kolorowa :)

Chciałbym pokazać te kolory rzecz jasna, ale w tym dniu już raz łania stanęła w oświetlonym miejscu, więc tego dnia nie mogłem już na nic więcej liczyć. Usiadła w cieniu!

Prezentuję to zdjęcie mimo wszystko z nieukrywaną satyfą, bo kolorystyka całości i w ogóle. Szczególnie to w ogóle mnie ujęło :)

p.s.
tych moich dziwolągów językowych nie wrzucam między cudzysłowy, wierzę, że już się przyzwyczailiście :)

czwartek, 22 października 2015

dzięciołowe cuda Panie!

Tym razem mniej literacko, bardziej edukacyjnie ;)

Tak naprawdę chcę pokazać głównie pierwsze zdjęcie. Opisywałem w starszym poscie kuźnię dzięcioła dużego. To mogą być wykute szczeliny, naturalne "imadła" w złamanym konarze lub jak widać w tym przypadku, szczelina między skorupami kory sosnowej po lekkim liftingu. Dzięcioł, gdy uzna, że dana szczelina ma potencjał, rozkuwa jej brzegi, tak, by dało się ściśle wpasować szyszkę.
To zdjęcie doskonale ilustruje, jak dzięcioł, w tym przypadku samica, korzysta z tego narzędzia.

Zdjęcia poniżej ilustrują również, jaką podporą dla dzięcioła w czasie pracy, są szczególnie twarde i sztywne sterówki, czyli pióra ogona. Kiedy uświadomimy sobie z jaką siłą dzięcioł uderza dziobem, musimy zdać sobie sprawę, że na sterówki działają również spore naprężenia. Oczywiście większość impetu jest amortyzowana przez pracę chwytnych kończyn, ale ciężar ciała spoczywa głównie na ogonie.

Aby się nie rozpisywać na temat niezwykłej budowy anatomicznej, szczególnie kości gnykowych i czaszki, zachęcam do lektury pod tym adresem: http://www.inteligentny-projekt.pl/old/index.php?option=com_content&view=article&id=193&Itemid=213

Anbeliwibel! ;)

 Samica w trakcie rozkuwania szyszki. Dzięcioły korzystają wielokrotnie ze swoich kuźni, więc takie miejsca łatwo jest znaleźć. U podstawy drzewa leży mnóstwo łusek po rozkutych szyszkach i trzony szyszek.

 Samiec w silnie kontrującym świetle, szukający larw pod korą młodych drzew okalających malownicze bagno.

Poniżej młode osobniki baraszkujące na terenie lasu sosnowo-świerkowego w średnim wieku.





poniedziałek, 19 października 2015

w deszczu i mgle oddałem się iściu bezmyślnemu ...

Do lasu wchodziłem w pałętającym się tu i ówdzie półmroku. Mrok w czasie zanikania korzysta z takiej właśnie formy pośredniej - półmroku. Ta uparta i waleczna gadzina pełza w zacienionych zakątkach, skrywa się pod liśćmi i między drzewami. Jest zaskakująco konsekwentna i nawet gdy niebo już wyraźnie przejaśnieje, potrafi zaskoczyć w najmniej oczekiwanym momencie.

Tu jeszcze ISO 1250 ale w zamyśle nie było żadnych szczegółów więc nie ma sprawy, cyk!

Zawsze, od lat, bez względu na stan oswojenia, gdy idę półmrocznym lasem, lubię zobaczyć światełko w tunelu :)

Droga, którą idę ... . Wchodzę w jaśniejszą część lasu, niebo też nieco przejaśniało, wiedziony powiewem optymizmu przestawiam czułość matrycy na ISO 500. To najczęściej obowiązująca wersja w lesie, więc uznaję, że nie jest źle.
Ciągle pada, ale na szczęście też, ciągle jest mgliście. Pies Baskerwilów miałby pełne zęby roboty ;)
Niestety polana uprawowa skończyła się ... do łask przychodzi ISO 800!


Zamiast wspomnianego psa, ze ściany lasu wychynął ... eee nic takiego, ojejej, wychynął, bo wychynął!
Nie mam z tym nic wspólnego, niczego nie podchodziłem, nie miałem zamiaru, sam mi ... wychynął!!!
Niestety czułem, że jego wychynięcie nie jest oderwane od rzeczywistości, której na imię chmara!


Za moment wychynął kolejny ...


... potem one ...


... po chwili tenże postanowił się powtórnie wchnąć w las.

Zabawa trwała, zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć, ale dziś przecież nie jest o ... sami wiecie kim!

Zostawiłem za sobą sami wiecie kogo i delektowałem się widokiem moknącego lasu.
Przyznać muszę, że to był jeleń, ... przepraszam! - jeden z najpiękniejszych spacerów ostatniego czasu.
Właśnie dlatego, że dałem sobie wolne od konieczności fotografowania zwierzęcia w jakiwjkolwiek postaci, że mogłem tak poprostu oddać się bezmyślnemu iściu i iściu przed siebie i fotografowaniu wszystkiego i niczego. Taka odmiana wagarów.

Postanowiłem tym samym zabrać Was na spacer drogą, którą szedłem, po prostu.
To świetna okazja by zobaczyć las w deszczu. Niezwykle mistyczny i emocjonalny widok.








 Te świecące niczym na Pandorze (Avatar) turzycowate trawy, wyznaczały drogę do ... do ... chyba do "kądś". Tak mówią, że są drogi, które prowadzą dokądś. Nigdy do kądsia nie dotarłem, nie wiem jak kądsia rozpoznać, ale droga wygląda jak wyżej! Nawet w tak pochmurny, ciemny dzień, jest pełna światła i nadziei.




Nie mam nic przeciw takiej pogodzie. W lesie byłem sam. Nikt normalny przecież nie łazi w deszczu po lesie! ;)

p.s.
wszystkie dziwne i dziwnie napisane wyrazy, zostały użyte świadomie i na koszt autora;)
przecież wiem, że nie oddałem się bezmyślnemu iściu, tylko ... marszu bezmyślnemu! ;)